Podarunek
książki ::: 2018-01-07 ::: 870 słów ::: #639
Czytasz starą notkę zaimportowaną z WordPressa. Niektóre elementy układu stron – w szczególności rozmiary i zakotwiczanie ilustracji oraz światło – mogą pozostawiać sporo do życzenia. Gdzieniegdzie wyparowały też multimedia, w szczególności zagnieżdżone wideo z YT.
Miejmy to od razu za sobą.
Najgorszą przeczytaną przeze mnie książką w minionym roku i jedyną, której na Goodreads wystawiłem najniższą możliwą ocenę, była oczywiście antologia opowiadań fantastycznych. Piszę „oczywiście”, bo chociaż od kilku lat starannie dobieram lektury i obchodzę szerokim łukiem pozycje kiepskie - nawet jeśli same pchają mi się do łap - to jednak ciągle odczuwam słabość do fantastycznych antologii, szczególnie rodzimych.
Konkursowe opowiadania zebrane pod radykalnie krótkim tytułem X podarowała naiwnym nieszczęśnikom redakcja czasopisma Creatio Fantastica z okazji dziesięciolecia powstania magazynu. „Dzieło” można pobrać za darmo z ich strony. O „podarkach” tego typu pisał kiedyś Łysiak przytaczając anegdotkę o pewnym władcy (bodajże carze, nie pamiętam), który gościł u pewnego, dajmy na to, bojara. Bojar spodziewał się hojnego prezentu, lecz w trakcie pobytu możnego gościa nic nie otrzymał. Dopiero na odjezdnym monarcha rzucił niedbale z karety: „Zostawiłem panu coś w sypialni”. Przejęty wasal pobiegł w te pędy na górę i na dywanie odnalazł świeżą, parującą jeszcze kupę.
Mutato nomine de me fabula narratur! A przecież redakcja poniekąd ostrzega: „po dwóch latach wytężonej pracy autorów, redaktorów i korektorów, możemy wreszcie zaprezentować…”. Wszak nie tylko arcydzieła powstają w wyniku natężenia. Mogłem się domyślić.
Większość opowiadań jest do głębokiej bani. Rany Janusz, co za nędza stylistyczna, co za pustynia fabularna, co za dno koncepcyjne. Z dwudziestu opowiadań żadne nie zasługuje nawet na czwórkę, osiem zaś otrzymuje ode mnie ocenę dostateczną:
- Dlaczego spadamy Łukasza Skonecznego – bo pomysł fajny (w stylu Verticala Rafała Kosika), ale zakończenie fatalne.
- Blaszaków pamięci żałosny jazgot Radosława Dąbrowskiego – bo jest klimat, chociaż za bardzo nie wiadomo, o co chodzi.
- Dziesięć śmierci Gonzalesa Krzysztofa Rudomina – też z klimatem, choć tu szwankuje dla odmiany fabuła.
- Dekalog ’84 Pawła Naskręta – za frapującą przeróbkę orwellowskiego settingu, cała reszta niestety mierna.
- Ludzie strusie Agnieszki Żak – chwali się duch antropologiczny opowiadania, ale fabuła jest sztampowa aż do bólu.
- Bestia ponowoczesna Łukasza Stróżka – za styl zharmonizowany z cyberpunkową konwencją, choć sama historia okazuje się miałka.
- Gwiazda zaranna Anny Wołosiak-Tomaszewskiej – za lemowsko-wellsowski sztafaż, jednak znowu brak pomysłu na wyraźniejszą fabułę kłuje w oczy.
- Głos światów albo kołysanka satelitów Magdaleny Świerczek – za pomysł rodem z Dukaja… ale to nie Dukaj, oj nie.
O pozostałych składnikach X-a możemy dyplomatycznie powiedzieć, że nie zawierają błędów ortograficznych. Ciarki przechodzą mnie po grzbiecie, gdy wyobrażam sobie poziom dalszych trzydziestu tworów (liczba podana w posłowiu), które do antologii się nie zakwalifikowały. Wielką ironię losu stanowi tu fakt, że Creatio Fantastica pracuje na markę czasopisma znającego się na dobrej fantastyce; to wszak magazyn naukowo-literacki. Po takiej porażce redakcja winna się niezwłocznie rozwiązać, a Paweł Majka, Andrzej Pilipiuk i Krzysztof Piskorski, którzy zasiadali w jury, powinni otrzymać dożywotni zakaz dobierania opowiadań do jakichkolwiek antologii.
