Blogrys

Kariera średniego szczebla

Czytasz starą notkę zaimportowaną z WordPressa. Niektóre elementy układu stron – w szczególności rozmiary i zakotwiczanie ilustracji oraz światło – mogą pozostawiać sporo do życzenia. Gdzieniegdzie wyparowały też multimedia, w szczególności zagnieżdżone wideo z YT.

Arek podesłał mi artykuł diagnozujący bierną (czasami nawet korną) postawę ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego wobec Niemiec i Rosji. Według autora Sikorskiemu zależy na zrobieniu przyszłej kariery w strukturach NATO lub Unii Europejskiej. Zamiast więc zabezpieczać dalekosiężne interesy Polski, minister wykorzystuje rządową posadę, by uzyskać aktywne poparcie Niemców i neutralną przychylność Rosjan dla swojej nieskromnej osoby. Brzmi to sensownie; mnie samemu zresztą bardzo łatwo uwierzyć w hipotezę Janeckiego, bo uważam Sikorskiego za antypatycznego oportunistę.

Zastanawiam się jednak, na ile winę ponosi tu małoduszność serwilizm Sikorskiego, a na ile jego sytuacja jest VIP-owskim odpowiednikiem psychologicznie zrozumiałego schorzenia nękającego współczesne systemy administracyjne. Istotą sprawowania funkcji kierowniczych jest przecież pięcie się w górę w urzędniczej hierarchii. Można chcieć być przez całe życie adwokatem, można chcieć być przez całe życie projektantem graficznym, można także chcieć być przez całe życie kierowcą, ale jeśli pragniesz na zawsze pozostać kierownikiem czwartego stopnia drugiego pionu, to prawdopodobnie jesteś nienormalny. Kierownicy czwartego stopnia drugiego pionu, nawet jeżeli rozpiera ich autentyczna chęć mądrego zarządzania podległymi pracownikami, nie mogą sprzeciwiać się odrealnionym przykazom płynącym z góry, gdyż każdy taki sprzeciw zostanie odnotowany i uniemożliwi awans. Pozostaje więc mniej lub bardziej gorliwe stosowanie nowomowy i tłumaczenie pracownikom, że to nie proponowane rozwiązania są bezsensowne, ale oni sami uwstecznieni w swoim myśleniu.

Nikt tutaj nie musi okazywać złej woli. "Góra" wydaje takie a nie inne rozporządzenia, bo mylnie wyobraża sobie i interpretuje realia. "Środek" boi się otwarcie wnosić o zdroworozsądkową korektę rozporządzeń, bo nie chce zezłościć "góry" i urazić jej planistycznej dumy. "Dół" nie przykłada się z kolei do rzetelnego realizowania rozporządzeń, bo ma powody, by nie wierzyć w ich skuteczność. A system zgrzyta coraz głośniej.

Jeżeli ktoś stwierdzi, że odkrywam banał, ponieważ zawsze właśnie tak musiało być, odpowiem – niekoniecznie. Kiedyś średnie szczeble występowały bowiem mniej licznie. Konkretna kierownicza posada nie musiała więc wcale być ogniwem w łańcuszku karier; mogła równie dobrze stanowić dożywotnią profesję. David Graeber opowiadał niedawno o zjawisku oszukańczych etatów. Pocieszmy się teraz myślą, że oszukańcze etaty przynajmniej mogą – kosztem nas wszystkich – służyć do robienia jak najprawdziwszej kariery.






Komentarze

Lord (2013-11-25 10:15:15)

“Góra” wydaje takie a nie inne rozporządzenia, bo mylnie wyobraża sobie i interpretuje realia.

Hmm, na pewno? A czy może być tak, że "góra" wydaje dobre rozporządzenie ale na dole każdy wie lepiej no bo przecież na herbatce w kantynie pracowniczej każdy jest ekspertem od wszystkiego i gdyby on był prezesem to zrobiłby inaczej?

