Żyje się tylko dwa razy
007 ::: 2013-11-17 ::: 620 słów ::: #415
Czytasz starą notkę zaimportowaną z WordPressa. Niektóre elementy układu stron – w szczególności rozmiary i zakotwiczanie ilustracji oraz światło – mogą pozostawiać sporo do życzenia. Gdzieniegdzie wyparowały też multimedia, w szczególności zagnieżdżone wideo z YT.
Do tej pory nowe Bondy ukazywały się co rok. Tym razem od premiery poprzedniej części musiały upłynąć całe dwa lata. Zresztą niewiele brakowało, a Żyje się tylko dwa razy powstałoby jeszcze później, a może nawet nigdy. Reżyser, producenci, główny scenograf i zdjęciowiec polecieli bowiem do Japonii, by znaleźć miejsce nadające się na filmową kryjówkę Blofelda. Mieli wracać do Wielkiej Brytanii 5 marca 1966, ale w ostatniej chwili zmienili rezerwację, gdyż nadarzyła się okazja obejrzenia pokazu ninja. "Ich" samolot rozbił się pół godziny po starcie. Wszyscy na pokładzie zginęli.
Także i głównemu bohaterowi udaje się oszukać przeznaczenie, zaraz na początku najnowszego filmu. No, może nie do końca, bo przecież jego śmierć zaaranżowano, by zmylić wrogie wywiady. Bond powraca zza grobu po morskim pogrzebie i natychmiast zabiera się za niecierpiącą zwłoki sprawę: należy ustalić, kto i dlaczego porwał amerykański statek kosmiczny. Sytuacja na najwyższych szczeblach władzy jest napięta. USA i ZSRR oskarżają się wzajemnie, nierozwiązanie zagadki grozi wybuchem III Wojny Światowej. A o to właśnie chodzi "Widmu", które za wszystkim stoi...
To miał być ostatni Bond z Seanem Connerym. Seria uczyniła z niego gwiazdę, ale szkocki aktor miał już dość statusu celebryty i bał się zaszufladkowania. Postanowiono, że Connery pożegna się z rolą daleko od dotychczasowych miejsc akcji – w egzotycznej Japonii. Za kanwę filmu posłużyła napisana trzy lata wcześniej przez Iana Fleminga powieść pod tym samym tytułem. Uznano ją jednak za nudną, więc scenarzyści napisali od nowa fabułę. Nie pomogło: Z pięciu pierwszych filmów o Jamesie Bondzie Żyje się tylko dwa razy jest produkcją najsłabszą. Osadzenie akcji w Kraju Kwitnącej Wiśni niewiele dało.
007. Piosenkę z czołówki mógłbym zgodnie ze zwyczajem wrzucić na końcu, ale You Live Only Twice w wykonaniu Nancy Sinatry jest kolejnym (po Goldfingerze) znakomitym Bond-songiem i zasługuje na osobne miejsce w zestawieniu. Kilkadziesiąt lat później z utworu zaczerpnął Robbie Williams i charakterystyczne smyczki trafiły do Millenium. Tak, to właśnie dlatego tamta piosenka była taka fajna. Swoją drogą, ktoś słyszał ostatnio jakiś nowy singiel Robbiego Williamsa?
006. Drugim kontaktem Bonda w Japonii jest Dikko Henderson, rezydent MI6 w Tokio. Na uwagę zasługuje nie tyle sama postać ani jej gwałtowny koniec, ale wystrój mieszkania dyplomaty. Apartament łączy styl japoński z zachodnim – Henderson ma orientalne meble, ale normalne łóżko.
005. Najważniejszy gadżet piątej części przygód agenta 007 to Mała Nellie, wiatrakowiec mieszący się po złożeniu w kilku walizkach. Niewielkie gabaryty nie przeszkodziły Q uzbroić pojazd po śmigło. W skład arsenału pokładowego wchodzą karabiny maszynowe, wyrzutnie rakiet, miotacz ognia, zasłona dymna i miny powietrzne. Siedząc za sterami Małej Nellie nasz bohater pośle na ziemię cztery wrogie helikoptery.
004. Podstawowym atrybutem Jamesa Bonda były i będą towarzyszące mu kobiety, ale przecież wielu bohaterom kina sensacyjnego towarzyszą atrakcyjne partnerki. 007 imponuje więc przede wszystkim umiejętnościom uwodzenia żeńskich wrogów. Nie oparła mu się Pussy Galore z Goldfingera, nie oparła mu się i rudowłosa Helga Brandt, agentka "Widma". Niemiecka uroda antagonistki nie osłabia zapału Bonda. Czegóż to nie robi on dla Anglii...
003. Ikoniczna scena: Ściganemu samochodem Bondowi z odsieczą przylatuje śmigłowiec z elektromagnesem. Zamiast jednak przenieść w bezpieczniejsze miejsce agenta, przenosi w mniej bezpieczne miejsce jego prześladowców – prosto na dno Zatoki Tokijskiej.
002. Prowadząc swoje śledztwo 007 udaje się razem z Aki do portu. Dość szybko otacza ich gromada zbirów uzbrojonych w przeróżne tępe narzędzia. Bond odsyła dziewczynę, a sam salwuje się ucieczką przez dach magazynu. Fenomenalne, długie, panoramiczne ujęcie z wolno oddalającą się kamerą.
001. W ostatnim akcie filmu trwają przygotowania do szturmu na bazę Blofelda ukrytą wewnątrz wygasłego wulkanu. Do pobliskiej wioski przenikają ninja kierowani przez Tygrysa Tanakę, szefa japońskiego wywiadu i sojusznika MI6. Jednym z nich jest Bond ucharakteryzowany na garbatego Japończyka. Czy jego wygląd naprawdę nie budził podejrzeń wrogich szpiegów...?
Komentarze
Seji (2013-11-18 21:39:26)
YOLT bardzo lubię, pewnie dlatego, że był to mój pierwszy obejrzany Bond.
Lord (2013-11-18 23:50:29)
Niemiecka uroda antagonistki osłabia zapału Bonda.
Zabrakło "nie". Przypadek? Nie sądzę!
Arek (2013-11-25 14:15:08)
Pioseneczka rzeczywiście super.