Dziwne śruby, cz. 4
norwegia ::: 2015-04-20 ::: 1090 słów ::: #477
Czytasz starą notkę zaimportowaną z WordPressa. Niektóre elementy układu stron – w szczególności rozmiary i zakotwiczanie ilustracji oraz światło – mogą pozostawiać sporo do życzenia. Gdzieniegdzie wyparowały też multimedia, w szczególności zagnieżdżone wideo z YT.
Liang Qichao, wielki chiński reformator z początku XX wieku, głosił pogląd, że zachodnia cywilizacja zawdzięcza swój wigor wielkiej literaturze. Chiny, aby odbudować dawną potęgę, także potrzebować będą Powieści. Następcy Lianga ułożyli więc kanon wielkich dzieł krajowej literatury. W jego skład weszły Opowieści znad brzegów rzeki (XIV w.), Opowieści o Trzech Królestwach (XIV w.), Wędrówka na Zachód (XVI w.), Kwiaty śliwy w złotym wazonie (XVI w.) oraz Sen czerwonego pawilonu (XVIII w.).
Niedawno ukazał się ostatni tom nowego, anglojęzycznego przekładu liczących 3500 stron Kwiatów śliwy.... Tłumacz, David Tod Roy, poświęcił projektowi ćwierć wieku. W The New York Review of Books przeczytałem bardzo ciekawy esej poświęcony tej gigantycznej powieści i licznym kontrowersjom, jakie wzbudzała. Autor zaczyna jednak od ogólnej uwagi dotyczącej natury przekładu:
Prawdopodobnie najbardziej męczące pytanie, jakie zadają mi amerykańscy studenci w trakcie mojego kursu języka chińskiego – a prowadziłem go już jakieś 30 razy – brzmi: "Profesorze Link, jak po chińsku mówi się _____?". Zawsze mam ochotę odrzec, że to pytanie nie ma najmniejszego sensu. Każdy, kto zna umiarkowanie dobrze dwa różne języki, wie, że pochodzące z nich słowa rzadko zgadzają się ze sobą w sposób idealny, a w językach tak odmiennych jak chiński i angielski, gdzie nawet gramatyczne kategorie pojmuje się inaczej, ścisła równoważność jest niemożliwa. "Książka" to nie "shu", bo "shu", jak wszystkie chińskie rzeczowniki postrzega się abstrakcyjnie, tak jak "książkowość". Aby powiedzieć "książka" należałoby powiedzieć "jeden tom książkowości". Poza tym "shu" w przeciwieństwie do "książki" znaczy także "pisanie", "litera" albo "kaligrafia". Z drugiej strony po angielsku możemy ">>zaksiążkować<< pokój" w znaczeniu dokonania jego rezerwacji (book a room); pokoju nie da się jednak zashuować po chińsku.
Chińskim niestety nie władam (choć w czytaniu to podobno język prostszy niż mogłoby się wydawać). Wiem jednak doskonale, że w obcych językach występuje mnóstwo słów, które opisują pewne wycinki rzeczywistości znane i w Polsce, ale które mimo to nie posiadają swoich rodzimych odpowiedników. Niemieckie Schadenfreude funkcjonuje u nas co prawda jako rozpoznawalny obcy wyraz, lecz tego samego nie da się już powiedzieć ani o włoskim "culaccino" (czyli okrągłej plamie pozostawionej przez filiżankę), ani o rosyjskiej "poczemuszce" (czyli o osobie, która ciągle pyta "dlaczego?"), ani o hiszpańskiej "sobremesa" (czyli o poobiedniej pogawędce z ludźmi, z którymi dzieliliśmy posiłek), ani o angielskim "creepy" (dzięki, Arku, za przypomnienie). Sporo inwencji wykazują też Japończycy. "Tsundoku" to znane mi doskonale z pierwszej ręki zjawisko gromadzenia w domu nieprzeczytanych książek. "Komorebi" to gra słonecznego światła na leśnym poszyciu. A seksistowskie "bakku-shan" odpowiada naszemu powiedzonku "z tyłu liceum, z przodu muzeum".
Oczywiście, powyższe zdanie o japońskiej inwencji jest zakłamane, bo przecież w języku polskim również istnieją słowa, których zagranica mogłaby nam pozazdrościć – na przykład "załatwić", "kombinować" i "pieniactwo". Słowa nieprzetłumaczalne występują również w języku norweskim i to właśnie im, nie idiomom, poświęcę dzisiejszy odcinek Dziwnych Śrub.