Borys (2013-11-25 12:01:10)

Ale jakim sposobem "góra" może wydawać dobre rozporządzenia, skoro jest na górze i daleko od realiów? Na przykład: Wyobrażenie, jakie ma kuratoriom o "słabym uczniu" jest inne niż wyobrażenie, jakie mają nauczyciele, którzy stykają się i pracują z takimi uczniami codziennie – inne, więc (częściowo) mylne. Inny przykład: Wyobraź sobie, że masz nad sobą szefa po ekonomii, który przeczytał książkę o programowaniu i nagle podsyła Ci szablon, z którego masz korzystać klepiąc kod. Szef chce, żeby ułatwiło Ci to pracę. Ułatwi? Nie sądzę. Przypadek? Nie sądzę.

Lord (2013-11-25 13:57:37)

Ok, ale podajesz tendencyjne przykłady z góry zakładające, że decyzja jest głupia więc nic dziwnego, że okazuje się, że jest głupia :)

Kuratorium. Nie znam się, ale zakładam, że ich rolą nie jest de facto wyobrażenie sobie jak wygląda słaby uczeń ale walka o poziom kształcenia. To wyobrażenie może być co najwyżej narzędziem. I tutaj właśnie jest moje pytanie: czy jesteś pewien, że nauczyciel który bardziej się zna na tym jak wygląda słaby uczeń lepiej będzie w stanie walczyć o poziom kształcenia dla nich? Ja nie jestem przekonany. Kuratorium pewnie ankietuje jakoś nauczycieli czy robi wizytacje co na pewno nie daje tak dobrego obrazu jak praca z uczniami na co dzień, ale pytanie brzmi: czy tak dobry obraz jest wart poświęcenia czasu który zostanie zabrany np. z analizy makrowskaźników edukacyjnych. Być może ten niepełny obraz jaki ma kuratorium jest "good enough" dla pracy jaką wykonują? Jak postawisz nauczyciela na czele kuratorium to jest szansa, że spieprzy sprawę bo mimo, że będzie wiedział jak wygląda słaby uczeń to nie będzie wiedział o tysiącu innych czynników makroedukacyjnych które w swojej pracy uwzględniają kuratorzy. A jak zacznie się nimi zajmować to wypadnie z obiegu szkolnego, jego wizja słabego ucznia się rozmyje i wracamy do punku zero.

Informatyka. Tutaj może napiszę coś bardziej z sensem bo temat mi bliższy, ale też trochę inna specyfika niż kuratorium bo podlega prawom rynkowym. Bardzo łatwo narzekać na szefa jako programista i wyśmiewać się z tego że nawet linijki kodu nie umie napisać. Ale pytanie jest takie: czy programista byłby lepszym szefem programistów niż gość po ekonomii? Niekoniecznie. Bo szef po ekonomii rozważa sens pewnych rozwiązań z punkt widzenia opłacalności a programista może się zafiksować na poprawności technicznej. W efekcie jak programista zostanie szefem i nie zacznie, przynajmniej częściowo, patrzeć na sprawy jak ekonomista to może np. doprowadzić firmę do bankructwa, choć w międzyczasie może powstać bardzo ładnych, nikomu niepotrzebny, kawałek kodu. A jak zacznie zwracać uwagę na "wskaźniki makroinformatyczne", tym bardziej im wyżej jest na drabinie awansu zawodowego, to traci kontakt z kodem i koło się zamyka - po pewnym czasie będą się z niego śmiali liniowi pracownicy, że nawet linijki kodu nie jest w stanie napisać w najnowszym, używanym przez nich języku programowania, więc wiadomo, że jest głupi i nie może wydawać dobrych rozporządzeń.

Generalnie chodzi o to że gdziekolwiek jesteś Twoja percepcja jest ograniczona otoczeniem. Może widzisz tego kuratora na horyzoncie i on Ciebie, ale nie widzisz już tego co on widzi bo jego horyzont jest już przesunięty dalej. Tak jak on nie widzi już tego co ty. Ale ponieważ jeszcze widzicie siebie nawzajem to możecie ze sobą korespondować i opowiadać jeden drugiemu co widzicie. Czyli, na przykład, tego słabego ucznia. Co udaje się przekazać lepiej lub gorzej w zależności jak w praktyce wygląda "korespondencja" i kto z kim koresponduje.

