Blogrys

Problem z wielkim Dickiem

Czytasz starą notkę zaimportowaną z WordPressa. Niektóre elementy układu stron – w szczególności rozmiary i zakotwiczanie ilustracji oraz światło – mogą pozostawiać sporo do życzenia. Gdzieniegdzie wyparowały też multimedia, w szczególności zagnieżdżone wideo z YT.


Powieści Philipa K. Dicka raz za razem wprawiają mnie w konsternację. Z jednej strony wiem przecież, że Dick uchodzi za giganta fantastyki naukowej, a jego twórczość od kilku dekad cieszy się niesłabnącym mirem. Z tej samej strony na własnej skórze przekonuję się, że powieści pisarza mają czytelnikowi sporo do zaoferowania. Z drugiej strony jednak... z ciężkim sercem przyznaję, że nie czyta mi się ich za dobrze. Klimat? Jest, owszem, zdecydowanie przygnębiający, ale to się wcale na minus nie liczy. Pomysły? Też są, może i nie oszołamiające nowatorstwem, ale z pewnością przyzwoite. Postacie? Lekko surrealistyczne, ale zawsze wyraziste. Fabuła? Hm...
...


Andrzej Sapkowski powiedział w jakimś wywiadzie, że "książka musi być fabularnie zamknięta, watki pozamykane, całość spójna. Jeśli warunki te nie są spełnione, to nie jest książka, ale jajco z czytelnika"[1]. O robienie mnie w jajco Dicka bynajmniej nie oskarżam, ale prawie za każdym razem, gdy docieram do ostatniej strony jakiejś powieści PKD, odczuwam niesmak. Jakże to tak, panie autorze? Rozpoczynacie swoją historię z hukiem, rzucacie swoich bohaterów na głęboką wodę, a w ostatnich rozdziałach tłumaczycie całą intrygę jakąś formą załamania się książkowej rzeczywistości? "I John się obudził"? Fuj.

Nie będę gołosłowny, oto przykład: "Płyńcie łzy moje, rzekł policjant". Jason Taverner jest superpopularną gwiazdą telewizji. Pewnego dnia, po nieudanym zamachu na jego życie, budzi się w obskurnym pokoju hotelowym i odkrywa... że przestał istnieć dla świata. Nie ma przy sobie dokumentów, nikt o nim nigdy nie słyszał, przyjaciele i znajomi twierdzą, że nigdy go nie znali. Taverner wie, że albo szybko coś wymyśli i wyjaśni zagadkę, albo trafi do obozu pracy. Ustrój polityczny państwa nie spogląda bowiem przychylnym okiem na ludzi bez tożsamości.

Niezły początek, prawda? Rozumiecie więc mój zawód, gdy z czasem (spoiler, ale według mnie niewielki; zaznaczcie, żeby przeczytać) wszystko "samo z siebie" wróciło do normy, a powodem całego zamieszania okazał się narkotyk, który zażyła pewna osoba (bynajmniej nie Taverner) i który tymczasowo "uszkodził" rzeczywistość (chociaż wszystkie wydarzenia rozegrały się "naprawdę", a nie w głowie tejże osoby). Powiecie, że zdolny pisarz potrafi dobrze sprzedać każdy pomysł. Pełna zgoda, ale... Dick z tą sprzedażą radzi sobie przeciętnie. Swą niedołężność fabularną maskuje schizofreniczną atmosferą, charakterystycznie szarpaną kompozycją (gwałtowne przeskoki między długimi, statycznymi scenami) i zróżnicowaną galerią postaci drugoplanowych. Gdyby tylko jedna książka była zbudowana wedle takiego schematu, złego słowa bym nie powiedział. Ale ile razy można wałkować zagadnienia związane z rzeczywistością i tożsamością w ten sam, niespecjalnie porywający, sposób?

W tym momencie należałoby sprowadzić problem do kwestii gustu: Twórczość PKD do większości miłośników fantastyki trafia, a do mnie nie za bardzo -- i kropka. Tak też za chwilę zrobimy, ale gwoli ścisłości trzeba dodać, że w przeciwieństwie do powieści, opowiadania Dicka cenię sobie wysoko. Posiadają one bardziej zwartą konstrukcję i ujęte są w solidniejsze ramy narracyjne, a gama pomysłów wydaje się szersza. Zresztą, nawet w przypadku powieści zdarzył się wyjątek. "Człowieka z Wysokiego Zamku" czytało mi się bardzo dobrze, ale to pewnie dlatego, że mam słabość do historii alternatywnej. No, chociaż wróżenie z I Ching jest równie fajne co testy Voigta-Kampffa.

[1] Chat Wirtualnej Polski z dnia 27.10.2000.






Komentarze

Staszek (2008-01-25 22:01:51)



Comment zupełnie nie na temat: dzisiaj zacząłem używać Google Readera oraz IGoogle. Obie usługi (pierwszą można zmieścić w drugiej) wydają się bardzo praktyczne. Ustawiłem sobie np. platformę do nauki hiszpańskiego. ;-)Możliwe, że dla większości z Was nie będzie to jakieś wielkie odkrycie, ale i tak polecam. :)

LawDog (2008-01-25 23:01:08)



Borys, Borys... Ech... O takich problemach nam na blogu piszesz? Przecież są od tego specjaliści.

LordThomas (2008-01-26 00:01:21)

Dobre Mateusz, dobre :)