Blogrys

Sądowe procenty

Czytasz starą notkę zaimportowaną z WordPressa. Niektóre elementy układu stron – w szczególności rozmiary i zakotwiczanie ilustracji oraz światło – mogą pozostawiać sporo do życzenia. Gdzieniegdzie wyparowały też multimedia, w szczególności zagnieżdżone wideo z YT.

W którymś Kompendium Wiedzy – mowa oczywiście o „bibliach gracza” wydawanych w latach 90. przez pewien kultowy miesięcznik poświęcony grom komputerowym – przeczytałem swojego czasu dowcipne opowiadanie o podróży zatłoczonym autobusem miejskim. Zapamiętałem z niego trzy fragmenty.

Pierwszy: na tabliczce podającej dopuszczalną ilość pasażerów w pojeździe narysowano znak nieskończoności. Drugi: gdy po gwałtownym hamowaniu ktoś wrzasnął do kierowcy, żeby uważał, bo nie wiezie przecież kartofli, ten ze stoickim spokojem wyciągnął spod siedzenia reklamówkę z ziemniakami i zamachał nią w powietrzu. Trzeci: ten sam kierowca „łapał” bagaże spóźnionych pasażerów. Wyglądało to tak, że gdy do autobusu szykującego się do odjechania z przystanku dobiegała jakaś baba z tobołem, kierowca czekał cierpliwie udając wspaniałomyślność. Zdyszana, przepełniona przedwczesną wdzięcznością baba ładowała się do środka trzymając wypchaną torbę przed sobą. Wtedy kierowca zamykał niespodziewanie drzwi, przycinając nimi bagaż dokładnie w połowie i odjeżdżał pospiesznie z przystanku wyrywając go z rąk właścicielki i zostawiając ją bezradną na przystanku. Po odjechaniu kilkuset metrów zatrzymywał się, przetrząsał toból, wyciągał z niego najwartościowsze przedmioty i wiktuały, a resztę wyrzucał na zewnątrz.

Wykorzystajmy pomysł z opowiadania do zilustrowania pewnego paradoksu kognitywno-sądowniczego. Wyobraźmy sobie, że w jakimś mieście działają dwa przedsiębiorstwa autobusowe, PKR i PKT. PKR jest dużo większe, obsługuje 90% ruchu autobusowego. Pojazdy obu firm są jednak do siebie bardzo podobne. Te same marki, zbliżona kolorystyka itd.

Gdzieś w mieście kierowca pewnego autobusu „wycina” torbę z rąk niedoszłej pasażerki. Świadkowie potwierdzają przebieg zdarzenia, lecz nie dostrzegli oznakowania pojazdu, ani tym bardziej tablicy rejestracyjnej. Analiza rozkładów jazdy nie na wiele się zdaje, bo PKR i PKT jeżdżą po tych samych trasach. Sprawcą mógł być kierowca pracujący dla PKR, ale równie dobrze mógł to być kierowca pracujący dla PKT.

No właśnie – "równie dobrze"? Bynajmniej! Na zdrowy rozum poszkodowana powinna z dokładnie dziewięćdziesięcioprocentową pewnością wskazać jako winowajcę PKR. Jednak sąd na taką argumentację zapewne się nie zgodzi. Tymczasem szczegółowe zeznania świadków (w innych sprawach) rzadko odznaczają się pewnością wyższą niż 90 %. Ludzie są równi w obliczu prawa – ale prawdopodobieństwa nie.

Jeżeli ktoś uważa, iż paradoks jest bez sensu ze względu na idiotyczny punkt wyjścia, niech wymieni kradzież tobołka na potrącenie rowerzysty przez autobus, który następnie oddalił się z miejsca wypadku. Tak czy owak, w Blogrysie poświęcam chyba zbyt dużo miejsca tym szlachetnym pojazdom dwuśladowym...