Blogrys

Przeczytane w 2021 (9)

Czytasz starą notkę zaimportowaną z WordPressa. Niektóre elementy układu stron – w szczególności rozmiary i zakotwiczanie ilustracji oraz światło – mogą pozostawiać sporo do życzenia. Gdzieniegdzie wyparowały też multimedia, w szczególności zagnieżdżone wideo z YT.

Najlepsza
Książę Nocy (Marek Nowakowski)

Latem zeszłego roku, gdy moja żona nocą koiła budzącego się raz za razem maleńkiego człowieczka, ja wzuwałem cichutko zakurzone buty, delikatnie zamykałem za sobą drzwi i wędrowałem na wódkę. Po groźnych, zapadniętych rejonach starej Warszawy, po zapomnianych przez Pana Boga mazowieckich wioskach oprowadzał mnie Marek, przenikliwy przewodnik i bezkonkurencyjny gawędziarz.

Kończyło się zawsze tak samo: on, ja, jeszcze jakiś Paciorek, jeszcze Benek Kwiaciarz, do kompletu może Fanodorm, niekiedy Słoń, od wielkiego dzwonu także Książę Nocy, gdy akurat nie przywoływał do porządku swoich dziewczynek. Na stole, na taborecie, na piachu podwórza pojawiała się flaszka. Rozmowy toczyły się w nieskończoność, płynęły rytmem upalnej lipcowej nocy, przyspieszały, gorączkowały się, znowu zwalniały, o życiu, o śmierci, o wszystkim, o niczym.



Marek Nowakowski stanowi moje olbrzymie literackie odkrycie minionego roku, ba, niewykluczone, że największe literackie odkrycie w ogóle. Jeśli dobrze poszperać, okaże się, owszem, że jest niby znany, lecz bez wysilenia wzroku pospolite nazwisko pozostanie skromnie skryte w cieniu nazwisk rówieśników: Hłaski, Stachury, Myśliwskiego.

Usłyszałem o nim przypadkowo i wklikałem się na poświęconą mu stronę Polskiego Radia. Wsiąkłem w te jego nawijki, w ich treść i nastrój. Urzekł mnie tembrem głosu i charakterystycznym sposobem mówienia. Rychło sięgnąłem więc po Najlepsze opowiadania, opasły tom zredagowany przez Krzysztofa Masłonia i wydany w czwartą rocznicę śmierci pisarza (1935-2014) – tom magiczny także i pod tym względem, że na okładce, daję słowo, słychać pstryknięcie zapalniczki. Ile z lektury wyniosłem, wiecie już z tytułu poniższej, nieprzyzwoicie spóźnionej notki.

Oddam na trzy akapity głos Adamowi Tyszce, który posiłkuje się z kolei opinią Wojciecha Stanisławskiego:

Uważna lektura zbioru pozwala dostrzec stopniową metamorfozę dawnego „hłaskoida”, „krnąbrnego piewcy marginesu społecznego”, w sentymentalnego strażnika pamięci i przeszłości, kronikarza powojennej stolicy. (…) Niegdysiejszy buntownik przeistoczył się w kustosza pamięci, ostatniego świadka powojennej Warszawy, którego artystyczną i życiową misją było ocalenie i utrwalenie (zakonserwowanie dla potomności) obrazu dawnego miasta. (…)

Był też Marek Nowakowski mistrzowskim diagnostą społecznym, przenikliwym obserwatorem powojennej rzeczywistości, pisarzem-panoramistą i pisarzem-socjologiem. Zdaniem Wojciecha Stanisławskiego: „[…] porządna historia społeczna Polski Ludowej nie obejdzie się bez setki cytatów z Nowakowskiego. Bo to on, na blisko dwadzieścia lat przed głośnym manifestem Zagajewskiego i Kornhausera, zaczął opisywać «świat nie przedstawiony». Krytyka upupiała go, zarzucając efekciarskie pisanie o ludziach marginesu społecznego: tak, od nich zaczynał i trzymał się ich, ale po lekturze wyboru jego najlepszych opowiadań widać, że opisał wszystkie niemal stany i typy ludzkie, te odwieczne − stare matki, poborowych, chłopów – i te swoiście peerelowskie: złote rączki, zaopatrzeniowców, kapusiów. To perspektywa trochę jak w ikonach przedstawiających Sąd Ostateczny: jedni to postacie centralne, w złocie i czerni, inni, mniej ważni, mrowią się na obrzeżach, są jednak wszyscy”.

