Blogrys

Obejrzane w 2014: Zagraniczne

Czytasz starą notkę zaimportowaną z WordPressa. Niektóre elementy układu stron – w szczególności rozmiary i zakotwiczanie ilustracji oraz światło – mogą pozostawiać sporo do życzenia. Gdzieniegdzie wyparowały też multimedia, w szczególności zagnieżdżone wideo z YT.

Nie muszę wcale podejrzewać się o skłonności do chomikowania dóbr kultury – bo doskonale wiem, że takie skłonności posiadam. W zeszłym roku stosunkowo rzadko sięgałem do swojej niemałej kolekcji filmów na DVD. Prawie połowa zeszłorocznych obejrzanych pochodziła z Netfliksa (-u?). Platforma cyfrowa producentów House of Cards sprawdza się bardzo dobrze jako repozytorium "trochę starszych nowości", "filmów, które zawsze chciałeś obejrzeć, ale ciągle się z nimi mijałeś" oraz "seriali niewyprodukowanych przez HBO". Żałuję natomiast, że tak kiepsko na niej z kinem świata. Trzeba szukać innych źródeł.

W ubiegłym roku los zetknął mnie na przykład ze Skórą, w którą żyje (La piel que habito, 2011). Dawno temu obejrzałem jakiś inny film Pedro Almodóvara i odszedłem od kineskopu z głębokim homofobicznym (transfobicznym?) niesmakiem. Do "Skóry..." zasiadałem więc pełen obaw. Uzasadnionych. Na początku jest nawet ciekawie, ale tylko przez kwadrans, bo rychło na scenę wkracza facet przebrany za tygrysa. Z czasem okazuje się, że zasadnicza część fabuła oparta jest na pomyśle z pogranicza horroru i teorii gender. Pomyśle poniekąd niezłym, ale cóż z tego, skoro wykastrowanym przez reżysera brzydzącego się najwyraźniej kinem gatunkowym. Jeżeli nie jest się fanem Almodóvara, to jedyny powód, dla którego można by chcieć obejrzeć Skórę... stanowi Antonio Banderas, ostatnio rzadko widywany na ekranie.

Zdecydowanie lepszym, choć również nie zachwycającym filmem hiszpańskojęzycznym okazał się Whisky (2004), niszowa obyczajówka, o której na pewno nigdy nie słyszeliście. Samotny, starzejący się Jacobo jest właścicielem małej fabryki skarpetek. Gdy odwiedziny zapowiada dawno nie widziany brat, Jacobo prosi swą (też niemłodą) pracownicę Martę, by udawała przez kilka dni jego żonę. Spróbujcie teraz zgadnąć, jaki to dokładnie typ filmu. Komediodramat? Melodramat? Smutny snuj? To ostatnie. Whisky daje przykład wartościowego, skromnego kina, które wielu osobom się bardzo spodoba, ale na którym ja, pomimo jego widocznych walorów, walczyłem z sennością.

Nota na marginesie: Whisky, podobnie jak Dzieciątko z Mâcon, obejrzałem na Mubi, platformie VOD-owej, w ofercie której znajdują się wyłącznie filmy "z wyższej półki". Ofertę Mubi przygotowano starannie; od razu czuć, że stoją za nią wyznawcy dziesiątej muzy, a nie algorytmy czy hurtownicy licencji. Na Mubi codziennie trafia jedno dzieło, które znika po dokładnie 30 dniach. Jak zatem łatwo policzyć, biblioteka VOD-u zawsze składa się z 30 pozycji. Platforma jest godną polecenia inicjatywą, dostepną najprawdopodobniej także i w Polsce, choć przypuszczam, że z napisami w rodzimym języku będzie cienko. Netflix na razie nad Wisłę nie dotarł, więc Mubi warto w międzyczasie obczaić.

