Blogrys

Trzecie czytanie (7)

Czytasz starą notkę zaimportowaną z WordPressa. Niektóre elementy układu stron – w szczególności rozmiary i zakotwiczanie ilustracji oraz światło – mogą pozostawiać sporo do życzenia. Gdzieniegdzie wyparowały też multimedia, w szczególności zagnieżdżone wideo z YT.

Tak dla porządku wyjaśnię, że ponowną lekturę Władcy Pierścieni zakończyłem jeszcze w zeszłym roku. Czytanie wyprzedziło po prostu w pewnym momencie blogowanie i nie pozwoliło się dogonić. Poniższy cykl zbliża się już jednak do finału; oto przedostatni odcinek.

(xlvi) Świat Tolkiena jest kompletny pod względem historycznym i lingwistycznym, ale brakuje w nim religii. Nie mam tu na myśli wiary w elementy transcendentalne i paranormalne, bo przecież Śródziemie przenika magia, a jego mieszkańcy doskonale zdają sobie z tego sprawę. Zastanawia jednak brak regularnych rytuałów, ceremonii i obrzędów. Czytelnik spotyka się z ich przejawem chyba tylko raz, przy okazji posiłku w Henneth Annûn:

Usadowiono ich obok Faramira, na okrytych skórami baryłkach, znacznie wyższych niż ławy dla ludzi, tak że hobbici w sam raz wygodnie sięgali do stołu. Kapitan i wszyscy wojownicy przed zabraniem się do jedzenia chwilę stali milcząc, zwróceni ku zachodowi. Faramir dał znak obu gościom, że powinni w tym naśladować ludzi.

- Zawsze tak robimy – rzekł, gdy znowu usiedli. – Zwracamy oczy w stronę Numenoru, który przeminął, poza Numenor ku ojczyźnie elfów i dalej jeszcze, poza nią, ku tej krainie, która nie przemija.


(xlvii) Pod koniec Dwóch wież Tolkien ‒ z rozmysłem lub bez — pozwolił Samowi na monolog, który w szalenie zgrabny sposób wpasowuje Władcę Pierścieni w strukturę tolkienowskich utworów i puszcza przy tym metaliterackie oko do czytelnika. Nie obejdzie się bez dłuższego cytatu (pogrubienia moje):

- No, tak – przyznał Sam. – Pewnie też nigdy byśmy się tu nie znaleźli, gdybyśmy przed ruszeniem na wyprawę wiedzieli więcej o tych krajach. Chyba tak zawsze się dzieje. Wspaniałe czyny, o których mówią legendy, przygody, jak je niegdyś nazywałem, tak właśnie wyglądały naprawdę. Dawniej myślałem, że dzielni bohaterowie legend specjalnie owych przygód szukali, że ich pragnęli, bo są ciekawe, a zwykłe życie bywa trochę nudne, że uprawiali je, że tak powiem, dla rozrywki. Ale w tych legendach, które mają głębszy sens i pozostają w pamięci, prawda wygląda inaczej. Bohaterów zwykle los mimo ich woli wciąga w przygodę, doprowadza ich do niej ścieżka, jak pan to wyraził. Pewnie każdy z nich podobnie jak my miał po drodze mnóstwo okazji, żeby zawrócić, lecz nie zrobił tego. Gdyby któryś zawrócił w pół drogi, no, to byśmy nic o tym nie wiedzieli, pamięć by o nim zaginęła. Wiadomo tylko o tych, którzy wytrwali do końca, choć nie zawsze ten koniec był szczęśliwy, przynajmniej w oczach uczestników, bo stojąc z boku nieraz widzi się rzecz inaczej niż biorąc w niej udział. (...) Na przykład Berenowi nawet w głowie nie świtało, że zdobędzie Silmaril z żelaznej korony w Thangorodrimie, a przecież go zdobył i znalazł się w gorszym jeszcze kraju i w groźniejszym niebezpieczeństwie niż my tutaj. Ale to długa historia, mieści się w niej i szczęście, i smutki, i coś więcej jeszcze, a potem Silmaril dostał się do rąk Earendila. A na dobitkę... Że też mi to wcześniej na myśl nie przyszło! Przecież my... pan, panie Frodo, ma cząstkę jego światła w tym gwieździstym szkiełku, które dała panu Galadriela. A więc my jesteśmy bohaterami dalszego ciągu tej samej historii! (...) Może kiedyś hobbici będą mówili: "Opowiedz historię Froda i Pierścienia", a jakiś malec zawoła: "Tak, tak, to moja ulubiona historia. Frodo był bardzo dzielny, prawda, tatusiu?" (...) Dawne, minione dzieje, gdy się staną częścią historii, przedstawiają się zupełnie inaczej. Kto wie, może nawet Gollum wyda się w opowieści dobry, w każdym razie lepszy niż jest. Jeżeli można mu wierzyć, podobno kiedyś lubił legendy. Ciekaw, czy uważa się za bohatera, czy za czarny charakter?

