Obejrzane w 2020: Warte uwagi (1)
obejrzane ::: 2020-11-11 ::: 730 słów ::: #743
Czytasz starą notkę zaimportowaną z WordPressa. Niektóre elementy układu stron – w szczególności rozmiary i zakotwiczanie ilustracji oraz światło – mogą pozostawiać sporo do życzenia. Gdzieniegdzie wyparowały też multimedia, w szczególności zagnieżdżone wideo z YT.
Za półtora miesiąca będziemy żegnać nieszczęśliwy rok 2020. Obejrzałem w nim tyle dobrych filmów, że nie dość, iż tradycyjne podsumowanie kinematograficzne rozpocząć muszę na długo przed styczniem, to na dodatek ogłaszam nową jego kategorię. Na zbiór filmów „wartych uwagi” składają się tytuły, które są po prostu dobre, choć nie na tyle, by trafić do dwudziestki najlepszych; albo też takie, które pod niektórymi względami pozostawiają trochę do życzenia, ale pomimo to zasługują na parę godzin uwagi widza poszukującego ciekawych propozycji w zalewie tytułów starych i nowych.
Aguirre, gniew boży (Aguirre, der Zorn Gottes; 1972)
Hiszpańscy, gwarzący po niemiecku konkwistadorzy, przemierzają nieprzyjazną białemu człowiekowi amazońską dżunglę, oczywiście w poszukiwaniu mitycznego El Dorado. Przewodzi nimi kulawy Aguirre (Klaus Kinski) noszący przydomek „El Loco”, lecz samemu tytułujący się Gniewem Bożym, Księciem Wolności, Królem Tierra Firme. To postać autentyczna, uchodząca za jeden z ludzkich symboli okrucieństwa podboju Ameryki Łacińskiej.
Rzecz jasna, autentyczna jest także jego niefortunna ekspedycja, której Werner Herzog poświęcił swój trzeci z kolei film fabularny – aczkolwiek w odmalowywaniu jej przebiegu monachijski reżyser pozwolił sobie na twórczą swobodę. Jak przystało na twórcę dzielącego czas pomiędzy fabuły a dokumenty, Herzog nadał Aguirrze charakterystyczny reportażowy sznyt. Ot, z kamerą wśród konkwistadorów. Całość zilustrowana bardzo ciekawą muzyką i ujęta w klamrę odważnych w swej prostocie ujęć.
Szczęście (Le bonheur; 1965)
François, młody, przystojny cieśla, jest spełnionym homme de famille. Ma śliczną żonę i dwójkę uroczych dzieci. Ma też blondwłosą kochankę, która podwaja jego szczęście, więc czy François powinien odczuwać jakiekolwiek wyrzuty sumienia z powodu weekendowych sekskapad…?
Reżyserka Agnès Varda, specjalistka od kina społecznie zaangażowanego, tuż przed rewolucją obyczajową zadała instytucji małżeństwa – oraz psychologicznej konstytucji człowieka szczęśliwego – kilka niewygodnych pytań. Jej namalowany przekornymi, soczystymi kolorami kończy się sceną, która mogłaby zilustrować hasło „sielanka” w słowniku. Ale pozory mylą.
Ad Astra (2019)
Z lubością powtarzam, że wolę obejrzeć nie do końca udany film dobrego reżysera aniżeli zapięty na ostatni guzik film reżysera przeciętnego. W pierwszym bowiem przypadku otrzymam zapadający w pamięć styl, niebanalny pomysł, oryginalne podejście do tematu; w przypadku zaś drugim płytką, smukłą, trwającą dwie godziny rozrywkę, o treści której zapomnę przed upływem kolejnych dwóch.
Ad Astra, podobnie zresztą jak poprzednie dzieło Jamesa Graya, Zaginione miasto Z (też o amazońskiej dżungli), zatrzymuje się kilka sekund świetlnych przed wybitnością.
Major Roy McBride (Brad Pitt w świetnej formie, ale u niego to norma) zostaje wysłany na orbitę Neptuna, by rozwiązać tajemnicę Projektu Lima i zniknięcia swojego ojca, legendarnego astronauty. Jeżeli po mym krótkim streszczeniu brawurowo stwierdzicie, że brzmi ono jak krzyżówka Odysei kosmicznej z Czasem apokalipsy, traficie w dziesiątkę. Ambicje tej właśnie parsekowej skali napędzały twórców Ad Astry. „Janusz, to pęknie”, jak przewidział memiczny kot.
Oceniając film jako całość, mierząc rozwój wydarzeń logiczną linijką, konkluzja musi być jedna – piękna porażka okraszona filozofującym bełkotem. Ale można też rozpatrzeć Ad Astrę jako długą sekwencję pięknie sfilmowanych scen ozdobionych wyśmienitą ścieżką dźwiękową postminimalisty Maxa Richtera. Wśród nich kryje się niespełniona obietnica jednego z najlepszych filmów fantastycznonaukowych XXI wieku. W takiej perspektywie najnowszy film Graya bez trudu się obroni.
Wysoka dziewczyna (Dylda; 2019)
Trzeci z rzędu film odznaczający się przemyślaną kolorystyką (następny na mojej liście, pomimo „koloru” w tytule, już na to wyróżnienie nie zasługuje). Przykład gatunkowego poszerzenia: Kantemir Bałagow, młody (rocznik 1991), zdolny reżyser z Kaukazu, nakręcił kino powojenne, którego akcję osadził w zrujnowanym, wygłodzonym Leningradzie niedługo po wiośnie czterdziestego piątego.
