Blogrys

Longplay (7)

Czytasz starą notkę zaimportowaną z WordPressa. Niektóre elementy układu stron – w szczególności rozmiary i zakotwiczanie ilustracji oraz światło – mogą pozostawiać sporo do życzenia. Gdzieniegdzie wyparowały też multimedia, w szczególności zagnieżdżone wideo z YT.

longplay

Różni wykonawcy: The Spirit of Talk Talk. I tak wyszło, że najciekawszym albumem, z jakim zetknąłem się w mijającym roku, była antologia coverów grupy Talk Talk. Wpadła w moje ręce przypadkowo – myślałem, iż mam przed sobą składankę ich oryginalnych, najlepszych utworów. Tymczasem na długim, dwupłytowym The Spirit of Talk Talk czekało na mnie trzydzieści aranżacji dwudziestu czterech piosenek zespołu Marka Hollisa. Nazwiska wykonawców nie mówiły mi absolutnie nic, ale większość z nich spisała się na medal.

Za absolutnie mistrzowski cover uważam niezatytułowaną piosenkę Jacka Northovera, bodajże najwybitniejszy utwór muzyczny, jaki usłyszałem w 2016 r. w ogóle. A ponieważ antologię utrzymano w konsekwentnych barwach skrajnej melancholii, nawet słabszym kawałkom dane jest przynajmniej podtrzymywać atmosferę całości w przerwach pomiędzy lepszymi fragmentami. The Spirit of Talk Talk należy postawić na półce obok Tower of Song, albumu składającego w podobny sposób hołd twórczości Leonarda Cohena, tudzież obok…

the_spirit_of_talk_talk

Różni wykonawcy: nowOsiecka. Czternastu (względnie) młodych polskich piosenkarzy interpretuje nieśmiertelne utwory Agnieszki Osieckiej. Pierwsze spostrzeżenie: Nie uświadczymy tutaj najbardziej znanych kawałków, np. „Małgośki”, „Niech żyje bal”, „Dziś prawdziwych Cyganów już nie ma”, „Nie całuj mnie pierwsza” itd. I bardzo dobrze, że ich nie ma! nowOsiecka, jak wydaje się sugerować nawet tytuł, adresowana jest do młodszego pokolenia, które zapewne nie chce po raz n-ty słuchać piosenek z epoki swoich rodziców. Poza tym dorobek „Okularnicy” liczy pół tysiąca tekstów. Wypadałoby raz na jakiś czas odkurzyć te mniej znane.

Drugie spostrzeżenie: Śpiewać każdy może, jeden lepiej, a drugi gorzej. Zasada ta obowiązuje z całą mocą w przypadku poezji śpiewanej skoligaconej wszak z piosenką aktorską. Z materiałem na piątkę poradzili sobie między innymi Czesław Śpiewa, Misia Furtak i Mela Koteluk. Na szczęście każda piosenka ma słuchaczowi coś do zaoferowania – nawet jeśli tym czymś nie zawsze są umiejętności interpretacyjne wykonawcy – i każda z nich wnosi coś od siebie do antologii.

Zafascynowały mnie szczególnie warianty hip-hopowe, tj. „Rajski deser” L.U.C.-a oraz „Ostatnia prosta” Łony i Webbera, które wynoszą słowa Osieckiej na zupełnie nową orbitę. Szkoda, że polski hip-hop tak rzadko korzysta z dorobku „tradycyjnych” polskich poetów.

nowosiecka

The National: Sleep Well Beast. Szorstki alternatywny rock wyśpiewany przez Matta Berningera z głosem brzmiącym jak krzyżówka Iana Curtisa i Nicka Cave’a. The National porównywano także do Depeche Mode. W styczniu przekonamy się, czy chłopaki za „Kołysankę dla bestii” dostaną swoją pierwszą Grammy.

sleep_well_beast

Four TetNew Energy. Przepyszna, łagodna elektronika. Kieran Hebden nie eksperymentuje z rytmiką, utrzymuje żwawe tempo. Faktura dźwięku jest non-stop przejrzysta, ale od czasu do czasu w pozornie prostej strukturze pojawiają się egzotyczne, starannie dopasowane elementy, które urozmaicają album i uprzyjemniają słuchanie.

new_energy

Preservation Hall Jazz BandSo It Is. Nowoorleańska grupa niewątpliwie zasłużyła na słowo „preservation”, ponieważ występuje od połowy lat sześćdziesiątych (chociaż w gruncie rzeczy ich miano wzięło się od nazwy słynnego jazzowego klubu). So It Is jest najnowszym albumem PHJB. Odznacza się tradycyjnym, nowoorleańskim stylem doprawionym elementami afrokubańskimi. Mógłby trwać dłużej niż pół godziny.

so_it_is

Curtis HardingFace Your Fear. Z okładki spogląda na nas czarno-biały, wąsaty Murzyn z nagim torsem, album jest wybitnie soulowy, myślimy więc, że przenieśliśmy się do lat siedemdziesiątych, ale guzik prawda, bo owszem, siódemka w roku nagrania płyty występuje, tyle że na czwartym miejscu zamiast trzeciego i myślimy tym razem, że nie jest źle, skoro w 2017 r. powstaje taka muzyka, chociaż pozostaje wątpliwość, czy to właśnie okładkowy Murzyn uosabia lęk, z którym należy się zmierzyć.

face_your_fear

Cowboy JunkiesThe Trinity Session. Wypróbowałem alternatywne country, które gdzieś na Facebooku polecił autor blogu Za Okładki Płotem (chyba przy okazji nowego polskiego wydania powieści Na południe od Brazos Larry’ego McMurtry’ego). Najnowsza płyta Cowboy Junkies mnie nie przekonała, lecz postanowiłem dać im jeszcze jedną szansę. Cofnąłem się w przeszłość do 1988 r. Było zdecydowanie lepiej. „Kowbojowe Ćpuny” nagrały swój w zasadzie debiutancki album w Kościele Trójcy Świętej w Toronto śpiewając i grając do pojedynczego mikrofonu. Niech nie zmylą nikogo te „ćpuny” w nazwie. To muzyka bardzo łagodna, powolna, wręcz rozanielona.

the_trinity_sessions

Kristofer MaddiganCuphead OST. Grę platformową Cuphead okrzyknięto jedną z najlepszych produkcji komputerowych 2017 r. i jedną z najśliczniejszych gier bieżącej dekady. Powstawała przez bitych siedem lat, głównie ze względu na ręcznie rysowane animacje perfekcyjnie oddające klimat wczesnych disneyowskich kreskówek. Ukoronowanie retroestetyki stanowi rozjazzowana muzyka skomponowana przez Kristofera Maddigana, który przeniósł gracza-słuchacza do zadymionego, roztańczonego baru z lat trzydziestych. Soundtrack tyleż wybitny co nad wyraz alternatywny.

cuphead_ost