Obejrzymy w 2017
film ::: 2017-01-08 ::: 1550 słów ::: #546
Czytasz starą notkę zaimportowaną z WordPressa. Niektóre elementy układu stron – w szczególności rozmiary i zakotwiczanie ilustracji oraz światło – mogą pozostawiać sporo do życzenia. Gdzieniegdzie wyparowały też multimedia, w szczególności zagnieżdżone wideo z YT.
Ależ dawno tego nie robiłem! A subiektywny przegląd premier kinowych nadchodzących w nowym roku należy wszak do żelaznego kanonu blogosfery.
Od razu zastrzegam, że poniższa lista jest wybiórcza i uprzedzona. Wybiórcza, bo przeważają na niej amerykańskie filmy rozrywkowe z dużym budżetem. Zapowiedzi obiecujących dramatów oraz produkcji "zagranicznych" wyłowić znacznie trudniej; ich twórcy nie ogłaszają się hałaśliwie na wiele miesięcy przed premierą. Uprzedzona, ponieważ bezwzględnie wykluczyłem z niej powstające na pęczki filmy superbohaterskie (infantylna sztampa), piksarowe filmy animowane (w gruncie rzeczy są dla dzieci) oraz filmy, w które osobiście nie wierzę, m.in. nowego Blade Runnera (kolejny niepotrzebny remake, na dodatek kręcony przez reżysera-oszusta), nowego Konga (jestem za stary na tyle CGI), The Beguiled (bo skoro nie podobało mi się nawet oklaskiwane Między słowami tej samej reżyserki...), The Dark Tower według Stephena Kinga (lepiej, żeby nakręcili wreszcie porządną wersję Bastionu), It, też według Kinga (bo nie pozwolono zrobić tego filmu braciom Duffer, którzy poradziliby sobie fenomenalnie, co udowodnili serialem Stranger Things) oraz Ghost in the Shell (ekranizacja anime ze Scarlett Johansson, czyli już na starcie trzy duże minusy).
Podaję w nawiasach daty premier amerykańskich. Niektóre na bank się pozmieniają. Przy większości tytułów z rozmysłem nie linkuję zwiastunów. Sam ich od lat unikam, gdyż zdradzają zazwyczaj kluczowe sceny.
Split (20 stycznia): M. Night Shyamalan nie jest bynajmniej kiepskim reżyserem, którego dawno temu spotkało szczęście debiutanta. Na początku swojej kariery nakręcił przecież aż trzy świetne filmy pod rząd: Szósty zmysł, mniej znanego Niezniszczalnego oraz niedocenione Znaki. Przeraźliwa obniżka formy czekała go dopiero w latach 2004-2014. Ale The Visit z ubiegłego roku był już niezłym, choć nieskomplikowanym horrorem. Natomiast w najnowszym dziele Shyamalana obejrzymy Jamesa McAvoya (Ostatni król Szkocji) w roli oprawcy więżącego w piwnicy trzy nastolatki. Myk polega na tym, że antagonista cierpi na rozszczepienie jaźni: w jego głowie, poza porywaczem-sadystą, siedzi jeszcze dwadzieścia kilka innych osób. Cóż za punkt wyjścia!
John Wick: Chapter Two (10 lutego): Poprzedni John Wick (2014) — opowieść o byłym mafijnym cynglu zmuszonym wrócić do gry — przemknął jakoś pod radarami publiczności, choć był fajnym łubudu z nieśmiertelnym Keanu Reevesem w roli głównej. Reeves, jak wiadomo, jest aktorem nierównym, ale miejmy nadzieję, że skoro raz wyczuł postać, to z sukcesem wcieli się w nią po raz wtóry. Filmów o charyzmatycznych samotnych wilkach nigdy dość.
