Blogrys

Dwa lata temu o tej samej porze

Czytasz starą notkę zaimportowaną z WordPressa. Niektóre elementy układu stron – w szczególności rozmiary i zakotwiczanie ilustracji oraz światło – mogą pozostawiać sporo do życzenia. Gdzieniegdzie wyparowały też multimedia, w szczególności zagnieżdżone wideo z YT.

Brexit.jpg

Czas biegnie szybko. Jutro mijają okrągłe dwa (!) lata od brytyjskiego referendum w sprawie opuszczenia Unii Europejskiej. Ponad jedna trzecia uprawnionych do głosowania obywateli zagłosowała wówczas za Brexitem, co przy frekwencji rzędu 70% wystarczyło, by rząd Jej Królewskiej Mości uruchomił Artykuł 50 Traktatu Lizbońskiego. Polityczne słowo stanie się geograficznym ciałem o północy 30 marca przyszłego roku. Wielka Brytania pójdzie tym sposobem śladem Algierii (1962), Grenlandii (1985) oraz Wspólnoty Saint-Barthélemy (2012) – jako czwarte terytorium, ale jako pierwsze państwo, opuści unijne szeregi.

Brytyjska libertarianka Claire Fox tak tłumaczyła wolę wystąpienia z UE:

Parlament Europejski ma niewielkie uprawnienia, a komisarze Komisji Europejskiej są mianowani bez możliwości odwołania przez brytyjskich wyborców. Nie mamy nad nimi kontroli, bo Komisja Europejska stanowi prawo za zamkniętymi drzwiami. Jej członkowie jednoznacznie dają do zrozumienia, że stworzono ją w celu ochrony najważniejszych decyzji przed kaprysami ludów Europy. To antydemokratyczne i nawet Unia przyznaje, że cierpi na „deficyt demokracji”.

Nie tylko Wielka Brytania, lecz wszystkie kraje członkowskie powinny wystąpić z Unii Europejskiej. Przemawia za tym szereg argumentów, od jej całkowitej pogardy dla wyników wyborów w Grecji i Włoszech, przez ogromne bezrobocie w strefie euro, po unijne reakcje na nowo wybrane rządy Polski i Węgier oraz zapowiedzi bojkotowania skrajnie prawicowego kandydata na prezydenta Austrii, gdyby wygrał wybory. To zastraszanie najgorszego typu, bo przeczące społecznej suwerenności i wskazujące na niebezpieczne autorytarne zapędy.

– Claire Fox (Kultura Liberalna, 21/6/2016)

Wtórował jej nasz rodak, konserwatywny poseł Daniel Kawczynski, pierwszy brytyjski parlamentarzysta urodzony w Polsce (do Anglii wyjechał pod koniec lat 70. w wieku siedmiu lat):

Jedna osoba [odpowiedzialna za sprawy zagraniczne] negocjuje w imieniu 28 państw. Polska ma inne interesy, inne priorytety niż reszta Europy. Powinna załatwiać swoje interesy sama, nie za pośrednictwem Unii. Nie wiem, czy jesteście zadowoleni z wpływu Brukseli na wasze wewnętrzne sprawy. Nawet teraz jest jakiś stary las, który rząd chce wyciąć w północno-wschodniej Polsce? Unia próbuje się w to zaangażować, próbuje też podważyć zdolność waszego rządu do wprowadzania zmian w Trybunale Konstytucyjnym? Nie! Każde państwo jest suwerenne i powinno być bezpośrednio odpowiedzialne przed obywatelami, i podejmować decyzje w ich imieniu. A nie jacyś mianowani biurokraci z Brukseli. Zwykłem mówić do swoich wyborców: dam ci 100 funtów, jeżeli wymienisz z imienia kto cię reprezentuje w Parlamencie Europejskim. Jak na razie nie straciłem pensa. Nikt nie wie, kim są posłowie PE. Reprezentują obszar zamieszkały przez 5 milionów ludzi. Politycy powinni być bliżej ludzi, nie dalej.

– Daniel Kawczynski (Jagielloński24, 23/6/2016)

Gdy emocje wokół referendum opadły, jesienią 2016 r. Spasimir Domaradzki na łamach Pressji przeprowadził oryginalną krytykę Unii Europejskiej, zwracając uwagę na „paradoks elit” i ich uwikłanie w kwestie inwestycyjnofunduszowe (nie, nie chodziło mu bynajmniej o korupcję!):

Duże i namacalne środki kierowane przez Brukselę stają się w wielu przypadkach jedynym (lub jednym z najważniejszych) miernikiem politycznej efektywności. Narodowe elity polityczne państw-biorców z unijnego budżetu uzasadniają realizację kluczowych inwestycji wsparciem finansowym z UE, pozostawiając nieodparte wrażenie, że bez tych pieniędzy nie byłoby konkretnej inwestycji. Powstaje zatem pytanie o sens istnienia elit narodowych, które ustawiają się w pozycji regionalnego menadżera europejskiego funduszu inwestycyjnego.

