Blogrys

Napędzana bestia

Czytasz starą notkę zaimportowaną z WordPressa. Niektóre elementy układu stron – w szczególności rozmiary i zakotwiczanie ilustracji oraz światło – mogą pozostawiać sporo do życzenia. Gdzieniegdzie wyparowały też multimedia, w szczególności zagnieżdżone wideo z YT.

Dawno, dawno temu, gdy trawa Web 2.0 zieleniła się wiosenną świeżością, Seji bronił na forum Poltergeista tezy o leksykalnej wyższości języka angielskiego nad polskim. Teza ta na pierwszy rzut oka wydaje się banalnie łatwa do uzasadnienia: mowa Anglosasów z powodów geograficzno-historycznych (brytyjskoimperialnych i paxamericańskich) często zapożyczała wszak zwroty z innych języków, a jej żywa kultura napędzała procesy neologizmotwórcze.

Przykład dosłownie pierwszy z brzegu: "napędzać". Po angielsku to "animate", "drive", "fuel", "induce", "instigate", "power", "prompt" albo "propel". Synonimów do wyboru, do koloru, pełna gama odcieni semantycznych. Jak to wygląda w polskim? Biednie. Jest "napędzać", jest "wprawiać w ruch" (oszustwo, bo trzy słowa!), ewentualnie "zasilać" (ale tego ostatniego w przeciwieństwie do "power" nie używa się w przenośni). 8:3 dla angielskiego.

Czyżby?

napędzać napędzam napędzasz napędza napędzamy napędzacie napędzają napędzałem napędzałeś napędzał napędzała napędzało napędzaliśmy napędzałyśmy napędzaliście napędzałyście napędzali napędzały napędzę napędzisz napędzie napędzimy napędzicie napędzą napędzaj! napędzajcie! napędzajmy! napędzałbym napędzałabym napędzałbyś napędzałabyś napędzałby napędzałaby napędzalibyśmy napędzałybyśmy napędzalibyście napędzałybyście napędzaliby napędzałyby napędzając napędzający napędzająca napędzające napędzany napędzana

Naliczyłem 45 form. Jeszcze mój ukochany imiesłów przysłówkowy uprzedni – "napędziwszy" – oraz grzeczny ukłon w stronę Reymonta – "napędzajta!" – i dobiliśmy do 47. To oczywiście nie koniec, bo w języku polskim istnieje także magiczne rozróżnienie na aspekt dokonany oraz niedokonany. "Napędziłem, napędziłeś, napędził..." Siedem dych jak w mordę strzelił. Łaskawie zignoruję wersję bez "na-", ponieważ "pędzić" znaczy trochę co innego.

Czasowniki w języku angielskim też się odmieniają, lecz żałośnie skromnie:

drive drives driving drove driven

Pomnożenie przez ilość synonimów daje nam oszołamiające 210:40 dla polskiego. Po druzgoczącym zwycięstwie na boisku piłkarskim przyszła nieoczekiwanie pora na miażdżący rewanż w koszykówce.

"Hold your horses!", zakrzykną anglofile, "liczymy leksemy, nie formy jednego słowa!" Ale właściwie dlaczego? Naszym celem jest przecież zmierzenie zasobów danego języka, a trudno zaprzeczyć, że bogata gramatyka pozwala na więcej szaleństw. W znakomitym, obfitującym w trafne przykłady artykuliku Counting words nadworny lingwista The Economist wyjaśnia, że sposób liczenia słów to sprawa wysoce uznaniowa. O "napędzajta" niestety nie wspomina, ale pojawia się u niego "Unabhängigkeitserklärung".

Do napisania powyższej notki zainspirowała mnie rozmowa z Arkiem oraz uświadomienie sobie, że gdy w języku polskim chcemy trochę uwznioślić jakieś słowo, a brakuje nam odpowiedniego synonimu, możemy zawsze skorzystać z dobrodziejstw inwersji. Tytuł filmu The Fault in Our Stars to dosłownie Wina w naszych gwiazdach, ale taka wersja brzmi nieco topоrnie; choćby dlatego, że angielskie "fault" to nie "wina", lecz coś pomiędzy "winą" a "błędem". Błąd w naszych gwiazdach? Nie. Grzech w naszych gwiazdach? Uchybienie w naszych gwiazdach? Przewina w naszych gwiazdach? Nie, nie, nie. Dodajmy raczej szczyptę inwersji. Oficjalny tytuł polski brzmi Gwiazd naszych wina – jest idealnie.

