Chalcedońska tabliczka
Onyx Boox Go Color 7
ware ::: 2025-04-21 ::: 1910 słów ::: #872
Średnio raz na pięć lat wymieniam elektronikę. Zasada ta obejmuje laptopy (2006-2010-2016-2023), tablety (2012-2019), smartfony (20191-2023) i czytniki (2013-2019). Choć Kindle Paperwhite 4 (2018) działał bez zarzutu, żeby statystyce stało się zadość, w pogoni za nowymi ficzerami, a także trochę dla kaprysu, postanowiłem zastąpić go lepszym modelem innej marki. Wybrałem Onyx Boox Go Color 7.
Tylko dlaczego po przeszło dziesięciu latach Rozpałki postanowiłem porzucić ekosystem Amazonu? Właśnie dlatego: żeby się stamtąd wreszcie wyrwać! Najwyraźniej wyczułem pismo nosem, ponieważ parę miesięcy temu Bezos uniemożliwił zapisywanie Amazonowych ebooków na komputerze. Odtąd wolno Państwu pobierać cyfrowe książki tylko wprost na Kindla lub czytać je poprzez naszą aplikację. Robić backupów nie ma potrzeby, bo nasze serwery będą wieczne, a licencji użytkowania na pewno nigdy Państwu nie odbierzemy. Przecież już zapłaciliście. Ufajcie korporacji, ufajcie DRM-om.
Na szczęście w zeszłym roku miałem trochę luzu w pracy i pracowicie przeklikałem się przez swoją Amazonową bibliotekę2. Potem skonwertowałem ebooki na zwykłe pliki. Digitus inmpudicus do góry.
Drugi powód rezygnacji z Kindla wiązał się z wybrakowanym interfejsem. Owszem, urządzenie skierowane jest do masowego odbiorcy, więc z grubsza rzecz biorąc, czyta się na nim łatwo i wygodnie. Ale ponieważ skierowane jest do masowego odbiorcy, to wiele ustawień z premedytacją wycięto lub ograniczono. Korporacyjną manierę zarządzania softem zdradzały obowiązkowe uaktualnienia, które znienacka zmieniały interfejs. Zazwyczaj na gorsze.
Poniższe omówienie potraktujcie jako podwójnie subiektywną recenzję Onyksa Booksa Go Color 7. Nie dość, że na obiektywizm się nawet nie silę, to na dodatek skupiam się na aspektach istotnych dla mnie. Nie będę nawet wymieniać podstawowych parametrów urządzenia. Procesor i RAM? Chyba są. Pojemność? W zupełności wystarczająca dla ebooków; można zresztą dołożyć MicroSD. Zdjęcia? Odsyłam tutaj.
No to po kolei:
Kolor. Jest gorzej niż sobie wyobrażałem… ale w gruncie rzeczy wystarczająco dobrze. Barwy są rozmyte, słabo nasycone. Zdjęcia prezentują się kiepsko, szczególnie, jeśli są czarno-białe. Ilustracje wypadają zdecydowanie lepiej, ale czytanie komiksów na Onyksie będzie urągało pamięci Christy i Chmielewskiego3. Zresztą, nawet gdyby kolory były o klasę lepsze, to i tak pierwszy z brzegu tablet zostawiałby pod tym względem każdy czytnik daleko w tyle.
Z drugiej strony, barwy czytnika, choć nieostre, i tak ożywiają layout, zwiększają czytelność wykresów oraz linków, a co najważniejsze, pozwalają stosować różnorakie podkreślenia. Ich swoiste rozmycie wręcz sprzyja zaznaczaniu tworząc miły dla oka efekt atramentu markerowego na zwykłym papierze. Kolorowym ekranem jestem więc summa summarum usatysfakcjonowany, ale odradzam kupno OBGC7 przede wszystkim dla kolorowego ekranu. Czy inne czytniki wypadają pod tym względem lepiej? Nie mam pojęcia.
