Blogrys

Powrót Bucarama

Czytasz starą notkę zaimportowaną z WordPressa. Niektóre elementy układu stron – w szczególności rozmiary i zakotwiczanie ilustracji oraz światło – mogą pozostawiać sporo do życzenia. Gdzieniegdzie wyparowały też multimedia, w szczególności zagnieżdżone wideo z YT.

jacchigua

Lubię stereotypy. Bywają złośliwe, ale zazwyczaj okazują się statystycznie prawdziwe. Często oferują wytrych do zrozumienia nowej sytuacji. Oczywiście, wytrychem można uszkodzić zamek – stereotypy potrafią wyrządzić drugiej osobie krzywdę, zaprowadzić nas na manowce uprzedzeń. Jednak tak jak w rękach zdolnego ślusarza wytrych staje się po prostu uniwersalnym kluczem, tak w głowie powściągliwego outsidera stereotyp otwiera cudzą mentalność. Bo czyż to nie prawda, że Polacy są pomysłowi? Że Niemcy są dobrze zorganizowani? Że Wietnamczycy są pracowici? Że Norwegowie są uczciwi? Stereotypy, jak widać, nie muszą być wcale negatywne.

Z czym kojarzy Wam się Ameryka Łacińska? Ze zmysłowymi melodiami i politycznym burdelem? Słusznie.

Ekwadorskie stacje radiowe puszczają głównie muzykę latynoską w przeróżnych odmianach: od starych, pięknych tang, przez latino pop, po rozhulaną technocumbię. Klasycznego, zachodniego popu i rocku jest w eterze jak na lekarstwo. Miłośnicy trójkowego Topu Wszech Czasów umarliby tam po tygodniu na soniczny szkorbut.

Naród ekwadorski jest roztańczony. Byłem na kilku znakomitych (darmowych!) koncertach i zdumiało mnie, że w ich kulminacyjnych momentach cała sala podnosiła się, by potańczyć między fotelami; indywidualnie, w parach, grupowo. Kto tak rozgrzewał publiczność? Shakira? Enrique Iglesias? Nie. Mowa o koncercie jubileuszowym orkiestry miejskiej oraz koncercie klasycznej kolumbijskiej muzyki rozrywkowej w wykonaniu filharmonicznym. Testoviron naśmiewa się do rozpuku z Polaków, którzy w takiej sytuacji siedzieliby jak drewniane kołki z gniewnie zaciśniętymi ustami.

Czasami taniec stanowi istotę spektaklu. Zachwycił mnie występ folklorystycznego baletu Jacchigua prezentującego we wspaniałej oprawie kostiumowej kilkanaście tradycyjnych tańców z różnych rejonów Andów. „Dlaczego wam to się podobało?”, pytał nas retorycznie ze sceny menedżer zespołu, niewidomy Rafael Trajano Camino Collantes, i od razu odpowiadał: „Podobało wam się, bo było piękne!”.

Kultura pręży muskuły, chociaż (ponieważ?) piractwo kwitnie. Nie widziałem w Ekwadorze ani jednego sklepu z legalną muzyką i filmami: żadnego „Empiku”, żadnego „Platekompaniet”, żadnego „hmv”, nawet w stołecznych galeriach handlowych. Odwiedziłem za to kilka sklepików, które przy głównych ulicach w biały dzień prowadziły ostentacyjną sprzedaż pirackich płyt elegancko zapakowanych w pudełka z kolorowymi okładkami z charakterystycznym przebarwieniem typowym dla starszych modeli atramentówek.

(W Łodzi w dzieciństwie biegaliśmy do żółtego pawilonu i za ciężko zaoszczędzone pieniądze kupowaliśmy gry na PSX-a. Pewnego dnia wąsaty pan zwinął interes. A jego koledzy po fachu za Atlantykiem nadal prosperują.)

chimborazo_Frans_Peeters Chimborazo, „Wielka Śnieżna Góra” w języku keczua. Najwyższy szczyt Ekwadoru (6263 m n.p.m.), który ze względu na równikowe położenie okazuje się najdalej położonym punktem powierzchni Ziemi względem jej środka. Autorem zdjęcia jest Frans Peeters (Flickr, CC).

