Obejrzane w 2012: Niespodzianki
Czytasz starą notkę zaimportowaną z WordPressa. Niektóre elementy układu stron – w szczególności rozmiary i zakotwiczanie ilustracji oraz światło – mogą pozostawiać sporo do życzenia. Gdzieniegdzie wyparowały też multimedia, w szczególności zagnieżdżone wideo z YT.
Wśród obejrzanych w zeszłym roku filmów wiele było takich, które przyjemnie mnie zaskoczyły. Przez "zaskoczyło" rozumiem jedną z trzech możliwości:
• spodziewałem się gniota, a dostałem wcale dobry film (przypadek szósty i trzeci w poniższym zestawieniu);
• nie wiedziałem, czego mam się spodziewać, a dostałem film, który na swój sposób mnie urzekł bądź przynajmniej zauroczył (przypadek czwarty, drugi i pierwszy);
• słyszałem wcześniej przeróżne opinie, ale koniec końców film przypadł mi do gustu (przypadek piąty)
W rankingu nie znalazły się natomiast żadne produkcje, na których byłem w kinie. Wiadomo, idąc tam na film oczekiwania są zawsze niemałe, napompowane albo hypem, albo dobrymi recenzjami. ...
6. Smaki miłości (Feast of Love)
Oba tytuły (oryginalny i polski) oraz mozaikowa okładka sugerują, że Smaki miłości są w najlepszym razie n-tą komedią romantyczną, a w najgorszym — komedią romantyczną usiłującą naśladować To właśnie miłość, a więc film, który zupełnie mi się nie podobał. Pierwsza niespodzianka: Dzieło Roberta Bentona, choć opowiada o miłości w codziennym, słodko-gorzkim wydaniu, nie tylko nie próbuje rozśmieszyć widza, ale śmiało eksploatuje pokłady melancholijnej zadumy nad życiem. Druga niespodzianka: Film nie unika golizny, co ze względu na dwie ładne aktorki (Radha Mitchell i Alexa Davalos) jest zaletą samą w sobie, ale stanowi także realistyczną odmianę po wszystkich produkcjach romantycznych, gdzie sceny łóżkowe są wycinane, a po coitusie prześcieradło przybiera kształt litery "L" (on zasłonięty do pasa, ona do szyi). Trzecia niespodzianka: Meandrująca fabuła nie daje się łatwo przewidywać, a losy bohaterów angażują widza. Czwarta niesp... Wróć. Aktorska charyzma Morgana Freemana to żadna niespodzianka, lecz standard. Niemniej jednak króciutka scena, w której profesor Scott wspomina syna, naprawdę wzrusza.
— Filmorys #12
5. Niezniszczalni (The Expendables)
Łubudu, które formą wygrzewu udanie nawiązuje do kina akcji lat 80. Nieuczciwie byłoby jednak powiedzieć, że jego największą zaletą jest gwiazdorska obsada. Stallone i Statham zgarnęli niestety dla siebie większość czasu ekranowego, więc Li, Lundgren i Rourke pozostają na drugim planie, a Schwarzenegger i Willis pojawiają się tylko na chwilkę. Bałem się, że Niezniszczalni będą przynudzać, ale film trzymał na szczęście równy (choć niekoniecznie wysoki) poziom. Jest tu parę naładowanych testosteronem scen (nalot na molo, bójka z koszykarzami), jest też fajna rozmowa pomarszczonego Sylvestra z jeszcze bardziej pomarszczonym Mickeyem o życiu (najemnika). Ogólne wrażenie psuje całkowity rozgardiasz w finałowym epizodzie. Wszyscy strzelają, wszystko wybucha, ale napięcia nie ma za grosz.
4. Futro (Fur)
Diane Arbus to postać autentyczna, wybitna amerykańska fotografka z połowy XX wieku, która zasłynęła zdjęciami "dziwolągów": karłów, olbrzymów, nudystów, transseksualistów. Futro przerabia całkowicie fikcyjny epizod jej biografii: spotkanie z Lionelem Sweeneyem, byłym cyrkowcem chorującym na hipertrichozę. Gdy poznajemy Diane, jest zahukaną matką i żoną, asystetnką swego męża-fotografa, mężczyzny ciepłego, ale zupełnie jej nie rozumiejącego i nie potrafiącego dostrzec tkwiącej głęboko w Diane pasji. Dopiero kontakt z ekscentrycznym i niezwykłym Lionelem pozwoli bohaterce na wyjście ze skorupy i na odkrycie w sobie kobiety i artystki.