2014zagraniczne1

Ad rem. Skórę, w której żyję odradziłem z czystym sumieniem, a od zarekomendowania Whisky się wstrzymałem. Polecam natomiast Szczęśliwego Nowego Roku vel Ironię losu (Ирония судьбы, или С лёгким паром!), radziecką komedię romantyczną z połowy lat siedemdziesiątych. O ile dobrze się orientuję, dla Rosjan film Riazanowa jest tym, czym dla Polaków Kevin sam w domu – klasykiem puszczanym w telewizji rokrocznie pod koniec grudnia z powodów sentymentalnych. Słowo "domu" też jest tu zresztą kluczowe, bo pijany w sztok Żenia w Sylwestra wsiada do niewłaściwego samolotu, leci do niewłaściwego miasta, jedzie na niewłaściwe osiedle i trafia do niewłaściwego mieszkania, gdzie spotyka naszą Barbarę Brylskę, czyli Nadię. Jeżeli macie ochotę przez trzy godziny oglądać miłość rozkwitającą siermiężnie w radzieckim mieszkaniu pośródku tonącego w śniegu blokowiska z wielkiej płyty – albo jeżeli po prostu jesteście ciekawi, jak wygląda kanoniczny radziecki romkom – to Szczęśliwego Nowego Roku warto zaliczyć. Nie silę się tu bynajmniej na sarkazm. Komedie polskie z lat siedemdziesiątych miały co prawda więcej energii, ale swój urok SNR niezaprzeczalnie posiada również.

Z jeszcze czystszym sumieniem, choć wciąż bez bezwarunkowego zachwytu, zwracam Waszą uwagę na koreańską Zagadkę zbrodni (살인의 추억 vel Memories of Murder, 2003). Film wyreżyserował Bong Joon-ho, autor genialnego Potwora, jednego z najlepszych filmów, jakie widziałem w 2012 r. Zagadkę zbrodni scharakteryzowć dużo łatwiej: to oparta na faktach opowieść kryminalna o poszukiwaniach seryjnego mordercy, który grasował w Korei Południowej na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Coś jak Zodiak Finchera, tylko dużo lepsze, bo nieamerykańskie. Pozycja obowiązkowa dla miłośników dzieł spod znaku 997 i dla tych, którzy wiedzą, że nie należy pochopnie kopać ludzi, ale nie znają memetycznego pojęcia instant karma.

Zestawienie zamykam utworem nominowanym do Oskara 2015 w kategorii najlepszego filmu nieanglojęzycznego – estońsko-gruzińskimi Mandarynkami (Mandariinid, 2013). Mamy rok 1992 albo 1993, trwa wojna w Abchazji. Pod strzechę starego estońskiego stolarza trafiają dwaj ranni przedstawiciele zwaśnionych stron: gruziński żołnierz i czeczeński najemnik... Nieco więcej o fabule napisał w bardzo dobrej recenzji Sebastian Chosiński, a ja powiem tylko tyle, że dobrze od czasu do czasu obejrzeć film mądry, który jednocześnie wcale się ze swoją mądrością nie narzuca. Mandarynki nie dostały Oskara, statuetka powędrowała do naszej Idy; czy słusznie, nie wiem, bo zwycięskiego dzieła na razie nie widziałem. Jednak gruzińskiego przegranego też wypada poznać.

2014zagraniczne2






Komentarze

hihnt (2015-03-17 05:02:50)

Zagadka zbrodni to wyjatkowo nietrafione tlumaczenie - Wspomnienia lepiej oddaja nature tego filmu (zreszta ekranizacji sztuki teatralnej). Mi ten film bardzo sie podobal i traktuje go jako reklame kina koreanskiego (lepiej sie IMHO do tego nadaje niz specyficzny Oldboy). Zreszta Koreanczycy maja dryg dorobienia klimatycznych kryminalow, na przyklad: J. S. A. bardziej znanego Chan-wook Parka.

Borys (2015-03-17 08:03:54)

Chcesz pogadać o polskich tłumaczeniach filmów? :) A MoM dobry, tylko pytanie, czy widziałeś "The Host".

hihnt (2015-03-18 20:23:57)

Hosta nie widzialem, jest na liscie do obejrzenia, ale jakos sie nie sklada (podobnie jak 'I saw devil' - nie pamietam koreanskiego tytulu).