Blogrys

Przeczytane w 2015: Leletrystyka

Czytasz starą notkę zaimportowaną z WordPressa. Niektóre elementy układu stron – w szczególności rozmiary i zakotwiczanie ilustracji oraz światło – mogą pozostawiać sporo do życzenia. Gdzieniegdzie wyparowały też multimedia, w szczególności zagnieżdżone wideo z YT.

Z uporem godnym lepszej sprawy będę lansował określenie ukute przeze mnie kilka miesięcy temu. Przypominam: leletrystyka to niebeletrystyka, czyli zbiorcze określenie na książki popularnonaukowe, historyczne, literaturę faktu, wszelką non-fiction, a nawet rozmaite podręczniki i poradniki.

Balzac
(Stefan Zweig)

balzac_zweigWykres Hertzsprunga-Russella służy do klasyfikowania gwiazd. Wygląda mniej więcej tak. Na osi poziomej zaznaczamy barwę gwiazdy, na osi pionowej moc promieniowania.

Gwiazdy nie są jednak rozrzucone losowo po całym diagramie. Większość grupuje się w głównym ciągu, biegnącym ukośnie, od błękitnej barwy i ogromnej mocy promieniowania, do barwy pomarańczowej i mocy nikłej. Pewne hipotetyczne typy gwiazd – na przykład trochę słabsze od Słońca, lecz wciąż żółte – nie występują w kosmosie w ogóle.

Na wykresie HR poza głównym ciągiem mieszczą się dwie charakterystyczne gromady. W prawym górnym rogu odnajdziemy olbrzymy, gwiazdy bardzo jasne o żółtopomarańczowej barwie, natomiast w lewym dolnym rogu białe karły o wszystko mówiącej nazwie.

Diagram Hertzsprunga-Russella posiada swój psychologiczny, na poły żartobliwy odpowiednik. Wystarczy zastąpić „moc promieniowania” „wynikiem”, a „barwę” – „wysiłkiem”. Okaże się wtedy, że większość ludzi również znajduje się gdzieś na głównym ciągu. Wysiłek prowadzi do wyników, lenistwo do miernych osiągnięć. Niektórzy pechowcy, „białe karły”, starają się ze wszystkich sił, ale nic im nie wychodzi. I odwrotnie, są też ludzie-olbrzymy, którzy niewielkim nakładem sił dochodzą na szczyt. Wszystko, czego dotkną, zamienia się w złoto – albo też stoją po prostu na socjoekonomicznych ramionach zamożnych rodziców.

Honoriusz Balzac z całą pewnością nie był olbrzymem.

Ten największy obok Wiktora Hugo pisarz francuski dziewiętnastego wieku, jeden z najwybitniejszych powieściopisarzy wszech czasów, pracował w monotonnym trybie i z fanatyczną niemal zajadłością. Budził się około północy, jadł „śniadanie” i zabierał za pisanie. Nad ranem służący przynosił mu „obiad”, a posłaniec dostarczał wydrukowaną wersję owoców wczorajszej pracy. Balzak oddawał najnowsze rękopisy i zabierał się za wytężoną korektę swojego tekstu. Po południu pisał listy, czasem wychodził się z kimś spotkać. Wczesnym wieczorem jadł kolację – na krótką chwilę doba geniusza zrównywała się z dobą zwykłego śmiertelnika – i szedł na kilka godzin spać.

I tak przez kilkadziesiąt lat życia, aż do przedwczesnej śmierci częściowo spowodowanej przepracowaniem.

Efekt? Prawie sto powieści stanowiących monumentalny cykl „Komedia ludzka” obliczony na pokazanie totalnego przekroju dziewiętnastowiecznego społeczeństwa. Wszystko napisane gęsim piórem, bez światła elektrycznego, w nieustannym stresie, bo Balzak ciągle był komuś dłużny pieniądze.

Czytanie jego biografii jest głęboko zawstydzającym przeżyciem. Bez wyrzutów sumienia będą tylko ci, którzy nigdy w życiu nawet przez chwilę nie prokrastynowali. Bo i z Balzaka płynie brutalna lekcja: jeśli chcesz osiągnąć Coś przez duże „C”, to natychmiast przestań przeglądać internetowe blogi, i zabierz się do roboty, tu, teraz, zaraz, i poświęcaj temu Czemuś każdą wolną chwilę przez resztę życia. Jeżeli cię na to nie stać, uświadom sobie jak najszybciej, że dożyjesz swoich dni jako szaraczek.