Z przeczytania „Iksa” vel „Dziesiątki” odniosłem jeden zaledwie pożytek. Otóż na jej tle antologia opowiadań nominowanych do zeszłorocznego Zajdla jawiła się atrakcyjniej niż zwykle.
Utworem najciekawszym koncepcyjnie okazał się tam Lo falesti per me? Juliusza Brauna o magicznym, opustoszałym mieście, każdego ranka zmieniającym swój kształt. Niestety, erudycji stylistycznej starczyło Braunowi li tylko na tytuł. Także i konstrukcja fabularna pozostawia sporo do życzenia. Za dużo tam łażenia po włoskiej scenografii, a za mało treści innego rodzaju.
Bunt maszyn Michała Cholewy to inteligentny drobiazg, krótka humoreska z lemowskim pierwiastkiem, o której błyskawicznie się zapomina. Paradoks bliźniąt Magdaleny Kucenty jest utworem analogicznym do Głosu światów albo kołysanki satelitów z X-a – również zasługuje na niechlubne miano „niedorozwiniętego dukaja”, choć wypada jeszcze mętniej niż opowiadanie Świerczek.
Do antologii zajdlowskiej trafiły też dwa opowiadania Anny Szumacher, oba komediowe. Na nocnej zmianie robi bardzo dobre pierwsze wrażenie:
Robert Żeromski, doktor fizyki kwantowej i chemii molekularnej, był przeszczęśliwy, kiedy zatrudnili go w Castoramie jako stróża nocnego. To był szczyt jego marzeń, a także prosta droga do sławy, chwały, bogactwa i tytułu profesora. Nie był co prawda pewien, czy oczekiwane granty i Nagroda Nobla zaspokoją go co do bogactwa, ale po co myśleć o kocie Schrödingera przed otwarciem pudełka.
…i do końca pozostaje zabawne, chociaż pomysł drzwi na wystawie w Castoramie prowadzących do innego świata nie został wykorzystany w pełni. To byliśmy my natomiast… Zacytuję Cichego Fraglesa: „Humorystyczna fantasy – ale niestety nie jest to humor z okolic Pratchetta, tylko bardziej kaczora Donalda. (…) Nominacja dla tego tekstu to jakiś żart – równie nieśmieszny jak te dwa powyższe.”
Nagrodę Zajdla za najlepsze polskie opowiadanie fantastyczne AD 2016 powinna otrzymać Agnieszka Hałas za Panicza z Ertel-Sega. Tytułowego panicza poszukuje w innym wymiarze nekromanta w ramach niebezpiecznego zlecenia. Owszem, jest to proza o mało oryginalnej fabule, lecz za to przemyślana w szczegółach i w pełni sprawna warsztatowo. Najważniejsze, że wciąga. Hm, wciągalność nie wydaje wam się szczególną zaletą, co najwyżej dolnym progiem dla przyzwoitej fantastyki? Wyobraźcie więc sobie, że Panicz z Ertel-Sega jest jedynym wciągającym opowiadaniem w obu antologiach…
Nagrodę Zajdla za najlepsze opowiadanie otrzymali Łukasz Orbitowski i Michał Boruta za przynudzający Wywiad z Borutą. Pomysł z diabłem sterującym polską historią dało się rozegrać ambitniej. Mam swoją drogę podejrzenie, że to co dobre w tym utworze pochodzi od Orbitowskiego, zaś to co kiepskie – od Cetnarowskiego. Wszak z oboma panami miałem wcześniej do czynienia tête-à-tête.
Po przeczytaniu „Iksa” oraz najnowszego „Zajdla” ciśnie się na usta gorzkie pytanie: Gdzie się podziali sapkowscy, dukaje, brzezińskie, szostaki i kresy następnego pokolenia?
Wszyscy w Anglii siedzą?
Komentarze
varbamse (2018-01-11 16:59:05)
Gdzie się podziali sapkowscy, dukaje, brzezińskie, szostaki i kresy następnego pokolenia?
Brakuje im miejsca, gdzie otrzymaliby odpowiednie wsparcie merytoryczne/redakcyjne. Obecnie chyba jedynym w pełni profesjonalnym miejscem na publikację opowiadania jest Nowa Fantastyka. Reszta to "od fanów dla fanów" albo "w ramach promocji".
Borys (2018-01-11 22:13:51)
Ciekawa hipoteza. Zakładając, że odsetek utalentowanych pisarsko ludzi w narodzie się nie zmienił, musimy więc przyjąć, że początkujący twórcy zabierają się obecnie raczej za „główny nurt”, reportaże i opowiadanie, nie za fantastykę.