Blogrys

Przeczytane w 2014: Fikcja

Czytasz starą notkę zaimportowaną z WordPressa. Niektóre elementy układu stron – w szczególności rozmiary i zakotwiczanie ilustracji oraz światło – mogą pozostawiać sporo do życzenia. Gdzieniegdzie wyparowały też multimedia, w szczególności zagnieżdżone wideo z YT.

7. Konrad Wallenrod (Adam Mickiewicz)

konrad_wallenrodBohaterem poematu Mickiewicza jest zakamuflowany Litwin, który z zemsty dokonuje wyrafinowanego sabotażu w Zakonie Krzyżackim. Tak naprawdę jednak utwór nie ma wiele wspólnego z historycznymi faktami i stanowi przede wszystkim metaforę polskich problemów politycznych w XIX wieku. Konradowi Wallenrodowi poświęciłem osobną notkę, w której pisałem, że „tak do końca mi się nie podobał”. Niemniej, z perspektywy czasu widzę, iż była to jedna z bardziej wartościowych rzeczy przeczytanych w 2014 r. Jak ma nie zachwycać, skoro zachwyca.

6. Sanatorium (Małgorzata Saramonowicz)

sanatoriumKażdy Razemowiec wie, że klasę średnią można podzielić na „górną” (lekarze, prawnicy, inżynierowie) i „dolną” (nauczyciele, rzemieślnicy, urzędnicy). Podobny podział da się zastosować do „literatury środka”, czyli do powieści łączących wartkie fabuły typowe dla książek gatunkowych (zazwyczaj kryminałów lub fantastyki) z psychologicznymi i stylistycznymi ambicjami literatury pięknej. W „»dolnej« literaturze środka” najważniejsza jest intryga, a w „górnej” jej językowy nośnik wraz z życiem wewnętrznym uczestniczących w niej bohaterów.

Napisałem ten przydługi wstęp, ponieważ Sanatorium stanowi przedni przykład pierwszego podtypu. Bohater, wyjechawszy na kurację, pod wpływem przypadkowego spotkania musi powrócić pamięcią do zagadki zabójstwa sprzed wielu lat. Takie historie, jeśli są dobrze zapakowane, czyta się szybko i przyjemnie, lecz potem nie chce się do nich wracać. Mimo to książka Saramonowicz ma w sobie to coś, co nie pozwala zbyć tej niegrubej powieści mianem prostej lektury wakacyjnej.

5. Sezon burz (Andrzej Sapkowski)

sezon_burzGdy wiedźmin zawitał po latach do naszego miasteczka, najpierw, jak zwykle, zauważyły go koty. Zaraz potem my wszyscy podbiegliśmy do okien i przyglądaliśmy się białowłosemu z niedowierzaniem. Wszak jego przybrany ojciec, Mistrz Andrzej, wcześniej wielokrotnie nas zapewniał, iż Geralt z Rivii odszedł na zawsze. Niedowierzanie przemieniło się w zaciekawienie, lecz rychło odwróciliśmy się od siwego odmieńca z odrazą. Bo i ten „nowy stary” wiedźmak był jakiś inny. Przede wszystkim stępiał mu dowcip. Inteligentna ironia się ulotniła, zastąpiły ją skatologiczne, żenujące dowcipy. Geralt wciąż sprawnie wywijał wszystkimi trzema mieczami, lecz nie wiedzieliśmy, czego tutaj chce i po co w ogóle przylazł z powrotem.

Wielu z nas kazało mu spieprzać.

Sezon burz wbrew pozorom jest „starym dobrym” wiedźminem, jednak wymaga od czytelnika bardzo dużo cierpliwości. Pierwsze sto stron rozczarowuje, następne sto – słabuje. Książka rozkręca się dopiero w drugiej połowie. Jak pisał Konrad Wągrowski w Esensji, koniec końców „wszystko w »Sezonie burz« zostało splecione w przygodową, dynamiczną opowieść, bardzo dobre czytadło, które w żadnym stopniu nie jest ujmą dla dawnych wiedźmińskich historii, ale (...) w niczym też nie stara się ich tematycznie rozbudowywać czy pogłębiać.”