Siedem cali. To zaiste optymalna wielkość dla czytnika. Jest wciąż na tyle mały, że mieści się w kieszeni (niekiedy z trudem, ale zazwyczaj mieści) i można go nadal trzymać w jednej (dużej) dłoni. Natomiast siedem cali to aż 36% więcej miejsca dla tekstu niż przy sześciu calach4. Przy Onyksie ekran mojego starego Paperwhite wydaje się przyciasny.
Podświetlenie. OGBC7, jak chyba każdy czytnik wyprodukowany po 2020 r., pozwala na regulację barwy oświetlenia. Oj, brakowało mi tej funkcji w KP4! Chęć ocieplenia warunków nocnego czytania stanowiła główną część kaprysu, który zadecydował o wymianie modeli. Przesadą byłoby powiedzieć, że niebieskie LED-y męczą oczy, ale na dłuższą metę czyta się przy nich nienaturalnie.
Okładka. Było 3:0 dla Onyksa, teraz będzie 3:1. Firmowa okładka KP4 była pancerniejsza i lepiej trzymała się urządzenia. Okładka Onyksa jest elegantsza; upodabnia go do notesu, ale z pewnością gorzej wchłonie potencjalną energię upadku na podłogę. W ogóle nie obejmuje obudowy urządzenia, ponieważ przykleja się do niego magnesami – przez to należy otwierać ją w odpowiedni sposób, bo jeżeli dźwignia palca zostanie przytknięta do niewłaściwego punktu, to oczom naszym ukaże się nie ekran Onyksa, tylko wnętrze tylnej strony okładki. Poza tym przez magnesy Onyks przyczepia się do metalowych powierzchni, chociaż akurat to jest bardziej zabawne niż irytujące.
Na marginesie chciałem zauważyć, że wszystkie czytniki powinny być sprzedawane od razu z okładkami, ponieważ ich samodzielny wagomiar jest po prostu zbyt mały na wygodne czytanie. Chyba że ma się dłonie wielkości zbioru wierszy Szymborskiej, a nie Kapitału.
Przyciski. OBGC7 posiada z przodu dwa przyciski umożliwiające taktylne przewracanie stron. Klawisze z pewnością nie są badziewne, ale mogłyby być jeszcze solidniejsze, odznaczać się wyższym skokiem i przyjemniejszym klikiem. Wolałbym, żeby zamiast głośniczka – po co w ogóle głośniczek w czytniku ebooków? – producent zainwestował więcej właśnie w przyciski. Poza tym Onyx mógłby być lepiej wyważony. Punkt ciężkości powinien znajdować się nieco bliżej tej szerszej krawędzi z klawiszami.
Interfejs systemowy. Uporządkowany i czytelny. W przeciwieństwie do Kindla traktuje mnie jak człowieka, nie jak owcę. Szkoda tylko, że nie da się zmienić działania głównych pięciu ikon na dole. Jedna z nich prowadzi do firmowej appki do czytania (NeoReadera), a od niedawna wolałbym, żeby skracała drogę do innej (o czym za chwilę); inna z kolei wiedzie do „sklepu”, który wypełniony jest tytułami pochodzącymi z domeny publicznej. Sklep mi niepotrzebny, ale ikony nie da się usunąć ani zmodyfikować jej funkcji.
System operacyjny OBGC7 udostępnia domyślnie „piłkę”, czyli okrągłe, małe, w pełni konfigurowalne podręczne menu. Pożyteczny i sympatyczny wynalazek, lecz przyznam, że akurat ja go wyłączyłem, bo wystarczają mi standardowe menusy wysuwane zza krawędzi pociągnięciem palca.
Sprawa kluczowa, ale nieoczywista: Onyx jako jeden z nielicznych czytelników oparty jest na Androidzie, nie na zamkniętym OS-ie. Oznacza to, że zainstalujemy na nim dowolną aplikację dostępną w Google Play Store. Na przykład przeglądarkę internetową. Albo appkę do Wikipedii. Albo appkę Kindla – de facto można więc na Onyksie z łatwością czytać tytuły kupione u Bezosa.
