Blogrys

Longplay (2)

Czytasz starą notkę zaimportowaną z WordPressa. Niektóre elementy układu stron – w szczególności rozmiary i zakotwiczanie ilustracji oraz światło – mogą pozostawiać sporo do życzenia. Gdzieniegdzie wyparowały też multimedia, w szczególności zagnieżdżone wideo z YT.

longplay

Pod okładkami płyt kryją się linki do wybranych piosenek na YouTubie.

Rihanna: Anti

rihanna-anti Chociaż, jak wiedzą wszyscy zaglądający regularnie na Blogrysa, lubię prosty, radiowy pop – warunkiem niezbędnym i koniecznym jest „wpadnięcie w ucho” – Rihanna kojarzyła mi się jak dotąd z chłamem, żeby nie rzec – z chłamem wulgarnym. Byłem uprzedzony. To nie jest muzyka bardziej tandetna niż, powiedzmy, Shakira czy Carly Rae Jepsen, które bądź co bądź gościły na Mixtape'ie 2016. Wprost przeciwnie: Przesłuchawszy cały album Anti musiałem z miejsca przyznać, że mam oto przed audialnym sobą płytę przemyślaną, starannie wyprodukowaną, doskonale zaśpiewaną. Najsłynniejszej Barbadosyjce na świecie odmówić zdolności wokalnych wszak nie sposób. Poza tym mało na Anti dance'u, chociaż akurat najbardziej charakterystyczny singiel, Work, jest dance'owy do szpiku kości.

The Hotelier: Goodness

the_hotelier-goodness Na okładce: grupka podstarzałych nudystów w plenerze. W trosce o najmłodszych Spotify dokonało cenzury; w ich katalogu najnowszy album amerykańskiego, punkowego zespołu The Hotelier reprezentuje zielony kwadrat z pikselozą w kolorze skóry. Na szczęście jego zawartości już w żaden sposób nie zniekształcono... miejmy nadzieję. Goodness to energiczny, złóżkawyciągający alternatywny rock podszyty emo i z domieszką, jakżeby inaczej, punku, lecz takiego o stępionych krawędziach.

Jenny Hval: Blood Bitch

jenny_hval-blood_bitch Była metalówa z Norwegii nagrała „wampiryczną” płytę zatytułowaną Krwawa suka, zilustrowaną podejrzanie lesbijską okładką, zainspirowaną horrorami z lat 70., Virginią Woolf i... menstruacją? Szybko, prędko, w te pędy rozpalajmy kulturowy stos! Jednakowoż przed krytycznym spaleniem wypadałoby przesłuchać... I tu czeka nas – czekała mnie – wielka niespodzianka. Toż to niesamowicie klimatyczny, awantgardowy pop z domieszką ambientu! Pozostaje w zgodzie ze źródłami inspiracji: Nie jest to muzyka szczególnie wesoła, ale Jenny Hval z pewnością nie sposób zarzucić, że nadużyła pojęcia „concept album”.

BEA1991: Good Thinking

bea1991-good_thinking Więcej art popu. Ten jest bardziej melodyjny, choć nadal to nie najlepszy wybór na weselną playlistę. Za chatroomowym pseudonimem kryje się młoda Holenderka, która udostępnia swoją muzykę na Soundcloudzie.

Doug Hream Blunt: My Name Is

doug_hream_blunt-my_name_is Tym razem szukając określenia dla gatunku, najuczciwiej byłoby użyć przymiotnika „eksperymentalna”. Mogłoby to jednak wiele osób niepotrzebnie odstraszyć. Sięgnijmy więc po frazę barwniejszą, a niekoniecznie mniej prawdziwą: ”muzyka ziołem spalona”. Co prawda we wszystkich dziesięciu kawałkach Doug korzysta z tego samego zestawu nut i powtarza co chwilę słowo „girl”, ale jeśli ocenimy My Name Is w kategorii łagodnego tripu, powtórzenia okażą się prędzej zaletą niż wadą. Cała płyta natomiast to mała poprawa humoru przed...

James Blake: The Colour in Anything

james_blake-the_colour_in_anything ...jednym z najlepszych albumów minionego roku, lecz wybitnie melancholijnym, spłukanym wiosennym deszczem. Formalnie to chyba jeszcze elektroniczny pop, choć treść i nastrój spychają Blake'a w kierunku nowoczesnego soulu. Siedemdziesiąt sześć minut o utraconej miłości. Nie dla rozwodników. Nie dla wiecznych singli.

Y La Bamba: Ojos del Sol

y_la_bamba-ojos_del_sol Skończymy weselej. Najpierw: folkowy pop czerpiący garściami z muzyki latynoski, ale mimo wszystko bardziej mainstreamowy niż „worldowy”. Luz Elena Mendoza doskonale wie, jak opleść i wypełnić swoim głosem multikulturową przestrzeń.

Hurray for the Riff Raff: Small Town Heroes

hurray_for_the_riff_raff-small_town_heroes Po drugie: Americańska mieszanka, którą łatwo pomylić z bluesem, ale która nie jest bluesem, lecz tym wszystkim, czym potrafi być porządna americana: miszmaszem bluesowo-rockowo-country'owo-folkowym. Tutaj również wyraźny akcent stanowi wokalistka, choć akurat Alynda Lee Segarra pochodzi nie z Meksyku, tylko z Portoryko.


Autorem zdjęcia wykorzystanego w nagłówku jest Georgios Kaleadis (CC).