Blogrys

Euforia (4)

Czytasz starą notkę zaimportowaną z WordPressa. Niektóre elementy układu stron – w szczególności rozmiary i zakotwiczanie ilustracji oraz światło – mogą pozostawiać sporo do życzenia. Gdzieniegdzie wyparowały też multimedia, w szczególności zagnieżdżone wideo z YT.

Pierwszy półfinał już jutro, a ja zamykam przegląd piosenek z tego drugiego, czwartkowego. Do końca tygodnia wrzucę omówienie utworów, które już czekają w finale. Potem pozostanie nam czekać na zwycięzcę.

GRECJA. Grecy walczą z kryzysem humorem i tak jak Finlandia proponują piosenkę niezupełnie poważną. Koza Mostra wspierana przez Agathona Iakovidisa opiewa darmowość alkoholu, lecz Alcohol Is Free, pomimo żwawej ludowej nuty, wypada słabiej od propozycji Finów. Trois points!

IZRAEL. Tkliwie, rzewnie, nudno. Rak bishvilo powiększa kategorię ballad, ale Moran Mazor poza dużym dekoltem nie ma za wiele do zaoferowania eurowizyjnej publiczności. Nie warto jej nawet porównywać do Dany International, która zwyciężyła dla Izraela piętnaście lat temu. Un point!

ARMENIA. Pod względem stylistyki jest bardzo, bardzo dobrze. Lonely Planet przypomina odrobinę The World's Greatest R. Kelly'ego – wielka szkoda, że wokalista Dorians, choć obdarzony ciekawym głosem, nie radzi sobie do końca warsztatowo. Będę kibicował Armenii, ale mogą nie udźwignąć ciężaru występu na żywo. Miejmy nadzieję, że uratuje ich ekologiczny temat? Quatre points!

WĘGRY. Zaskoczenie: niepozorna piosenka ByeAlex to alternatywna perełka wśród zorientowanego na bardziej tradycyjny pop repertuaru Eurowizji. Kedvesem czaruje pięknie szeleszczącym węgierskim i cudnym teledyskiem. Jeżeli tegoroczna edycja konkursu będzie miała swojego czarnego konia, to mam nadzieję, że okaże się nim właśnie utwór Węgrów. Quatre points!

NORWEGIA. Miesiąc temu osobiście wybrałem się na koncert Margaret Berger, by ocenić jej szanse w Malmö. Choć norweska gwiazda elektropopu posiada ograniczony zasób scenicznych gestów, to trzeba przyznać, że umie śpiewać. Podobieństwo do The Knife jest zresztą nie tylko wokalne, ale i stylistyczne. I Feed You My Love nie przypadnie do gustu eurowizyjnym konserwatystom, lecz to i tak jedna z najciekawszych i najbardziej profesjonalnych piosenek w tym roku. Cinq points!

ALBANIA. Bębny na wejściu i tytuł mogą napawać niepokojem: czy Adrian Lulgjuraj i Bledar Sejko próbują wskrzesić demony albańskiego nacjonalizmu? Krótki flirt z heavy metalem przeradza się w stanowczy, twardy rock. Identitet nie porywa, ale na tle pozostałych piosenek z pewnością wyróżnia się swą buntowniczą tożsamością. Trois points!

GRUZJA. Prawdopodobnie najlepszy z tegorocznych duetów, ale taką opinię należy rozumieć nie jako pochwałę dla Nodiego i Sophie, lecz jako przyganę dla ich konkurencji. Waterfall nie brakuje dużo do stania się dobrą piosenką; niestety, "prawie" robi czasem wielką różnicę. Źle wyliczone tempo i rytm nie pozwalają Gruzinom wzbić się wysoko ponad tytułowy wodospad. Deux points!

SZWAJCARIA. You and Me Takasy to jedna z tych piosenek, które zaczynają się bardzo dobrze, ale gdzie przez kilkadziesiąt pierwszych sekund nie ma pewności, czy utwór lada moment się nie wypali. Szwajcarzy wychodzą z tej próby zwycięsko, "aaaa aaaa aaaa" w refrenie daje radę. W ostatniej minucie wkrada się jednak monotonia: gdyby ją przełamano, mielibyśmy murowany hicior. I tak nie jest źle. Quatre points!

RUMUNIA. Cezar przez cały czas stoi w dziwacznym rozkroku i większą część It's My Life wyśpiewuje falsetem. Czy istnieje tu jakiś związek? Piosenka tak marna, że aż warta uwagi. Un point!






Komentarze

rasgan (2013-05-16 12:05:51)

Hej, miałem ci napisać w innym poście, ale nie znalazłem go. Ja korzystam z lubimyczytac.pl Tutaj masz moją biblioteczkę: http://lubimyczytac.pl/profil/124390/marek-bednarczuk