Modlitwa kontra akrasia
religia ::: 2012-06-27 ::: 440 słów ::: #352
Czytasz starą notkę zaimportowaną z WordPressa. Niektóre elementy układu stron – w szczególności rozmiary i zakotwiczanie ilustracji oraz światło – mogą pozostawiać sporo do życzenia. Gdzieniegdzie wyparowały też multimedia, w szczególności zagnieżdżone wideo z YT.
Nowy Ateizm osiągnął swój klimaks ostatniego dnia września 2007 r. kiedy to panowie Richard Dawkins, Daniel Dennett, Sam Harris i Christopher Hitchens zasiedli do dwugodzinnej dyskusji o, a raczej przeciw, religii. Swoje poglądy streścili już wcześniej w książkach, które okazały się bestsellerami; były to, odpowiednio, Bóg urojony, Odczarowanie, Koniec wiary i Bóg nie jest wielki (co tytuł to chwytliwszy). Jak dotąd przeczytałem tę pierwszą i tę ostatnią. Dawkins był formalnie bardzo przyjemną lekturą, choć na płaszczyźnie merytorycznej irytowało mnie całkowite pominięcie psychologicznych i ewolucyjnych aspektów religii (u kogo jak u kogo, ale u Dawkinsa powinno się znaleźć miejsce na darwinowskie spojrzenie na zjawisko wiary). Od Hitchensa dostałem natomiast rozczarowującą, felietonistyczną tyradę konserwatywnego marksisty o zatruwaniu wszystkiego przez religię. Uznałem, że ateizm powinien być intelektualnie bardziej ambitny.
Na początku tego roku dowiedziałem się o Alainie de Bottonie, szwajcarskim myślicielu, który, choć samemu będąc ateistą, nie tylko nie odsądza religii od, hm, czci i wiary, ale uważa wręcz, że wszyscy wiele możemy się od niej nauczyć. Jeżeli pierwszy raz słyszysz to nazwisko, zachęcam w tym momencie do obejrzenia TED-a z de Bottonem (są polskie napisy) oraz przeczytanie wywiadu, który ukazał się w Polityce. Książka de Bottona pt. Religion for atheists znajduje się dość wysoko na mojej liście "do przeczytania", co niestety niewiele oznacza, bo lista jest już i tak prawie dwukrotnie dłuższa od schindlerowskiej.
Na razie obejrzałem jednak dwuminutowy występ de Bottona i troszkę się rozczarowałem. Zaznaczmy, że jest to fragment dłuższej prelekcji, więc niewykluczone, iż doszło do wyrwania myśli z kontekstu. Niemniej nie przypadła mi do gustu jednowymiarowa ocena modlitwy zawarta w powyższym klipie. De Botton mówi, że religia jako instytucja, zdając sobie sprawę z ułomności ludzkiej pamięci i siły woli, namawia wiernych do wielokrotnego modlenia się w ciągu dnia, by ci, kolokwialnie rzecz ujmując, wbili sobie dobrze do głowy doktryny wiary. W kółko powtarzana modlitwa staje się więc szczepionką przeciwko akrasii, a jak się na czas nie pomodlisz, to zaraz zaczniesz psocić.
Nie uważam, że modlitwa nie posiada zastosowań mnemotechnicznych, ale sądzę, że pełni również szereg innych funkcji, o których mogliby sporo opowiedzieć psychologowie, teologowie i sami wierzący. Dziwi mnie zresztą, że de Botton wydaje się traktować ową chęć do walki z akrasią jako przywarę — fakt faktem, że istocie ludzkiej daleko do kognitywnej i mentalnej perfekcji, więc pewne rzeczy trzeba sobie po prostu powtarzać, by je utrwalić i osadzić w myślowych schematach. Filozof mówi co prawda pod koniec, że twierdzenia naukowe, w przeciwieństwie do religijnych, są na tyle oczywiste i eleganckie, iż do zapamiętania ich na całe życie wystarczy usłyszeć je raz. Cóż. Może nigdy nie słyszał o teorii Piageta? Albo po prostu nigdy nie uczył w szkole?
Komentarze
Arek (2012-06-27 19:06:28)
No, no, jesteś na dobrej drodze :-)