4. Następny do raju + Ósmy dzień tygodnia (Marek Hłasko)

nastepny_do_rajuTo już oficjalne: Marek Hłasko stał się jednym z moich ulubionych pisarzy. W podsumowaniu czytelniczym roku 2013 jego Opowiadania zajęły najwyższe miejsce. To, co pisałem wówczas, mogę powtórzyć i tutaj, bo przecież pisarska wybitność często polega na snuciu tej samej historii wciąż na nowo: „Hłasko z niebywałą zręcznością kreśli psychologiczne portrety swoich bohaterów i śmiało odsłania przed czytelnikiem ciemne strony socjalizmu ludowego lat pięćdziesiątych. Fabułę zrasza obficie wódką, sporo też w jego prozie nieudanej miłości.” Wszystkie te elementy występują zarówno w Następnym do raju, krótkiej powieści o grupie wygnańców wożących drewno na niebezpiecznych górskich drogach, oraz w Ósmym dniu tygodnia, historii młodzieńczej miłości, którą rozjeżdżają przyziemne problemy mieszkaniowe kulejącego ustroju. Gorąco polecam.

osmy_dzien_tygodnia-kadr Kadr z filmu „Ósmy dzień tygodnia” w reżyserii Aleksandra Forda ze Zbigniewem Cybulskim i zjawiskową Sonją Ziemann, notabene późniejszą żoną Hłaski. Film nakręcono w 1958 r., ale ponieważ stanowił niepochlebny komentarz do realiów mieszkaniowych wczesnego PRL-u, cenzura zabroniła jego wyświetlania. Przeleżał na półce bodajże rekordowe 25 lat.

3. Panny z Wilka (Jarosław Iwaszkiewicz)

Wyobraź sobie, że poproszono cię o jednozdaniowe streszczenia dziesięciu losowo wybranych utworów literackich. Połowa z nich jest wybitna. Twoje streszczenia dostał następnie do przeczytania ktoś, kto ma pojęcie o dobrej literaturze, ale kto tych akurat dzieł w ogóle nie zna. Jego lub jej zadanie polega na rozpoznaniu wybitnych utworów na podstawie streszczeń. Zapewne niekiedy byłoby to łatwiejsze – „mnich i jego uczeń próbują wyjaśnić tajemnicę zagadkowych morderstw w średniowiecznym klasztorze” – a niekiedy trudniejsze – „skrzat wędruje przez pół świata z magicznym pierścieniem, by wrzucić go do wulkanu”.

Sądzę, że wybitność literacka (oraz filmowa) jest „fabularnie streszczalna” w różnym stopniu. Niektórych dobrych książek nie warto polecać streszczeniem, bo prędzej zniechęcimy naszego interlokutora niż zachęcimy go do sięgnięcia po dane dzieło. I odwrotnie: Pewne utwory jawią się w gruncie rzeczy atrakcyjnymi już na podstawowym narracyjnym poziomie, ale wzdrygamy się przed taką wulgarną rekomendację, ponieważ wydaje nam się, że tym sposobem uczynimy znakomitej książce despekt.

Na przykład w kanonicznym opowiadaniu Iwaszkiewicza, Pannach z Wilka, krytycy i literaturoznawcy z zapałem poszukują przede wszystkim metafizycznego dna. W Wikipedii odnalazłem taki oto cytat: „fascynował Iwaszkiewicza sam ruch czasu, który niszczy ustawicznie aktualność człowieka, skazując go na konstruowanie swojego »ja« ze strzępów zapamiętanej i mistyfikowanej przeszłości”. Zgadza się, można to ująć i w ten sposób. Ja wolę jednak tak:

Wiktor Ruben jedzie na urlop zdrowotny do majątku dawnych znajomych i choć zostaje przyjęty z wielką serdecznością, to okazuje się, że nic nie jest już takie same jak kiedyś.

panny_z_wilka-kadr Kadr ze spektaklu w reżyserii Mai Komorowskiej. Bardziej znaną ekranizację nakręcił Wajda.