Czytanie. Serce urządzenia stanowi NeoReader, domyślna aplikacja do czytania. Jest przemyślana, wygodna i funkcjonalna – bez dwóch zdań lepsza od bezimiennej appki Kindlowej. Pozwala w jeszcze większym stopniu dostosować do własnych potrzeb i gustu układ czytanej książki: krój czcionki, jej wielkość, marginesy, odstępy między linijkami, przerwy między akapitami itd.
Niektórzy wzruszą ramionami. Ebook to ebook, na co tu komu funkcje na miarę Adobe InDesign? Ja jednak uwielbiam modyfikować te parametry. Chodzi o to, że fizyczne książki różnią się layoutem. Różnią się także ciężarem, kształtem, typem okładki, gramaturą papieru. Ebook – to ebook. W zasadzie za każdym razem mógłby prezentować się identycznie… co byłoby nudne. Dlatego właśnie przy klasyce literatury pięknej lubię ustawić drobniejszą, szeryfową czcionkę, ale już przy podręczniku filozofii bardziej odpowiadają mi szerokie marginesy.
Irytującą cechą NeoReadera są półki, czyli wewnętrzny system organizacji ebooków. Kopiując swoją kolekcję na Onyksa zadbałem o porządną strukturę katalogów w pamięci czytnika. Tutaj fikcja, tam niefikcja; tutaj historia, a tam fizyka. O tyle proste, że czytnik był podłączony do komputera, więc katalogi mogłem kopiować i tworzyć klawiaturą oraz myszką z poziomu swojego ulubionego menedżera plików. Niestety, NeoReader sczytawszy zawartość głównego foldera pokazał mi jedną, gigantyczną listę ebooków, które musiałem układać na nowo, już na ekranie dotykowym. Szkoda, że twórcy aplikacji zapomnieli o opcji automatycznego utworzenia półek identycznych z podkatalogami, albo że po prostu nie podczepili NeoReadera bezpośrednio do ich struktury.
PDF-y czyta się re-we-la-cyj-nie, ponieważ przewijanie polega na powiększaniu kolejnych części strony. „Kolejne części” mogą tu oznaczać kolumny, bloki poziome, albo kombinację obydwu. Sami je definiujemy. Ponadto NeoReader rozumie różnicę między stronami parzystymi a nieparzystymi, co jest o tyle istotne, że przy dokumencie złamanym do druku zmieniać się będą zewnętrzne i wewnętrzne marginesy.
Pedeefowe rozwiązanie nawigacyjne jest tyleż proste co przełomowe. Doceni je od razu ten, kto męczył się przy Adobe’owym formacie na Kindlach próbując wycelować niezgrabnym zoomem w mikroskopijny akapit. Tymczasem Onyx rozbroi każdy PDF – może z wyjątkiem awangardowego magazynu muzycznego, gdzie każda strona będzie złamana inaczej. Ale i wtedy z odsieczą pospieszy nam opcja REFLOW, pod którą kryje się nie najgorszy OCR.
KOReader. Zaraz po zakupie Onyksa przetestowałem kilka innych aplikacji do czytania, lecz żadna z nich nie umywała się do NeoReadera. Pomyślałem, że zostanę z programem defaultowym na zawsze… i wtedy odkryłem KOReadera. Nie jest dostępny w Google Play Store, więc trzeba zainstalować go okrężną drogą przez F-Droida.
Okazało się, że KOReader jest jeszcze lepszy od NeoReadera. Posiada wszystkie jego zalety (z PDF-ową włącznie), plus kilka swoich:
- Rozpoznaje strukturę katalogów, ale w razie potrzeby można gromadzić ebooki w kolekcje wewnątrz aplikacji (odpowiednik NeoReaderowych półek).
- Menu służące do podkreślania jest bardziej ergonomiczne.
- Dolny pasek postępu w lekturze można skonfigurować w stu procentach według własnego widzimisię.
- Statystyki czytania są nareszcie szczegółowe. KOReader zapamiętuje nawet, ile czasu spędziliśmy na każdej stronie z osobna.
