Krótkie nogi
książki ::: 2013-10-27 ::: 1660 słów ::: #409
Czytasz starą notkę zaimportowaną z WordPressa. Niektóre elementy układu stron – w szczególności rozmiary i zakotwiczanie ilustracji oraz światło – mogą pozostawiać sporo do życzenia. Gdzieniegdzie wyparowały też multimedia, w szczególności zagnieżdżone wideo z YT.
"Mnie oszukasz, przyjaciela oszukasz, mamusię oszukasz, ale życia nie oszukasz", przestrzegał Król Sedesów młodego Laskę. Natomiast Sam Harris, autor rozprawki pt. Kłamanie nie uważa bynajmniej, że nie można oprzeć życia na kłamstwie. Jego tezie bliżej raczej do przysłowia (rzekomo starego i rosyjskiego), że kłamiąc da się przejść przez cały świat, lecz powrotu nie będzie.
Jeżeli nigdy nie słyszałeś o Harrisie, to znaczy, że nie wiesz nic o odrodzeniu się antyreligijnych ruchów społecznych w Stanach Zjednoczonych w zeszłej dekadzie. Czterema najważniejszymi przedstawicielami amerykańskiego Nowego Ateizmu są słynny biolog Richard Dawkins, świecki filozof Daniel Dennett, zmarły dwa lata temu publicysta Christopher Hitchens i właśnie Sam Harris, od kilku lat doktor neurobiologii. Ostatni z wymienionych panów zdobył sławę książką zatytułowaną Koniec wiary, w której poddał ostrej krytyce wierzenia religijne i utożsamił je in toto z groźnym fundamentalizmem. Kilka lat później Harris wywołał po raz wtóry kontrowersje, tym razem wśród etyków, wydając rozprawę Pejzaż moralny o wszystko mówiącym podtytule W jaki sposób nauka może określać wartości. Ogłoszona w 2011 r. książeczka pt. Kłamanie (jak dotąd nie przełożona na język polski) rezygnuje z reformatorskiego tonu, choć zawiera frapującą tezę – niby oczywistą, ale wcale nie banalną.
Otóż Harris głosi, że należy wystrzegać się kłamania. Jednak według autora złe jest nie tylko takie kłamstwo, którym chcemy komuś z premedytacją zaszkodzić lub którym z wyrachowaniem zabezpieczamy własne interesy. Kłamstwo stanowi czyn niepotrzebny i szkodliwy również wtedy, gdy mówimy komuś świadomą nieprawdę dla jego dobra. Harris nie ma cienia wyrozumiałości dla tzw. "białych kłamstw" i bezzwłocznie bierze się za bary z szeregiem typowych przykładów. ...
Sytuacja upominkowa. Masz urodziny. Od kumpla dostajesz szkaradnego, porcelanowego krasnoludka. Prezent nie jest żartobliwy. Znajomy ma po prostu zły gust i kupił figurkę w przeświadczeniu, że będzie fajną ozdobą Twojego regału. Przy najbliższej okazji kumpel dopytuje się z przejęciem, co sądzisz o jego podarunku. Większość z nas odpowie oczywiście: "Tak, tak, bardzo fajny, jeszcze raz dzięki, postawiłem go obok telewizora". Przy następnej wizycie kolegi wydostanie krasnala zawczasu z głębin szafy i ustawi go na kilka godzin na honorowym miejscu. A po pewnym czasie figurka w niewyjaśnionych okolicznościach zaginie.
Sytuacja wagowa. Twoja żona lub dziewczyna przegląda się w lustrze i pyta: "Kochanie, czy ja wyglądam grubo?". Tutaj sprawa jest bardziej skomplikowana, bo kobieta zamiast pytać o stan faktyczny może w gruncie rzeczy prosić o komplement ("Powiedz mi, że wyglądam ładnie"). Uczyńmy więc sytuację bardziej jednoznaczną i przyjmijmy, że to samo pytanie (ale bez wołacza!) zadaje kolega, który ostatnio trochę przytył. Odpowiemy: "Nie, coś ty, wyglądasz super" i spróbujemy szybko zmienić temat.
Sytuacja krytyczna. Bliski kolega pokazuje Ci pierwszy rozdział swojej powieści. Wiesz, że przyjaciel ma zapędy grafomańskie i że pisanie, delikatnie rzecz ujmując, nie wychodzi mu najlepiej. Nie chcesz jednak niszczyć jego marzenia o karierze pisarskiej; wiesz, że zamiast Ciebie zrobi to prędzej czy później wydawca. Aby nie wystawiać Waszej przyjaźni na szwank, chwalisz manuskrypt i dla zachowania pozorów proponujesz kilka mniejszych poprawek. Zadowolony kumpel wraca do pisania – które daje mu przecież tyle radości.
Sytuacja delikatna. Wiesz, że Twój kolega zdradza swoją partnerkę. Być może dowiedziałeś się o tym z postronnego źródła, a być może w zaufaniu powiedział Ci o tym on sam. Niespodziewanie dzwoni do Ciebie ona i pyta, czy on rzeczywiście wraca późno do domu z powodu swojej pracy. Jego znasz od dawna, ją raczej słabo. Odpowiadasz więc, że tak, że z tego, co Ci wiadomo, powodem późnych powrotów jest właśnie gonienie terminów.
