Blogrys

Czas amoku

Czytasz starą notkę zaimportowaną z WordPressa. Niektóre elementy układu stron – w szczególności rozmiary i zakotwiczanie ilustracji oraz światło – mogą pozostawiać sporo do życzenia. Gdzieniegdzie wyparowały też multimedia, w szczególności zagnieżdżone wideo z YT.

mirror_mirror

Półtora roku temu wypowiedziałem się w ciepłych słowach o najwcześniejszym ze Star Treków, czyli o pierwszym sezonie pierwotnego serialu telewizyjnego z drugiej połowy lat sześćdziesiątych. W przeciągu kilku ostatnich miesięcy skończyłem oglądać drugą część. Wrażeniami dzieliłem się na gorąco ze Spock... to znaczy z Sejim. Impresje po skompilowaniu stały się silnie subiektywnym, zwięzłym przewodnikiem po odcinkach, który wrzucam teraz na blog w celach archiwalnych. Przypuszczam, że nie zainteresuje nikogo, kto sam tamtych epizodów nie oglądał – chociaż z drugiej strony może kogoś kiedyś moje spostrzeżenia skuszą do samodzielnego zapoznania się z tym klasycznym serialem SF. Bo chyba warto.

Tytuły odcinków, które podobały mi się najbardziej, zaznaczam na zielono.

2.1: Amok Time. Spock świruje z powodu libido. Kultura kulturą, ale obyczaje Wulkanów były dość prymitywne. Ślub poprzedzony MMA...?

2.2: Who Mourns for Adonais? Załoga „Enterprise” spotyka greckiego boga. Świetny pomysł, ale scenarzyści powinni pójść na całość i zastąpić Apollina Jezusem albo Mahometem.

2.3: The Changeling. Gdy ogłoszono, że nieznany obiekt ma 500 kg masy i niewiele ponad metr długości, pomyślałem, że do "Enterprise" strzela Fiat 126p. „You are biological unit, you are imperfect, sterilize!”

2.4: Mirror, Mirror. Bardzo dobry odcinek. Należało jednak zsyntetyzować scenariusze Mirror, Mirror oraz późniejszego Patterns of Force i uczynić z załogi alternatywnego „Enterprise” nazistów. Tak czy owak: Zauważmy, jak szybko „prawdziwi” bohaterowie rozprawili się ze „złym” Kirkiem. Wiadomo, liberałowie są wyczuleni na faszyzm i od razu zamykają delikwentów do psychuszki.

2.5: The Apple. Guilty trip kapitana Kirka. Najpierw giną mu podkomendni, a potem daje w pysk kosmicie, który się rozpłakał. „Dlaczego mnie bijesz?” Ten epizod to taki „krótki film o miłości” i „krótki film o zabijaniu” w jednym.

2.6: The Doomsday Machine. Zagrożenie spektakularne, ale przeszarżowane i dlatego niespecjalnie mnie ruszyło. Odcinek skojarzył mi się luźno z trylogią sf Siergieja Sniegowa.

2.7: Catspaw. Ogólnie fajne, jednak wykonanie słabuje. Ten gigantyczny kot, te umierające kukiełki w końcówce. I Spock broniący Kirka przed próbą uwiedzenia dwuznacznym tekstem: „Nie pozwól jej dotknąć różdżki, kapitanie!”.

2.8: I, Mudd. Koncepcja planety androidów ciekawa, choć odcinek jest oczywiście niesamowicie seksistowski. Za to Mudd to barwna, fajnie napisana i dobrze zagrana postać.

2.9: Metamorphosis. Świetne, chociaż sam nie wiem do końca, dlaczego mi się aż tak podobało. Wróć, wiem. Kilka tekstów raduje konserwatywne serce: „Kwestia genderowa mogłaby odmienić całą sytuację”. „Idea mężczyzny i kobiety stanowi uniwersalną stałą”. „Czy właśnie to czeka na nas w przyszłości? Mężczyźni bez poczucia przyzwoitości ani moralności?”.

2.10: Journey to Babel. Fajny odcinek! Równoległe wątki, intryga dyplomatyczna, barwni przedstawiciele różnych ras. Solidny scenariusz, choć bez fajerwerków.

2.11: Friday's Child. Załoga wśród dzikich plemion. Kolejny epizod „antropologiczny”, aczkolwiek niezły, bo na początku mamy zwrot akcji, który na resztę odcinka nadaje fabule energii.

2.12: The Deadly Years. Znakomite! Kirk jako dziad z demencją, McCoy jako zgrzybiały staruszek. I ten „proces o starość”, który zostaje wytoczony Kirkowi w połowie odcinka... Już wiem, czym zainspirowali się scenarzyści jednego z najlepszych odcinków Z Archiwum X.

2.13: Obsession. Dobra passa trwa. Złożony odcinek: Dostajemy i wątek przeszłości Kirka, i trochę startrekowej psychologii, i oczywiście groźnego kosmicznego amorficznego potwora.

