Blogrys

TopTen: Soundtracki filmowe

Czytasz starą notkę zaimportowaną z WordPressa. Niektóre elementy układu stron – w szczególności rozmiary i zakotwiczanie ilustracji oraz światło – mogą pozostawiać sporo do życzenia. Gdzieniegdzie wyparowały też multimedia, w szczególności zagnieżdżone wideo z YT.


Blog w dużej części poświęcam książkom, w trochę mniejszej filmom, lecz niestety całkowicie zaniedbuję muzykę. Postanowiłem więc wyrównać nieco proporcje i przywalić jednocześnie z grubej rury: Przedstawiam oto listę moich ulubionych płyt. Na pierwszy ogień idą debeściackie soundtracki, a niebawem sporządzę analogiczny ranking "zwyczajnych" albumów. Kieruję się tylko jedną zasadą: Żaden wykonawca bądź kompozytor nie może pojawić się więcej niż raz. Różnorodność przede wszystkim.

10. Angelo Badalamenti, Blue Velvet

Gdyby ranking powstawał niecałe dwa lata temu, soundtrack z Mojego Ulubionego Filmu Lyncha (jak dotąd widziałem tylko trzy) uplasowałby się znacznie wyżej, ponieważ w tamtym okresie słuchałem go na okrągło. W chwili obecnej podobają mi się przede wszystkim piosenka tytułowa, In Dreams śpiewane przez Roya Orbisona oraz zamykające album Mysteries of Love. Jednakże i resztę soundtracka oceniam nadal wystarczająco wysoko, by to właśnie od niego rozpocząć odliczanie do numero uno.

9. Klaus Badelt, Equilibrium

Filmu niestety na razie nie widziałem, ale co się odwlecze, to nie uciecze. Tymczasem soundtrack zaostrza apetyt po każdorazowym przesłuchaniu. Głośniki pulsują przez kilkadziesiąt minut dystopią, a finałowy utwór stawia z rozmachem kropkę nad "i". Ciekawostka dla wtajemniczonych: W "bliżej nieokreślonej przyszłości" zamierzam poprowadzić PBIRC-ową minikampanię zilustrowaną właśnie muzyką z Equilibrium.

8. Bernard Herrmann, North by Northwest

Herrmann stworzył muzykę do najsłynniejszych filmów Hitchcocka. Wyjątek stanowią Okno na podwórze i Ptaki, ale tylko dlatego że... muzyką nie zilustrowano ich w ogóle i to bynajmniej nie z powodu ograniczonego budżetu. Soundtrack z filmu Północ, północny-zachód jest zapewne najwyrazistszym dziełem Herrmanna, przede wszystkim za sprawą wspaniałego motywu głównego, który pojawia się w nim więcej niż raz. Jeśli zastanawiacie się, co tak intensywny kawałek symfoniczny może robić w filmie, oznacza to, że jeszcze go nie widzieliście. Po seansie wszystko staje się jasne. Hitchcock niczego nie robił przypadkowo.

7. Paul Buckmaster, 12 Monkeys

Trudno powiedzieć, w jakim stopniu poniższa lista zależna jest od mojej oceny samych filmów, z którymi związane są poszczególne ścieżki dźwiękowe. To z pewnością nie przypadek, że każdy z wymienionych tu soundtracków ilustruje jakąś bardzo lubianą przeze mnie produkcję kinową (z pominięciem tych jeszcze w ogóle nie widzianych). Z drugiej strony niewykluczone przecież, że gdyby nie świetna muzyka, rzeczone filmy podobałyby mi się zdecydowanie mniej. Dobrym przykładem takiego sprzężenia zwrotnego jest OST z 12 Małp. Film Terry'ego Gilliama to bezsprzecznie wybitne kino s-f... ale któż odważy się powiedzieć, że niewiele zawdzięcza przejmującemu do szpiku kości wielokrotnie powtarzanemu utworowi Suite Punta del Este? Należy podkreślić, że Buckmaster nie skomponował go sam, ale wziął od Astora Piazzolli. Niemniej jednak i reszta soundtracku trzyma bardzo wysoki poziom.

6. Peter Gabriel, Birdy

Dwa poprzednie OST trafiły do toptenu głównie za sprawą zapadających w pamięć motywów przewodnich. ale ponieważ wspinamy się cały czas do góry, najwyższa pora podnieść poprzeczkę. Muzyka do ekranizacji pierwszej i najlepszej książki Whartona przeskakuje ją bez trudu. Nie znajduję przymiotnika do opisania nastroju, jaki niesie ze sobą soundtrack Ptaśka. To chyba najlepsza rekomendacja.