Sytuacja smutna. Lekarz diagnozuje u Ciebie groźny nowotwór. Zapaść na zdrowiu staje się wkrótce widoczna dla osób postronnych. Zaniepokojona matka pyta, dlaczego tak schudłeś. Chcąc jak najdłużej oszczędzić jej zmartwień i cierpień, bagatelizujesz sprawę. Albo odwrotnie: Lekarz mówi Ci, że to u Twojego dziadka wykryto nieoperowalnego raka. Minie jednak trochę czasu zanim zacznie odczuwać ból. Gdy dziadek pyta, co powiedział lekarz, okłamujesz go w dobrej wierze, by oszczędzić mu, przynajmniej na razie, przygnębienia i strachu.
Czy w powyższych przykładach powiedzenie prawdy w ogóle wchodzi w rachubę? Harris uważa, że tak; co więcej, twierdzi, że prawdę należy w powyższych sytuacjach zakomunikować. Ale czy nasze odpowiedzi rzeczywiście powinny brzmieć, kolejno, "Twój krasnal to wyjątkowo nietrafiony prezent", "Robi się z ciebie grubas", "Przykro mi, ale dałeś kolejny popis grafomanii", "Janusz spotyka się z jakąś inną laską", "Mamo, taka sprawa, mam raka!". Niekoniecznie.
Zacznijmy od tego, że alternatywę dla "białego kłamstwa" nie stanowi wyłącznie prawda bez ogródek. Prawdomówność nie oznacza, że musimy zrezygnować z delikatności. W sytuacji upominkowej wystarczy przecież odpowiedzieć szczerze, ale z wyczuciem: "Słuchaj, dziękuję Ci bardzo za krasnala, ale sam wiesz, ja w domu w ogóle nie trzymam takich ozdób. Sympatyczny prezent, ale za rok postaw mi po prostu piwo". Oczywiście, w pierwszej chwili łatwo pomyśleć, że przecież kolega i tak poczuje się urażony. Ale czy rzeczywiście? Czy gdyby sytuacja była odwrotna, Twoja duma własna naprawdę zostałaby zraniona?
Pamiętajmy zresztą, że jeśli ktoś prosi nas o opinię, to najczęściej na szczerości zależy mu bardziej niż na pochwale. Jeśli wydaje Ci się, że jest inaczej, zastanów się, co sam wolisz: fałszywy entuzjazm czy uczciwą i konstruktywną krytykę? Udzielenie prawdziwej i pozytywnej odpowiedzi na pytanie "Czy przytyłem?" oraz prawdziwej i negatywnej na pytanie "Czy moja powieść zapowiada się obiecująco?" wymaga oczywiście śmiałości, ale jeśli się na nią nie zdobędziemy, będziemy musieli wprowadzić naszego rozmówcę w błąd, który w pierwszym przypadku przypłaci utratą fizycznej atrakcyjności, a który w przypadku drugim kosztował go będzie mnóstwo czasu i energii na pisanie bezwartościowej powieści. Owszem, może nasz przyjaciel nie zrobił się jeszcze gruby; może istnieje szansa, że ktoś mu tę książkę wyda. Ale czy nie lepiej powiedzieć: "Na pewno nie zrobiłeś się szczuplejszy, zacznijmy wreszcie chodzić na siłownię"? Albo: "Jeśli pisanie sprawia ci frajdę, pisz dalej, ale obawiam się, że takie książki wydawcy raczej odrzucają"?
Czwarta sytuacja wygląda na zdecydowanie trudniejszą, ponieważ rozdziera nas między lojajnością wobec przyjaciela a uczciwością wobec osoby prawie postronnej. Najpierw trzeba jednak zauważyć, że źródło dylematu stanowi tutaj czyjś zły uczynek, do kamuflowania którego się poczuwamy. Szybkie i odpowiednie wyrażenie dezaprobaty przygotowałoby grunt dla późniejszej prawdy. Jeśli w rozmowie z kolegą udamy, że skoki w bok nam imponują, a potem wszystko wyśpiewamy jego dziewczynie, to zupełnie słusznie zostaniemy oskarżeni o dwulicowość. Jeśli jednak tymi lub innymi słowy zdradę potępimy wprost (co wymaga oczywiście odwagi cywilnej), a zapytani przez dziewczynę odpowiemy: "Słuchaj, Janusz to mój dobry kolega i nawet, gdybym coś wiedział, to i tak bym ci nie powiedział, więc nie pytaj mnie o takie rzeczy" – to jeśli ona po takim dictum domyśli się, że coś jest nie halo, Janusz nie będzie raczej miał do nas większego żalu. W przeciwnym razie warto zastanowić się, czy przyjaźń warta jest utrzymania.