Do grona ulubionych bohaterów Marka Nowakowskiego należeli wszelkiej maści buntownicy, twardziele, charakterniacy, awanturnicy, gwiazdy stołecznego półświatka, życiowi wykolejeńcy, outsiderzy, mitotwórcy, utracjusze, birbanci. W minionej epoce jawili się oni jako ludzie prawdziwie wolni oraz swoiści bohaterowie romantyczni (dzięki swej niepokorności, wykluczeniu, honorowości). Na kartach jego opowiadań zauważymy też sporą galerię zupełnie innych typów – partyjnych karierowiczów, tępych aparatczyków, funkcjonariuszy i współpracowników tajnych służb, macherów, geszefciarzy, przaśnych biznesmenów, gangsterów. (…)

Porównanie do ikony – bez pudła. Przebijam: W mojej mentalnej biblioteczce* stołeczny półświatek i wykolejeńcy trafiają na tę samą półkę, co Dolina Muminków i harcerze Aragorna. Pióro warszawskiego pisarza też bowiem posiada zdolność całkowitego zaczarowania czytelnika, chociaż opisuje on „tylko” prawdziwy świat przefiltrowany przez wrażliwość doświadczonego życiem literata. Postaci i sceny z kart Księcia nocy ożywają, zapraszają, proponują swobodną rozmowę podlaną gorzałką.

Zaraz po lekturze przepełniła mnie niewymowna ochota, by przewrócić pierwszą stronę i wskoczyć między okładki raz jeszcze. Tyszka przytakuje: „Do jego prozy warto wracać wielokrotnie oraz smakować ją niczym szlachetny trunek, który z biegiem lat nabierać będzie coraz lepszego smaku i coraz większej mocy.”

W Księciu Nocy przeczytamy czterdzieści opowiadań. Zbajerowałbym, gdybym stwierdził, że nie ma tu rzeczy słabych (Nowakowski nie najlepiej radził sobie z miniaturami), ale z drugiej strony długi szereg opowiadań zasługuje na ocenę bardzo dobrą (Kwadratowy, Benek Kwiaciarz, Niedziela, Sarkoma, Gdzie jest droga na Walne?, Hades, Stypa, flirtujące z fantastyką Mongoły, Fortuna Liliputa). Ponadto aż trzy teksty zasługują na miano wybitnych:

Święta – czyli „Bródka wpadł w ten swój pijacki cug jak w szambo”. Genialna narracja. Rejony Pętli Hłaski albo Żółtego szalika z Gajosem.

Wesele raz jeszcze! – Nowakowski mierzy się z Weselem Wyspiańskiego rzeźbiąc w prozie własną wersję ikonicznej sztuki. Narrator wędruje po zadymionej, głośnej sali, dosiada się do coraz bardziej pijanych gości, szkicuje dowcipnym dialogiem fascynujące sylwetki-stereotypy. A zamiast chocholego tańca na końcu – błyskotliwy fortel Prezesa. Arcydzieło.

Książę Nocy – nonszalancki, bogaty w psychologiczny szczegół portret wytrawnego cwaniaka, który cały warszawski świat z sobą włącznie bierze pod bajer. Doprawdy nie rozumiem, dlaczego pierwsze zdanie nie stało się klasykiem literatury polskiej: „Nasz świat był mały, a wydawał się olbrzymi.” Miał Nowakowski wielki talent do pierwszych (i ostatnich) zdań, oj miał.

Po filmach Bareji myślałem, że nigdy już nie natrafię na obraz PRL-u równie ironiczny, dobroduszny i dociekliwy, ale, cóż, nie wolno wątpić w siłę dobrej literatury. Na szczęście był Nowakowski autorem płodnym. Odwiedzając antykwariaty, będę teraz od razu kierował się ku literce „N”.

____________________
* Fizycznej nigdy, bo książki na półkach ustawiam przede wszystkim kolorami (serio).






Komentarze

houseferatu (2023-12-19 01:18:00)

świetna rekomendacja, zupełnie nowa sprawa dla mnie, więc przesyłam podziękowania od gościa, który po latach też zaczął ustawiać książki kolorami. serio.