Ileż tu ciekawych obserwacji! Sam przypomina nam, że we wszystkich opowieściach obserwujemy tylko maleńki wycinek świata przedstawionego. Każda fikcja literacka jest więc w głębszym sensie niekompletna, i to niezależnie od tego, czy postrzegamy ją tylko jako wytwór wyobraźni pisarza, który o wielu aktualnie lub potencjalnie wymyślonych postaciach i zdarzeniach nie napisał, czy też jako odbicie alternatywnej rzeczywistości nieskończenie bogatszej od treści samego utworu. Władca Pierścieni jest właśnie taką niekompletną fikcją, ale stanowi zarazem fragment monumentalnej, wielotysiącletniej narracji skonstruowanej przez angielskiego filologa. Tolkien bawi się tutaj przez kilka zdań myślą — jakże trafną — że właśnie tenże fragment stanie się jego największym dokonaniem. A na koniec pojawia się też refleksja dotycząca roli Golluma...

(xlviii) ...którego, jak to już kiedyś chyba pisałem, uważam za najciekawszą postać książki. Zdrajca, ale i męczennik; monstrum, ale i ofiara; antyteza Froda, ale i jego przodek; podstępny wróg wreszcie, ale i przypadkowe zbawienie Śródziemie. Serdeczność i zaufanie Froda sprawiają, że Smeagol przez pewien czas próbuje być prawdziwym przyjacielem hobbitów, lecz w decydującym momencie podejrzliwość Sama doprowadza do jego nieodwracalnej, ostatecznej przemiany w złego Golluma. Przeznaczenie Śródziemia rozstrzygnęło się na schodach Cirith Ungol.

Gollum patrzał na nich. Dziwny wyraz przemknął przez jego chudą, wygłodniałą twarz. Światełka w źrenicach przygasły, oczy zmatowiały, nagle poszarzałe, stare i znużone. Gollum skulił się w bolesnym skurczu, odszedł parę kroków spoglądając w stronę przełęczy i trzęsąc głową, jakby szarpany wewnętrzną rozterką. Potem wrócił, wyciągnął z wolna drżącą rękę i bardzo ostrożnie, niemal pieszczotliwie dotknął kolana Froda. Gdyby w tym okamgnieniu któryś ze śpiących ocknął się i zobaczył Golluma, pomyślałby zrazu, że stoi przed nim bardzo sędziwy, zmęczony hobbit, skurczony ze starości, która przeciągnęła ponad miarę jego życie, tak że ostał się poza swoją epoką, bez przyjaciół i krewnych, z dala od łąk i strumieni młodości – biedny, żałosny, zagłodzony staruszek.

Lecz pod jego dotknięciem Frodo poruszył się i z cicha krzyknął przez sen, a Sam natychmiast wytrzeźwiał z drzemki. Zobaczył Golluma "dobierającego się" – jak pomyślał – do pana Froda.

- Ejże! – powiedział ostro. – Co robisz?
- Nic, nic – łagodnie odpowiedział Gollum. – Pan dobry.
- Myślę, że dobry – rzekł Sam – ale gdzieżeś ty się włóczył? Wymknąłeś się jak złodziej i jak złodziej wróciłeś, stary łajdaku.

Gollum cofnął się, zielone światełka błysnęły pod jego ciężkimi powiekami. Teraz, gdy przycupnął na zgiętych nogach i wytrzeszczył oczy, wyglądał niemal jak pająk. Dobra przelotna chwila minęła bezpowrotnie.

(xlix) Jak duży był właściwie Gollum? Zawsze wydawało mi się, że trochę mniejszy od hobbitów, a filmy Jacksona to przypuszczenie unaoczniły. Pod koniec przedostatniego rozdziału Dwóch wież, gdy Gollum walczy z Samem, pada jednak następujące zdanie, które wywróciło moje wagomiarowe wyobrażenie do góry nogami:

Cały jego [Golluma] piękny plan załamał się, odkąd w ciemnościach niespodzianie błysnęło straszliwe światło. A teraz znalazł się twarzą w twarz z rozwścieczonym przeciwnikiem, niewiele od niego mniejszym.

(l) Założenie Pierścienia przez Sama: Wierny sługa kontynuuje podróż ku Górze Przeznaczenia po użądlenia Froda przez Szelobę. Natychmiast napotyka jednak na swej drodze orczy oddział i nie mając gdzie się przed nim ukryć, zakłada Pierścień.

(li) Legolas i Gimli antropologicznie po Bitwie na Polach Pelennoru:

- Tak to jest z ludźmi; zaczynają gorliwie, ale wiosną zdarzają się przymrozki, a latem burze i późniejsze dzieło nie dotrzymuje pierwszych obietnic.
- Rzadko jednak ziarno obumiera całkowicie – powiedział Legolas. – Czeka nieraz w pyle i zgniliźnie, by wykiełkować mimo wszystko w czasie i w miejscu nieprzewidzianym. Dzieła ludzkie przeżyją nas, mój Gimli.
- A przecież w końcu okażą się tylko cieniem tego, co być mogło – rzekł krasnolud.
- Na to elfy nie znają odpowiedzi – odparł Legolas.

(lii) Gandalf meteorologicznie podczas ostatniej narady:

Inne złe siły mogą się pojawić, bo Sauron też jest tylko sługą i wysłannikiem. Ale nie do nas należy panowanie nad wszystkimi falami przepływającymi przez ten świat; my mamy za zadanie zrobić, co w naszej mocy, dla tej epoki, w której żyjemy, wytrzebić chwasty ze znanego nam pola, aby przekazać następcom rolę czystą, gotową do uprawy. Jaka im będzie sprzyjała pogoda, to już nie nasza rzecz i na to nie możemy mieć wpływu.

 

dalej

 

____________________
Autorem zdjęcia nagłówkowego jest Filipe Rodrigues.