Zagniewani młodociani
gry ::: 2015-05-21 ::: 790 słów ::: #481
Czytasz starą notkę zaimportowaną z WordPressa. Niektóre elementy układu stron – w szczególności rozmiary i zakotwiczanie ilustracji oraz światło – mogą pozostawiać sporo do życzenia. Gdzieniegdzie wyparowały też multimedia, w szczególności zagnieżdżone wideo z YT.
Gdy byłem mały, moją przedsiębiorczą wyobraźnią niepodzielnie rządziły CMS-y popularnie zwane simami. Z dziecięcym zachwytem budowałem lunaparki w Theme Park, uczyłem się wyrozumiałości dla polskiego systemu opieki zdrowotnej w Theme Hospital i eksperymentowałem z geometrią pepperoni w Pizza Tycoon. Transport Tycoon jakimś cudem mnie ominął, ale ciuchciami bawiłem się za to we wcześniejszym Railroad Tycoon. (zieleń na ekranie komputera nigdy później nie była piękniejsza). Nieźle wspominam pierwsze SimCity, fascynował mnie też przez krótką chwilę SimFarm. Pamiętam, że z wypiekami na twarzy czytałem recenzję SimTower w Secret Service, ale zagrać weń nigdy nie było mi dane.
Od tamtego czasu powstało wiele innych analogicznych symulatorów: linii lotniczych, korporacji, gamedevu, pоrnobiznesu, więzienia, krasnoludzkiej fortecy, komunistycznego raju. Jednak wierzcie lub nie – nikt nigdy nie wydał poważnego symulatora szkoły. A byłby to wszak murowany hit. Szkoła nie jest wydumanym temat. Wprost przeciwnie.
Twórcy hipotetycznego SimSchool musieliby wpierw wybrać format rozgrywki. Do dyspozycji mieliby podejście humorystyczne w stylu Theme Hospital z kreskówkowymi postaciami i parodystycznymi elementami; zarządzanie szkolnym ludem a'la The Sims; superszczegółowy i hardkorowy symulator wzorowany na Dwarf Fortress, w którym komputerowa szkoła wyłaniałaby się z realistycznych interakcji kilkuset (kilku tysięcy) wirtualnych uczniów i nauczycieli; oraz wariant standardowy, czyli symulator pedagogiczno-ekonomiczny równoważący złożoność i wciągalność. Ambicje komercyjne wykluczają oczywiście przedostatnią opcję, ale nie mam wątpliwości, że wszystkie pozostałe rozwiązania przypadłyby do gustu szerokiemu gronu odbiorców.
Nieokreślony, ni to publiczny, ni prywatny status szkoły w SimSchool zapewniłby rozgrywce elastyczność, natomiast by obniżyć próg wejścia w zasady gry, nasza placówka składałaby się początkowo tylko z pierwszej klasy. Z biegiem lat dzieciaki dorastają. Pojawiają się nowe klasy i nowi pracownicy, gmach szkoły trzeba rozbudowywać, a przestarzały sprzęt wymieniać. Spiętrzają się problemy wychowawcze, pojawiają coraz to nowe wyzwania dydaktyczne. Zaczynamy być regularnie rozliczani z wyników egzaminów, a nieprzewidziane wypadki losowe zaburzają pozory monotonii. Ministerstwo zmienia plan nauczania – czy nasi pedagodzy posiadają odpowiednio wysokie kompetencje, by móc szybko dostosować się do nowych ram? Wybucha pożar – czy poświęciliśmy uprzednio dość uwagi procedurom i ćwiczeniom ewakuacyjnym? Na miesiąc przed maturą niespodziewanie umiera ukochany wychowawca – jak powstrzymamy gwałtowną obniżkę uczniowskiego morale?