The Great Wall (17 lutego): Chińczycy nakręcili najdroższy film w dziejach rodzimej kinematografii! Ich historyczne fantasy nie szczędzi na efektach, kostiumach ani na scenografii. Skośnoocy wojownicy łączą siły z łucznikiem Mattem Damonem i stają w obronie tytułowego Wielkiego Muru przed najazdem potworów. Na stołku reżyserskim siedział Zhang Yimou (Hero, Dom latających sztyletów). Czy Chińczycy tchną choć trochę oryginalności w wysokobudżetowe widowiska? Oby — przecież chińska kultura pragnie rzucić wyzwanie Amerykanom.
Get Out (24 lutego): Czarnoskóry facet jedzie poznać rodzinę swojej białej dziewczyny. Na miejscu orientuje się, że coś jest nie w porządku, a przypadkowo napotkany Afroamerykanin każe mu uciekać stamtąd w trymiga... Reżyser porównał film do Żon ze Stepford, więc nietrudno domyślić się, na czym mniej więcej polega intryga. Ale reżyserem i scenarzystą w jednej osobie jest Jordan Peele współtworzący inteligentny duet komediowy Kay & Peele. Rasowego horroru chyba nie dostaniemy, prędzej satyryczn – albo czarną komedią.
Alien: Covenant (19 maja): Po Prometeuszu-padace jakoś nie wierzę, że Ridley Scott poradzi sobie z kolejną kontynuacją sagi o Ksenomorfach. Nieśmiałą nadzieję budzi tylko obietnica reżysera, że najnowszy Alien ma nawiązywać stylistyką bezpośrednio do pierwszego filmu z cyklu (no ale po co kręcić dwa razy to samo?). Z drugiej strony niedawno obejrzany Marsjanin przekonał mnie, że także i na stare lata Scott potrafi raz na ruski rok wypuścić coś dobrego. Sam nie wiem. Pożyjemy, zobaczymy. Przynajmniej Michael Fassbender gwarantuje przyzwoite aktorstwo.
Dunkirk (21 lipca): Niewesoła prawda jest taka, że dwa ostatnie filmy Christophera Nolana (Mroczny Rycerz powstaje i Interstellar) nie zachwycały. Obawiam się, że zapowiedziana na tegoroczne lato Dunkierka prędzej okaże się domknięciem "słabującej trylogii" niż przerwaniem złej passy. Jasne, ambitne kino wojenne zawsze w cenie, ale tutaj wątpliwościami napawają mnie okoliczności historyczne. Odwrót z Dunkierki przebiegł wszak stosunkowo (w porównaniu z resztą wydarzeń z Drugiej Wojny Światowej) spokojnie: Przeszło trzysta tysięcy żołnierzy alianckich ewakuowały się na przełomie maja i czerwca 1940 r. przez Kanał La Manche do Wielkiej Brytanii, podczas gdy pancerne dywizje niemieckie, wstrzymane rozkazem Hitlera, "przyglądały" się bezczynnie odwrotowi z odległości 50 kilometrów. Wojska alianckie były "zaledwie" nękane nalotami bombowymi. Preferowałbym film o ofensywie w Ardenach.
Baby Driver (11 sierpnia): Edgar Wright, reżyser i scenarzysta Wysypu żywych trupów oraz Scott Pilgrim kontra świat, po wykonaniu hucznego zlecenia dla Marvela (Ant-Man) znowu kręci coś własnego. Tytułowym Baby Driverem jest kierowca sprzedający swoje usługi bankowym rabusiom. Wśród aktorów ujrzymy Jamiego Foxxa oraz Kevina Spacey'a. Będzie jazda.
American Made (29 września): Barry Seal był pilotem, przemytnikiem narkotyków i broni, współpracownikiem medellińskiego kartelu (czyli człowiekiem Pablo Escobara), potem wtyczką amerykańskiej agencji do zwalczania narkotyków, a na koniec zamieszał się w aferę Iran-Contras. Ta nieciekawa moralnie, lecz filmowo barwna postać przewinęła się przez pierwszy sezon Narcos. Natomiast w nowym filmie Douga Limana (Tożsamość Bourne'a, Na skraju jutra) dostanie więcej niż pięć minut. Seala zagra Tom Cruise, który trzyma się dobrze jak na swoje 55 (sic!) lat i który na pewno znowu będzie biegał.
