Blogrys

Obejrzane w 2014: Najlepsze, cz. 1

Czytasz starą notkę zaimportowaną z WordPressa. Niektóre elementy układu stron – w szczególności rozmiary i zakotwiczanie ilustracji oraz światło – mogą pozostawiać sporo do życzenia. Gdzieniegdzie wyparowały też multimedia, w szczególności zagnieżdżone wideo z YT.

10. Breaking Bad (2008-2013)

Dyskusję z osobą, której nie spodobał się film powszechnie uważany za znakomity, należy zawsze zakończyć słowami: Twoja strata. Określenia "strata" trzeba tu jednak użyć dosłownie, nie sarkastycznie i nie ad hominem. Chociaż gust pozwala nam czasem wywęszyć znakomite, lecz mało znane dzieło, to potrafi też niekiedy sprawić psikusa. W przypadku Breaking Bad moje nieszczęście jest w gruncie rzeczy podwójne. Nie dość, że serial uznawany za telewizyjne objawienie zachwycił mnie tylko częściowo, to na dodatek nikt inny nie dostrzegł wad, które mi przeszkadzały. Przetrząśnięcie internetu w poszukiwaniu zbieżnych opinii zakończyło się niepowodzeniem.

Breaking Bad jest bezkompromisowym serialem dramatycznym o nauczycielu chemii, który zachorowawszy na nieuleczalnego raka zabiera się za produkcję metaamfetaminy, by zabezpieczyć byt rodzinie. Noszę się z zamiarem napisania dłuższej recenzji, więc na razie pochwalę i zganię w telegraficznym skrócie: Pierwszy sezon rozbudza apetyt, drugi uważam za bezbłędnie wybitny. Niestety, w trzecim scenariusze nagle tracą impet, a w czwartym trzeszczy fabuła. Dopiero w finałowym sezonie wszystko wraca na właściwe tory, ale co z tego, skoro pozostał niesmak po brzydkich niedoróbkach dwóch poprzednich serii.

Cóż, zadziałała najwyraźniej telewizyjna karma. LOST, który wszyscy po początkowym zachwycie prędzej czy później odsądzili od czci i wiary, trzymał mnie w garści do samego końca, a kontrowersyjny finał uważam za genialny. Z Breaking Bad było odwrotnie. Ale i tak mocno polecam.

breaking bad

9. West Side Story (1961)

Istnieje rodzaj filmów, które najlepiej ogląda się w chorobie i z gorączką. Nie będę zastanawiał się tutaj nad ich wspólnym mianownikiem – chodzi pewnie o jakąś kombinację banału z eskapizmem – i przytoczę raczej dwa przykłady: nasze Lekarstwo na miłość (1966) oraz amerykańskie West Side Story, które oglądałem półżywy spod koca późną jesienią. Musicalowy retelling Romea i Julii zauroczył mnie portretem Nowego Jorku z lat sześćdziesiątych, a fantastyczna kompozycja i kolorystyka kadru trzymała na dystans majaki. Jasne, istota filmu stanowi jednocześnie jego słabość, bo dwuipółgodzinny ciąg roztańczonych piosenek poniekąd nuży. Nie mam zamiaru włączać West Side Story powtórnie – chyba że znów rozłoży mnie ostre zapalenie gardła.

west_side_story

8. The Hitch-hiker (1953)

Po trop autostopowicza-mordercy tudzież autostopowicza-upiora sięgnęło wiele filmów. Ten z 1953 r. jest praktycznie nieznany w Polsce, choć w Stanach uchodzi za klasyk kina noir. Na dodatek nakręciła go kobieta. Dzieło Idy Lupino figuruje w Narodowym Wykazie Filmowym i znajduje się w domenie publicznej. Fabuły opisywać nie trzeba – dwóch jadących na ryby facetów bierze do auta nieznajomego, który po kilkudziesięciu milach okazuje się psychopatycznym seryjnym mordercą. Reszty każdy łatwo się domyśli. The Hitch-hiker nie porwie nas z pewnością swoim tempem, a atmosferę osaczenia rozrzedza realizacyjna staroświeckość, na którą składają się długie ujęcia oraz nieco teatralne dialogi. Jednak od dobrego thrillera z początku lat pięćdziesiątych nie wypada przecież oczekiwać niczego innego.