Walka z piractwem nie w głowach rządców Ekwadoru. W tamtejszej polityce trwa klasyczny konflikt lewicy z prawicą. Ta pierwsza schlebia biedniejszej warstwie społeczeństwa: chce podwyższyć podatki (wyższej) klasie średniej, uszczuplić burżuazyjne oszczędności i kapitał, zainwestować w infrastrukturę oraz instytucje publiczne. Ta druga – wprost przeciwnie, bo składa się ze zwolenników twardego neoliberalizmu. Obie frakcje próbują oczywiście uszczknąć przy okazji coś dla siebie.

Obecnie przewagę w Ekwadorze ma lewica. Po socjalistycznym prezydencie Rafaelu Correi, który rządził przez okrągłe dziesięć lat – coś zupełnie niesłychanego zważywszy na niestabilność polityczną regionu – nastała epoka jego partyjnego kolegi Lenína Moreno, który pokonał w wyborach prawicowego Guillermo Lasso i jest obecnie bodajże jedynym prezydentem na świecie poruszającym się na wózku inwalidzkim (postrzelono go dawno temu podczas rozboju). Przeżujcie to powoli: w Ekwadorze w ostatnich wyborach prezydenckich zażarty bój na głosy stoczyli inwalida-socjalista Lenín z kapitalistycznym Lassem. A my ekscytowaliśmy się swojego czasu walką Kaczora z Donaldem!

Partia wepchnęła Morenowi na stołek wiceprezydencki Jorgego Glasa, który pełnił tę funkcję także przy Correi. Nowo wybrany prezydent odciął się jednak publicznie od swojego wice, ponieważ tamten zamieszany był w olbrzymią, brazylijską aferę korupcyjną, dzięki której stan jego konta urósł w krótkim czasie o kilkanaście milionów dolarów. Correo i partia w odwecie zaatakowała Lenína. Moreno wraz ze zwolennikami tę bitwę wygrali. Glasa usunięto, na stanowisku zastąpiła go czterdziestoletnia María Alejandra Vicuña. Eks-wiceprezydent usłyszał zaś wyrok sześciu lat pozbawienia wolności, który odsiaduje w areszcie domowym w swojej luksusowej posiadłości.

Niewykluczone, że w odsiadce towarzyszy mu tata skazany w 2015 r. na dwie dekady więzienia za wielokrotne zgwałcenie trzynastolatki. On był wtedy dyrektorem szkoły, ona uczennicą. Dziewczynka zaszła w ciążę, ale najprawdopodobniej nigdy nie zobaczy nawet kawałka jednego alimentu.

A Wy narzekaliście na kreacjonistyczne poglądy ojca Giertycha!

Zajmująca jest też historia Abdali Bucarama, urodzonego w Guayaquil syna libańskich uchodźców, piłkarza, nauczyciela wuefu, płotkarza, komendanta policji, prezesa klubu sportowego, miłośnika krowich żołądków, piosenkarza, prawnika i polityka, który w sierpniu 1996 r. został na pół roku prezydentem Ekwadoru. Ludzie przezywali go „El Loco” – „Wariat” – ale łaskawy Abdalá nie miał nic przeciwko przydomkowi. Pewnie dlatego, że kryło się w nim ziarno prawdy…

guayaquil_zen_voyager Guayaquil, największe miasto Ekwadoru i główny port handlowy. Mieszka tutaj prawie dwa i pół miliona ludzi. Autorem zdjęcia jest Zen Voyager (Flickr, CC).

Skrajny, chaotyczny neoliberalizm prezydenta Bucarama spowodował masowe protesty w Ekwadorze. Parlament uznał głowę państwa za umysłowo chorą i pozbawił urzędu. Abdalá prysnął za granicę z dużą ilością pieniędzy; schronienie znalazł w Panamie, która udzieliła mu politycznego azylu. W zeszłym roku zarzuty się przedawniły. Bucaram powrócił do rodzinnego miasta prywatnym samolotem i zapowiedział, że rychło wytoczy ekwadorskiemu rządowi proces, zażąda wielomilionowego odszkodowania. Prezydent Moreno udobruchał go synekurą w spółce energetycznej. A my piętnujemy skromne kumoterstwo w polskich instytucjach!