Logan Lucky (13 października): Wybitny reżyser Steven Soderbergh (Traffic, Ocean's Eleven) przerywa po czterech latach przedwczesną emeryturę, rekrutuje Channinga Tatuma, Adama Drivera, Daniela Craiga, Hilary Swank, Katherine Heigl oraz Katie Holmes, i robi film o skoku na kasę podczas wyścigów NASCAR. Tutaj też będzie jazda, pewnie nawet jeszcze szybsza.
The Snowman (13 października): Ze wstydem przyznaję, że choć mieszkam w Norwegii już szmat czasu, nie przeczytałem żadnej książki Jo Nesbø, jednego z najsłynniejszych skandynawskich twórców kryminałów. Początkowo do ekranizacji Pierwszego śniegu przymierzał się Martin Scorsese, lecz zastąpił go koniec końców Thomas Alfredson, specjalista od gęstych atmosfer (Pozwól mi wejść, Szpieg). W roli prowadzącego śledztwo dwumetrowego Harry'ego Hole zobaczymy Michaela Fassbendera.
Morderstwo w Orient Expressie (22 listopada): Wbrew pozorom, filmowych ekranizacji klasycznej powieści Agathy Christie nie było aż tak dużo: tegoroczna będzie piątą w ogóle i dopiero drugą kinową. Lecz Kenneth Brannagh ma do przeskoczenia wysoko zawieszoną poprzeczkę – w 1972 r. Morderstwo... nakręcił bowiem Sidney Lumet. A kto wsiądzie do słynnego pociągu w 2017 r.? Same gwiazdy: Penélope Cruz, Judi Dench, Willem Dafoe, Johnny Depp, Derek Jacobi, Michelle Pfeiffer oraz Daisy Ridley. W rozwiązującego zagadkę Herkulesa Poirot wcieli się oczywiście sam reżyser, który uwielbia kręcić sam siebie.
Darkest Hour (24 listopada): Historyczny dramat o Churchillu podejmującym w imieniu Wielkiej Brytanii brzemienne w skutki decyzje na początku Drugiej Wojny Światowej. Gary Oldman w roli premiera (patrzcie tylko, co zrobili biedakowi ze szczęką), John Hurt w roli poprzednika Neville'a Chamberlaina. Dla tego duetu obejrzałbym nawet wielkanocny romkom. Zauważmy, że Darkest Hour w wewnętrznym sensie chronologicznym będzie bezpośrednim sequelem Dunkierki. Ciekawe, czy za kilka lat ktoś wyda oba filmy na BluRayu w dwupaku?
Star Wars: Episode VIII (15 grudnia): Epizod VII mi się nie podobał, czemu dam lada chwila krótki wyraz w podsumowaniu filmowym minionego roku. Ba, zniesmaczenie było tak duże, że na Rogue One nie poszedłem do kina w ogóle. Jednak w ósmą część gwiezdnej sagi wierzę z trzech powodów. Po pierwsze, niektórzy widzowie donoszą, że Rogue One odznaczało się — jak na GW — niezłym scenariuszem. Mam zatem nową nadzieję na utrzymanie się fabularnej tendencji wzrostowej. Po drugie, tę część kręci Rian Johnson, którego po Bricku i Looperze darzę ogromnym zaufaniem. Jeśli tylko producenci nie wymuszą na nim jakiejś swojej upośledzonej wizji, EVIII powinien okazać się przynajmniej równie dobre co Imperium kontratakuje innego "outsidera", Irvina Kershnera. Po trzecie, fotosy z brodatym Lukiem zapowiadają powrót Jedi. Moc z nami.