Arek (2013-11-25 14:09:08)

To znaczy powiem tak - jeśli chodzi o Sikorskiego zapominasz, że on jest mianowanym ministrem co oznacza, że premier w porozumieniu z prezydentem (formalnie) może go w każdej chwili odwołać. Funkcjonowanie MSZ jako ciała administracyjnego jest kwestią zupełnie odmienną i, co śmiem twierdzić, nieco "niezależną" od szefa polskiej dyplomacji. Innymi słowy - Sikorski chce obecny czas wykorzystać jak najlepiej potrafi wie bowiem, że podobna gratka może mu się nie trafić (zgadzam się z Janeckim w ocenie jego szans na piastowanie jakiegoś znaczącego stanowiska w strukturach międzynarodowych).

Natomiast kwestia funkcjonowania administracji i relacji góra-środek-dół to jest zupełnie odmienna sprawa zdeterminowana wielkością instytucji.

Borys (2013-11-25 19:00:27)

Lord:

Wyobrażenie o (słabym) uczniu nie jest narzędziem, ale leży u podstawy każdego modelu kształcenia. Tutaj możemy oczywiście sprzeczać się w nieskończoność, co ja rozumiem przez "podstawę", a co Ty przez "narzędzie", więc przejdźmy lepiej do następnej kwestii:

Owszem, osoba pracująca w kuratorium powinna posiadać wiedzę "makroedukacyjną", ale powinna też posiadać konkretne doświadczenie pedagogiczne. Nie wiem, jak to wygląda(ło) w Polsce, ale w Norwegii w latach dziewięćdziesiątych w kuratoriach pracowali zazwyczaj (byli) nauczyciele, którzy może i niekoniecznie posiadali wiedzę makroedukacyjną, ale na pewno znali doskonale realia szkolne od środka. W ramach New Public Management (polecam lekturę, o NPM powinien wiedzieć każdy, kto chce krytykować System) nauczycieli zastąpiono zawodowymi administratorami, którzy wiedzę makroedukacyjną też niekoniecznie posiadali (bo byli urzędnikami, nie doktorami socjologii edukacji), ale realiów szkolnych od środka nie znali często w ogóle. Zamienił stryjek siekierkę na kijek. Wyniki uczniów lecące od wielu lat na łeb na szyję pokazują, że NPM być może nie wyszło norweskiej oświacie na dobre.

Co do akapitu o informatyce, zgadzam się w zupełności z tym co piszesz (choć pamiętajmy, że jesteś tylko najemnikiem kodu, nie etatowym korpokoderem), ale czy to ma być kontrargument...? Ja nie twierdzę, że programista (nauczyciel) będzie najlepszym szefem dla innych programistów (nauczycieli). Uważam tylko, że nie-programista (nie-nauczyciel) nie powinien mówić programistom (nauczycielom), jak kodować (uczyć). A często próbuje. Trzeci obrazek w górnym rzędzie mówi wszystko.

Generalnie chodzi o to że gdziekolwiek jesteś Twoja percepcja jest ograniczona otoczeniem. Tak, oczywiście. I kierownik średniego szczebla powinien być "mediatorem" pomiędzy wymysłami "góry" a realiami "dołu". Niestety, nie jest. Ponieważ zależy mu na karierze i awansie, będzie wolał schlebiać "górze" niż słuchać "dołu".


Arek:

Jasne, ja nie doszukuję się na siłę analogii między sytuacją Sikorskiego a sytuacją kierownika średniego szczebla. Mimo wszystko zwróć uwagę, że kiedyś stanowisko ministra lub premiera było szczytem kariery. Dzisiaj już nie jest, ponieważ pojawiła się nowa instytucja: międzynarodowa biurokracja. Współczesny, wysoko postawiony rangą polityk zamiast zajmować się tylko polityką (w konstruktywny sposób), myśli więc o swojej dalszej karierze w strukturach tejże biurokracji. A skoro zgrzyty na linii góra-środek-dół są proporcjonalne do wielkości administracji, to Unia Europejska, pomimo swego politycznego wymiaru, stanowi chyba niezłą ilustrację mojej tezy.