Trudno powiedzieć, czy reżyser był bardziej zafascynowany początkiem kariery Arbus, czy raczej baśnią o Pięknej i Bestii. Tak czy owak, na skrzyżowaniu tych dwóch historii nakręcił wielce udany, oryginalny i, o dziwo, bezpretensjonalny melodramat. Powodzenie projektu byłoby oczywiście niemożliwe bez chemii między postaciami Arbus i Lionela, ale Nicole Kidman oraz Robert Downey Jr. spisali się na medal.
— Filmorys #15
3. Zapowiedź (Knowing)
Obok Loopera największa chyba niespodzianka roku. No ale Looper, choć słabo rozreklamowany, miał przynajmniej dobre recenzje, tymczasem Zapowiedź równano swojego czasu bezlitośnie z ziemią. Spodziewałem się więc żenująco słabego kina apokaliptycznego z Nicholasem Cagem, dostałem natomiast film może niezupełnie udany, ale na pewno niezły; może nie do końca zrywający z emmerichowską konwencją, ale na pewno ambitny (w końcu Alex Proyas nakręcił kiedyś doskonałe Mroczne miasto).
Reżyser trzyma na wodzy efekciarstwo i zastępuje je budowaną powoli atmosferą ostatecznego zagrożenia. Gdyby tylko pytania o determinizm i transcendencję postawiono śmielej, gdyby przemontowano kilka niezręcznych sekwencji, gdyby wreszcie zastąpiono Cage'a aktorem o niekońskiej twarzy, z Zapowiedzi byłby naprawdę wyśmienity film. Moje cztery gwiazdki dają więc ocenę nieco zawyżoną, ale Knowing zasługuje na cieplejszą notę po tych wszystkich wylanych nań kubłach pomyj.
— Filmorys #16
2. Kto ją zabił? (Brick)
W pierwszej scenie widzimy kobiece zwłoki z charakterystyczną niebieską bransoletką. Następuje przejście i ręka z tą samą bransoletką wrzuca wiadomość do szkolnej szafki głównego bohatera. A więc flashback. Kompozycyjna zręczność pierwszych minut Brick gwarantuje przynajmniej satysfakcję wizualną. Do zalet zdjęciowych dochodzi jednak fascynująca oryginalność gatunkowa: neo noir zderza się tutaj z ogromną siłą z drama teen, a każdy wykrzesany tym sposobem element, który gdzie indziej szybko przemieniłby się w parodię, u Riana Johnsona wzbogaca fenomenalny, nieco surrealistyczny klimat.
Brendan, licealny outsider, z ponurą determinacją prowadzi prywatne śledztwo w sprawie śmierci swej byłej dziewczyny. Jego jedynym sojusznikiem jest nerd dostarczający mu informacji, a potencjalnie najgroźniejszym przeciwnikiem – zamieszany w narkotykowe interesy got o wampirzej aparycji. Nie obejdzie się oczywiście bez powabnej femme fatale, która prowadzi własną grę. Fakt, fabuła Brick trzeszczy odrobinę w szwach, intryga wydaje się nazbyt poplątana, lecz odrealnione, wyludnione miasteczko, w którym toczy się akcja wraz z jej finałowym zwrotem rekompensują niedostatki scenariusza.
1. Wybrzeże Moskitów (The Mosquito Coast)
O najambitniejszym filmie Harrisona Forda słyszałem wiele razy, ale dopiero niedawno udało mi się go obejrzeć. Po seansie stanąłem przed (nienowym) dylematem: jak ocenić film, który trochę przynudza na płaszczyźnie fabularnej, ale za to stymuluje intelektualnie? Reżyser Peter Weir przenosząc na ekran powieść Paula Therouxa odgrzewa niby schemat tworzenia utopii zamieniającej się z czasem w piekło, ale ponieważ w fabułę wpleciono postać ekscentrycznego i apodyktycznego ojca-wynalazcy oraz konflikt między wiarą w technologię a religią, całość da się odczytywać na różne sposoby. Zachęca do tego świetny epilog z zapadającymi w pamięci ostatnimi słowami syna-narratora.