Valerian and the City of a Thousands Planets (21 lipca): Nowe rozbuchane wizualnie SF w stylu Piątego elementu od Luca Bessona. Szczerze powiedziawszy, akurat tamten film niezbyt mi się podobał, a na domiar złego V&TCoaTP jest na kanwie (słynnego) komiksu. Obawiam się silnego przerostu formy nad treścią, lecz kciuki trzymam i tak, bo w dobie superodtwórczych filmów SF każdą próbę opowiedzenia czegoś świeżego należy bezwzględnie pochwalić.
Annihilation (?): Zapamiętajcie moje słowa: to będzie najlepszy film science-fiction w 2017 r. (jeśli w ogóle zdąży się w tymże roku ukazać, bowiem nie ogłoszono jeszcze konkretnej daty premiery). Za ekranizację wymagającej powieści Jeffa VanderMeera odpowiada Alex Garland, doświadczony scenarzysta, a od niedawna także uznany reżyser (Ex Machina). W Anihilacji Natalie Portman wcieli się w rolę biolożki poszukującej zaginionego męża w rejonie zagadkowej katastrofy ekologicznej.
Nowy film Paula Thomasa Andersona (?) na razie bez tytułu, ale wiadomo, że reżyser Aż poleje się krew za swój nowy temat obrał londyński przemysł modowy z lat pięćdziesiętych. Wiemy też, że właśnie tędy na wielki ekran powróci zawsze fashionable Daniel Day-Lewis, którego ostatni raz oglądaliśmy w Lincolnie pięć lat temu.
Ja teraz kłamię (?): Jedynym polskim filmem w powyższym zestawieniu jest "metafizyczny thriller, którego akcja rozgrywa się w retro-futurystycznym świecie". Za scenariusz i reżyserię odpowiada Paweł Borowski (Zero), na ekranie zobaczymy m.in. Agatę Buzek, Roberta Więckiewicza, Mariana Dziędziela i Jacka Poniedziałka. Czy czeka nas artystyczna porażka? Możliwe. Albo fajne, oryginalne kino. Na dwoje babka wróżyła.
Na końcowym marginesie wspomnę o Baywatch (26 maja). Nie, akurat na remake Słonecznego patrolu nikogo, z sobą włącznie, namawiać nie będę. Chciałem jedynie zwrócić uwagę wszystkim chłopom, jak przez dwadzieścia lat zmieniły się hollywoodzkie normy kobiecego seksapilu. Wystarczy porównać wdzięki bohaterek czołówki starego serialu z wyglądem dziewczyn w zwiastunie. Różnice niby niewielkie, ale znaczące.
____________________
Przygotowując zestawienie korzystałem m.in. z artykułu z The Atlantic.
Komentarze
Arek (2017-01-11 19:29:40)
Przecież "Interstellar" był spoko.
Borys (2017-01-11 19:34:52)
Jak mówili o miłości w kosmosie? Czy jak ten stareńki Murzyn powitał ich na statku po pięćdziesięciu latach?
Deckard (2017-01-26 21:15:52)
Dunkirk obraca temat uchodźców w świecie białych ludzi. Duży minus.
BR 2049, kadr z teasera z jego końca pokazuje, że Villeneuve nie pilnuje detali bądź nie rozumie ich zastosowania w oryginale (parasolki!).
Annihilation jako cykl to tytuł na alimenty, najsłabsza rzecz V. którą czytałem, tomy 2 i 3 dopisane na siłę aż zęby bolą. Filmowo nic ciekawego nie będzie.
Obadaj Life i Planetarium.
Mój faworyt zamiast hollywood: Headshot.
W 2018 będzie ciekawie: Isle of Dogs Andersona (tego od GBH), Mute, Raid 3, potencjalnie The Modern Ocean Carrutha (Primer!).
Deckard (2017-01-26 21:29:42)
I jeszcze Mortal Engines Jacksona.