Snillisme [snilizme] – jak już uzgodniliśmy, polską bolączką jest pieniactwo, natomiast w Norwegii występuje zjawisko odwrotne. "Snillisme", rzeczownik utworzony od przymiotnika "snill" ("miły"), opisuje sytuację, w której boimy się kogoś skrytykować, także konstruktywnie, by nie urazić jego lub jej uczuć. W Norwegii "snillisme" przejawia się między innymi wysoką tolerancją nauczycieli na rażące braki wiedzy u uczniów.
Dugnad [dugnad] – coś jak "czyn społeczny", ale norweskiego "dugnadu" nie obciąża peerelowski rodowód. Słowo wywodzi się ze staronorweskiego "dugnaðr" ("pomoc") i oznacza społeczny wysiłek podjęty przez ludzi połączonych wspólnym interesem. "Dugnad" jest więc wtedy, gdy mieszkańcy blokowiska na wiosnę łapią za miotły i biorą się za generalne porządki, albo wtedy, gdy ojcowie przedszkolaków malują w weekend budynek, do którego codziennie uczęszczają ich pociechy. Polak będzie podejrzewał tego typu przedsięwzięcia o wyzysk i strukturalną przemoc, ale w bardziej obywatelskiej Norwegii "dugnady" to nic niezwykłego.
Pålegg [polegg] – czyli "nakładka". Zbiorcze określenie wszystkich produktów spożywczych, które można umieścić na kromce chleba celem przyrządzenia kanapki. "Påleggiem" jest więc ser, szynka, dżem, masło i tak dalej.
Marka [marka] – na Mazowszu dzieci wychodzą "na dwór", a na Śląsku – "na pole". W Norwegii natomiast... nigdzie nie wychodzą, bo najpierw wozi się je do żłobka, potem do przedszkola, a potem czas organizują im całkowicie szkoła oraz kluby sportowe. Półtora roku temu Peter Gray napisał dla Aeonu absolutnie fascynujący esej poświęcony szybkiemu zanikaniu swobodnych dziecięcych zabaw w państwach zachodnich. Norweskie miejskie rodziny wyruszają przynajmniej w weekend do "marki" w celach rekreacyjnych: spacerowo-grillowych latem i narciarskich zimą. "Marka" określa bowiem wielkie niezagospodarowane zielone tereny (zazwyczaj górzyste lasy) przylegające do miast. Dlaczego nie dorobiliśmy się własnego odpowiednika tego słowa? Pewnie dlatego, że gęstość zaludnienia Norwegii to 16 osób na kilometr kwadratowy, a w Polsce wynosi ona aż 124.
Utepils [utepils] – "ute" to "na zewnątrz", "pils" to "browarek", więc "utepils" to po prostu "browarek pity towarzysko na świeżym powietrzu". "Utepils" oznacza zarówno spożywanie piwa w wydzielonej przestrzeni obok pubu jak i alkoholowe otępianie zmysłów na murku albo w parku. To ostatnie jest oczywiście nielegalne – tak jak i w Polsce – z mocy par. §8-9 kodeksu alkoholowego.
Koselig [kuszli] – doskonały przykład słowa, które natychmiast staje się tak oczywiste, że trudno dostrzec jego nieprzetłumaczalność. "Koselig" to w pierwszym przybliżeniu "przyjemny", ale mowa tu o przyjemności nacechowanej domową intymnością. Wyobraźcie sobie drewnianą chatkę w spowitym nocą lesie. Na zewnątrz szaleje śnieżyca, ale w środku buzuje kominek, jasno pali się światło i grupa dobrych przyjaciół spożywa obfitą wieczerzę. Jak jest? Przyjemnie? Za mało powiedziane – jest "koselig"! Istnieje też wersja rzeczownikowa "kos" [kus] oraz zwrotnoczasownikowa "kose seg" [kuse saj].
Misiołak zwrócił w komentarzu słuszną uwagę, że można by tu z powodzeniem użyć przymiotnika "przytulny". W przykładzie z domkiem – rzeczywiście, można by, lecz przykład był, jak się okazuje, niezbyt fortunny. "Koselig" stanowi bowiem połączenie "przyjemnego", "milutkiego" i "przytulnego". Da się więc ten przymiotnik stosować bardzo szeroko. Norweg bez wahania nazwie tak sympatyczne spotkanie z dawno nie widzianym przyjacielem, ciepły serial obyczajowy. a nawet odprężający spacer z żoną po lesie. Krótko mówiąc, chybiłem nieco z tą "domową intymnością", ale wiecie-rozumiecie, co miałem na myśli...
