Blogrys

Czy leci z nami pilot?

Czytasz starą notkę zaimportowaną z WordPressa. Niektóre elementy układu stron – w szczególności rozmiary i zakotwiczanie ilustracji oraz światło – mogą pozostawiać sporo do życzenia. Gdzieniegdzie wyparowały też multimedia, w szczególności zagnieżdżone wideo z YT.

Mój staż w Glasgow dobiegł niedawno końca. Te osiem tygodni minęło bardzo szybko, co jest chyba najlepszym dowodem na to, że były to miło spędzone wakacje. Na blogowanie nie miałem za dużo czasu i o kilku szkockich sprawach tudzież przeżyciach napiszę dopiero w przeciągu najbliższych dni. Przypuszczam, że notki opatrzone tagiem "staż w UK" będą ukazywały się aż do końca września. A na razie chciałem podzielić się anegdotą związaną z wylotem z Glasgow.

Wszyscy siedzimy już w boeingu, pasy zapięte, za chwilę startujemy. Samolot wjeżdża na główny pas, zaczyna się rozpędzać... po czym natychmiast hamuje i zjeżdża na bok. W kabinie zapada konsternacja. Pilot przez interkom informuje, co się stało: Któryś z systemów ostrzegawczych nie pozwala na start, twierdząc, że coś jest nie tak, chociaż wszystkie pozostałe moduły w kokpicie migają zielonymi diodami i sygnalizują pełną gotowość do lotu. Doszło najwyraźniej do drobnej elektronicznej usterki. Nic poważnego, ale regulamin nakazuje, by przed startem ją usunąć.*

Zjeżdżamy więc do "pitstopu". Mechanik zanurza się w bebechach maszyny. Czekamy. Mija kwadrans, pół godziny, godzina. Nadgorliwy system ostrzegawczy nie daje się jednak uciszyć. Wreszcie zniecierpliwiony kapitan sięga po radykalne rozwiązanie i... restartuje samolot: na jakieś pięć minut całkowicie wyłącza zasilanie w maszynie. Po jego przywróceniu wszystko jest już okej i możemy startować bez przeszkod.

Najwyraźniej metoda "turn it off and on again" sprawdza się nie tylko w przypadku pecetów.

Z Glasgow poleciałem prosto do Polski, a gdy tydzień później lądowałem w Oslo, nad lotniskiem rozpostarła się wspaniała tęcza. Obniżając lot lecieliśmy tuż obok podstawy łuku i na własne oczy mogłem przekonać się, że mit o garncu złota to kompletna bzdura. Tęcza, jak na porządną iluzję optyczną przystało, przesuwa się bowiem wraz z obserwatorem. Siedmiokolorowy promień nie opiera się o żaden konkretny punkt na ziemi, lecz efemerycznie wędruje sobie razem z naszą siatkówką. Mimo to tęcza na otwartej przestrzeni nadal prezentuje się bardzo ładnie.

* Kto czytał "Odyseję kosmiczną: 2001", mógłby już zacząć się niepokoić. HAL 9000 rozpoczął przecież likwidację ludzkich załogantów "Discovery" od fałszywego alarmu dotyczącego awarii.






Komentarze

Seji (2008-08-31 09:08:31)

Tecza? Nie. Bifrost! Sam Odyn powital Cie na Polnocnej Ziemi!

Borys (2008-08-31 20:08:06)

Dobre, dobre. Nie pomyślałem o tym. :) Widocznie Heimdall spogląda na mnie łaskawym okiem. Z drugiej strony... A może ten mój samolot o mały włos się nie rozbił przy lądowaniu, a Bifrost był już rozpięty dla pasażerów? :)

Seji (2008-08-31 21:08:02)

Na Ciebie, Borysie, Walkirie by czekaly. :D