Blogrys

1888

Czytasz starą notkę zaimportowaną z WordPressa. Niektóre elementy układu stron – w szczególności rozmiary i zakotwiczanie ilustracji oraz światło – mogą pozostawiać sporo do życzenia. Gdzieniegdzie wyparowały też multimedia, w szczególności zagnieżdżone wideo z YT.

Recenzja From Hell (Prosto z piekła)
Alana Moore'a i Eddiego Campbella



Z okazji swego trzydziestolecia Totmes III kazał wznieść (...) pamiątkowe obeliski. (...) Skończyło się na sześciu: dwóch w Świątyni Karnaku, dwóch nieopodal Deir el-Bahari i dwóch obok Świątyni Ra w Heliopolis. (...) Żaden z pomników faraona nie stoi dziś tam, gdzie stał pierwotnie. Dwa przepadły. Czubek trzeciego znajduje się w Stambule na cokole poświęconym Teodozjuszowi Wielkiemu. Czwarty przewieziono do Rzymu, gdzie zdobi Plac Laterański. Dwa pozostałe obeliski trafiły za sprawą cesarza Tyberiusza do Aleksandrii, a Arabowie nazwali je potem Igłami Kleopatry, choć nie miały oczywiście nic wspólnego z piękną, uwodzicielską królową Egiptu. Władca egipski Muhammad Ali oddał jeden z nich rządowi angielskiemu; zabytek stoi teraz nad Tamizą, poczerniały od londyńskiego smogu. Drugi popłynął do Nowego Jorku. Owe cztery wielkie kamienne słupy wychwalają tym sposobem "zdobywcę świata" Totmesa III w czterech stolicach starego i nowego świata, wypełniając po upływie tysiącleci życzenie faraona, by "jego imię zachowane zostało na wieczność wieczności".

— Carl Grimberg, "Życie i historia ludzi" (tom 1)

Wybitny szwedzki historyk Carl Grimberg w swym magnum opus pominął zupełnie rolę okultyzmu w kształtowaniu się dziejów świata. Nie wspomniał na przykład, że londyński obelisk stanowi ważny element wolnomularskiej psychogeografii rejonu. Właśnie z tego powodu doktor William Gull pokazał go Netleyowi podczas całodniowej wyprawy po mieście latem 1888 r. Niedługo potem ofiarą Kuby Rozpruwacza padła prostytutka. Pierwsza z pięciu. ...


Doktor Gull i woźnica Netley żyli naprawdę. Do bezspоrnych faktów należy także zaliczyć brutalne morderstwa kobiet popełnione w dzielnicy Whitechapel we wschodniej części Londynu. Na ciało Mary Ann Nichols przechodnie natrafili w nocy 31 sierpnia 1888 r. Ktoś poderżnął jej gardło i rozpruł częściowo brzuch. Odnalezioną 8 września Annie Chapman oprawca rozkroił już całkowicie, aby móc wyciąć macicę. Trzy tygodnie później, tej samej nocy, natknięto się na zwłoki zwłoki Elizabeth Stride (przecięta arteria szyjna) oraz Catherine Eddowes (poderżnięte gardło, rozcięty brzuch, brak nerki i macici). Rozpruwacz zakończył swe krwawe dzieło w nocy z ósmego na dziewiąty listopada masakrując ciało Mary Jane Kelly: poderżnął jej gardło aż po kręgosłup i wyciął serce oraz wiele innych organów.

Zbrodniarz pozostawił po sobie niewiele śladów i jeszcze mniej świadków. Nigdy go nie schwytano, nigdy nawet nie zidentyfikowano. Podejrzanych było oczywiście bez liku, powstało mnóstwo mniej lub bardziej fantastycznych teorii poświęconych tożsamości sprawcy i motywom zbrodni. Morderstwa z Whitechapel to przypuszczalnie największa niewyjaśniona zagadka kryminalna wszech czasów.

Jedna z najgłośniejszych współczesnych hipotez dotyczących Kuby Rozpruwacza pojawiła się w 1976 r. Stephen Knight, młody brytyjski pisarz, przedstawił zbrodnie jako wynik spisku z udziałem najpotężniejszych osób w państwie. Chodziło o niedopuszczenie do skandalu związanego z nieślubnym dzieckiem księcia Alberta Wiktora. Co prawda jakiś czas wcześniej małą Alice Margaret oddano na wychowanie rodzinie zastępczej, a jej matkę Annie Elizabeth umieszczono w zakładzie dla umysłowo chorych. Jednakże o całej sprawie wiedziała osoba postronna, Mary Jane Kelly, która przez jakiś czas opiekowała się dziewczynką. Latem 1888 r. wtajemniczyła we wszystko koleżanki i grupka prostytutek spróbowała zaszantażować rodzinę królewską. Królowa Wiktoria poleciła swojemu lekarzowi, doktorowi Williamowi Witheyowi Gullowi, zlikwidowanie problem. Wszystko oczywiście winno było odbyć się dyskretnie, lecz starzejący się mason Gull skorzystał z niepowtarzalnej okazji i dokonał morderstw w ramach wolnomularskiego rytuału (a może tylko je na taki rytuał stylizując).