2.14: Wolf in the Fold. Zrekapitulujmy. Scotty brutalnie morduje trzy kobiety. Za każdym razem łapią go na gorącym uczynku z nożem w ręku. Po ostatnim morderstwie jest nawet ubrudzony krwią ofiary. Kapitan Kirk, żeby ochronić swojego człowieka, wymyśla niestworzoną historię o duchu Kuby Rozpruwacza podróżującym przez kosmos. Oskarża nieoczekiwanie o popełnione zbrodnie dobrodusznego inspektora policji, zabija go gołymi rękami, ogłupia swoją załogę narkotykiem (żeby nie było wiarygodnych świadków), po czym wysyła ciało „mordercy” w próżnię celem usunięcia śladów.

2.15: The Trouble with Tribbles. Czytałem, że to jeden z najlepszych odcinków starego ST. Trochę się rozczarowałem. Doceniam eksperymenty ze scenariuszem. TTwT różni się stylem od typowych odcinków tego sezonu. Mamy tu kilka wątków, są wyważone elementy komediowe. Niestety, specjalnie mnie ta historia nie wciągnęła. Podoba mi się natomiast design tribble'ów. Są w połowie słodkie, a w połowie obrzydliwe. Kojarzą się trochę z gremlinami (pewnie gremliny były nimi inspirowane...), a trochę z pasożytami z Władców marionetek.

2.16: The Gamesters of Triskelion. Powrót do kampu. Fajny epizod. Interesujący zwrot akcji w końcówce, gdy Kirk poznaje prawdziwe oblicze „Żywicieli”. Swoją drogą, ciekawe, według jakiego klucza kapitan wybierał oficerów towarzyszących mu w ekspedycjach na planety...

2.17: A Piece of the Action. Kirk wśród gangsterów. Trzy odcinki temu pomagał Scotty'emu w mordowaniu kobiet, a teraz ściąga już haracz z całej planety. „It escalated quickly!” A tak na serio, to nader sympatyczny epizod z paroma pamiętnymi scenami: kapitan uczy gangsterów nowej gry w karty, potem sam uczy się jeździć starym samochodem ze sprzęgłem. No i pomysłowa gra słów na dokładkę: Federation – Feds.

2.18: The Immunity Syndrome. Bardzo dobry odcinek o walce z „kosmiczną amebą” (pamiętam, że stwór tego typu prześladował gracza w Master of Orion). Solidne dialogi między Spockiem i McCoyem. Świetny tekst pada też z ust kapitana Kirka: „Then kindly tell me what happened to the stars!”.

2.19: A Private Little War. Znakomity odcinek, jeden z najlepszych w tym sezonie. Co prawda znów mamy do czynienia ze schematem „Kirk wśród dzikich plemion”, lecz tym razem scenariusz obfituje w zwroty akcji. Zręcznie podane pokojowe przesłanie wzbogaca dodatkowo fabułę.

2.20: Return to Tomorrow. Spock się perfidnie uśmiecha! Nimoy pysznie zagrał knującą wersję swojej postaci. Poza tym szczypta zamaskowanej homoerotyki: „Your captain has an excellent body, Doctor McCoy.”.

2.21: Patterns of Force. „Enterprise” kontra naziści. Odcinek doskonały, choć oczywiście cholernie kampowy. Przebieranie się za żydowskich robotników nie jest najlepszym pomysłem, gdy teleportujemy się na hitlerowską planetę. Przynajmniej Kirk wyjaśnił potem logicznie Spockowi, dlaczego jego pierwszy oficer powinien przywdziać mundur SS. W odcinku kryje się zawoalowana sugestia, że Adolf Hitler w gruncie rzeczy był dobrodusznym wujaszkiem zmanipulowanym przez swoich zastępców.

2.22: By Any Other Name. Spock stoi wśród bujnej zieleni na obcej planecie i oznajmia, że „no life form readings, Captain”... Zaś rozwiązania późniejszego zagrożenia Wells by nie wymyślił: potężnych obcych da się pokonać seksem i gorzałką.

2.23: The Omega Glory. W poprzednim odcinku ludzie zamieniali się w kredę, teraz dla odmiany zamieniają się w cukier.

2.24: The Ultimate Computer. Z Kirka, Spocka i McCoya wyszedł beton. Bronili się rękoma i nogami przed zainstalowaniem superkomputera na pokładzie „Enterprise”, nie chcieli, żeby flota się unowocześniła, gdyż wiedzieli, że skoro może ich zastąpić maszyna, to trzeba będze pożegnać się z tłuściutkimi, oficerskimi gażami. I pod pierwszym pretekstem od razu pobili czarnoskórego informatyka.

2.25: Bread and Circuses. Ciekawa, ale chyba nie do końca wykorzystana koncepcja: dwudziestowieczne Cesarstwo Rzymskie, walki gladiatorów jako reality show. Zaskakujący chrześcijański twist na końcu wykorzystujący pewną zbieżność słów. Powodzenia, tłumaczu na polski.

2.26: Assignment: Earth. Na samym początku odcinku na pokład „Enterprise” teleportuje się Blofeld z kotem i już wiadomo, że będzie to godne zwieńczenie drugiego sezonu. Kociarzem okazał się też Mr. Spock.