W wirtualne ręce wpadła mi niedawno książka Elizabeth A. Johnson pt. Ask the Beasts poświęcona chrześcijańskiej ekologii. "Beast" to słowo-pułapka, wredny fałszywy przyjaciel, bo nawet osoba obeznana z językiem angielskim przetłumaczy je bez wahania na "bestię". Tymczasem taki przekład nie zawsze zadziała, ponieważ, owszem, "beast" może być "bestią-potworem", ale stanowi także liryczny synonim "zwierzęcia". Coś jak polskie "bydlę" (ale to znowu kojarzy się z polityką) albo "bydlątko" (to z kolei brzmi zbyt delikatnie). Sprawdziłem z ciekawości w Biblii Tysiąclecia. Tam też nie mieli dobrego pomysłu, bo o ile w Rdz 1:30 czytamy po angielsku:

And to all the beasts of the earth and all the birds in the sky and all the creatures that move along the ground (...)

to w polskim tłumaczeniu brzmi to już po prostu tak:

A dla wszelkiego zwierzęcia polnego i dla wszelkiego ptactwa w powietrzu, i dla wszystkiego, co się porusza po ziemi (...)

Jak zatem należałoby przetłumaczyć tytuł książki Johnson? Spytajcie bestii? Wychodzi nam horror egzystencjalny. Spytajcie bydląt? Historia SLD. Spytajcie zwierząt polnych? Kolejna książka o doktorze Dolittle.

Na ratunek spieszy inwersja: Zwierząt spytajcie. Mucha nie siada.

Autorem ilustracji tytułowej jest Philip Kirk (CC).






Komentarze

Stanisław Krawczyk (2015-01-31 14:22:55)

Liczba leksemów ma inne znaczenie językowe niż liczba form fleksyjnych. Nie porównywałbym tego, tylko przyznał, że w języku angielskim wyższa jest ta pierwsza, a w polskim ta druga, co każdemu z języków daje nieco inne możliwości ekspresji. Tyle. : - )

Borys (2015-01-31 14:51:41)

Zgoda, ale zerknij do podlinkowanego tekstu z "The Economist". Liczenie leksemów też jest bardzo trudne. Czy na przykład baseballowy "homerun" to osobne słowo?

Stanisław Krawczyk (2015-01-31 17:25:34)

Znam angielski i polski, a moje zadanie jest prostsze niż Stephena Fry'a (chyba tak by to trzeba odmienić), bo muszę porównać tylko te dwa języki, a nie wszystkie języki świata. Na tej podstawie jestem skłonny sądzić, że leksemów jest w angielszczyźnie więcej, a trudności opisane w "The Economist" w tym wypadku nie są kluczowe.

Ale nie będę się przy tym upierał – wystarczy mi "prawdopodobnie więcej", a poza tym zgadzam się ze stwierdzeniem, że nie jest to przesadnie istotne.

Aha, zapomniałeś jeszcze o formie "napędzajwa" (por. "Bartoszu, Bartoszu, oj, nie traćwa nadziei").

Arek (2015-02-02 14:32:27)

No dobrze, dobrze, a jak to wygląda w konfrontacji z norweskim?

Borys (2015-02-02 14:54:37)

Norweski jest wbrew pozorom językiem dość bogatym; myślę, że licząc leksemami i per capita wygrywa zarówno z angielskim jak i z polskiem. ;) Bardzo lubię pisać po norwesku, bardziej niż po angielsku. Ten język wydaje mi się szczególnie zgrabny właśnie w piśmie. Nie mam pojęcia, z czego to wynika; to najpewniej mocno subiektywne odczucie.