Blogrys

Dwadzieścia-dwadzieścia tysięcy (15)

Czytasz starą notkę zaimportowaną z WordPressa. Niektóre elementy układu stron – w szczególności rozmiary i zakotwiczanie ilustracji oraz światło – mogą pozostawiać sporo do życzenia. Gdzieniegdzie wyparowały też multimedia, w szczególności zagnieżdżone wideo z YT.

Ze dwa miesiące temu w trakcie jazdy samochodem słuchałem wygrzebanego z czeluści szuflady mixtape'a (oczywiście w formie cedekowej), którego nagrałem w roku 2002 albo 2003. Łza zakręciła mi się w oku przy kawałku Za młodzi, za starzy. Ryszard Rynkowski nie żyje już przecież od tylu lat...

Zerknąłem do Wikipedii, by sprawdzić, kiedy dokładnie i w jakich okolicznościach zmarł. Ucieszyłem się bardzo, gdy okazało się, że Rynkowski żyje, ma się dobrze, a przed czterema laty wydał nawet nową płytę. Nie, nie kpię. To pozytywne uczucie: odkryć, że sympatyczny artysta, którego mieliśmy za zmarłego, nadal jest wśród nas. Nigdy nie byłem fanem, ale Rysiek rzeczywiście sprawia wrażenie osoby dobrodusznej. Zresztą, byle kogo nie nagrodzono by Orderem Uśmiechu.

Gdy dawno temu dowiedziałem się, że za Jedzie pociąg z daleka i Życie jest nowelą odpowiada ten sam facet, – stylizujący się niekiedy na Indianę Jonesa było to dla mnie sporym zaskoczeniem. Pierwszą piosenkę znałem z radia, drugą z telewizji, a są to media bądź co bądź rozłączne.

O ile dobrze pamiętam, Jedzie pociąg z daleka wykorzystała na jakimś szkolnym przedstawieniu nasza wychowawczyni z podstawówki, co musiało być decyzją kontrowersyjną, ze względu na wersy o piciu chłodnego piwka, nałogach i bumelowaniu. Tak czy owak, tamta piosenka jest popową błahostką. Dużo ambitniej jawi się Życie jest nowelą, utwór, który zapamiętalibyśmy jako jedną z lepszych polskich ballad lat dziewięćdziesiątych – gdyby nie został tak bezlitośnie spauperyzowany i zbanalizowany przez telenowelę o Ryśku, Maćku i Bożence.

Za najlepszy przebój Rynkowskiego uważam zatem Śpiewająco, które operując udanymi muzycznymi metaforami podnosi nas (w razie potrzeby) na duchu. Takich kawałków jest, o dziwo, niewiele – nie tylko w repertuarze Rynkowskiego, ale w ogóle – bo najwyraźniej lepiej sprzedają się teksty o trudnej miłości. Piosenkę o podobnym wydźwięku moralnym zaśpiewał rok później R. Kelly. On jednak patetyczny nastrój okiełznał i pozwolił mu wybrzmieć do końca, podczas gdy Rynkowski trochę się patosu przeraził i uciekł w skoczną melodię.

A mógł przecież wziąć przykład z Osieckiej i Rodowicz.






Komentarze

Michał Stanek (2016-04-17 07:21:53)

Ta stylizacja z "Wypijmy..." to przecież nie Indiana (cóż on ma wspólnego z tą piosenką?) tylko oczywiście klimaty Bogarta z "Casablanki".

Borys (2016-04-17 17:06:10)

Racja, racja. Zagalopowałem się w skojarzeniach. Inna sprawa, że Bogart też chyba nigdy nie śpiewał tej piosenki. :)