- Łatwo dodawać słowniki, łatwo korzystać z wielu słowników jednocześnie. Łatwo też zerkać do Wikipedii; możemy nawet błyskawicznie zapisywać wikipedyczne hasła do lokalnych epubów.
- Mamy więcej możliwości przeglądania książek i szybkiego przemieszczania się pomiędzy rozdziałami.
KOReadera polecam bezwzględnie jako aplikację do czytania na czytnik, a także na komputer – przynajmniej do epubów i mobi.
Wysyłka plików. Tutaj niestety Onyx kuleje na obie nogi. Każdy Kindle posiada swój adres mailowy, poprzez który wygodnie prześlemy pliki. Ponadto istnieje też wtyczka przeglądarkowa świetnie radząca sobie z ekstrakcją tekstu z dowolnej strony internetowej5. Następnie jednym kliknięciem wyślemy go na kindlowego maila.
Onyksy swoich adresów mailowych nie posiadają. Nowe ebooki najwygodniej kopiować z komputera po kabelku. Załóżmy jednak, że natknęliśmy się na stronę WWW z długim, interesującym artykułem. Jak zrzucić go na czytnik? Tutaj zaczynają się schody.
Pierwsze podejście: Drukujemy stronę do PDF-a i wrzucamy ją na onyksowy dysk sieciowy. W teorii powinno działać bezbłędnie, ale w praktyce okazuje się, że interfejsy dysku – i ten webowy, i ten czytnikowy – są źle zaprojektowane.
Drugie podejście: Pocket. Ostatni raz korzystałem z niego dziesięć lat temu, ale może znowu się przyda. Więc cyk, do przeglądarki dodaję pocketową wtyczkę5, przypisuję jej skrót klawiaturowy, a na czytnika ściągam pocketową appkę. W teorii powinno działać bezbłędnie, ale w praktyce okazuje się, że Pocket nie radzi sobie za dobrze z wyciąganiem tekstu ze stron internetowych. Owszem, zapisze chętnie każdą, ale niektóre będą dostępne tylko pod przyciskiem VIEW ORIGINAL, co wymaga wszak dostępu do internetu. Co więcej, w Pockecie nie działają klawisze czytnika, więc trzeba przewijać dokument palcem. Irytujące.
Trzecie podejście: Podłączam do Onyksa Dropboksa, a w przeglądarce instaluję wtyczkę SingleFile. Teraz w razie potrzeby pliki (tzn. ebooki i artykuły PDF-owe) mogę przesłać Dropboksem; a jeśli natknę się na stronę WWW do czytania, ale o skomplikowanej strukturze, przy pomocy SingleFile zapiszę ją wpierw do pojedynczego pliku HTML.
Kombinacja Pocket + (Dropbox + SingleFile) znów uczyniła mój „readflow” przyjemnie szybkim.
Czy Onyx Boox Go Color 7 jest najlepszą propozycją dla osoby, która kupuje swój pierwszy czytnik? Nie wiem; na pewno zależy to od umiejętności i wymagań konfiguracyjnych. Czy OBGC7 jest najlepszym czytnikiem w ofercie chińskiego producenta? Też nie wiem, bo ich oferta jest szeroka. Na pewno zależy to od oczekiwań i potrzeb.
Czy Onyx Boox Go Color 7 jest lepszym czytnikiem od Kindla? Bez dwóch zdań.
