Blogrys

Wizyta u źródeł

Czytasz starą notkę zaimportowaną z WordPressa. Niektóre elementy układu stron – w szczególności rozmiary i zakotwiczanie ilustracji oraz światło – mogą pozostawiać sporo do życzenia. Gdzieniegdzie wyparowały też multimedia, w szczególności zagnieżdżone wideo z YT.

Wszyscy lubimy sobie ponarzekać, ale aby mieć ku temu moralne prawo, należy także od czasu do czasu pochwalić się, gdy spotka nas coś miłego. W przeciwnym razie inni gotowi pomyśleć, że uprawiamy natrętne malkontenctwo. Co prawda nie miałem jeszcze okazji się na blogu żalić, ale na poczet przyszłych publicznych skarg, będę się dzisiaj puszył:

Mam szczęście. Wielu osobom -- zawodowym informatykom, przyszłym informatykom i nie-informatykom (znam jednego, znaleźliby się i inni) -- marzy się zwiedzenie norweskiej siedziby Opery. Mnie nigdy na tym nie zależało, ale podczas czwartkowego oprowadzania po Oslo Sejiego oraz Elmy, i tak tam trafiłem. Główne biuro Opery położone jest na Waldemar Thranes gate 98 w malowniczej (chociaż zimą tego za bardzo nie widać) dzielnicy Grunerlokka nieopodal śródmieścia. Mieliśmy drobne kłopoty z trafieniem, ponieważ wypatrywaliśmy początkowo szklanego wieżowca z holograficznym logo firmy na szczycie. Poszliśmy ulicą za daleko i musieliśmy się wrócić. Jak się okazało, Opera ulokowana jest w zupełnie zwyczajnym i niczym nie wyróżniającym się budynku.

Wrażenia ze zwiedzania wnętrz są jak najbardziej pozytywne. Należy podkreślić, że nie przemykaliśmy się korytarzami chyłkiem niczym szpiedzy Microsoftu pragnący wykraść sekrety konkurencji. Seji umówił wizytę zawczasu i chociaż spóźniliśmy się o całe pół godziny, nikt nam nawet nie powiedział złego słowa ani nawet nie zwrócił uwagi. Na dodatek oprowadzała nas po firmie pracująca tam rodaczka -- w tym miejscu podziękowania dla Ani -- a więc mieliśmy Polish language included.

Praca dla Opery jawi się bardzo sympatycznie. Ludzie są mili, pomieszczenia schludne i przestronne. Przedstawiono nas kilku pracownikom i obdarowano gadżetami: koszulkami, naklejkami, buttonami i "uchwytami" do komórek (nie mam pojęcia, jak to się fachowo nazywa, ale nie chodzi o smycz na szyję, tylko o "sznurek" na nadgarstek). Nie obyło się też bez małego poczęstunku w stołówce. I cytując Sejiego: "Nie, nie poznaliśmy żadnych sekretów ;) poza wglądem w szkice projektów nowego layoutu my.opera.com :)".

Na dowód naszej wizyty załączam odpowiednie zdjęcie. Od lewej: Seji, Elma, Borys. A Operze dziękujemy i polecamy się na przyszłość. :-)






Komentarze

JCF (2007-02-18 21:02:06)

Znaczy, lansik, hm? :P