Blogrys

Sawyer & Finn, sp. z o.o.

Czytasz starą notkę zaimportowaną z WordPressa. Niektóre elementy układu stron – w szczególności rozmiary i zakotwiczanie ilustracji oraz światło – mogą pozostawiać sporo do życzenia. Gdzieniegdzie wyparowały też multimedia, w szczególności zagnieżdżone wideo z YT.

mark_twain

Bracia KaramazowAnaliza systemów-światówToksiążki o hip-hopie – i co jeszcze dobrego, złego, mądrego, mniej mądrego przeczytałem w minionym roku?

Na przykład, w ramach odrabiania kanonicznych zaległości, wszystkie cztery książki Marka Twaina o Huckleberrym Finnie, najsłynniejszym nieletnim włóczędze literatury i jedynym (prawdziwym lub fikcyjnym) człowieku w dziejach, który został nazwany na cześć borówki, aby samemu przekazać dalej swe imię niebieskiemu, dobrodusznemu psu. W Przygodach Tomka Sawyera, które pamiętam doskonale z dzieciństwa – przede wszystkim za sprawą „mocnego otwarcia” –

— Tomek!
Cisza.
— Tomek!
Cisza.
— Gdzie go znowu poniosło? Tomek!!
Starsza pani zsunęła okulary na nos i rozejrzała się po pokoju ponad szkłami; potem podniosła je na czoło i rozejrzała się ponownie. Dla takiego drobiazgu jak Tomek, patrzyła przez okulary rzadko — prawie nigdy. Były to przecież jej odświętne okulary, świadectwo jej wytwornego stylu, w gruncie rzeczy zupełnie niepotrzebne. Tak samo dobrze mogłaby patrzeć przez parę żelaznych obrączek. Chwilę rozglądała się zdumiona, potem powiedziała bez gniewu, ale dość głośno, tak aby meble w pokoju mogły ją usłyszeć:
— No, czekaj, jak cię dorwę, to cię…
Nie dokończyła; schyliła się i zaczęła szturchać miotłą pod łóżkiem. Aż się zadyszała przy tym, ale na światło dzienne wylazł tylko kot.
— Co ja mam z tym chłopakiem. Nigdy nie wiem, gdzie on się podziewa!

[tł. Jan Biliński]

– w Przygodach Tomka Sawyera Huck gra drugie skrzypce. Na plan pierwszy wchodzi dopiero w Przygodach Hucka, opus magnum Twaina i klasyku powieści amerykańskiej. Tam młody obdartus podróżuje po Mississippi wraz ze zbiegłym z niewoli Murzynem Jimem. Dalsze awantury z udziałem obu chłopców śledzimy w Tomku Sawyerze za granicą (pastiszu przygodówek Verne’a) i Tomku Sawyerze, detektywie (najsłabszej z czterech części, stanowiącej ewidentny przykład odcinania kuponów od literackiego sukcesu).

adventures_of_huckleberry_finn Okładka pierwszego amerykańskiego wydania Przygód Hucka (1885). O dziwo, ta arcyamerykańska powieść ukazała się drukiem kilka miesięcy wcześniej w Wielkiej Brytanii.

Przygody Hucka przemogły mnie w sensie językowym. Zacząłem czytać w oryginale, ale zanim jeszcze Huck i Jim spławili się rzeką, przeskoczyłem na polskie, dziewiętnastowieczne tłumaczenie Prażmowskiej. I właściwie był to błędny ruch. Urok Przygód Hucka polega wszak na tym, że Twain nasycił je gwarą, że pozwolił swoim bohaterom mówić tak, jak rzeczywiście wówczas w tamtym rejonie świata się mówiło. Ba, mało tego – Adventures of Huckleberry Finn to najwcześniejsza ze znanych amerykańskich powieści bez skrępowania gadająca dialektami, głównie „południowym białym” i „południowym czarnym”. W polskiej wersji cała ta ślicznie wykrzywiona gramatyka i wykoślawione słownictwo zostały bezsensownie naprawione.

Pora na krótkie ćwiczenie z teorii przekładu. W czwartym rozdziale Jim wróży z funta kłaków. U Prażmowskiej odbywa się to tak:

Jim, murzyn miss Watson, posiadał kulę ze zbitej sierści, wielką jak pięść, wyjętą z żołądka wołu. Używał on jej do wróżenia, mówiąc, że w środku siedzi duch zaklęty, któremu wszystko wiadome. Zaraz więc powiedziawszy Jimowi, że tatko powrócił, bo widziałem ślady jego na śniegu, prosiłem go o wybadanie ducha, co tatko czynić zamierza i czy długo tu zabawi. Wyjąwszy kulę włosianą, Jim coś nad nią szeptał, a potem rzucił na podłogę. Upadła, lecz nie odbita potoczyła się niedaleko, na cal zaledwie. Znów ją Jim rzucił raz, drugi i trzeci, a ona zawsze padała tak samo i nie toczyła się wcale. Ukląkł tedy Jim, przyłożył do niej ucho i słuchał, ale napróżno.
— Zdarza się — wyjaśnił murzyn — że kula dopóty nic nie powie, dopóki pieniędzy nie otrzyma.
(…)
— Ojciec twój do tej pory nie wie jeszcze, co zrobi. Czasem zamierza pójść het, daleko, czasem znów mówi, że zostanie. Niech robi, co chce. Unoszą się nad nim dwa anioły. Jeden aż lśni od białości, drugi czarny. Biały skłania ku dobremu, czarny przeszkadza. Nie można jeszcze przewidzieć, który zwycięży. O siebie bądź spokojny. Pomimo wielkich kłopotów i zmartwień, czeka cię w końcu wielka radość i szczęście. Stoją koło ciebie dwie panny. Jedna biała, a druga czarna, jedna bogata, druga uboga. Ożenisz się pierwej z ubogą, później z bogatą. Strzeż się wody, nie puszczaj się na nią, bo za wodą wielką śmierć twoja stoi i czeka…

