Blogrys

Miłość w czasach empanady

Czytasz starą notkę zaimportowaną z WordPressa. Niektóre elementy układu stron – w szczególności rozmiary i zakotwiczanie ilustracji oraz światło – mogą pozostawiać sporo do życzenia. Gdzieniegdzie wyparowały też multimedia, w szczególności zagnieżdżone wideo z YT.

ekwador_jedzenie

Pora wrzucić coś na ząb.

Wspomniałem wcześniej, że Ekwador jest agronomicznym zagłębiem Ameryki Łacińskiej. Taka pozycja musi owocować bogactwem i różnorodnością ekwadorskiej kuchni, różnorodnością tym większą, że, jak już wiemy, kontynentalna część kraju składa się z trzech odmiennych krain geograficznych: Amazonki, And oraz wybrzeża Pacyfiku. Nurty gastronomiczne mieszają się bez przeszkód.

Jednak najważniejsze słowo-klucz, którym należałoby określić ekwadorskie potrawy, brzmi: odmienność. Wszyscy wiemy, jakie wrażenia smakowe wiążą się z żarciem indyjskim i włoskim. Wielu z nas ma też konkretne i zgodne z prawdą wyobrażenia dotyczące kuchni arabskiej, francuskiej, greckiej czy meksykańskiej. Ale przysmaki ekwadorskie? „Z czym to się je?”

Sprawa zasadnicza: Kuchnia ekwadorska posiada inną „bazę” niż rodzima. Za podkład smakowy zup oraz za ważny dodatek do mięs służy kilka odmian kukurydzy (łącznie z mąką kukurydzianą używaną zamiast pszennej) oraz zielone banany. Wespół przydają potrawom specyficznego, słodkawomącznego smaku. Dlatego właśnie rosół ekwadorski, choć jego zasadniczą część również stanowi najzwyczajniejsza w świecie kura, w ustach wybrzmiewa zupełnie inną nutę. Do owej inności trzeba się wpierw przyzwyczaić, ale po upływie tygodnia-dwóch zimne ognia naszego języka, jak śpiewał poeta, będą swobodnie ślizgać się po skórce pieczywa… to znaczy po miejscowych specjałach.

W czym się rozsmakowałem?

W ceviche [sewicze], które za sprawą orzeźwiającej kwaskowatości jest jedną z moich trzech ulubionych potraw w ogóle, ale które poznałem już jakiś czas temu i promowałem na blogu.

W dżemie imbirowym, który stanowi absolutnie kosmiczne połączenie ostrego ze słodkim.

W pieczywie z mąki kukurydzianej, zbliżonym co prawda w smaku do naszego jasnego, lecz co kukurydza, to kukurydza.

W choclo, czyli soczystych kolbach kukurydzianych do obgryzania, podawanych na gorąco. Pasowałyby wprost idealnie do przyrządzonej na modłę polską wołowiny w gęstym sosie.

choclo Źródło: Wikipedia (CC)

W chichy [cici], czyli napoju ze sfermentowanej kukurydzy z dodatkiem świeżego soku ananasowego. Wbrew pozorom – bezprocentowego. Mógłbym go pić litrami, co nie jest łatwe do przełknięcia dla żołądka. Jeżeli nie wiecie dlaczego, spróbujcie wypić za jednym zamachem dzbanek zakwasu na barszcz biały.

W fanesce, zawiesistej, wyładowanej po brzegi strączkowymi wkładkami, „postnej” zupie wielkanocnej składającej się z dziesięciu gatunków bobowatych (fasola, bób, soczewica itd.), dorsza oraz dyni.

fanesca.jpg Źródło: Wikipedia (CC)

W humitach [umitach], czyli porcjach masy kukurydzianej z dodatkiem jajek, sera i masła. Dawno nie widziałem jadłodajni tak obłożonej ludźmi jak dzielnicowa „humiciarnia”.

humita.jpg Źródło: Już ja. Ilustracja w nagłówku notki to też ja.

W empanadach, czyli ekwadorskim odpowiedniku pierogów, choć tutaj muszę zaznaczyć, że smakowały mi wyłącznie te „domowe”. Restauracyjne – nie za bardzo.

Ominęła mnie niestety konsumpcja cuyo, opieczonej na ruszcie świnki morskiej. Wymyśliłem za to czerstwy dowcip po hiszpańsku, nieprzetłumaczalny na język polski:

– Qué dice cuyo antes de ser cuyo asado?
– ¡Cuidado!

 

Na deser trzy ciekawostki kulinarne.

Do Ekwadoru nie dotarli na razie w dużych ilościach mieszkańcy Bliskiego Wschodu i Maghrebu. Kebsów jest tam jak na lekarstwo. Ich regionalny odpowiednik stanowią bary serwujące kurczaka z rusztu, które znajdują się na dosłownie każdym rogu. Fanów serialu Breaking Bad zainteresuje informacja, że jedna z kurczakowych sieciówek nosi nazwę „Gus”. I owszem, rzekomo była zamieszana w handel narkotykami.

Po drugie, kawa w Ekwadorze jest przepyszna. Tak jak tej serwowanej w Polsce i Norwegii nie znoszę, tak na równiku piłem czarny napój z lubością, tym bardziej, że bardzo trudno tam o porządną, mocną herbatę.