— Filmorys #14
Komentarze
Rasgan (2013-01-21 09:01:24)
Tak.. Niezniszczalni byli bardzo dobrzy. Dwójka też jest niczego sobie. Czekam z niecierpliwością na Trójkę, którą ponoć ma reżyserować John Woo. Reszta... nie znam. Z niespodzianek 2012 to ci powiem, że Hobbit mnie zaskoczył. Trudno mi jednak powiedzieć jak. Tak czy siak spodziewałem się czegoś innego, a dostałem całkiem niezłe kino familijne. Mam nadzieję, że tak jak po trylogii Władcy i tutaj po pierwszej części będącej bardzo dobrym wprowadzeniem dostanę kolejne dwie części akcji. Więc... najlepsze jak do tej pory części obu produkcji to części pierwsze.
DeckardPL (2013-02-19 18:02:27)
Skusiłem się zerknąć i wypada mi chyba wrzucić własną listę - oby tylko pamięć nie zawiodła ;-)Nie będę przydzielał miejsc, podam tytuły...Dredd 3D - w kinie brakuje filmów R-Rated, poza tym jak na dosyć pomysłowy restart film diabelnie dobrze korzysta z dorobku komiksów AD 2000,Detention - wrażenia podobne, co przy Krzyku 4 - wciąż jest miejsce na prześmiewcze młodzieżowe kino będące czymś więcej, niż "studium najebki",Looper - kilka fajnych pomysłów, trochę odwołań do kina lat `80, w miarę prosty ale zręcznie zrealizowany scenariusz,Ted - masakra, na seansie kilka razy niemal spadłem z fotela,Martha Marcy May Marlene - w 2011r. z cyklu filmów o sekcie wygrywał Red State, w tym roku 4M, mocne psychologiczne kino,Enron, the smartest guys in the room - co prawda dokument z 2006 roku, ale dopiero teraz zobaczyłem go w ramach odrabiania zaległości w amerykańskim docu,The descendants - wreszcie film z Clooneyem, który a. ma pomysł, b. za pomysłem idzie sprawna realizacja, c. wciąż można powiedzieć, że jest niskobudżetowy i podziękować za to,Chronicle - trochę niezauważona nieblockbusterowa produkcja o katastrofalnych skutkach obdarzenia ludzi supermocami; świetny;John Carter - jakby to: podobał mi się jak cholera: design, koncepcje, scenariusz, muzyka, postaci... obok TRON: Legacy kolejna produkcja pokazująca, że Disney potrafi robić filmy fantastyczne na poziomie, chociaż niekoniecznie amerykańskiej widowni,Artysta - {napis: niepowtarzalny, pewnie ostatni tego rodzaju film w kinach za naszego życia}The raid: redemption - męskie kino o policjantach szturmujących siedzibę kartelu by Indonezja; zawiera-WSZYSTKO-czego-potrzebuje-takie-kino;Rampart - to pewnie ten Woody Harrelson, którego chciałbyś zobaczyć - policjant, który przegrywa całe swoje życie,Moonrise kingdom - w kategorii obyczajówki film roku, widziałem dwukrotnie (dla odmiany za drugim razem w kinie) i podtrzymuję opinię;Dark Night Rises - ale tylko za wrażenia z seansu kinowego: film zrobił na mnie piorunujące wrażenie, przede wszystkim montażem, oprawą wizualną i dźwiękową oraz dynamiką; niestety, powtarzając seans już w domu stracił na uroku - chociaż nadal bije niemal wszystkie sensacje z ostatnich paru lat ;-)
DeckardPL (2013-02-23 11:02:25)
Nota uzupełniająca: Bronson, co prawda z 2006 roku, ale film robi wrażenie. I druga pozycja, Oranges and sunshine z 2010 roku z krainy kangurem bogatej.
Borys (2013-02-23 18:02:44)
Dzięki za przegląd. Widziałem tylko Loopera, ale o Looperze będzie jeszcze mowa... Bronsona mam na celowniku.