Ordkløveri [urklyweri] – dosłownie: "rozszczepianie słowa". "Ordkløveri" oznacza semantyczne dzielenie włosa na czworo, czyli wykłócanie się o precyzyjne znaczenie jakiegoś wyrazu, podczas gdy sedno zagadnienia tkwi zupełnie gdzie indziej. "Ordkløveri" jest podkategorią "hårkløveri" ("rozszczepiania włosa", czyli dzielenia włosa na czworo w ogólnym sensie), którego synonim stanowi z kolei "flisespikkeri" ("rozcinanie kafelków" – don't ask "rozcinanie drzazgi"). Osobę uprawiającą "hårkløveri" nazwiemy więc "flisespikkerem".
Hjerneteppe [jerneteppe] – spada nam w przenośni na łeb, gdy zapomnimy czegoś, co przecież dobrze wiemy i mamy to na końcu języka. "Hjerneteppe" znaczy dosłownie "mózgowa kurtyna". Skojarzenie z Winstonem Churchillem jest całkowicie słuszne, albowiem "hjerneteppe" to przekręcona "żelazna kurtyna" ("jernteppe"). Kognitywny wariant symbolu Zimnej Wojny zajmuje ważne miejsce w repertuarze uczniowskich wymówek na ustnych egzaminach. "Wiem to, wiem, czytałem wczoraj, ale... mam hjerneteppe".
Komentarze
Marcin “Seji” Segit (2015-04-20 15:14:57)
Dlaczego "rozcinanie kafelkow"? ;)
A "Dugnad" brzmi niemal jak "dzihad" i znaczenie ma nawet podobne. ;)
varbamse (2015-04-20 15:16:20)
creepy = niepokojący?
koselig = przytulnie?
Zamiast marka mamy bardziej ogólne łono natury (były jeszcze "prywatne" tereny zielone, czyli działki). A utepils zastępuje nam picie pod chmurką.
Borys (2015-04-20 21:11:27)
@Seji: Pomylił mi się "kafelek" ("flis") z "drzazgą" ("flise")... Już poprawiłem w treści notki. Co do współbrzmienia "dugnadu" i "dżihadu" masz rację... i masz też chwytliwy tytuł dla artykułu poświęconego norweskim Arabom jeżdżącym "na wczasy" do Syrii.
@Misiołak: Nie, nie powiedziałbym, że "creepy" to "niepokojący", bo cały myk polega na tym, że w "creepy" wymieszane są niepokój i odraza (por. Creep). Czy my w ogóle na podobny temat, tzn. o jakimś trudnym do przełożenia angielskim zwrocie, kiedyś na Blogrysie już nie dyskutowaliśmy...? Co do "koselig" = "przytulny" masz słuszność, ale... nie do końca. Uzupełniłem objaśnienie o dodatkowy akapit.
A "działki" to po norwesku "kolonihage" czyli "ogródek kolonialny". Przypomniało mi się, że w którymś *Tytusie* głoszono teorię etymologiczną, iż "weekend" pochodzi od "łyku świeżego powietrza", a "kemping" od "kępy trawy".
varbamse (2015-04-21 11:16:41)
Wydaje mi się, że rozmawialiśmy.
Tak po prawdzie to "creepy" skupia się na efekcie, nie na przyczynie. Nie musi być wcale odrażający, ale nas swój sposób zakłócać poczucie komfortu. Zakłócać na tyle, że aż ciarki przechodzą. Stąd moje przybliżenie do niepokojącego. Czasownika/przymiotnika może się nie dorobiliśmy, ale zbliżony frazeologizm jest.
Teraz to "koselig" kojarzy mi się (być może z dość niszowym) użyciem "swojskości".
Borys (2015-04-21 11:19:56)
Krótko mówiąc: "creepy" = "ciarkosprawczy", "ciarkowy". Tylko co na to prof. Miodek...?
"Swojski", tak, jak najbardziej. "W przytulnych klimatach", po prostu.
Ezz (2015-04-21 11:29:25)
Na Śląsku (Górnym) bajtle wychodzą "na plac". Pole i dwór występują zamiennie pośród tzw. Goroli, w zależności od określeń stosowanych w ich ojczystych stronach, skąd napłynęli po, a jakże, nasz wungiel. :)