Blogrys

Filmorys (25)

Czytasz starą notkę zaimportowaną z WordPressa. Niektóre elementy układu stron – w szczególności rozmiary i zakotwiczanie ilustracji oraz światło – mogą pozostawiać sporo do życzenia. Gdzieniegdzie wyparowały też multimedia, w szczególności zagnieżdżone wideo z YT.

under_the_sun-kadr

Pod opieką wiecznego słońca
(Under the Sun; 2015)

under_the_sun-plakatW latach trzydziestych w ZSRR też panował zamordyzm, ale ludzie przynajmniej mieli kulturę. Ocenzurowaną, lecz mimo wszystko z humanistycznym ciężarem. W Korei Północnej nie ma nawet tego. Nieprzerwana indoktrynacja pochłania cały czas wolny obywateli.

Tak właśnie twierdzi Witalij Manski, rosyjski dokumentalista, który za zgodą północnokoreańskich władz pojechał z maleńką ekipą kręcić film o roku z życia małej Zin-mi. Wiedział, że przydzielą mu „opiekunów”, wiedział, że Wielki Brat pilnować będzie każdego kadru, ale nie sądził, że reżim zaplanuje jego rękami nakręcić ordynarną propagandówkę. Zdenerwował się i postanowił przechytrzyć partię. Filmował z ukrycia kulisy oficjalnych, zaaranżowanych scen, a potem jego asystentka podmieniała w toalecie karty pamięci.

Na ekranie widzimy więc głównie koszmarnie nudną propagandę – lekcje, wiece, akademie – spod której przeziera groteskowa rzeczywistość 25 milionów ludzi-marionetek. Mocna rzecz, choć mimo wszystko przydałyby się skróty montażowe.

★★★☆☆

Cuba and the Cameraman
(2017)

cuba_and_the_cameramanJon Alpert, prototyp vlogera, od wczesnych lat siedemdziesiątych jeździ po świecie z kamerą. Wpisując się w nurt cinéma-vérité pokazuje obiektywem życie zwyczajnych ludzi z różnych zakątków Trzeciego Świata. Alpert wielokrotnie odwiedził także Kubę. Swoje wideozapiski zmontował dla Netfliksa.

Ten rewelacyjny, surowy w formie dokument zasługuje na naszą uwagę z wielu powodów. Po pierwsze, materiał Alperta wręcz bucha autentyzmem, gdyż facet nie odgradzał się od rzeczywistości ani scenariuszem, ani efektownymi cięciami.

Po drugie, przedstawił z bliska i bez cenzury Fidela w sile wieku, którego charyzma wręcz wylewa się z ekranu.

Po trzecie, Alpert namalował kilka fascynujących portretów, między innymi zbiorowy konterfekt braci Borrego, trzech starych farmerów, którzy z dekady na dekady robią się coraz ubożsi, coraz bardziej żylaści, i tylko ich wesołość się nie zmienia.

Muszę jednak wstrzymać się z wystawieniem maksymalnej oceny; irytował mnie niezmiernie natrętny głos Alperta zza kadru.

★★★★☆

Okja
(2017)

Introwertyczna dziewczynka dorasta z dziadkiem na położonej na malowniczym odludziu farmie. Towarzyszką jej zabaw jest inteligentna, zmutowana świnka (wielkości hipopotama). Po upływie kilkunastu lat o zwierzę upominają się prawowici właściciele, czyli Niecna Koroporacja Biogenetyczna, która chce przerobić Okję na soczyste schaby. Mija wyrusza swojej pupilce z odsieczą.

Jeśli po powyższym streszczeniu wyobraziliście sobie familijną produkcję a'la „Beethoven” z przewidywalnym zakończeniem – mylicie się. „Okja” nie łamie co prawda konwencji do końca, ale tak jak każdy inny film genialnego Koreańczyka Bonga Joon-ho okazuje się przemyślną gatunkową hybrydą. Postacie są tu na przykład rodem z Andersona, choć na szczęście nie krygują się aż tak bardzo. Wspaniała jest Tilda Swinton w roli bezwzględnej CEO, niepokojący jest Paul Dano jako (socjopatyczny?) obrońca praw zwierząt. „Okji” daleko do wegetariańskiego moralitetu, ale końcowe sceny wywołują precyzyjnie wyliczoną przez reżysera odrazę.