Historycy uznali tezy i konkluzje Knighta za niewiarygodne. Zresztą Joseph Gorman, najważniejsze źródło pisarza, po publikacji książki sam stwierdził, że jego zeznania były tylko żartem. Książka Knighta zdążyła jednak zainspirować Alana Moore'a. W latach 1989-1996 Moore wespół z rysownikiem Eddiem Campbellem wydawał w odcinkach graficzną powieść pt. From Hell (Prosto z piekła) poświęconą morderstwom z Whitechapel. Tytuł wzięto z nagłówka niezdarnego listu, który policja otrzymała w październiku 1888 r. Jesienią tamtego roku do Scotland Yardu wysyłano oczywiście kilogramy korespondencji, w której rozmaici ludzie "przyznawali" się do bycia Kubą Rozpruwaczem. Jednak tylko do listu "z piekła" nadawca dołączył fragment ludzkiej nerki.

From Hell stanowi rozwinięcie i ilustrację koncepcji Knighta. Nie sposób więc traktować komiksu jak typową opowieść kryminalną, w której detektyw tropi sprawcę i rozwiązuje zagadkę. Czytelnik od razu dowiaduje się, kto, kogo i dlaczego będzie mordował. William Gull gra tu pierwsze skrzypce, a wątek prowadzącego śledztwo inspektora Abberline'a jest tylko uzupełniającym dodatkiem. Moore prowadzi narrację niespiesznie poświęcając sporo miejsca fabularyzowanej biografii doktora, mezaliansowi księcia Alberta Wiktora i Annie, okolicznościom szantażu oraz starannym przygotowaniom do morderstw. Do pierwszej zbrodni dochodzi dopiero w piątym rozdziale (Prosto z piekła liczy ich czternaście). Gull niewzruszenie zabija dalej, policja podejmuje nieporadne śledztwo, prasa brukowa nakręca sensację. Zwrotów akcji prawie w ogóle tu nie uświadczymy. Dzieło Moore'a gdzieniegdzie się zatem dłuży, ale taka musi być cena za zachowanie paradokumentalnego charakteru od pierwszej do ostatniej karty.

Alan Moore do pisania scenariusza przygotował się z ogromną pieczołowitością, którą ujawniają kilkudziesięciostronicowe przypisy na końcu tomu. Niemalże każda strona komiksu skrzy się od szczegółów związanych z burzliwymi dziejami Londynu, zabójstwami Kuby Rozpruwacza i hipotezami Stephena Knighta. Na drugim i trzecim planie pojawiają się mniej znane postacie historyczne: malarz Walter Sickert, zdeformowany Joseph Merrick, okultysta Aleister Crowley. Realizm podkreślają starannie rozpisane dialogi czerpiące obficie z kolokwializmów i ulicznego slangu. Przeszkodę w lekturze stanowi zarazem rodzaj i (nie)wielkość użytej czcionki oraz kontrastujące z rozmiarami liter gabaryty samego woluminu. Ponad pół tysiąca stron kredowego papieru waży niemało; nigdy jeszcze nie czytałem czegoś równie nieporęcznego. Słowem, nie zabierajcie się do lektury bez lupy oraz podpórki.

Obok tematyki i szczegółowości, trzecią i prawdopodobnie największą siłę From Hell stanowi strona graficzna powieści. Kreska Campbella w przypadku twarzy i sylwetek wydaje się nieco topоrna, ale za to świetnie oddaje zatłoczone, hałaśliwe wnętrza pubów i mgliste, zlane deszczem ulice Londynu. Kilka kadrów znienacka atakuje czytelnika rozmachem i rozmiarem: w pamięci utkwiły mi siedzący portret zgrzybiałej Wiktorii i monumentalny wizerunek boga Jahbulona.

