Wprowadzenie do wojny domowej
polityka ::: 2017-02-27 ::: 680 słów ::: #566
Czytasz starą notkę zaimportowaną z WordPressa. Niektóre elementy układu stron – w szczególności rozmiary i zakotwiczanie ilustracji oraz światło – mogą pozostawiać sporo do życzenia. Gdzieniegdzie wyparowały też multimedia, w szczególności zagnieżdżone wideo z YT.
Źle się dzieje na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej. Sześć lat temu Arabska Wiosna wytrąciła rejon z autokratycznej równowagi nie przynosząc w zamian nic dobrego. Tamten obszar świata nie słynie co prawda ze spokoju, lecz tak kiepsko nie było od czasów inwazjii mongolskiej sprzed ośmiuset lat.
Wszystkich problemów nie sposób nawet wymienić na jednym oddechu. Przede wszystkim, w Iraku, Jemenie, Libii i Syrii toczą się krwawe wojny domowe (odnośniki prowadzą do poglądowych mapek ukazujących, kto gdzie jakie terytorium kontroluje). Sytuacja w Egipcie i Turcji wygląda zapalnie. „Tradycyjnie” bulgocze między Izraelczykami i Palestyńczykami. Spokojnie — na razie — jest jedynie w Katarze, Kuwejcie, Maroku, Omanie, Zjednoczonych Emiratach Arabskich i Iranie, chociaż temu ostatniemu na dłuższą metę zagraża bezpośredni konflikt mocarstwowy z Arabią Saudyjską.
Za paliwo dla bliskowschodniego kotła służy kilka czynników, choć, surprise surprise, nie należy wśród nich wymieniać ani islamu — religia jak zwykle stanowi tylko wygodny pretekst dla zwaśnionych stron — ani ISIS-u będącego bardziej objawem niż przyczyną, ani podzielenia Lewantu na angielską i francuską strefę wpływu zaraz po Pierwszej Wojnie Światowej. Muzułmanizm, terroryści i niesławna umowa Sykes-Picot są w tym kontekście zdecydowanie przereklamowani.
Metafory z „paliwem dla kotła” użyłem z rozmysłem, bo jego podstawowym składnikiem jest oczywiście ropa naftowa. Po pierwsze, wszyscy pożądają jej jako zasobu. Po drugie, bliskowschodnie gospodarki są od niej silnie uzależnione, a przez to szczególnie narażone na wstrząsy zachodzące niekiedy na globalnym rynku energetycznym. Po trzecie, przemysł naftowy sam w sobie nie rozwija krajów, w których się znajduje, a pieniądze płynące szerokim strumieniem z eksportu korumpują elity zamiast kupować dobra publiczne. Majętność oligarchów namnaża się proporcjonalnie do pogardy żywionej przez nich dla potrzeb zwykłych obywateli. Po piąte, ze świecą szukać na Bliskim Wschodzie i w Maghrebie tradycji demokratycznych, które sprzyjałyby kompromisom. Wprost przeciwnie: Tamtejsi zamordyści w czasie pokoju zwykli eliminować charyzmatycznych przywodców opozycji, więc po politycznej zapaści brakuje autorytetów, które mogłyby wypełnić rządową próżnię. Pół biedy, gdyby ten czy inny dyktator trzymał w garści większą część rejonu (tak jak Osmanowie od XVI do początku XX wieku) i znosił lokalne przepychanki doraźną, odgórną przemocą. Ale, po siódme, tamtejsze autokracje są dzisiaj rozdrobnione i nierzadko skłócone. Salām prędko nie zapanuje.
Obawy potwierdzają zarówno statystyka historyczna jak i politologia. Od końca Drugiej Wojny Światowej na kuli ziemskiej wybuchło blisko sto wojen domowych. Średni czas ich trwania wynosi dziesieć lat. Niektóre, jak np. ta w Mjanmie lub ta w Kolumbii, toczą się od przeszło pół wieku. Niewykluczone, że obecne konflikty w świecie islamu wygasną dopiero w następnym półwieczu. W wolnej chwili warto zerknąć do tabelki w Wikipedii, by uzmysłowić sobie, w jakim spokojnym kącie świata mamy szczęście żyć.
Tak jak gotująca się woda wylewa się chętnie z pełnego kotła, tak wojny domowe mają wredną skłonność do przenoszenia się do krajów ościennych. Politolodzy stwierdzili nawet, że najlepszym predyktorem wybuchu wewnętrznego konfliktu zbrojnego w jakimś kraju jest trwająca już wojna domowa u sąsiadów1. Skąd taka zaraźliwość? Raz, że przez granicę płyną szerokim strumieniem uchodźcy, dwa, że wśród nich przemykają terroryści i kombatanci, trzy, że wywrotowy element „w domu” dostaje wiatru w żagle, cztery, że „spokojny” kraj odczuwa czasami nieprzepartą chęć pogmerania w sprawach „niespokojnego” sąsiada (choćby i w dobrej wierze lub dla zabezpieczenia własnych interesów), co może się dla tego pierwszego nietęgo skończyć. Z powyższych przyczyn na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej obecne konflikty zagrażają stabilności Algierii, Jordanii, Libanu, Tunezji, Turcji oraz Arabii Saudyjskiej.
W najbliższej przyszłości powinniśmy uważnie obserwować, jaką politykę względem rejonu – a w szczególności względem ostatniego z wyżej wymienionych państw – prowadzić będą Stany Zjednoczone. Arabia Saudyjska jest najprawdopodobniej kolosem na glinianych nogach. Bogata do obrzydliwości rodzina królewska sprawuje władzę nad państwem w gruncie rzeczy dysfunkcyjnym. Jeżeli USA złożą swoje polityczne podpórki i jeżeli Iran mocniej naciśnie zza Zatoki Perskiej, może się okazać, że sześcioletnia wojna domowa w Syrii to był mały pikuś.
____________________
1 W tym momencie spoglądamy nerwowo na Ukrainę.
Opracowane na podstawie artykułu Fight or Flight: America’s Choice in the Middle East autorstwa Kennetha M. Pollacka z magazynu Foreign Affairs. Autorem zdjęcia nagłówkowego jest natomiasy IHH Humanitarian Relief Foundation (CC) – przedstawia ono jeden ze skutków wojny domowej w Syrii.