Po trzecie, proszone obiady składają się z dwóch dań i deseru, ale nie podaje się po nich ani kawy, ani nawet ziołowej herbaty, ponieważ są to w Ekwadorze napoje stricte śniadaniowe. Gdy za pierwszym razem siedziałem po sutym obiedzie o suchym pysku, przypomniały mi się dowcipy o chytrej cioci, ale potem zrozumiałem, że to element towarzyskiego kodu.

A teraz zdjęcia. W tym odcinku trafiamy nad Pacyfik, do popularnej miejscowości wypoczynkowej Tonsupa, którą półtora roku temu nawiedziło potężne trzęsienie ziemi, oraz do ośrodka wypoczynkowego w Mompiche.

tonsupa03 Tonsupa. Wyobraźcie sobie nadmorską miejscowość wypoczynkową o randze Sopotu. Plaża, turyści, hotele, imprezy, spieszeni sprzedawcy lodów dźwiganych w styropianowych pudłach.

tonsupa01 16 kwietnia 2016 r. rejon nawiedziło trzęsienie ziemi, najsilniejsze w kraju od prawie czterdziestu lat i najtragiczniejsze na kontynencie od lat piętnastu. (Nie, nie było aż tak silne, żeby zerwać cały asfalt z drogi. Powyższego zdjęcia użyłem z wyrachowania.)

tonsupa02 Zniszczenia nie były ogromne, lecz naruszyły poważnie okoliczną infrastrukturę. Poziom życia się gwałtownie obniżył. Większość turystów uciekła. Piętnaście miesięcy później wciąż nie wrócili.

tonsupa04 Spacerując po Tonsupie odnosimy niecodzienne wrażenie poruszania się po hybrydzie ghost town z miejscowością wypoczynkową czekającą w uśpieniu na początek sezonu. Tyle, że w Ekwadorze sezon trwa przecież przez cały rok.

tonsupa05 Widzimy wokół wielkie,  nowoczesne i opustoszałe hotele. W nocy komputer zmienia światła na piętrach. Przez chwilę dajemy się oszukać, wydaje nam się, że tam są ludzie... ale nagle uzmysławiamy sobie, że światła w pokojach włączają i wyłączają się zbyt często. Jednak recepcje rzeczywiście ciągle działają, na parterach kręcą się portierzy i strażnicy. Chcecie być jedynym gościem w hotelu na zdjęciu powyżej? Nie byłoby z tym lśnienia... znaczy, kłopotu.

tonsupa07 „Pojemność turystyczna” Tonsupy kilkakrotnie przewyższa faktyczną liczbę turystów.

tonsupa06 Po okolicy błąkają się bezpańskie psy.

tonsupa08 Zewsząd straszą zbrojeniowe pręty niedokończonych budynków. Inwestorzy i deweloperzy zmyli się razem z turystami.

tonsupa09 Na remont trzeba będzie zaczekać.

Teraz przeniesiemy się do Mompiche, które znajduje się o niecałą godzinę jazdy samochodem od Tonsupy, lecz zostało przez trzęsienie ziemi oszczędzone. Bogatym się upiekło. Jak zwykle.

mompiche03 Decameron to sieć ośrodków wypoczynkowych all-inclusive położonych w Kolumbii, Kostaryce, Ekwadorze, Salwadorze, Haiti, Jamajce, Meksyku, Panamie i Peru. Jest ich prawie czterdzieści, choć ponad połowa skupiła się w pierwszym z wymienionych państw.

mompiche13 W Ekwadorze znajdują się dwa Decamerony, jeden w Mompiche na północy kraju, drugi w Punta Centinela na południu. Jeżeli wierzyć zasłyszanym przeze mnie opiniom, ośrodek w Mompiche jest jednym z najlepszych, największych i najlepiej wyposażonych Decameronów w ogóle.

mompiche06 Do ośrodka należy na przykład szeroka plaża, ciągnąca się przez półtora kilometra. Na każdego gościa przypada więc średnio kilkaset metrów kwadratowych czystego, pacyficznego piasku. Janusze parawaningu nie mieliby za dużo do roboty... a może ich nie doceniam...

mompiche02 Każdego popołudnia plażę zalewa wysoki przypływ. Woda ustępuje nad ranem. Zaraz po śniadaniu „dekamerończycy”, przetransportowani łódką przez dwudziestometrową „cieśninę”, ruszają na podbój słońca i fal.

mompiche05 Na plaży znajduje się restauracja serwująca jadło i trunki (także alkoholowe) bez ograniczeń. W podobny sposób rozpieszczają gości wszystkie przybytki gastronomiczne na terenie ośrodka, a jest ich pół tuzina, w tym knajpa tajska i włoska.

mompiche01 All-inclusive trzeba rozumieć bardzo dosłownie.

mompiche12 W północnej części przybytku usytuowany jest malowniczy mostek prowadzący do gabinetów spa...

mompiche10 ...przy którym poćwiczymy tilt-shift.

mompiche11 Za wikt i opierunek zapłacimy około 100 dolarów za osobodobę.

mompiche09mompiche08mompiche07mompiche04mompiche14

Na zakończenie proponuję powrócić do kulinariów. Poświęćcie półtorej godziny Makłowiczowi. Otóż jakieś dziesięć lat temu w cyklu Makłowicz w podróży wyemitowano pięć odcinków poświęconych kuchni ekwadorskiej. Są wciąż dostępne na YouTubie (12345). Obejrzyjcie przynajmniej ten pierwszy, nagrany w Quito, w którym Robert przetarł szlak i pokazał Polakom faneskę.