Biografia tej fascynującej postaci napisana przez Stefana Zweiga jest wspaniałym przeżyciem literackim, tak w wymiarze inspiracyjnym, jak i literackim. Austriacki pisarz śmiało psychologizuje, w intrygujący sposób pokazuje nam finansowe, biznesowe i przede wszystkim miłosne perypetie Balzaka. Zweig nie bez powodu cieszył się ogromnym uznaniem w okresie międzywojennym, także daleko poza granicami ojczyzny. Historia życia twórcy „Komedii ludzkiej” jest zresztą jego magnum opus. Szkoda tylko, że niedokończonym. Wszystkie rozdziały domknął co prawda redaktor Richard Friedenthal, jednak widać wyraźnie, że niektórych z nich, szczególnie tych ostatnich, Zweig nie zdążył rozwinąć i oszlifować przed swoją tragiczną śmiercią.

Na oklaski zasługuje tłumaczenie Wandy Kragen, która kongenialnie oddała potoczystą, emocjonalną frazę Austriaka. W ogóle nie czuć, że trzymamy w ręku przekład – na dodatek przekład z chropowatego niemieckiego. Prawdziwa perła w W.A.B.-owskim cyklu biografii.

Reglamentowana rewolucja
(Antoni Dudek)

reglamentowana_rewolucjaNoszę się z zamiarem napisania dłuższej, podwójnej recenzji Reglamentowanej rewolucji oraz przeczytanej w styczniu Patologii transformacji Witolda Kieżuna (ileż to już było deklaracji różnorakich zamiarów na blogu...), więc tutaj Dudka zarekomenduję bardzo treściwie. Znany krakowski politolog, członek Rady IPN-u, opowiada w swojej monografii o procesie upadku komunistycznych rządów w Polsce u schyłku lat osiemdziesiątych. Zasadnicza część Reglamentowanej rewolucji obejmuje okres od strajków wiosną 1988 r. do zaprzysiężenia Lecha Wałęsę na prezydenta w grudniu 1990 r. Ośrodkiem narracji są oczywiście przygotowania do Okrągłego Stołu oraz przebieg samych obrad, zarówno formalnej części w Pałacu Namiestnikowskim jak i nieformalnej w Magdalence.

Podkreślam z całą mocą: Dudek nie kruszy kopii, nie stara się udowodnić ani przemycić żadnej tezy. Strona po stronie opisuje fakty, przytacza daty, cytuje wypowiedzi. Wszystko jest solidnie udokumentowane, liczba przypisów idzie w setki. Brakowało mi wręcz na zakończenie jakiegoś swobodniejszego eseju podsumowującego całą transformację i dającego upust osobistym poglądom autora. A więc... nuda? Ależ skąd. Politolog z IPN-u posiada fenomenalny wręcz talent do porządkowania materiału, układania zeń wciągającej – na ile to możliwe w przypadku monografii – opowieści.

Najbardziej tendencyjną częścią książki jest w gruncie rzeczy jej tytuł. Bo czy rewolucja naprawdę była reglamentowana, każdy będzie musiał ocenić sam.

Granice demokracji liberalnej oraz Polska, wieczny romans
(Dariusz Gawin)

granice_demokracji_liberalnejZ Dariuszem Gawinem mam tylko jeden drobny problem: ciągle zdarza mi się przekręcić literkę „a” na „o” w jego nazwisku. Tym nieumyślnym aktem ortograficznym podmieniam niekiedy w swoim konserwatywnym imaginarium błyskotliwego polskiego historyka idei na kontrowersyjnego polityka. Jednak jeśli chodzi o Gawinowe eseje, wszystko jest super. Chwaliłem je w zeszłorocznej notce leletrystycznej układając krótki pean na cześć zbioru Blask i gorycz wolności. Mogę powtórzyć tutaj jego kluczowy fragment:

„Eseje Gawina nie są utrzymane w akademickim tonie, ale nie są to też felietony do szybkiego połykania. Wicedyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego ustawia poprzeczkę na średniej wysokości. Jeśli wystarczy nam skupienia, by ją przeskoczyć, lektura poszerzy nasze horyzonty, pogłębi zrozumienie polskości (używam tego określenia w szerokim sensie i bez ironii), dostarczy sporo materiału do przemyśleń.”

W Granicach demokracji liberalnej Gawin pisze o przywarach i paradoksach najlepszego ustroju na świecie. Tych, którzy mniej więcej wiedzą o co chodzi, zachęcam do przeczytania, gdyż autor z ogromną zręcznością porządkuje krytykę demokracji i inspiruje do dalszych rozważań. Ci, którzy właśnie wrócili z demonstracji KOD-u i nie mają pojęcia, o co biega, mogą zmierzyć się z kluczowym esejem dostępnym online na nielegalnym serwerze KUL-u.