Cztery lata pracy w branży uświadomiły mi, że nie brak realistycznych parametrów, które zapewniłyby miodność micromanagementu w Sim School. Musielibyśmy na przykład dbać o platformę pedagogiczną, definiować reguły i rutyny wpływające pośrednio na poziom surowości nauczycieli, decydować o kształcie planów lekcji. Gra bez przerwy wymagałaby od nas dokonywania trudnych wyborów. Zatrudniając nowych belfrów należałoby bilansować ich umiejętności wychowawcze, dydaktyczne i koordynacyjne. Potrzeby uczniów i wymagania rodziców brutalnie ograniczałby budżet. Lekcje zorientowane na nadchodzące egzaminy nie sprzyjałyby wcale kształceniu kulturowemu i obywatelskiemu. A zadowolenie kuratorium nigdy nie szłoby w parze z zadowoleniem personelu.
Niezbędne byłoby planowanie do przodu. Zarządzanie placówką oświatową to z jednej strony nieustanna bieżączka, ale z drugiej strony wymaga również podejmowania kluczowych decyzji, których konsekwencje zostaną z nami przez wiele lat (czasu gry). Szkoła jest bowiem tworem odznaczającym się wysokim poziomem organizacyjnej inercji. Jeżeli na siłę będziemy forsować częste zmiany, gwałtownie wzrośnie niezadowolenie grona pedagogicznego. A jeśli w odwecie spróbujemy wymienić zwapniałą część pracowników na świeżo upieczonych, energicznych magistrów pedagogiki, ściągniemy na siebie rychło gniew związków zawodowych.
Myślę, że ogromny sukces Sim School wziąłby się z dwóch rzeczy. Po pierwszy, każdy chodził do szkoły i każdy wie najlepiej, jak szkoła powinna wyglądać – więc każdy chciałby przetestować swoje pomysły w praktyce. Po drugie, osadziwszy symulator w kontekście historycznym napędziliśmy dodatkowo jego popularność pokaźnym ładunkiem nostalgii. Wyobraźmy sobie, że "kampania" rozpoczynałaby się tuż po wojnie i dawała nam 100 lat na stworzenie doskonałej placówki oświatowej. Dekady mijają, świat idzie do przodu, a szkoła musi za nim nadążać. Zmieniają się mody wśród uczniów i ich postawy, zmienia się program nauczania, zmienia się wystrój klas. Szereg smaczków i drobiazgów budziłby sentyment u różnych pokoleń graczy. Pod koniec lat 50. w szkole pałętają się bikiniarze, w latach 70. do pracowni przyrodniczej trafia Rubin, a w latach 90. uczniowie jak szaleni wymieniają się karteczkami. Kontekst historyczny miałby zresztą realny wpływ na rozgrywkę, bo cóż to za symulator bez drzewka technologicznego? Z biegiem lat pojawiałaby się nowe modele dydaktyczne i pomoce naukowe, do szkoły zawitałyby komputery oraz internet, aż w końcu edukacja stanęłaby jedną nogą w chmurze.
W ostatnich latach polskie gry komputerowe robią furorę na Zachodzie, i nie mówimy tu bynajmniej o produkcjach indie. Nasi rodacy grzebali z powodzeniem przy turówkach, stworzyli kilka innowacyjnych FPS-ów, zaprzęgli do roboty zombie survival, spłodzili najpiękniejszą pierwszoosobową przygodówkę wszech czasów, wywrócili do góry nogami podejście do gier wojennych, a przedwczoraj zatrzęśli światem trzecim Wiedźminem. Najwyższy czas odświeżyć oblicze starych, poczciwych simów. "Gdy byłam mała, bawiłam się z siostrą w szkołę i to zawsze ja byłam nauczycielką", powiedziała kiedyś jedna pani do drugiej pani w naszym pokoju nauczycielskim. "A siostra była uczennicą?". "Nie, nie! Dyrektorką".
SimSchool sprzedawałby się jak ciepłe bułeczki.
____________________ Autorem zdjęcia nagłówkowego jest Omar A..