Muzyka na sen
muzyka ::: 2015-01-25 ::: 340 słów ::: #457
Czytasz starą notkę zaimportowaną z WordPressa. Niektóre elementy układu stron – w szczególności rozmiary i zakotwiczanie ilustracji oraz światło – mogą pozostawiać sporo do życzenia. Gdzieniegdzie wyparowały też multimedia, w szczególności zagnieżdżone wideo z YT.
Bardzo lubię przymiotnik "oniryczny". Słownik Języka Polskiego PWN-u tłumaczy:
oniryzm «sposób przedstawiania rzeczywistości na wzór marzenia sennego»
Na przekór denotacji tego słowa – przecież sny zazwyczaj zapominamy tuż po przebudzeniu – pamiętam doskonale, kiedy pierwszy raz się z nim zetknąłem: latem 2000 r. podczas czytania Bastionu Stephena Kinga. "Onirycznym" zostaje tam pogardliwie nazwany styl pisarski Harolda Laudera, jednego z bohaterów powieści. Rzeczywiście, oniryzm w rękach grafomana przeistacza się w straszliwie narzędzie. W innych okolicznościach może stać się wielkim atutem. Szkoda na przykład, że Christopher Nolan nie zasięgnął rady u Davida Lyncha i nie uczynił z Incepcji onirycznego kina pełną gębą.
Istnieje również rodzaj muzyki, którą dla własnych potrzeb nazwałem oniryczną. Bardzo trudno wyrazić mi w piśmie stosowne kryteria; nie wiem nic o muzykologii, brakuje mi więc odpowiednich określeń. Melodia? Powinna być lepka jak proza Brunona Schulza. Wokal? Niewymagany, ale jeśli już jest, musi hipnotyzować. Rytm? Niekoniecznie powolny, ale obowiązkowo wyraźny. Dźwięki? Elektroniczne, przynajmniej częściowo. Po głowie przez długi czas kołatało mi po głowie pojęcie dream popu, ale gdy sprawdziłem, okazało się, że "moje" oniryczne utwory do tego gatunku się nie zaliczają.
Jestem strasznym leniem, jeśli chodzi o muzykę. Rzadko podążam tropami interesujących mnie utworów, nie mam zwykle czasu na odkrywanie nowych odmian, nawet radia słucham ostatnio bardzo rzadko. Dzięki temu mogę teraz wymienić wszystkie znane mi oniryczne albumy – bo znam tylko trzy.
Po pierwsze, 963 Peaking Lights. Kojarzy mi się z upalnym latem, drzemką w cieniu, oślepiającą zielenią, dusznym popołudniem. Wikipedia klasyfikuje album jako "psychodeliczny pop". Coverem kawałka Hey Sparrow już się zachwycałem, teraz dla odmiany coś innego:
Po drugie, Born to Die Lany Del Rey. "Alternatywa", "barokowy pop", "trip hop", twierdzi Wikipedia. Ale dla mnie to oniryczny pop jak znalazł. Znakomita płyta.
Po trzecie, Með suð í eyrum við spilum endalaust Sigur Rósa. Przy tym albumie widnieje etykietka "dream pop", ale są też i inne: "indie rock", "art rock", "post-rock", "rock folkowy". Podejrzewam, że gdybym poszperał w kronikach islandzkiej alternatywy, znalazłbym tam onirycznej muzyki na kopy. Z brzęczeniem w uszach słuchałbym bez końca.