Z kolei Polska, wieczny romans poświęcona jest wątkom ideowym i politycznym w rodzimej literaturze, począwszy od „Lalki” Prusa (znakomite omówienie!) a skończywszy na Miłoszu. W tym akurat zbiorku pewne myśli się powtarzają i chyba wolałbym, żeby Gawin machnął na nowo duży esej mierząc się z zagadnieniem związków literatury i polityki w XX wieku w ujęciu całościowym, przeprowadził syntezę swoich wcześniejszych artykułów. Ale oczywiście i tak warto przeczytać.

Laudato Si'
(Franciszek)

laudato_siEncykliki uważałem kiedyś za ekskursje w nudnym katechizmie, za papieskie ćwiczenie w przelewaniu z pustego w próżnego. Perspektywa przeczytania chociaż jednej z własnej, nieprzymuszonej woli przekraczała granice mojej wyobraźni.

Cóż.

Laudato Si' („Pochwalony bądź” po starowłosku) jest głośna encykliką Franciszka z maja 2015. Zasadnicza niespodzianka, jaka czekała mnie przy lekturze, polegała na tym, że kwestie doktrynalne, odwołania do Pisma Świętego i teologiczne wywody zajmują zaiste niewielką, wręcz minimalną część tego niedługiego tekstu. Autor pisze z pozycji głowy Kościoła Katolickiego, więc przesłanie encykliki przepojone jest oczywiście chrześcijańskim duchem. Sądzę jednak, że gdyby podsunąć lekko okrojoną wersję dokumentu ateiście, nie domyśliłby się wcale, spod czyjej ręki wyszedł.

Co więcej, zawartym w nim tezom zapewne ochoczo by przytaknął.

Laudato Si' jest bowiem traktatem, który w wyważony, mądry sposób krytykuje konsumeryzm współczesnego świata, podkreśla konieczność zrównoważonego rozwoju, zachęca do dbałości o środowisko naturalne człowieka, zwraca wreszcie uwagę na nierozerwalne połączenie ekonomii z ekologią. Nic nowego? Owszem, lecz podsumowanie Franciszka jest przenikliwe, pozbawione pośpiechu, który często cechuje wyrywkowe proekologiczne poglądy przedstawiane w prasie i internecie. W dokument wpleciono również zwięzłą diagnozę ludzkiej kondycji okraszoną kilkoma rozsądnymi wskazówkami i radami na przyszłość.

Nie bagatelizowałbym też faktu, że autorem traktatu jest nie polityk i nie naukowiec, tylko duchowy autorytet. Słowa swojej mocy nie biorą wszak znikąd.

____________________
Psychologiczną wersję wykresu HR poznałem na blogu Matthew Rave'a, chociaż u niego zamiast „wysiłku” mamy „talent”. Dla porządku zaznaczam też, że w zeszłym roku przeczytałem jeszcze dwie dobre książki leletrystyczne. Drugą część Teoretycznego minimum zrecenzowałem dla Esensji. Natomiast o pewnym wyśmienitym norweskim podręczniku do dydaktyki fizyki ze zrozumiałych powodów nie będę w ogóle wspominał...






Komentarze

maciejwojciechmarkisz (2016-04-16 21:04:36)

,,Podkreślam z całą mocą: Dudek nie kruszy kopii, nie stara się udowodnić ani przemycić żadnej tezy. Strona po stronie opisuje fakty, przytacza daty, cytuje wypowiedzi.'' - I to jest zawsze zaleta pana Dudka, którego słucha się/czyta z wielką przyjemnością. Bardzo cenię i tak, nie jest przy tym nudny.

stanislawkrawczyk (2016-04-17 20:54:53)

Dwa luźne spostrzeżenia:

1. Stefana Zweiga znam z opowiadania "Schachnovelle", bardzo dobra rzecz (była tłumaczona m.in. na polski i angielski, mnie udało się po długich staraniach przeczytać po niemiecku).

2. Zgadzam się w całej rozciągłości, jeśli chodzi o "Laudato si'".

Borys (2016-04-18 06:32:25)

Ale po długich staraniach związanych z przeczesywaniem bibliotek i antykwariatów, czy z wyciskaniem siódmych potów ze swojego niemieckiego? :)

stanislawkrawczyk (2016-04-18 08:43:25)

Wyciskaniem. ;)