Blogrys

Filmorys (16)

Czytasz starą notkę zaimportowaną z WordPressa. Niektóre elementy układu stron – w szczególności rozmiary i zakotwiczanie ilustracji oraz światło – mogą pozostawiać sporo do życzenia. Gdzieniegdzie wyparowały też multimedia, w szczególności zagnieżdżone wideo z YT.

W numerze:
Monster, czyli Charlize Theron nie lubi mężczyzn
Ringu, czyli zło wyłazi ze studni
Lost in Translation, czyli film o niczym
Knowing, czyli Nicholas Cage ratuje świat
Knocked Up, czyli śmiech, łzy i niechciana ciąża ...




Monster
(Monster; 2003)

Po filmy o tematyce gejowsko-lesbijskiej sięgam rzadko, ponieważ od homofobii paruje mi telewizor. Owszem, dla Seana Penna obejrzałem Milka, ale Brokeback Mountain wciąż omijam, a przed filmami Almodóvara wprost uciekam. Więc dlaczego Monster? Chyba przede wszystkim dlatego, że byłem świeżo po seansie Prometeusza i chciałem na własne oczy zobaczyć, jak bardzo da się zbrzydzić Charlize Theron.

Da się. Bardzo. Theron wciela się tu w postać autentyczną: prostytutkę-morderczynię Aileen Wuornos straconą w 2002 r. za sześć zabójstw. Filmową Aileen uwikłano poza tym w lesbijski związek z dziewczyną na gigancie (Christina Ricci). Scenarzystki nie poniosła bynajmniej fantazja, gdyż młodą Selby wzorowano na Tyrii Moore, kochance prawdziwej Wuornos. Monster staje się więc prawdziwszą, bardziej naturalistyczną wersją Thelmy i Louise. Wątek kryminalny wciąga; widz szybko zaczyna zresztą kibicować Aileen kasującej kolejnych obleśnych typów. Wątek romantyczny (erotyczny?) również wypada bardzo przekonująco, bo między Theron a Ricci jest dużo chemii. Telewizor w paru scenach parował, owszem.


*****



Krąg
(Ringu; 1998)

Remake Kręgu uważam za jeden z najlepszych horrorów, jakie widziałem w życiu. Niedopowiedzianą grozę morderczej kasety wideo ożeniono z frapującą zagadkę jej pochodzenia rozwiązywaną przez główną bohaterkę — a zegar nieubłaganie tykał, trzymając widza na krawędzi fotela. Mówiono mi, że japoński pierwowzór jest jeszcze lepszy, ale wiedząc, jak schizowe potrafią być dalekowschodnie produkcje, przez wiele lat bałem się go obejrzeć. Gdy wreszcie się przemogłem, przeżyłem przede wszystkim rozczarowanie. To niby dokładnie ta sama historia, ale ponieważ rozegrano ją wolniej i położono większy nacisk na psychologię postaci, oryginał straszy mniej. A może i straszy tak samo, ale to ja stałem się starszy...?


*****



Między słowami
(Lost in Translation; 2003)

Reżyserka w pierwszej scenie próbuje zwrócić naszą uwagę kształtną pupą śpiącej Scarlett Johansson, a przez pozostałych 100 minut próbuje tę uwagę utrzymać snując opowieść o dwójce ludzi odnajdujących w sobie bratnie dusze na neonowych ulicach obcego Tokio. Ona to młoda i zaniedbywana żona, on (Bill Murray) to zblazowany aktor, który przyjechał do Japonii, by zagrać w reklamie gorzałki. Uczucie rodzące się między nimi trochę trudno nazwać miłością, choć jest to z pewnością coś więcej niż spontaniczna przyjaźń.

Bardzo lubię Billa Murraya i jego tragikomiczny wyraz twarzy. Nie przepadam natomiast za Scarlett Johansson i nie lubię filmów-snujów. Owszem, znalazłoby się tu kilka elementów godnych docenienia (z poczuciem tokijskiej obcości na czele), ale długim cieniem rzuca się na nie wszystkie fabuła o niczym. Jednak z czasem, mimo narracyjnej pustki, przywiązujemy się trochę do bohaterów i koniec końców film Sofii Coppoli zapada w pamięć jako nie najgorszy.


*****



Zapowiedź
(Knowing; 2009)

Obok Loopera największa chyba niespodzianka roku. No ale Looper, choć słabo rozreklamowany, miał przynajmniej dobre recenzje, tymczasem Zapowiedź równano swojego czasu bezlitośnie z ziemią. Spodziewałem się więc żenująco słabego kina apokaliptycznego z Nicholasem Cagem, dostałem natomiast film może niezupełnie udany, ale na pewno niezły; może nie do końca zrywający z emmerichowską konwencją, ale na pewno ambitny (w końcu Alex Proyas nakręcił kiedyś doskonałe Mroczne miasto).

Reżyser trzyma na wodzy efekciarstwo i zastępuje je budowaną powoli atmosferą ostatecznego zagrożenia. Gdyby tylko pytania o determinizm i transcendencję postawiono śmielej, gdyby przemontowano kilka niezręcznych sekwencji, gdyby wreszcie zastąpiono Cage'a aktorem o niekońskiej twarzy, z Zapowiedzi byłby naprawdę wyśmienity film. Moje cztery gwiazdki dają więc ocenę nieco zawyżoną, ale Knowing zasługuje na cieplejszą notę po tych wszystkich wylanych nań kubłach pomyj.


*****



Wpadka
(Knocked Up; 2007)

Znerdziały Seth Rogen poznaje na imprezie zjawiskową Katherine Heigl. Pod wpływem idą do łóżka. Niechciana ciąża z pewnością nie pomoże dziewczynie w nabierającej właśnie impetu karierze telewizyjnej. Macierzyńskim entuzjazmem nie napawa również tusza i nieżyciowa niezaradność ojca. Alison postanawia jednak urodzić dziecko, a Ben, dowiedziawszy się o tym, decyduje się dziewczynę wesprzeć. Oboje mają dziewięć miesięcy na stworzenie udanego związku.

Przyjemnie obejrzeć film uderzający w młodzieżowe struny i pozbawiony moralizatorskiego tonu, ale jednocześnie kontestujący cywilizację śmierci. Dla nastolatka Wpadka ze swą lekcją odpowiedzialności stanowi z pewnością lekturę odpowiedniejszą niż, dajmy na to, studium najebki w Projekcie X. Nie wolno jednak zapominać, że film Judda Apatowa jest przede wszystkim komedią i jako taka wypada nie najlepiej. Reżyser próbuje rozśmieszać słowem, nie gagiem, lecz w rezultacie większość jego bohaterów cierpi na oralną biegunkę. Jasne, zdarzają się tu niezłe teksty, ale dialogi we Wpadce to bardziej popis grafomaństwa aniżeli inteligentnego humoru.


*****






Komentarze

Arek (2012-10-30 20:10:08)

Do tego "Monstera" to mnie przekonałeś. Ach, no i plus za parowanie telewizora, słyszałem, że Tomek ma podobnie.