5. Carmine Coppola, Apocalypse Now

Carmine Coppola skomponował muzykę do dwóch legendarnych filmów: Ojca chrzestnego i Czasu Apokalipsy. Soundtracka do tego pierwszego nigdy nie miałem okazji przesłuchać explicite, natomiast OST z Apocalypse Now zamiótł mną przy pierwszym kontakcie podłogę. Mrok, mrok i jeszcze raz mrok, ale jaki mrok... Kanapka z łososiem dla tego, kto nie znając filmu zdoła odgadnąć, że słucha muzyki do psychologicznego dramatu wojennego. Kanapka z różowymi powidłami dla WOD-ziarzy, którzy nigdy nie posiłkowali się Coppolą na swoich sesjach.

4. James Newton Howard, Signs

Trzy następne pozycje toptenu zdominują nazwiska wielce zasłużonych dla Hollywoodu kompozytorów, którzy w swą muzykę zaopatrzyli rozliczne wysokobudżetowe i znane produkcje. Co najlepsze, nic nie wskazuje na to, by którykolwiek z nich wybierał się na emeryturę. Jamesa Newtona Howarda kojarzymy przede wszystkim z Shyamalanem, gdyż to właśnie on stworzył muzykę do wszystkich filmów hinduskiego reżysera (z wyjątkiem dwóch pierwszych, bardzo mało znanych). Ścieżka dźwiekowa Znaków rozpoczyna się od intensywnego i zaskakująco nietypowego utworu instrumentalnego. Reszta albumu jest już wyciszona, ale właśnie dzięki temu tak sprawnie buduje paranormalny nastrój filmu. Czy kiedyś doczekamy się wspólnego dzieła Howarda i Marka Snowa?

3. Howard Shore, The Return of the King

Przyznaję się bez bicia: Początkowo muzyka do Władcy Pierścieni, słuchana osobno, a nie w trakcie oglądania filmu, podobała mi się średnio. Doceniłem ją dopiero po pewnym czasie. W końcu epickie soundtracki też potrafią być apetyczne, a główny motyw, przewijający się wielokrotnie przez album, przez resztę życia będzie kojarzył mi się z trzema świetnymi filmami z czasów licealnych.

2. Harry Gregson-Williams & Hans Zimmer, The Rock

O drugie miejsce na liście walczyły dwa znakomite soundtracki: Batman Begins Howarda i Zimmera oraz The Rock Gregsona-Williamsa i Zimmera. Był to bój na śmierć i życie, ponieważ w rankingu, ze względu na Hansa, mógł pojawić się tylko jeden. Oba kopią zad od pierwszej do ostatniej nuty, ale The Rock czyni to silniej i zdecydowaniej. Tego po prostu trzeba posłuchać samemu -- The Chase najlepiej podczas przebijania się przez zatłoczone śródmieście w godzinach szczytu.

1. Vangelis, Blade Runner

Najbardziej ikoniczny kawałek muzyki filmowej? Gonna Fly Now z Rocky'ego? Nie. Anvil of Crom z Conana Barbarzyńcy? Hm... Nie. The Terminator Theme? Nie. Więc? End Titles z Łowcy androidów, oczywiście. Kto nie słyszał, niech wędruje do kąta. Kto słyszał i nieszczególnie mu się podobało, niech potraktuje to jako swoisty test Voighta-Kampffa i pogodzi się z myślą, że w soundtrackach filmowych nie znajdzie nic dla siebie. I nie myślcie sobie, że zachwycam się tylko utworem końcowym. To wyłącznie wisienka na torcie. Cały OST jest boski i Vangelisa długo nikt nie przebije.






Komentarze

Hoży (2009-05-03 19:05:43)



Jest Vangelis, Hans Zimmer - zasłużenie.Trochę ubolewam nad tym, że zabrakło miejsca w 10 dla Morricone.Pewnie biedny Ennio przeżyje, że pominęli go przy Oscarach (genialny soundtrack do "Misji"), ale to że Ty go pominąłeś to już chyba nie przeżyje ;)Pozdrawiam

Borys (2009-05-03 19:05:57)

Wiesz, z Morricone mam tak, że bardzo podobają mi się komponowane przez niego motywy (ten z "Misji" właśnie, jak i z "Pewnego razu w Ameryce" i z filmów Leone), ale gdy oceniam jego poszczególne OST całościowo, to wydają się odrobinę nudne (jak na ligę, którą Morricone reprezentuje, oczywiście).Tak czy owak dzięki za skomentowanie notki sprzed dwóch lat i zachęcam do regularnych odwiedzin. :)