the_hitch-hiker

7. Stań przy mnie (Stand By Me; 1986)

Kilka lat temu pisałem o zbiorze mikropowieści Stephena Kinga pt. Cztery pory roku. Pochodzące stamtąd Ciało nie przekonało mnie do siebie z prostego powodu:

Chociaż dostrzegam walory tej zdecydowanie obyczajowej historii, nie umiem ich niestety docenić, gdyż dorastałem w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie. King adresuje mianowicie trzecią nowelę do czytelników, którzy swoje szczenięce lata przeżyli — tak jak on sam — na amerykańskiej prowincji u schyłku lat pięćdziesiątych. Niosąca Ciało fala dziecięcego sentymentu omyła mnie miast porwać, bo nie wyłapałem kulturowych nawiązań i nie potrafiłem odczuć ducha tamtych dni.

Obejrzenie ekranizacji pomogło. Reżyser Rob Reiner doskonale wyczuł sentymentalną intencję Kinga, wydestylował klimat epoki i obsadził w rolach głównych znakomitych dziecięcych aktorów z Riverem Phoeniksem na czele. A wszystko po to, by w przepiękny sposób przypomnieć o słodko-gorzkiej prawdzie, że "nigdy potem nie ma się takich przyjaciół, jakich ma się w wieku dwunastu lat".

stand_by_me2

6. Labirynt fauna (El laberinto del fauno; 2006)

Dlaczego Labirynt fauna nie nadaje się do oglądania w chorobie i z gorączką? Bo pomimo ogromnego ładunku eskapizmu nie jest wcale banalny! Baśniowa metafora hiszpańskiej wojny domowej zasłużenie wyniosła Guillerma del Toro na hollywoodzki Olimp. Dzieło meksykańskego reżysera wymyka się gatunkowym konwencjom; bardzo trudno opisać treść bez wywoływania fałszywego wyobrażenia u czytającego. Film nadzwyczajny, lecz zarazem "irytujący, bo jest bliski arcydziełu, ale niestety nim się nie staje" (Konrad Wągrowski). A po scenie z Pale Manem irytuje również fakt, że del Toro wciąż nie przeczytał dla nas Lovecrafta.

pans_labyrinth(Następna część)






Komentarze

Arek (2015-04-14 07:26:21)

Mnie "Labirynt Fauna" odrzucił tak jawnym opowiadaniem się za jedną ze stron w hiszpańskim sporze o historię. Jego "Hellboy" lepszy ;)

A co do "BB" - ten serial powinien się skończyć wiesz-w-którym-momencie. Zresztą, to problem wielu seriali, gdzie pogoń za kasą przedkładana jest nad ładnie zamkniętą historię. Zobaczymy, co powiesz po trzecim sezonie "HoC" :)

Borys (2015-04-14 17:46:52)

Ad. "Labirynt...": Czyli zgadzasz się z opinią Orlińskiego. Mnie ta szwarccharakterność nie przeszkadzała, bo wpisuje się w estetykę baśni. W końcu facet był ojczymem Ofelii.

Arek (2015-04-15 06:57:38)

Cóż, znasz moją opinię o Orlińskim - gdy zabiera się za kulturę, ma do powiedzenia wiele sensownych rzeczy. Całkowicie się z nim zgadzam w ocenie "LF".

Bibliomisiek (2015-08-14 07:18:40)

Mnie finał BB rozłożył emocjonalnie na łopatki, ale zgadzam się, że 3. sezon i połowa 4. to zdecydowany dołek. W ogóle co do roboty filmowej to arcydzieło - na przykład zachwycały mnie subtelne kryptocytaty, a to z Leone, a to z Coppoli, a to z DePalmy. I znakomita robota operatorsko-reżyserska.

Borys (2015-08-15 07:08:08)

Tak, pod względem zdjęć i dźwięku serial jest majstersztykiem. Niektórze rzeczy dostrzegłem już w trakcie oglądania, ale potem jeszcze sporo o BB poczytałem (mam rozgrzebaną dłuższą recenzję) i dowiedziałem się o dziesiątkach smaczków poumieszczanych przez twórców na wszystkich możliwych poziomach.