Blogrys

Najlepsze z przeczytanych w 2007

Czytasz starą notkę zaimportowaną z WordPressa. Niektóre elementy układu stron – w szczególności rozmiary i zakotwiczanie ilustracji oraz światło – mogą pozostawiać sporo do życzenia. Gdzieniegdzie wyparowały też multimedia, w szczególności zagnieżdżone wideo z YT.


Miniony rok czytelniczy był dla mnie przełomowy pod względem językowym. Po raz pierwszy przeczytałem więcej książek po angielsku niż po polsku, a różnica była niemała, bo przeszło dwukrotna. W żadnym wypadku nie był to jednak wynik świadomego odpolszczania się. W dwa tysiące siódmym tak po prostu wyszło. Z drugiej strony, niemałą rolę odgrywa fakt, że do literatury anglojęzycznej (i przede wszystkim norweskojęzycznej, ale tej, o dziwo, czytam bardzo mało) mam lepszy dostęp aniżeli do polskojęzycznej. Na szczęście do sytuacji Skawińskiego mi daleko.

Oto niedługa lista najfajniejszych tytułów, z którymi zetknąłem się w ubiegłym roku. Wszystkie polecam. Z wieloma z nich związane są osobne wpisy i w takich wypadkach tytuł książki linkuje do danej notki.
...

Niebeletrystyka

3. Korzenie romantyzmu Isaiaha Berlina polecił mi swojego czasu Scobin. Nie mam za wiele czasu na humanistyczne odchamianie się, ale książka była niegruba, więc uczyniłem wyjątek. Korzenie... w bardzo przyjemny i przystępny sposób wyjaśniają, że dla cywilizacji Zachodu romantyzm był kluczową epoką kulturową. I wcale nie wynikał z niedojebania, jak rzecze popularne w pewnych kręgach powiedzenie.

2. Einstein Jürgena Neffe to solidna biografia barwnej postaci. A ponieważ żadnej biografii z prawdziwego zdarzenia nigdy dotąd nie czytałem i ponieważ z Einsteinem mam pośrednio do czynienia na co dzień, książka nie miała innego wyjścia i musiała mi przypaść do gustu.

1. Asfaltowy saloon, czyli z Łysiakiem przez Stany Zjednoczone, z naciskiem na historię ju-es-of-ej, ale nie bez licznych spostrzeżeń kulturowych. Całość ujęta w niepowtarzalny, soczysty styl Mr Baldheada. Na dzień dzisiejszy przeczytałem około dziesięciu książek Łysiaka. Wszystkie są świetne, Asfaltowy saloon -- najlepszy.

Beletrystyka

5. Silmarillion J.R.R. Tolkiena nie jest oczywiście beletrystyką w pełnym znaczeniu tego słowa, lecz zbiorem wymyślonych mitów... i tutaj wpadamy w elfi dół, bo przecież wszystkie mity są wymyślone. A jeśli wykoncypował je samodzielnie człowiek formatu Profesora, tym lepiej dla nich. Silmarillion, choć niewątpliwie cięższy w odbiorze od Władcy Pierścieni, czaruje klimatem Śródziemia równie mocno, co wielka trylogia. Mnie to wystarcza.

4. Xavras Wyżryn i inne fikcje narodowe to drugi zbiór opowiadań Jacka Dukaja, który przeczytałem. Moje odczucia -- mieszane. Z jednej strony jest to niewątpliwie fantastyka na bardzo wysokim poziomie, z drugiej strony nie wali po głowie niesamowitymi i zróżnicowanymi wizjami tak mocno jak W kraju niewiernych. Lecz historia alternatywna z opowiadania tytułowego, cudna niepoprawność polityczna Przyjaciela prawdy i opis demolki w wykonaniu golema z Gotyka "dają radę", bez dwóch zdań.

3. Lśnienie Stephena Kinga to wyborny horror psychologiczny, który i wciąga, że aż strach, i straszy, że aż trudno oderwać się od czytania. Dopiero po przeczytaniu pierwowzoru widać zresztą, że Kubrick w swej słynnej ekranizacji okaleczył zamysł Kinga wypruwając z niego szalenie istotny wątek alkoholizmu Jacka Torrance'a. Jedyna, drobna wada powieści to krótki epilog, którego mogłoby nie być. Poza tym, nic tylko przewracać kartki.

2. Komórka, czyli Stephen King po raz drugi. Komórka zajęła tak wysokie miejsce w mym rankingu, gdyż jest świetnym czytadłem z zombiakami. Nie mniej, nie więcej. Niektórym będzie przeszkadzać, że autor zerwał z kanonem i wyposażył Romerowskie potwory w bardzo specyficzne zdolności -- ale nie mnie, bo przecież King nigdy nie miał kłopotów ze zręcznym "sprzedawaniem" swoich pomysłów. Niektórym będzie przeszkadzać niejednoznaczne zakończenie -- ale nie mnie, bo przecież gorzej pasowałby tu i ewidentny happy-end, i ewidentny bad-end. Niektórym będzie przeszkadzać, że ekranizację przeniesiono na 2009 r. -- i mnie też, niech to.