Po drugie, zapewnienie finansowego strumienia z Brukseli jest dziwacznym miernikiem skuteczności lokalnych elit. Pozyskanie środków przyznawanych w ramach unijnych polityk i w zgodzie z konkretnymi przesłankami (wsparcie dla biedniejszych regionów, budowa infrastruktury strategicznej, ochrona środowiska, energia odnawialna czy nawet wspólna polityka rolna) jest przedstawiane krajowym wyborcom jako nadzwyczajny sukces, gdy w praktyce w dużym stopniu środki te należą się państwom. (...)

Po trzecie, środki finansowe są źródłem dziwacznej zależności krajowych elit z Brukselą. Opierając się na argumentacji wspólnych wartości, instytucje unijne uzależniają finansowanie od utrzymywania stosownych standardów zwanych „wartościami europejskimi”. Jednak miarą ich ochrony nie jest jakość demokracji czy głośno eksponowana praworządność, ale gotowość krajowych elit do realizacji narzucanych przez Brukselę priorytetów w danych dziedzinach, nawet jeżeli mają one niewiele wspólnego z lokalną rzeczywistością.

– Spasimir Domaradzki (Pressje, październik 2016)

 

(Tymczasem w przyszłym tygodniu, w dniach 28-29 czerwca odbędzie się unijny szczyt, na którym tym razem wszyscy z niepokojem patrzeć będą na Włochów. Marcin Kędzierski ostrzega, że może to być „początek końca Unii, jaką znamy”).

Dwa lata temu w krajowych mediach zajadle dyskutowano także sprawę Trybunału Konstytucyjnego. Sporo mówiło się wtedy o stanie polskiego sądownictwa w ogóle i o sędziowskim lex artis.

– Co jest najważniejsze, aby być dobrym sędzią?

– Moim zdaniem trzy rzeczy. Po pierwsze aksjologia – sędzia musi wiedzieć, że orzeka w ramach pewnego systemu wartości, wyznaczonego przede wszystkim konstytucją i konwencjami międzynarodowymi. I że jego orzeczenia mają mieć na uwadze to, jakim wartościom służą. (...)

[Drugą cechą jest] coś, czego potrzeba właściwie w każdym zawodzie. To znaczy solidny warsztat pracy. On się wyraża po pierwsze w umiejętności dobrego prowadzenia sprawy. Bez okazywania wyższości, z szacunkiem dla obu stron, z właściwą dociekliwością i uwagą. To jest bardzo trudne, zważywszy na niebywałe obłożenie sądów sprawami.

[Trzecia cecha jest] najprostsza i najtrudniejsza zarazem: odwaga.

– Ewa Łętowska (rozm. Stanisław Zakroczymski, Magazyn Kontakt, 2/5/2016)

Nie obeszło się bez porównań sądownictwa polskiego z zagranicznym:

Korupcja w systemie prawnym to uczenie prawników, że podlegają władzy, a nie konstytucji i kodeksowi karnemu. Chodzi o to, że sędziowie, prokuratorzy, adwokaci nie mają poczucia godności i autonomii. Porównuję to z sytuacją w Stanach Zjednoczonych, gdzie nawet szeregowy sędzia może zachować niezależność i postawić na swoim. Przeszłam przez kilka procesów w Polsce i widziałam wielu odważnych sędziów, którzy nie byli jednak w stanie wykonać tego ostatniego kroku ze względu na ograniczenia polityczne. Pytałam, co takiego może im grozić – otóż na przykład to, że przez kolejne lata kariery będą oddelegowani do najbardziej banalnych spraw. Rozmawiałam też wielokrotnie ze studentami prawa. Pytałam, czy na studiach uczy się ich, że jako przyszli sędziowie, adwokaci, prokuratorzy są jednym z najważniejszych filarów demokracji.

Myśleli, że zwariowałam.

– Irena Lasota (Kultura Liberalna, 20/12/2016)

 






Komentarze

xpil (2018-06-22 16:33:41)

Nie zapominajmy o Watykanie! http://siupy.com/vexit/