2. Władca much (William Golding)

wladca_muchWspólnym elementem dwóch najlepszych przeczytanych przeze mnie w 2014 r. książek jest filmowość, rozumiana nie tylko w banalnym sensie dynamicznej akcji, ale także jako występowanie jakiegoś szczególnego elementu narracji, który aż prosi się o przetłumaczenie na język ekranu przez utalentowanego reżysera. We Władcy much, alegorycznej opowieści o małoletnich rozbitkach na bezludnej wyspie, element ten stanowi perspektywa ukazywania młodocianych bohaterów. Początkowo jawią się czytelnikowi jako bezradne dzieci. Malcy dość szybko się usamodzielniają i podejmują próbę budowy mikrospołeczności. Potem, w trakcie jej postępującej zapaści, oczami wyobraźni widzimy zamiast dzieci coraz brutalniejszych dorosłych. W finale Golding gwałtownym szarpnięciem „oddala kamerę”... i znów stoi przed nami gromadka brudnych, skołtunionych dzieciaków, którym nagle przerwano szaleńczą zabawę w ganianego. Mistrzowski zabieg kompozycyjny, który działa zarówno w warstwie opisowej jak i metaforycznej.

1. Inne pieśni (Jacek Dukaj)

inne_piesniHieronim Berbelek był kiedyś wielkim generałem. Los wrzuca go ponownie w sam środek dziejów alternatywnej Europy, która stanęła w obliczu podwójnego zagrożenia. By mu podołać, pan Berbelek musi wpierw odzyskać dawną Formę. W trakcie swojej odysei będzie również rósł – dosłownie i fizycznie.

To tylko jeden z wielu niesamowitych pomysłów, które Dukaj wplótł w tę genialną powieść. Każdy z nich z osobna sprawia co prawda egzotyczne wrażenie, lecz wszystkie razem łączą się w oszałamiającą układankę. Owo oszołomienie należy zresztą rozumieć dwojako, gdyż czytelnicy, którym brakuje filozoficznego przygotowania albo literackiego zacięcia, uznają niestety Inne pieśni za powieść nie do końca zrozumiałą i będą musieli dalej zachwycać innym J.D., czyli Jackiem Dehnelem.

Pozostałych czeka wizyta w niezwykłym świecie, w którym obowiązuje arystotelesowska metafizyka i w którym rozgrywa się epicka historia, jakiej literatura polska – może nawet i światowa – wcześniej nie znała.

____________________
Za ilustrację nagłówkową posłużył kadr z Władców much (1963 r., reż. Peter Brook).






Komentarze

stanislawkrawczyk (2015-12-14 01:27:52)

1. Nie przeczytałem dotąd żadnego lepszego Dukaja niż "Inne pieśni" (choć mam swoje braki).

2. Kiedyś w serii "Rozbiory" ukazała się książka zawierająca kilka teoretycznoliterackich interpretacji "Panien z Wilka". Świetna rzecz, tylko niestety już praktycznie niedostępna poza (polskimi) bibliotekami.

Borys (2015-12-14 08:34:59)

Ad. 1: A czytałeś „Lód”? Ja nie, ale np. Arek uważa, że „Lód” jest jeszcze lepszy niż „Inne pieśni”.

Ad. 2: Niesamowite, jak bardzo teoretycy literatury się uparli, żeby strzelać w „Panny z Wilka” z armat. A to przecież taki konwencjonalny utwór...

Bibliomisiek (2015-12-14 10:01:29)

1. Hłasko, ach Hłasko! Pisałem o nim pracę maturalną, miałem wtedy okres ciężkiej fascynacji i naskrobałem bite 10 kartek kancelaryjnego papieru. Poza "Ósmym dniem..." i ""Pierwszym do raju" (swoją drogą czy nie był on inspirowany "Ceną strachu" - wstrząsającym filmem H.-G. Clouzota?, raptem 4 lata wcześniejszym?) ogromne wrażenie zrobiły na mnie powieści "izraelskie": "Wszyscy byli odwróceni" i "Brudne czyny". Kiedyś muszę sobie przypomnieć.

2. "Panny z Wilka". Pięknie podsumowałeś. Aż dziw, że będąc wielkim admiratorem "Sławy i chwały" nic innego Iwaszkiewicza nie czytałem. Film Wajdy jest piękny, ale sprawia wrażenie adaptacji jeszcze lepszego tekstu. Przeczytam na pewno, dzięki za przypomnienie.

