Blogrys

Obejrzane w 2016: Najlepsze, cz. 2

Czytasz starą notkę zaimportowaną z WordPressa. Niektóre elementy układu stron – w szczególności rozmiary i zakotwiczanie ilustracji oraz światło – mogą pozostawiać sporo do życzenia. Gdzieniegdzie wyparowały też multimedia, w szczególności zagnieżdżone wideo z YT.

virunga 2

5. Virunga
(2014)

Dawne dziecko-żołnierz, szlachetny belgijski arystokrata, francuska dziennikarka śledcza i prostoduszny opiekun zwierząt łączą siły, by obronić kongijski park narodowy Virunga, ostatnie siedlisko goryli górskich, przed partyzantami, kłusownikami oraz spragnionymi nafty korporacjami. Brzmi jak fabuła nowej powieści Johna Le Carré, ale to tylko -- a właściwie aż -- głośny film dokumentalny Netfliksu sprzed kilku lat. Pozycja tyleż gorzka, co obowiązkowa.

virunga

4. Babadook
(2014)

Na horrorowe poczwary jestem raczej uodpоrniony. Jednak Babadookowi udało się mnie przestraszyć. Twórcy poszli na okropną całość: raz, że sięgneli po arsenał środków z jungowskiej symboliki oraz niemieckiego ekspresjonizmu i umiejętnie skomponowali je w dojmującą całość; dwa, że podkręcili psychologiczną intensywność do oporu nie dając widzowi ani chwili wytchnienia. Grozę skutecznie wspierają nieopatrzeni australijscy aktorzy oraz fakt ulokowania akcji w sąsiedztwie, nie na odludziu. Wśród ludzi najstraszniej.

A o co chodzi? Wdowa w średnim wieku wychowuje trudnego sześciolatka. Pewnego dnia w pokoju chłopca pojawia się nie wiadomo skąd książeczka o Panu Babadooku, książeczka niby dla dzieci, ale o bardzo nieprzyjemnej treści. A potem w domu zaczynają dziać się różne dziwne rzeczy. Początkowo niegroźne.

Streszczenie brzmi schematycznie, lecz Babadook to jeden z tych filmów, które udowadniają, że znane formuły nigdy nie wycierają się do końca. Zdolny reżyser (tutaj: reżyserka) zawsze będzie umiał tchnąć w nie nowe życie. Wielką, strukturalną zaletę Babadooka stanowi ponadto „opcjonalny twist”. Chodzi o to, że ów zwrot akcji nie wszyscy zauważą, lecz nie wpłynie to wcale ujemnie na ich odbiór filmu, zaś ci, którzy go dostrzegą, sami będą mogli zdecydować o interpretacji.

Nie obędzie się bez łyżki dziegciu: Wspomniana powyżej psychologiczna intensywność nie tylko przerazi widza, ale pod koniec także trochę zmęczy. Niemniej, to jeden z najlepszych horrorów bieżącej dekady.

babadook Jeśli to wyrzekłeś,
bądź jeśli tego szukasz,
już się nie pozbędziesz,
Pana Babadooka.

3. Pierwszy krok w kosmos
(The Right Stuff; 1983)

Wartościowe, wysokobudżetowe produkcje dzielą się na dwie grupy: te, które są nam regularnie przypominane przez telewizję i w przeglądowych artykułach, które funkcjonują cały czas w masowej świadomości kulturowej, oraz te, które z rozmaitych powodów spadły w przepaść zapomnienia i raz na ruski rok trafiają na listę typu „20 świetnych filmów, o których nigdy nie słyszałeś”. Pierwszy krok w kosmos -- ja akurat przetłumaczyłbym tytuł na Tak jak trzeba -- należy oczywiście do drugiego rodzaju.

Dzieło Philipa Kaufmana (odpowiedzialnego także za świetny remake Inwazji porywaczy ciał oraz Nieznośną lekkość bytu z Danielem Day-Lewisem i Juliette Binoche) stanowi adaptację głośnej, biograficznej powieści Toma Wolfe'a o pionierach amerykańskiego programu kosmicznego. Nie mówimy tu więc o Neilu Armstrongu i spółce, bo to było później, ale o twardych facetach, którzy najpierw przebijali się przez barierę dźwięku gdzieś nad tajnymi wojskowymi bazami na kalifornijskiej pustyni, a potem dawali się wystrzeliwać w metalowych puszkach Programu Mercury ponad ziemską atmosferę.

The Right Stuff to kapitalny film opowiadający o tamtych dniach amerykańskiej chwały z pierwszoligowymi (aczkolwiek też nieco zapomnianymi) aktorami: Dennisem Quaidem, Edem Harrisem, Scottem Glennem, Samem Shepardem i Lancem Henriksenem.

the right stuff W powietrzu mieszkał sobie demon. Mawiali, że ten, kto rzuci mu wyzwanie, zginie. Zamarznie mu sterowanie, samolot rozkołysze się dziko, rozpadnie. Demon mieszkał przy pierwszym machu na liczniku, przy siedmiuset pięćdziesięciu milach na godzinę, tam, gdzie powietrze nie mogło się już dłużej odsuwać na bok. Żył za barierą, której rzekomo żaden człowiek nie potrafił przekroczyć. Nazywali ją barierą dźwięku.

2. Nightcrawler
(Wolny strzelec; 2014)

Socjopata zostaje sępem-fotografem robiącym zdjęcia ofiar wypadków samochodowych. Mistrzowska kreacja Jake'a Gyllenhaala łączy niechlubną osobowość z niechlubną profesją, lecz zarazem film każe nam przemyśleć je obie na nowo. Louis Bloom jest typem oślizgłym i bezwzględnym, ale nie sposób odmówić mu pracowitości oraz ambicji. Po prostu na swój sposób realizuje amerykański sen. I czy rzeczywiście powinniśmy potępiać go za zajęcie, którym się para? To nie on te zdjęcia kupuje, to nie on się nimi jara. Tylko my.

Dodatkowe atuty Wolnego strzelca to fenomenalnie sfilmowane, nocne Los Angeles zilustrowane muzyką Jamesa Newtona Howarda. Podziękowania dla Deckarda, który swojego czasu zwrócił moją uwagę na ten znakomity film.

nightcrawler

1. Lawrence z Arabii
(Lawrence of Arabia; 1962)

Pierwsza Wojna Światowa. Porucznik brytyjskiej armii zostaje wysłany ze specjalną misją do emira Fajsala na Półwyspie Arabskim. Stawką jest współpraca lokalnych plemion w walce z Turkami. Ikoniczne zdmuchnięcie zapałki, jedno z najsłynniejszych cięć w historii kina, zabiera nas w niezapomnianą podróż po Bliskim Wschodzie trwającą blisko cztery godziny, podczas której nie spotkamy ani jednej (sic!) kobiety. Sami faceci w kefijach!

Nikt wcześniej nie nakręcił i nikt już nigdy nie nakręci równie wspaniałego filmu przygodowego toczącego się na pustyni. Dodajmy, że Lawrence'a z Arabii oparto na faktach -- tytułowy bohater to postać autentyczna, autor słynnej, podobno bardzo dobrej powieści. Peter O'Toole za tę rolę został po raz pierwszy nominowany do Oskara. Potem nominowano go jeszcze siedmiokrotnie, ale nagrody nigdy nie zdobył. Jest pod tym względem rekordzistą.

lawrence of arabia