Lord (2013-11-25 22:08:05)

Ja się zgadzam z tym co napisałeś, ale mam wrażenie, że nie dyskutujemy o tym samym :)

Z Twojej notki wyniosłem wrażenie, że potępiasz "górę" która pierdoli głupoty bo jest w ogóle odłączona od rzeczywistości, a ci na dole wiedzą jak ta obiektywna rzeczywistość wygląda. No więc ja swoim komentarzem chciałem przekazać, że nie :)

Rzeczywistość w której porusza się "góra" nie jest wcale mniej realna od tej w której porusza się "dół". Wskaźniki makroedukacyjne, makroinformatyczne czy makroekonomiczne są tak samo realne jak słaby uczeń w szkole czy słaba linijka kodu w programie. Po prostu opisują co innego (lub to samo ale statystycznie).

Z tak postawioną sprawą pewnie się nawet zgodzisz. Ale teraz najważniejsze, z czym pewnie już się nie zgodzisz. Otóż, rzeczywistość dołów niekoniecznie jest ważniejsza od rzeczywistości góry. To jest: jakość linijki kodu nie jest ważniejsza od ekonomicznego uzasadnienia jej poprawienia. A więc szef wymuszający na programiście gorszą jakość pracy w pewnym momencie czyli de facto wtrącający się w to jak programista koduje może mieć rynkową racje, czyli w kontekście informatycznym rację obiektywną.

Być może mówienie nauczycielom jak mają uczyć nie jest debilne tylko właściwe. Być może po prostu tego nie widzisz. Być może dali ciała konkretyzując jak masz uczyć, ale sama zasada że mówią jak masz uczyć jest właściwa. Być może nie wynika to z tego że są głupi i niekompetentni tylko z ich punktu widzenia i tego że dbają o coś w skali makro. O co? Bo ja wiem, nie znam się na tym. Może np. w celu obiektywnego oceniania pracy nauczyciela i rozpatrywania potencjalnych zażaleń czy pozwów zwalnianych pracowników szkół w sądach. Być może w paru miejscach nie daje to tak dobrych rezultatów jak danie dowolności nauczycielowi ale w skali makro dowolność być może spowodowałaby chaos w systemie edukacji szkolnej co na koniec dało by jeszcze gorsze rezultaty niż taki zgniły kompromis między stabilnością systemu a jakością kształcenia najsłabszych.

Być może tego nie widzisz bo uznajesz swoją rzeczywistość za obiektywnie ważniejsza...

Disclaimer: Nie znam się na edukacji więc przykład potraktuj z przymrużeniem oka, ma pokazać tylko zasadę, a nie stanowić konkretny argument.

Borys (2013-11-26 17:19:52)

Nie, wcale nie potępiam "góry" w czambuł. Nie jestem anarchistą (no dobra, troszkę jestem...). Zdaję sobie sprawę, że całym majdanem ktoś musi sterować. Uważam jednak, że pracownikami umysłowymi trudno jest zarządzać przy pomocy okólników, dlatego że ich praca wymaga podejmowania setek mikrodecyzji. Żeby to robić w rozsądny, dający wyniki sposób, trzeba być ogarniętym i mieć pozostawioną swobodę działania. Wiadomo, w rzeczywistości nie wszyscy pracownicy są ogarnięci (niektóre grupy pracowników w ogóle są mniej ogarnięte niż inne), ale w takiej sytuacji żadne okólniki też nie pomogą.

Owa nieprzydatność okólników jest tym większa, gdy pracuje się z ludźmi (tak jak nauczyciele z uczniami), którzy się od siebie różnią i których to właśnie "dół", nie "góra", zna najlepiej. "Góra" powinna ograniczyć się więc do wytyczania ogólnych ram dla działalności "dołu" i do słuchania raportów "środka". Problem pojawia się oczywiście wtedy, gdy "środek" jest nieszczery, bo chce robić karierę. I temu właśnie poświęciłem notkę.

A więc szef wymuszający na programiście gorszą jakość pracy w pewnym momencie czyli de facto wtrącający się w to jak programista koduje może mieć rynkową racje, czyli w kontekście informatycznym rację obiektywną. Znaczy, że na dłuższą metę wyjdzie to firmie na dobre? W teorii brzmi to fajnie, ale chciałbym poznać jeden konkretny, prawdziwy przykład...

A wracając do norweskiej oświaty: wskaźniki makro dość jasno pokazują, że wyniki uczniów (mimo ciągłego upraszczania egzaminów) są słabują, więc "górze" coś jednak nie wyszło z tym "mówieniem jak uczyć".