A u Twaina idzie to tak:

Miss Watson’s nigger, Jim, had a hair-ball as big as your fist, which had been took out of the fourth stomach of an ox, and he used to do magic with it. He said there was a spirit inside of it, and it knowed everything. So I went to him that night and told him pap was here again, for I found his tracks in the snow. What I wanted to know was, what he was going to do, and was he going to stay? Jim got out his hair-ball and said something over it, and then he held it up and dropped it on the floor. It fell pretty solid, and only rolled about an inch. Jim tried it again, and then another time, and it acted just the same. Jim got down on his knees, and put his ear against it and listened. But it warn’t no use; he said it wouldn’t talk. He said sometimes it wouldn’t talk without money. (…)
“Yo’ ole father doan’ know yit what he’s a-gwyne to do. Sometimes he spec he’ll go ‘way, en den agin he spec he’ll stay. De bes’ way is to res’ easy en let de ole man take his own way. Dey’s two angels hoverin’ roun’ ‘bout him. One uv ‘em is white en shiny, en t’other one is black. De white one gits him to go right a little while, den de black one sail in en bust it all up. A body can’t tell yit which one gwyne to fetch him at de las’. But you is all right. You gwyne to have considable trouble in yo’ life, en considable joy. Sometimes you gwyne to git hurt, en sometimes you gwyne to git sick; but every time you’s gwyne to git well agin. Dey’s two gals flyin’ ‘bout you in yo’ life. One uv ‘em’s light en t’other one is dark. One is rich en t’other is po’. You’s gwyne to marry de po’ one fust en de rich one by en by. You wants to keep 'way fum de water as much as you kin, en don’t run no resk, 'kase it’s down in de bills dat you’s gwyne to git hung.”

wrozenie_jima

Prażmowska poradziła sobie siako tako z narracją Hucka, choć można by jej oczywiście zarzucić, że niepotrzebnie wyrugowała prowincjonalizmy z wypowiedzi bohatera. Zgubiło się niepoprawne „knowed” (zamiast „knew”), naprostowano kolokwialną konstrukcję zdań. Z wiejskiego analfabety Huck przeistoczył się w warszawskiego gimbusa. Ale jeszcze większy awans społeczny czekał Jima, którego bawełniany slang „Yo’ ole father doan’ know yit what he’s a-gwyne to do” przeobraził się w czcigodne „Ojciec twój do tej pory nie wie jeszcze, co zrobi”. Ekhem… Jeśli Literatura na świecie posiada sekcję pn. „Humor translatorski”, owo „tłumaczenie” należy niezwłocznie przesłać do redakcji.

Ursula K. Le Guin zaraz na początku swojej książki poświęconej sztuce pisania (Steering the Craft) przytoczyła wypis z Twaina jako przykład niezrównanego słuchu językowego, bezbłędnego przeniesienia na papier żargonu społecznego z zachowaniem jego charakterystycznego rytmu. Jeżeli więc ktoś chciałby uczyć się pisania od Twaina, to tylko w oryginale – na pewno nie od Prażmowskiej. I shuda have kep-on f’ting, so't'say, wit’ ole Hucky-boy in ’Glish!

Niemniej, lekturę wspominam dobrze. W przekładzie nie zatracił się ani przygodowo-podróżniczy duch powieści, ani satyryczne, śmieszno-gorzkie przedstawienie mentalnego krajobrazu społeczeństwa zbudowanego na niewolnictwie. Wyborny jest fragment, w którym Hucka rozdziera potworna rozterka – z jednej strony cieszy się, że jego przyjaciel Jim odzyskał wolność, z drugiej strony przeraża go myśl, że teraz Jim będzie próbował popełnić straszne przestępstwo polegające na wyzwoleniu swojej żony.

huck_finnPolecam Waszej uwadze wierną, solidną ekranizację z 1993 r. Wyreżyserował Stephen Sommers (Mumia), w Hucka wcielił się młody Frodo, czyli Elijah Wood. To bez wątpienia film familijny, lecz ta, wydawałoby się, sztampowa Disneyowska produkcja zaskoczyła mnie kilkakrotnie brutalnością. Już pierwsza scena zbija z pantałyku: Huck i inny chłopiec piorą się zdrowo po gębach, montażysta nie próbuje maskować cięciami impetu krwawych uderzeń. Nawet we współczesnych filmach akcji sceny walki wręcz, choć efekciarsko zaarażowane, wypadają zwykle mniej boleśnie. W dalszej części adaptacji odkryłem zdumiony, że scenarzysta wcale nie wygładził tragicznego, zgoła niefamilijnego epizodu poświęconego losom zwaśnionych rodów Graingerfordów i Shepherdsonów. Dzisiaj coś takiego by absolutnie nie przeszło.

Warto od czasu do czasu ponarzekać na spustoszenie, jakie poczynili hollywoodzcy cenzorzy w ciągu ostatniego ćwierćwiecza. Fakt, że prawie w ogóle o zjawisku ugrzecznienia filmów się nie dyskutuje, zaświadcza o piekielnej skuteczności samozwańczych „obrońców moralności” w urabianiu naszej percepcji. Piszę bez ironii, bez przekąsu, ale ze zniechęceniem. Z roku na rok coraz wyraźniej uświadamiam sobie, że kino mainstreamowe mi się przejadło. Zacznę chyba oglądać giallo.