Z kolorów Campbell uznaje wyłącznie biel i czerń, nie sięgając nawet (z paroma rozmyślnymi wyjątkami) po odcienie szarości. Z miejsca nasuwa się więc pytanie: Jak komiks o Kubie Rozpruwaczu, nie bojący się przecież pokazywać przebiegu poszczególnych zbrodni wyraziście i z bliska, radzi sobie bez czerwieni? Otóż radzi sobie wręcz doskonale, bo zastąpienie jej ubitą czernią nie tylko wymieniło ordynarną brutalność na wiktoriańską grozę, ale także przydało rzeczonym scenom turpistycznego waloru. Warto zresztą przypomnieć, że przed Campbellem po takie rozwiązanie sięgnął Hitchcock, który w słynnej sekwencji pod prysznicem w czarno-białym Psycholu imitował krew czekoladowym syropem. Natomiast we From Hell wstrząsającą kulminację monochromatycznego stylu odnajdziemy w niemym rozdziale, w którym Gull przez kilka godzin skrupulatnie okalecza ciało ostatniej ofiary.

W pierwszym przybliżeniu oceniam powieść wysoko, lecz gdy zastanawiam się nad uprecyzyjnieniem opinii, pojawiają się wątpliwości. Owszem, trudno nie docenić wielowątkowej narracji, wplecenia zbrodni w okultystyczną architekturę Londynu, naturalistycznego przedstawienia dziewiętnastowiecznego slumu i wiarygodnych portretów psychologicznych pogrążającego się w szaleństwie Gulla oraz zmęczonego życiem Abberline'a. Imponuje mi także myśl przemycona przez Moore'a i Campbella między kadrami: pełne rozwiązanie zagadki dowolnego mordu wymaga rzeczy niemożliwej, bo całkowitego przejrzenia środowiska, w którym doszło do przestępstwa — w najgłębszym sensie każda zbrodnia musi więc pozostać niewyjaśniona. Ów holistyczny paradoks jest dużo bardziej inspirujący od historiozoficznej tezy, jakoby morderstwa Kuby Rozpruwaczy zrodziły XX wiek z całym jego okrucieństwem. Faktycznie, Hitler musiał zostać poczęty na przełomie lipca i sierpnia 1888 r., może nawet tej samej nocy, gdy zginęła Mary Ann Nichols. Ale to samo tyczy się Wittgensteina i Chaplina.

Tak czy owak, drugie i trzecie dno w literaturze kryminalnej nie wynagrodzi nigdy braku jej tradycyjnego elementu, czyli trzymającej w napięciu i powoli odkrywającej karty fabuły. Moore niby nie eksperymentuje za bardzo z formą, ale czytelnik od początku wie za dużo, a przecież z Kubą Rozpruwaczem powinna wiązać się tajemnica, w najlepszym razie przenikniona tylko na poły. Niektórym nie będzie to przeszkadzać i mnóstwa literackiej satysfakcji dostarczy im odkrywanie poszczególnych warstw utworu ze spekulacjami nad naturą czasoprzestrzeni włącznie. Inni, tak jak ja, będą jednak żałowali, że pewne fragmenty From Hell zamiast przywodzić na myśl utwory Agathy Christie kojarzą się raczej z Dr. Manhattanem, bohaterem innej słynnej powieści graficznej Moore'a.

Z postaciami słynnych morderców wiąże się pewna bolączka moralna. Zapamiętujemy ich twarze i nazwiska nie wiedząc zazwyczaj nic o ofiarach. W przypadku nigdy niezidentyfikowanego Kuby Rozpruwacza pierwsza połowa tego problemu rozmywa się i zostaje zastąpiona przez popkulturowy symbol. A druga połowa?

Alan Moore zadedykował swoje dzieło pięciu kobietom: Polly Nichols, Annie Chapman, Liz Stride, Kate Eddowes oraz Marie Jeannette Kelly. "Wy i wasza śmierć: tylko tego możemy być całkowicie pewni. Dobranoc paniom".






Komentarze

Mateusz (2013-04-21 22:04:50)

Fajny tekst. Wyszła Ci bardzo zrównoważona recenzja - bo właściwie ani nie zniechęcasz, ani nie zachęcasz do lektury. No nic, "From Hell" na pewno nie znika z mojej listy mastridów. Jaką nazwą określiłeś jednostkę na nowej skali ocen?

Borys (2013-04-21 23:04:53)

Dzięki! To są lawy, ale skala ocen wcale nie jest nowa.tutaj i tutaj.

Mateusz (2013-04-23 15:04:03)

OK... Te notki uświadomiły mi dwie ważne kwestie:a) skala jest stara, lawom stuknie w tym roku już 5 lat!b) mam swoje konto na My Operze, hie, hie!

Borys (2013-04-23 20:04:06)

Bo kiedyś byłeś przewodniczącym fanklubu Blogrysa. Ba, kiedyś miałeś nawet swój blog...