Bohaterka tej opowieści na imię ma Ija i jest chorobliwie wysoką blondynką. Pracuje jako pielęgniarka, cierpi na zespół stresu pourazowego, samotnie wychowuje małego Paszkę. Późniejsze niewesołe zdarzenia pokażą nam żmudną odbudowę międzyludzkich relacji wypalonych wojenną pożogą. Skłamałbym, gdybym powiedział, że uważam Dyldę za film całkowicie udany i absorbujący, ale skłamałbym też mówiąc, że go nie polecam. Po prostu: warty uwagi.
Upstream Color (2013)
Shane Carruth, twórca wybitnego, niezapomnianego, opierającego się szczegółowym analizom Primera, z inżynierską precyzją nakręcił kolejny niezwykły film SF, tym razem opowiadający nie o podróżach w czasie, a o… chyba o miłości? IMDB-owy opis konfunduje nie gorzej niż wielokrotnie zapętlona linia temporalna: „Mężczyzna i kobieta, uwikłani w życiowy cykl wiecznego organizmu, lgną ku sobie. Próbują poskładać fragmenty zniszczonych żyć, podczas gdy tożsamość przekształca się w iluzję.” Wszystko jasne?
Upstream Color nie jest niskobudżetowym objawieniem na miarę Primera – to zresztą film zdecydowanie prostszy od tamtego w konstrukcji, choć i tak nie do ogarnięcia przez przeciętnego, niewyrobionego widza – lecz żadnemu fanowi odważnej fantastyki nie wolno przejść obok niego obojętnie. A Ty, znalazłeś już swoją świnię?
Komentarze
m. (2020-11-11 22:57:34)
W roku 2020, kiedy kina zazwyczaj nieczynne, spytam czy coś z tego jest może dostępne w HBO/Netflix itp.? Czy oglądałeś innymi kanałami?
Michał Stanek (2020-11-12 08:08:36)
Ja tak zupełnie na marginesie, bom nie widział żadnego z tych filmów, wspomnę tylko, że minimalistyczna muzyka w wydaniu Maxa Richtera trafiła u mnie w dobry czas "po sztormach, burzach, nawałnicach, szkwałach" (Kaczmarski). Akurat "Ad Astra" nie słuchałem (jeszcze), ale "Memoryhouse" a zwłaszcza "From Sleep" i ponadośmiogodzinne "Sleep" to arcydzieła. No i nie jest to taki minimalizm jak u Glassa czy Nymana, więcej w nim finezji i subtelności (choć niektóre kawałki tych dwóch panów też cenię). A trafiłem na niego okrężną drogą przez Vivaldiego - Richter jest autorem bardzo udanej rearanżacji "Czterech pół roku" pod egidą Deutsche Gramophon. Muzyka Richtera w każdym razie bardzo mi pomogła w przejściu przez kolejne dwa zakręty życiowe i całą tą covidowską izolację.
Borys (2020-11-12 08:09:34)
@m.: „Aguirre” wypożyczyłem na DVD z biblioteki, ale cztery pozostałe filmy widziałem na Mubi, która to platforma jest także dostępna w Polsce. Gorąco polecam – ofertą filmową bije na głowę HBO i Netfliksa, oczywiście pod warunkiem, że człowiek jest skory oglądać nieco starsze (ale nowe filmy też tam się pojawiają) i wymagające ponadhollywoodzkiego zaangażowania produkcje. Do tego ofertę MUBI skonstruowano według ciekawej zasady: Codziennie pojawia się tam jeden nowy film, który dostępny jest przez równych 30 dni (aczkolwiek od niedawna mają też bardziej permanentną „bibliotekę”).
Jeżeli będziesz przeglądał ich katalog, być może odbijesz się w pierwszej chwili od mnogości nieznanych tytułów i reżyserów, i pomyślisz, że musi być tam zblazowanego arthouse'u. Jasne, kiepskie filmy też się zdarzają, ale są w mniejszości. Przeważają „perły z lamusa”. :)
Borys (2020-11-12 08:29:02)
@Michał: Cóż za zbieg okoliczności! Dosłownie wczoraj rozmawiałem przez telefon z kumplem i wspomniałem mu – poza kontekstem blognotki – o „Ad Astrze”, powiedziałem, że świetna muzyka, i że skomponował ją niejaki Max Richter, artysta wcześniej mi nieznany. A on mówi: „O, Richter? Znam oczywiście, to ten od Vivaldiego.” :)
xpil (2020-11-12 14:08:37)
Ad Astra: zaintrygowałeś mnie, dodaję do listy do obejrzenia.
Borys (2020-11-12 14:25:49)
@m.: Poprawiam się. Trzy z pięciu. „Ad Astra” też nie jest dostępna na Mubi.
Arek (2020-11-29 09:53:43)
Dzięki za polecanki, ja ze swojej strony chciałbym zwrócić uwagę na -> https://www.cda.pl/video/2402519f
Arek (2023-07-26 22:07:00)
Właśnie obejrzałem „Ad Astrę”, bawiłem się znakomicie, dzięki za polecenie.