Rewaloryzacja
ambitnie ::: 2018-07-27 ::: 440 słów ::: #683
Czytasz starą notkę zaimportowaną z WordPressa. Niektóre elementy układu stron – w szczególności rozmiary i zakotwiczanie ilustracji oraz światło – mogą pozostawiać sporo do życzenia. Gdzieniegdzie wyparowały też multimedia, w szczególności zagnieżdżone wideo z YT.
Miesiąc temu pisałem o ocenianiu książek. Na zakończenie pierwotnej wersji notki chciałem poddać pod rozwagę pewien dylemat. Wyciąłem jednak tamten fragment, ponieważ wpis i bez niego był nieznośnie długi. Zamiast epilogu będzie więc postscriptum.
Na samym początku mojego manifestacyjnego poradnika poruszyłem kwestię spójności ocen w czasie; skala ocen powinna być krótka, gdyż w przeciwnym razie obarczona będzie marginesem subiektywnego błędu. Jednego dnia skłonni bylibyśmy przyznać niezłej powieści 81 punktów na 100. Następnego dnia – już tylko 79. Co jednak począć, jeżeli spójność złamie się na pół wskutek całkowitej zmiany opinii na przestrzeni lat?
Do takich wprawiających w konfuzję sytuacji dochodzi niekiedy podczas lekturowych powrotów. Scenariusz zdarzeń wygląda za każdym razem podobnie: Przeczytaliśmy kiedyś książkę, która niezmiernie nam się spodobała. Powodowani sentymentem sięgamy po nią ponownie, licząc na powrót wyśmienitych wrażeń… a tu guzik. Książka się zestarzała – my dorośliśmy – zmieniły się nasze czytelnicze upodobania – w międzyczasie dowiedzieliśmy się, że Nienacki był ormowcem-erotomanem.
Czy „czwórka” powinna wówczas z zimną krwią przemienić się w „dwójkę”? Czy też wolno jej po wsze czasy „czwórką” pozostać?
Nie chodzi tu wbrew pozorom o pytanie, czy nostalgia i sentyment winny mieć pierwszeństwo przed niezwruszonym stanem aktualnego gustu. Nie chodzi nawet o to, czy oceny książek podlegają z czasem weryfikacji – która i tak byłaby niemożliwa do pełnego przeprowadzenia, bo przecież nie sposób czytać zestawu stu książek na okrągło przez całe życie. Zagadnienie jest głębsze. Podnosimy problem z dziedziny estetyki (podkategoria: osąd estetyczny).
Jeżeli w wieku lat X pewna powieść nam się podobała, ale w wieku lat Y już nie – to w końcu podobała się, czy nie? Nie wiem. Nie wiem także, czy odpowiedź na to pytanie zależy od okoliczności, które gust nam przestawiły. Zazwyczaj przyczyną nowej oceny będzie osiągnięcie kolejnego etapu „czytelniczej dojrzałości”, lecz czasami po prostu przesycimy się określonym gatunkiem bądź autorem. Co wtedy?
Nie wiem. Ale:
Jeżeli dobrowolnie uczestniczysz w moich oceniarskich refleksjach, prawie na pewno należysz do grona zagorzałych czytelników, którzy od czasu do czasu o przeczytanych książkach piszą lub przynajmniej żywo dyskutują. Jako osoba czytająca w sposób „świadomy” i mniej lub bardziej zaplanowany, bez wątpienia zorientowałaś się dawno temu – i niewesołe było to odkrycie! – że życia nie starczy (dosłownie!) na dogłębne zapoznanie się ze wszystkimi godnymi uwagi lekturami, których liczba idzie wszak w tysiące.
Dorzucam drugą złą wiadomość: Nie tylko nie zdążymy przeczytać wszystkich książek, które przeczytać byśmy chcieli – ale i na przeczytanie wielu z nich jest już za późno. Mamy za sobą ten punkt życia, w którym jakaś lektura zarezonowałaby najmocniej.
Kerouaca i Salingera najlepiej czytać w wieku lat siedemnastu. Bo potem to ★★☆☆☆, w najlepszym razie ★★★☆☆.
____________________
Autorem zdjęcia wykorzystanego w nagłówku jest Mark Ramsay (CC, Flickr).