Zastanowienie się nad sytuacją medyczną pozwala nam z kolei poczuć etyczny puls Harrisowej tezy. Kłamstwo narusza bowiem moralny status drugiego człowieka, upokarza jego podmiotowość. Kłamiąc dla czyjegoś "dobra" w gruncie rzeczy wypinamy się na jego lub jej autonomię przedkładając nad nią naszego wydajemisia. Przypuszczasz, że Twoi bliscy nie chcą wiedzieć, że cierpisz na nieuleczalną chorobę? Prawie na pewno wydaje Ci się źle. Skoro masz umrzeć za mniej więcej rok, wypadałoby ich na to przygotować, pozwolić im i sobie na jak najlepsze wspólne wykorzystanie ostatnich miesięcy. Sądzisz, że Twój dziadek nie chce wiedzieć, że wykryto u niego nowotwór złośliwy? A czy Ty na jego miejscu byś nie chciał? Nie chciałbyś wiedzieć, że zostało Ci kilka ostatnich zdrowych miesięcy, które mógłbyś jeszcze jakoś wykorzystać?
"Kłamstwo jest, niemalże z definicji, odmową współpracy z innymi", pisze Harris. "Kondensuje brak zaufania i wiarygodności w pojedynczym uczynku. Stanowi porażkę zrozumienia i niechęć do bycia zrozumianym. Kłamać znaczy uchylać się przed relacją".
Tyle, jeśli chodzi o kłamstwa "białe". Potępienie wszystkich innych powinno przyjść nam dużo łatwiej, choć warto zastanowić się, dlaczego kłamanie jest w ogóle gorsze od mówienia prawdy. O poszanowaniu podmiotowości drugiego człowieka była już mowa powyżej, a po argumenty transcendentne Harris ze zrozumiałych powodów nie sięga. Zauważa za to, że mówienie prawdy jest... prostsze, bo żeby kłamać, trzeba zmyślać, a żeby kłamać dobrze i często, trzeba pamiętać o wszystkich wcześniejszych kłamstwach i dbać o ich spójność. W przeciwnym razie nasza nieprawda wyjdzie na jaw i czeka nas kompromitacja lub ostracyzm – jak owych studentów z dowcipu, którzy spóźnili się na egzamin i powiedzieli profesorowi, że jadąc na uczelnię samochodem złapali gumę, a profesor każdego z osobna zapytał, które to było koło.
Harris poświęca również krótki podrozdział "dużym kłamstwom" ("Big Lies"), a więc takim, które kształtują relacje ogólnospołeczne. Mowa tu o kłamstwach politycznych, o kłamstwach rozpowszechnianych w publikacjach naukowych i o kłamstwach typu "oszukam urząd dla własnej korzyści" – krótko mówiąc, o wszelkich odmianach kłamstwa systemowego, przez które rakowacieje tkanka publicznego zaufania. Czytelnicy z krajów takich jak Polska, gdzie administracja państwowa nie działa w pełni sprawnie, szybko wytkną Harrisowi prostoduszność: przecież w niektórych sytuacjach powiedzenie całej prawdy "panu z okienka" oznacza, że padniemy ofiarą (obiektywnie) głupiego przepisu. Autor bierze jednak pod uwagę dylematy tego rodzaju i pisze, że "niesprawiedliwe prawa i przepisy zmuszają (...) uczciwych ludzi do kłamstwa w celu uniknięcia kary za zachowania, które pod względem etycznym są bez zarzutu" (podkreślenie moje).
Niezależnie od tego, czy z poglądami Harris się zgodzimy, trzeba przyznać, że autor odznacza się świetnym piórem. Posiadł niełatwą sztukę pisania merytorycznego i "gładkiego" zarazem. Kłamanie to przykład pierwszoligowej publicystyki i nawet jeśli uznamy Harrisa za naiwnego, warto zastanowić się nad jego argumentami. Nie umiem powiedzieć, czy od czasu przeczytania rozprawki kłamię rzadziej, ale to dopiero dzięki niej zrozumiałem, że białe kłamstwa są prawie zawsze wygodnictwem, prawie nigdy szlachetnością.
Dopiero gdy z rozmysłem zaczniemy mówić prawdę, uświadomimy sobie, jak trudno spotkać kogoś dzielącego nasz stosunek do niej. Obcowanie ze szczerymi ludźmi daje poczucie bezpieczeństwa. Wiesz, że myślą to, co mówią; wiesz, że nie raczą cię fałszem, by potem obgadać za plecami; wiesz, że jeśli zrobisz coś, co uznają za złe, to nie omieszkają cię o tym poinformować, dzięki czemu nigdy nie będziesz musiał podejrzewać ich pochwał o pochlebczość. Szczerość to dar, który możemy wręczać innym. Jest także źródłem siły i motorem prostoty. Postanowiwszy, że niezależnie od okoliczności będziemy próbowali powiedzieć prawdę, możemy wreszcie przestać kombinować. Możemy po prostu być sobą.
Komentarze
Arek (2013-10-28 08:10:07)
Dobre, dobre, ale to w zasadzie nic nowego ;-)
Borys (2013-10-28 10:10:29)
Chyba dla katoli.