1. A na szczyt podium trafiają... Krzyżowcy Zofii Kossak-Szczuckiej. Wspaniały, epicki kawał fabularyzowanej historii, a także metaforyczna przypowieść o dobru i złu tkwiących w ludzkich duszach. Za motto książki mógłby z powodzeniem posłużyć cytat z Wiktora Hugo: Ze wszystkich dzieł Boga serce ludzkie daje najwięcej światła i -- niestety -- najwięcej mroku. Polska literatura górą.






Komentarze

LawDog (2008-01-22 01:01:00)



Romantyzm? A właśnie, że z niedojebania! Zawsze wiedziałem, że urodziłem się nie w tej epoce, co trzeba...Gdzie Ty w "Komórce" masz "Romerowskie potwory", stary? I jak to się kończy w polskim przekładzie? <SPOJLER>"Telefon... fo-fo, ci-ci..."?! :D</SPOJLER>Połowa "Silmarillionu" za mną, odłożyłem kilka lat temu i do tej pory nie mogłem się zebrać. Ale nie, fajne, fajne, nawet bardzo, tylko ktoś mi chyba tę książkę zakosił..."Asfaltowy saloon" już dostałem, to mój must-read zaraz po sesji. A "Krzyżowców" chcę dorwać, już mi polecałeś, ja napaliłem się jeszcze na jakiś czas przed tym.

Borys (2008-01-22 11:01:12)

Originally posted by LawDog:

Gdzie Ty w "Komórce" masz "Romerowskie potwory", stary?
Wybacz, ale moja definicja zombiaka jest szersza od Twojej. Wystarczy, że filmowy potwór wygląda jak człowiek (i posiada takie same, lub gorsze, zdolności motoryczne) oraz jest dziko agresywny i krwiożerczy. Tak, wiem, że w "Komórce" w pewnym momencie zdolności motoryczne stworów znacznie przewyższają te nasze (kto czytał, ten orientuje się, o co chodzi :)), ale był to wyjątek. Natomiast monstra z "Jestem legendą" się nie łapią, choćby dlatego, że mają tylko humanoidalny, ale już nie ludzki, wygląd.

LordThomas (2008-01-22 12:01:50)

Zgadzam sie z Mateuszem. Romantyzm wynika z niedojebania.A Silmarillion jest, dla mnie, lepszy od Wladcy Pierscieni.Asfaltowy saloon - jest cos o murzynach?

Seji (2008-01-22 19:01:55)

Borys, ty chuja wiesz o zombiakach!A romantyzm z niedojebania byl. To byli pierwsi emo!

Borys (2008-01-22 22:01:13)

@Seji, Law: Jak tam chcecie. Dalej oglądajcie na okrągło pierwszą "Noc żywych trupów". Ja poszedłem do przodu, o, patrzcie, tam jestem, tam daleko, tak, to ja, macham do Was. :)

LawDog (2008-01-22 22:01:33)



Hej, Borys... powtórzę swoje pytanie i podkreślę ważny przymiotnik:Gdzie Ty w "Komórce" masz "ROMEROWSKIE potwory", stary?I tylko tyle. Twoja czy moja definicja zombie nie ma tu znaczenia, NAWET, jeżeli obie jakoś tam się pokrywają (tu Cię mam, nie?).

Borys (2008-01-22 23:01:06)

Nie rozumiem, do czego pijesz. ;) Po pierwsze, King mówi wprost, że do napisania "Komórki" zainspirowały go filmy Romero. Po drugie, potwory z książki wyglądają i zachowują się jak zombiaki. Jedyna różnica polega na tym, że nie wstały z grobu, ale chyba tak "technicznych" detali nie będziemy roztrząsać. Po trzecie, owszem, "komórczaki" różnią się od "klasycznych" zombiaków, ALE przecież napisałem: "... wyposażył Romerowskie potwory w bardzo specyficzne zdolności". A więc King zaczął od Romerowskiej wizji, zmienił sposób "tworzenia się" stworów i dodał coś od siebie. Jednakże wyjściowo to są właśnie Romerowskie potwory.Fo-fo, ci-ci. :)

LawDog (2008-01-23 00:01:13)



"Jedyna różnica polega na tym, że nie wstały z grobu..."Cooo?! I Ty chcesz się wypowiadać o zombiakach Romero?! Shame on you! :P

Borys (2008-01-23 12:01:11)

Okej: Jedyna _istotna_ różnica. Innymi słowy, Ty uważasz, że zombiaki nie powinny przejawiać zachowań stadnych?

LawDog (2008-01-23 15:01:07)

Nie, dlaczego? :)

Seji (2008-01-23 21:01:04)

W "Jestem legenda" sa wampiry, nie zombie. Tak BTW.

Borys (2008-01-23 21:01:12)

@Seji: Racja.@Law: No to wytłumacz mi, dlaczego nie klasyfikujesz potworów z "Komórki" jako zombiaków.

LawDog (2008-01-23 23:01:22)

Tamte "zachowania stadne" to raczej coś w rodzaju wspólnej świadomości. "Letarg" też mi nie pasuje.

Borys (2008-01-24 13:01:22)

Wyzsze stadium zachowan stadnych. :)

LawDog (2008-01-25 00:01:50)

Nie tędy droga. :)

Staszek (2008-01-25 22:01:20)

Romantyzm fascynującą epoką jest. Poczytajcie Berlina. :-)

Misiolak (2008-01-29 18:01:47)

Żeby było na temat - Krzyżowcy w pytę... w ogóle całą trylogię o Ziemi Świętej bardzo dobrze się czyta.