Mówi się, że socjaliści pod przewodnictwem Morena zamierzają w przeciągu paru lat wycofać gotówkę i zastąpić ją całkowicie elektronicznymi transakcjami. Tak jak wymiana sucres na amerykańskie dolary w 2000 r. była zapewne prawicowym przekrętym służącym (przy okazji) wyższej klasie średniej, tak skasowanie papierowych pieniędzy będzie zapewne lewicowym przekrętem służącym (przy okazji) biedniejszej części społeczeństwa. What goes around, comes around.

Nie myślcie sobie, że polityczny cyrk trwa tylko w Ekwadorze. Gdzie indziej bywa gorzej. Na przykład w Peru rządzi obecnie prezydent o swojskim nazwisku „Piotr Paweł” Kuczyński, notabene kuzyn reżysera-nowofalowca Jeana-Luca Godarda. Kuczyński także umoczony jest po szyję w brazylijskie przekręty budowlane. W grudniu przetrwał próbę impeachmentu. Dwa dni później, w Wigilię, uniewinnił schorowanego Alberta Fujimorę, Japończyka z pochodzenia, który rządził Peru przez całe lata dziewięćdziesiąte. A za co siedział? Za takie tam drobnostki. Jego szwadrony śmierci troszkę sobie pomordowały i poporywały; nieżyczliwi twierdzą też, że Fujimora ponosi współodpowiedzialność za ludobójstwo Indian. Czego to podli ludzie nie wymyślą.

Nie chcę, by notka wybrzmiała na cynicznej, politycznej nucie. Zakończę ciekawostką kulturalną. W Ekwadorze zdezorientowały mnie księgarnie. Dłuższą chwilę – to znaczy kilka tygodni – zajęło mi zrozumienie, że w tym rejonie świata na rynku książkowym bieguny ilościowy i jakościowy są najwyraźniej zamienione miejscami.

W Polsce czy Norwegii na księgarnie stosunkowo łatwo się natknąć, lecz zazwyczaj promują beletrystyczny chłam w kolorowych okładkach. W Ekwadorze sytuacja przedstawia się zgoła inaczej: księgarni jak na lekarstwo, ale jeśli już się jakaś znajdzie, to natrafimy w środku na dużo literatury pięknej oraz fachowej. I nie mówię tu wcale o zakurzonych antykwariatach upchniętych w ciemnych zaułkach, tylko o przestronnych, jasnych przybytkach umiejscowionych nierzadko w centrach handlowych.

W jednym takim miejscu zadziwiła mnie półka z polecankami, na której zaszczytne miejsce zajmowały eseje Pierre’a Bourdieu. Tubylcy wiedzą doskonale, że ich państwem rządzi również kapitał społeczny.

P1110718 Papallacta jest wioską leżącą o godzinę drogi samochodem od Quito. Słynie z gorących źródeł.

P1110720 Za cztery dolary od osoby można byczyć się przez wiele godzin w kilku basenach. Ośrodek w ciągu tygodnia jest prawie pusty, gdyż mieszkańcy Quito jeżdżą tam zwykle w weekendy. Okalające Papallactę soczyście zielone góry zapierają dech w piersiach.

P1110715 „Maskotom”, czyli pieskom i kotkom, wstęp do papallactańskich term surowo wzbroniony.

P1110714 Google Translator zawiódł w ostatnim punkcie. „Zabrania się wstępu mieszkańcom Państwa Etylowego”. Przez dłuższą chwilę zastanawiałem się, co to za państwo i dlaczego właściwie Papallacta ma z nim na pieńku.

Julio_Martinich-1 A to już Otavalo, miasteczko, które co sobotę zamienia się w gigantyczny targ. Sprzedaje się tutaj głównie – ale nie tylko! – wyroby tekstylne. Autorem tego zdjęcia jest Julio Martinich (Flickr, CC). Ze zrozumiałych powodów nie braliśmy ze sobą aparatów.

Josh_Kellogg-2 Warzywa na otavalskim targowisku.

Josh_Kellogg Przyprawy? Proszę bardzo. Autorem tego i powyższego zdjęcia jest Josh Kellogg (Flickr, CC).

Christian_Perez Autorem zdjęcia jest Christian Perez (Flickr, CC).

Kevin_Rheese Mieszkanka Otavalo. Autorem portretu jest Kevin Rheese (Flickr, CC).

____________________
W nagłówku wykorzystałem fragment zdjęcia wykonanego podczas przedstawienia Jacchigua w 2004 r. przez pdvos (CC, Flickr).