3. Dukaj. Osobiście pół-żartem twierdzę, że jeżeli jeszcze jakiś polak dostanie Nobla z literatury, to będzie to właśnie stary Dukaj albo ewentualnie Dehnel (tu dygresja - ten ostatni ma w sobie za dużo egocentryzmu by być pisarzem wybitnym, przynajmniej na tym etapie, a jest stosunkowo młody. Już w "Saturnie" dawało się zauważać zachłyśnięcie własnym stylem, upojenie potoczystą frazą, a ostatnio wydany dziennik zdaje się to potwierdzać. Odrobina pokory i umiaru w słowie na rzecz pogłębionej refleksji bardzo by się Dehnelowi przydała, ale to cechy, które być może przyjdą z wiekiem - gorzej jeśli nie, bo ma szanse osunąć się w manieryzm.). Wracając do Dukaja - "Lód" fascynujący był. Zdumiewał iście epickim rozmachem, kompleksową wizją świata, kunsztownym językiem w stylu retro, pełnokrwistymi bohaterami (zwłaszcza na drugim planie), wreszcie mnogością odwołań i nawiązań (literatura zesłaniowa, bildungsroman, Kafka, Christie to przecież tylko niewielki ułamek). I nawet jeśli Dukaj chwilami nie zapanował nad słowotokiem, nawet jeśli nieco rozczarowuje zakończenie, nawet jeśli "Lód" jest miejscami przeładowany drobiazgowością wykreowanego świata i obfitością długaśnych dialogów - to i tak mnie przynajmniej pozostawił w niemym zachwycie. A "Inne pieśni", czytane przez mnie później, są równie kapitalne. Jak nie przepadam za fantastyką, tak oderwać się nie mogłem. Bogactwo pomysłów na "świat", fabuła pełna uroczych nawiązań, otwarte zakończenie - słowem niebywała wyobraźnia ujęta w karby piekielnej inteligencji. I z większą dyscypliną niż "Lód". O "Innych pieśniach" pisałem jeszcze w latach przedblogowych tutaj: http://hl.wbp.lublin.pl/wbp/index.php/polecamy-ksiazki/przeczytaj-na-miejscu/321-dukaj-jacek-inne-piesni.html . W każdym razie nie dziwi mnie pierwsze miejsce - to kapitalne dzieło pisarza naprawdę światowego formatu.

Miałem dorzucić coś ironicznego na temat rocznego opóźnienia, bo kończy się 2015 rok, ale przypomniałem sobie, ze ja sam w sierpniu b. r. wrzuciłem podsumowanie z 2013 roku :) Pozdrowionka.

Borys (2015-12-17 10:25:23)

Ad. Hłasko: Podobieństwo do „Ceny strachu” jest pewnie nieprzypadko, chociaż nie mam pojęcia, czy Hłasko nawiązał do filmu z premedytacją. Notabene, widziałem ekranizację tamtej książki, czyli „Bazę ludzi umarłych”, i choć pod wieloma względami, przede wszystkim aktorskim, jest to wartościowe kino, to niestety ówczesna socjalistyczna poprawność kazała dorobić mu na siłę happy-end, który grzebie wymowę całości.

Swoją drogą, Hłasko wymyślał znakomite tytuły. Mnie chyba najbardziej podoba się „Palcie ryż każdego dnia”.

Ad. Iwaszkiewicz: Wstyd przyznać, ale o „Sławie i chwale” nie słyszałem, dopóki tego lata przypadkiem nie natknąłem się na wszystkie trzy tomy na półce wynajętego na weekend domku. Wyglądały bardzo apetycznie, no ale na zewnątrz czekali koledzy z grillem i wódką...

Ad. Dukaj: Twoja recenzja „Innych pieśni” jest bardzo rzeczowa, chociaż przyznam, że ja noszę się z zamiarem napisania dłuższej esejorecenzji, takiej w stylu artykułów z „The New York Review of Books” albo przynajmniej naszych „Książek”, w której przybliżyłbym także filozoficzne koncepcje leżące u podstaw świata przedstawionego, a może nawet, z tej samej perspektywy, wytknął Dukajowi jakieś braki. „Inne pieśni” jak mało która książka zasługuje na tego typu tekst, a o ile wiem, nikt jeszcze czegoś takiego nie napisał. Może w przyszłym roku.

Przyznam, że moja uwaga dotycząca Jacka Dehnela była nadmiernie złośliwa – skądinąd wiem, że to dobry pisarz – ale tylko jego inicjały się zgadzały. :)