★★★★☆

okja

The Aviator
(2004)

the_aviatorW angielskim istnieje określenie „larger than life” (dosł. „większy niż życie”) oznaczające kogoś, kto przerasta swoje otoczenie, kto odciska piętno w kulturowej pamięci wielkimi dokonaniami, kto posiada przepotężną charyzmę połączoną niekiedy z ekstrawaganckim stylem bycia. Termin ten, na ile potrafię ocenić, jest całkowicie wyzbyty z ironii. Konotuje uznanie w stanie czystym.

Wśród wszystkich amerykańskich magnatów – może nawet wśród wszystkich amerykańskich milionerów – Howard Hughes zasługuje na miano „większego niż życie” najbardziej. Oddziedziczył majątek po ojcu-wynalazcy (Hughes senior zarobił krocie na wiertle naftowym), a potem prawie wszystko, czego się dotknął, przemieniało się w złoto. Był reżyserem i producentem filmowym, konstruktorem samolotów, pilotem-oblatywaczem, inwestował w nieruchomości. Był również chory psychicznie.

Martin Scorsese nie szczędzi swojemu biopikowi rozmachu, a Leonardo DiCaprio tworzy mistrzowską kreację, lecz sam film jest o całą godzinę za długi.

★★★☆☆

Sully
(2016)

W połowie stycznia 2009 r. o mały włos doszłoby do upiornej katastrofy lotniczej w Nowym Jorku. Mały Airbus lecący do Seattle chwilę po starcie wpadł w stado kanadyjskich gęsi. Ciała wessanych, zmasakrowanych ptaków zniszczyły oba silniki. W dziewięciu przypadkach na dziesięć stałaby się tragedii: mniej doświadczony pilot spróbowałby zawrócić i wylądować awaryjnie z powrotem na LaGuardii bądź na pobliskim Teterboro. Późniejsze symulacje wykazały, że odległość była za duża, pułap zbyt niski. Samolot najprawdopodobniej by się rozbił uśmiercając 155 osób na pokładzie i w najgorszym wypadku zabijając wielu ludzi na ziemi. Doświadczony 58-letni pilot Chelsey Sullenberger intuicyjnie wyczuł, że manewr się nie uda. Bezzwłocznie i po mistrzowsku posadził Airbusa na rzece Hudson. Wszyscy przeżyli.

Film Clinta Eastwooda jest rzemieślniczą perełką przedstawiającą dramatyczne wydarzenia i późniejsze śledztwo. To wspaniały, skupiony hołd dla fachowca, który w razie czego przeistacza się w bohatera.

★★★★★

sully

Wielki Gatsby
(The Great Gatsby; 2013)

Obejrzałem trzy razy i za każdym wpadam w konsternację. Pierwsza część „Gatsby'ego” – do chwili pojawienia się na scenie tytułowego bohatera – jest bezbłędna. Supercharyzmatyczny DiCaprio zalicza tu jedno z najlepszych „wejść” w historii kina. Potem tajemnica pryska; razem z Nickiem Carrawayem odkryliśmy „who is who”. Jednak stary druh Baz Luhrman wycyzelowanym pierwszym aktem przykuł naszą uwagę do nadzwyczajnego świata bogoli z Long Island lat 20. – oglądamy więc dalej, nieświadomi prądu, który nieubłaganie już nas spycha i każe dryfować ku nudzie.

Zrozumienie, co właściwie było z tą ekranizacją nie tak, przychodzi dopiero po napisach końcowych. Otóż nie da się przemienić stustronicowej książki, choćby i była sobie najwybitniejszą amerykańską powieścią, w dwuipółgodzinny film. Świetna muzyka ze stemplem Jay-Z nie wystarczy. Frapująca rola DiCaprio także nie. W sensie fabularnym wolę zresztą naszą „Lalkę”, wcześniejszą o 35 lat, tak podobną, że można by zarzucić Fitzgeraldowi plagiat.

★★★☆☆

the_great_gatsby