Borys (2017-01-27 11:01:12)
Ad parasolki: Wyjaśnij, proszę, o co chodzi. I nie mów Sejiemu, że nie zrozumiałem, bo mną wzgardzi.
Ad "Annihilation": Kręci Garland. Jeżeli tylko w pierwowzorze były jakieś ciekawe pomysły, on już je przekuje na świetny film.
Ad "Life": Myślisz, że "The Martian" przełamał skutecznie marsjańską klątwę? Wszak "Red Planet" i "Mission to Mars" pogrzebały w 2000 r. ten setting na wiele lat.
Ad "The Modern Ocean": A widziałeś w końcu "Upstream Color" Carrutha? Równie dobre co "Primer"?
Ad "Isle of Dogs": A idź mi pan stąd z tym reżyserem!
Arek (2017-01-27 22:25:13)
Nie zwróciłem na to specjalnej uwagi. Po prostu zaufałem Nolanowi i dobrze się bawiłem :) Natomiast - czy na Twoją percepcję "Interstellar" rzutuje wiedza fizyczna?
Borys (2017-01-28 07:28:55)
Rzutuje dobry gust.
Arek (2017-01-28 09:24:30)
W sumie do "Innych Pieśni" też musiałeś dojrzeć :P
A poważniej - uważam, że "Interstellar" jest najlepszym z filmów Nolana, które widziałem. Lepszym niż "Incepcja" i wszystkie jego Batmany. Rozumiem, że u Ciebie hierarchia wygląda zupełnie inaczej, hm?
Deckard (2017-01-28 12:35:32)
Parasolki: bardzo ładnie wyjaśniają w dokumentach, które nakręcono przy okazji powstawania BR jak kiedyś podchodzono do budowania atmosfery i oprawy wizualnej od strony koncepcyjnej. Od zaprojektowania Animoid Row (targ) po rzeczy czysto użytkowe dla mieszkańca takiego miejsca - np. parasolek z latarkami.
Patrzę na fragment zwiastunu BR 2049 - dali statystom foliowe peleryny i parasolki z marketu i wpuścili w to aktora. Równie dobrze mogli dać CGI.
Annihilation jako cykl to oszustwo, jest dosłownie parę ciekawych zahaczek, które zostają w zasadzie olane, jest jeden wielki macguffin, jest to okropnie rozciągnięte. W zasadzie Lost jest ciekawsze, łącznie z finałem (lol).
Mi "Red Planet" akurat bardzo się podobał, 15 lat za wcześnie nakręcony film o próbie przeżycia człowieka w starciu z dronem, czyli s-f jak należy w starym dobrym stylu, z wyprzedzeniem na ważny temat i bez przesłanek politycznych ani genderowych. Zauważ, że od tamtego czasu powstał w zasadzie tylko jeden dobry film w tym temacie chociaż zupełnie nie o tym - Chappie, i naście tytułów o których nie chce się pamiętać - np. remake Robocopa. Na "Misji" byłem w kinie, byłaby dobra, gdyby nakręcił ją Cuaron albo goście od Europa Report ;)
Upstream Color widziałem wkrótce po premierze w 2013, jest mocne ale ma zupełnie inną dynamikę, to nie jest Primer. Warto.
Wbiję Wam się jeszcze w dyskusję o Nolanie.
Mamy braki kulturowe jako Polacy z racji nie bycia Amerykanami, a zwłaszcza Nowojorczykami.
Dlaczego Nolan wykorzystał Nowy Jork w Batmanach i robi mnóstwo nawiązań od całych kadrów po drobne detale (radiowozy)? Jest bliżej oryginału, niż ktokolwiek poza twórcami pierwszego komiksu:
https://www.nypl.org/blog/2011/01/25/so-why-do-we-call-it-gotham-anyway
Interstellar > Incepcji, ciekawe... rozwiniesz?