-
Tak, swój pierwszy smartfon nabyłem dopiero w 2019 r. Co więcej, miesiąc temu zrezygnowałem całkowicie z komórki inteligentnej inaczej i zdowngradowałem się do dumbfona. Jak i dlaczego to temat na inną notkę. ↩
-
Cztery kliknięcia na ebooka. Możliwości hurtowego ściągnięcia, rzecz jasna, nie było. ↩
-
Dla porządku zaznaczam, że recenzenci oceniają jakość kolorów na wyświetlaczu OBGC7 zdecydowanie wyżej ode mnie. Na zdjęciach też prezentują się one zwykle bardzo dobrze. Może trudno sprostać moim chromatycznym wymaganiom. A może nie umiem włączyć „turbokolorowej” opcji. Albo może mam uszkodzony czytnik. ↩
-
7²/6² ≅ 1,36 ↩
-
Jedyną znaną mi witrynę, przy której wtyczka poległa, był portal „Tygodniku Powszechnego”. Koniec końców udało mi się Bonieckiego przechytrzyć. ↩ ↩2
Komentarze
MF (2025-04-24 12:41:13)
Koniecznie przywieź, muszę zobaczyć na własne oczy. Ja mam Onyx i 52 ML od dekady i powoli myślę nad zakupem kolejnego. Ten twój trochę drogawy :( Ale jeżeli mieli pliki "z dobrodziejstwa ludzkości", umożliwia wygodne czytanie formatu pdf - i co najważniejsze - ma super ogarnięty system zakładek, odnośników, to skusi ;)
Po dekadzie na karcie w telefonie wystąpiła czkawka, karta działa, ale musiałem sformatować, wgrać od nowa i wszystkie zakładki z 4 lat odsłuchiwania TSK wcieło... Zakładki z czytnika to też taki "różaniec/mala". Uspokaja się głowa, bo rejestrujemy zmysłem zaznaczenie "na przyszłość" i wygodnie idziemy dalej marzyć o niezawodności elektroniki :) Zunifikowany system exportowania zakładek, "prymitywny" - jak kamień o kamień - jest potrzebny do wymyślenia. Żeby na kompie potem otworzyć plik i móc zastosować niezależnie od używanego programu utworzone gdziekolwiek wcześniej zakładki, czy to mp3 czy "txt".
Borys (2025-04-25 22:29:42)
Jeżeli nie zależy Ci tak bardzo na kolorze, w ofercie Onyksa znajdują się tańsze warianty. Z drugiej strony, pamiętaj, że płacąc ekstra za kolor, wchodzisz de facto w posiadanie małego tabletu z e-papierem. Tak, można oglądać na nim YT. :)
Piotrek G (2025-05-04 10:26:18)
Opisałeś niemal dokładnie mojego nowego Pocketbook Era 700 - łącznie z zastosowanymi rozwiązaniami (KOReader, Dropbox). Moja Era jest bez kolorów (czytałem wcześniej o jakości i chyba nie ma jeszcze takich, które nie miałyby podobnych mankamentów do opisanych przez Ciebie). Cena odrobinę niższa (za mało niższa :)), ale ja znowu zajeżdżam urządzenia na max więc postanowiłem sobie pozwolić (piszę właśnie z Galaxy Tablet S2 kupionego ok. 10 lat temu - nie wymienię póki działa i mogę znaleźć sensowny os ;)). Tablet używam gdzie potrzebne kolory. A komiksy postanowiłem jednak czytac analogowo...
Także Ere chyba mogę polecić jako alternatywa dla Onyksa, jeśli ktoś chciałby wydać 200pln mniej, a nie potrzebuje kolorów. Reszta wygląda zaskakująco identycznie.
Borys (2025-05-20 10:47:40)
Minął miesiąc i okazało się, że KOReader gorzej od NeoReadera radzi sobie z plikami MOBI. :-( Domyślne formatowanie jest nieładne, są problemy ze spisem treści, aplikacja nie widzi przypisów.
SpeX (2025-05-23 22:25:28)
Chyba znów zmienić swój flow, bo Mozilla zamyka Pocketa
https://swiatczytnikow.pl/mozilla-zamyka-usluge-pocket-o-jedna-aplikacje-do-czytania-odroczonego-mniej/
SpeX (2025-05-23 22:26:39)
Nie mam czytnika, ale powiem szczerze mi osobiście strasznie podoba się rozwiązanie, jakie oferuje remarkable. I chodzi mi o rozwiązanie do robienia notatek odręcznych itp.
Borys (2025-05-26 11:18:34)
Tak, zamykają Pocketa. Akurat gdy znów zacząłem go używać... Przenoszę się na Instapaper, mam nadzieję, że stanie na wysokości zadania.