Lek na całe zło
wwm ::: 2018-03-18 ::: 740 słów ::: #662
Czytasz starą notkę zaimportowaną z WordPressa. Niektóre elementy układu stron – w szczególności rozmiary i zakotwiczanie ilustracji oraz światło – mogą pozostawiać sporo do życzenia. Gdzieniegdzie wyparowały też multimedia, w szczególności zagnieżdżone wideo z YT.
Z okazji niedzieli (wolnej od handlu) przygotowałem uduchowioną układankę wypisów związanych z chrześcijaństwem: Remi Brague dostrzega przynajmniej jedną pozytywną cechę europejskiego ateizmu, Stanisław Gródź przytacza Afrykę postkolonialną jako niezbity dowód żywotności chrześcijaństwa, Marcin Kędzierski wskazuje na zaskakujący związek między sekularyzacją a kryzysem ekonomicznym. Potem dwie ostre, krótkie, celne uwagi dotyczące tzw. „postępu”, który rzekomo stoi w opozycji do religii. Na koniec Szymon Hołownia – pozytywnie, z nutką zadumy.
Nienawiść do chrześcijaństwa wśród niektórych Europejczyków jest bardzo żywa. Spotkać ją można zwłaszcza w środowisku przywódców politycznych i w środowiskach mediów. Ta nienawiść, nad którą oczywiście ubolewam, ma jednak przynajmniej jedną cechę pozytywną. Stanowi ona niezbity dowód na to, że nasza kultura ma głębokie chrześcijańskie korzenie. Bo gdy nienawidzi się samego siebie, to istnieje potrzeba atakowania czegoś, co stanowi najgłębszą, najbardziej intymną tożsamość. (...)
Utrapienie polega na tym, że gdy zabronimy sobie możliwości patrzenia w górę, to na dłuższą metę utracimy również zdolność widzenia w przód, w kierunku przyszłych pokoleń.
– Remi Brague (18/7/2016)
– Nie da się jednak ukryć, że europejskie chrześcijaństwo przez dziesięciolecia sankcjonowało pogardliwy stosunek do afrykańskiej kultury i religii. Tymczasem dekolonizacja kontynentu zaowocowała nie tylko zrozumiałym powrotem jego mieszkańców do korzeni ich kultur, ale także masowym zwróceniem się właśnie ku chrześcijaństwu. Dlaczego?
– To zagadka, której nie potrafię rozwiązać. Było coś takiego w chrześcijaństwie, nawet w jego odsłonie kolonialnej, że trafiało do serc Afrykanów. Wydawało im się atrakcyjne, z jednym wyjątkiem: było źle zorganizowane. Póki zasady gry określali Europejczycy, nie można było tak po prostu poukładać go na nowo. (...) Kiedy jednak europejska kontrola zaczęła się poluzowywać i stopniowo zanikać, pojawiła się przestrzeń do zagospodarowania dla Afrykanów. (...)
– Może świadczy to o tym, że afrykańskie umysły pozostały skolonizowane?
– Chrześcijaństwo było istotnym elementem systemu kolonialnego. Kiedy jednak system ten się rozpadł, ono pozostało. Jak to wytłumaczyć? Przecież obywatele dawnych kolonii odrzucali wówczas wszystko, co uważali za opresyjne. Możemy oczywiście myśleć o chrześcijaństwie jako o koniu trojańskim kolonializmu, ale dość trudno byłoby to udowodnić. Trzeba by najpierw wykazać, że chrystianizacja stanowiła tylko poręczny instrument w rękach kolonizatorów, którzy posługiwali się nim w celu zwiększenia wydajności eksploatacji kontynentu. Tymczasem chrześcijaństwo ma również wymiar emancypacyjny, którego kolonizatorzy nie uwzględnili. (...) Jest ono religią o prawdziwie światowym zasięgu, a jego związanie z Europą stanowiło jedynie pewne, choć być może znaczące, interludium.
– Stanisław Gródź
(rozm. Paweł Cywiński i Misza Tomaszewski)
(30/5/2016)
– W świecie postprawdy nie ma już faktów, zatem trudno i o racjonalność, która na tych faktach miałaby się zasadzać. Ta dezorientacja napędza lęk.
– Gdzie jest jego praprzyczyna?
– W utracie wiary w Opatrzność.
– Mówisz to jako ekonomista czy jako chrześcijanin?
– Pozostaję tu na poziomie czystej ekonomii. W jednej ze swoich prac Peter Bernstein opisuje, że wraz z utratą wiary w Opatrzność człowiek coraz mocniej szuka instrumentów ekonomicznych, które zabezpieczą go przed niepewnością jutra. (...) Przykładem takich instrumentów będą opcje walutowe, które mają chronić eksporterów przed niekorzystnym kursem walut czy ubezpieczenia dla producentów żywności mające zabezpieczyć ich przed klęską urodzaju. (...) To jednak nigdy w pełni się nie uda. Człowiek wierzący w Boga wie, że na pewne elementy życia po prostu nie ma wpływu. Jeśli przytrafi mu się plajta czy nowotwór, to wierzy, że Pan Bóg zatroszczy się o jego rodzinę. Pewnie i tak się boi, ale lęk go nie paraliżuje. (...) Gdy jednak człowiek traci zaufanie wobec Opatrzności, a kolejne polisy na życie nie dają mu gwarancji bezpieczeństwa, to zaczyna paraliżować go lęk. Jest wtedy mniej skory do ryzyka, inwestycji, podboju kolejnych rynków czy – używając biblijnego terminu – „czynienia sobie ziemi poddaną”.
– Marcin Kędzierski
(rozm. Krzysztof Mazur) (29/8/2017)
Kościół katolicki jest ostatnim miejscem w zachodnim świecie, gdzie uważa się, że rozwód jest czymś złym.
– Ross Douthat (27/10/2017)
Kościół nie może iść z duchem czasów – z tego prostego powodu, że duch czasów donikąd nie idzie. Kościół może co najwyżej ugrzęznąć w bagnie razem z duchem czasów, by razem z nim cuchnąć i gnić.
– G. K. Chesterton
Kościół to nie miasteczko ruchu drogowego, jeden wielki test na znajomość znaków zakazu i nakazu. Znaki są przydatne, ale drogi w takim miasteczku prowadzą niestety donikąd. Kościół zaś to fascynująca droga, szczęście, miłość, relacje. To wszystko, czego pragną dziś ludzie, my mamy w najlepszym gatunku. Powinniśmy więc budzić się i zasypiać z pytaniem: w jaki sposób, zanim zabrani będziemy na tamtą stronę chmur, jakoś im o tym opowiedzieć?
– Szymon Hołownia (2010)
____________________
Autorem zdjęcia wykorzystanego w nagłówku jest Peter Corbett (CC, Flickr).
Komentarze
G. (2018-03-20 08:01:49)
czytajac tak sprzeczne tezy mam problem z interpretacja czy 'lekiem na cale zlo' chrzescijanstwo jest czy nie jest...
IMO przemyslenia R. Brague zbyt przeintelektualizowane
na miejscu Holowni pytanie bym sformulowal: 'zanim skonczymy nasza ziemska wedrowke...', jego jako katolika, przesadza o...
zreszta twierdzic ze 'kosciol to fascynujaca droga' mija sie z prawda bo tam rowniez wiele mrocznych i kretych sciezek
Borys (2018-03-20 18:32:54)
Akurat z Braguem zgadzam się najmocniej. Jest taki świetny aforyzm Gustave'a Le Bona, że „narody rzadko żyją dłużej niż ich bogowie”. Uwaga odnośnie Hołowni – słuszna.