Blogrys

Filmorys (11)

Czytasz starą notkę zaimportowaną z WordPressa. Niektóre elementy układu stron – w szczególności rozmiary i zakotwiczanie ilustracji oraz światło – mogą pozostawiać sporo do życzenia. Gdzieniegdzie wyparowały też multimedia, w szczególności zagnieżdżone wideo z YT.

Do jedenastego Filmorysu trafiają dwie rekomendacje, trzy przestrogi i jedno rozczarowanie. A ujmując sprawę gatunkowo: serial animowany, quasihorror, dramat kryminalny, dwa thrillery i szpiegowska nowość. Przypominam, że pod plakatami kryją się linki do zwiastunów. ...



Family Guy (sezon 2)
(1999/2000)

Dawno temu obejrzałem "z doskoku" kilka odcinków Family Guya na TV4. Owszem, epizod, w którym zmniejszony Stewie podróżuje w głąb nasieniowodów własnego ojca, by niczym w arcade'owej strzelance przetrzebić plemniki rodziciela i uniemożliwić poczęcie brata, rozbawił mnie do łez. Na drodze do immersji stanęło jednak niezgrabne polskie tłumaczenie i lektor zagłuszający oryginalną ścieżkę dźwiękową. Zawiesiłem więc dalsze oglądanie serialu Setha MacFarlane'a... a może to TV4 zawiesił dalszą emisję?. Tak czy owak, Family Guy wypadł poza mój popkulturowy widnokrąg, a zwolnione przezeń miejsce zajęli wkrótce Simpsonowie.

Minęło prawie dziesięć lat i w ramach przedświątecznej promocji kupiłem drugi sezon FG. Znowu zostałem rozbawiony do łez poszczególnymi odcinkami, a na dodatek zachwyciłem się wreszcie serialem jako takim. Spróbujmy więc wymienić jego zalety, pokrótce i w przypadkowej kolejności: Po pierwsze, nieliniowa kompozycja odcinków obfitujących w dygresyjne reminescencje bohaterów. Po drugie, humor, dosadny, cięty, ale i przemyśl(a)ny. Po trzecie, opary absurdu, w których unoszą się niektóre postacie (najmądrzejszym członkiem rodziny jest gadający playboyowaty pies; z kolei najmłodsza latorośl to typ "złego geniusza", który marzy o zamordowaniu własnej matki). Po czwarte, intertekstualność. Daleko mi do wyłapania wszystkich nawiązań, ale te, które wyłapuję, dostarczają mnóstwo intelektualnej frajdy.


*****
Exorcist: The Beginning
(Egzorcysta: Początek; 2004)

Wymysłem Szatana jest kręcenie prequeli i sequeli przebojów filmowych sprzed lat. Twórcy nowego Egzorcysty nie mieli oporów przed zawarciem paktu ze Złym, ale postanowili nie iść na łatwiznę i skorzystali z zupełnie innego schematu niż ten, wedle którego zbudowany był pierwowzór. Tak więc przez cztery piąte czasu projekcji film Renny'ego Harlina to nudnawe (choć nie na wskroś nudne) kino przygodowe z udziałem sił nadprzyrodzonych. O żwawej akcji możemy zapomnieć; nie pozwoliła na to ranga oryginału, skazująca prequel na cierpiętniczy ton. W finale Egzorcysty: Początku dochodzi co prawda do wolty i widzowi gwałtownie zostaje przypomniana tytułowa profesja, ale takie rozstrzygnięcie miast zbawienia przynosi tylko ostateczne potępienie.


*****
Goodfellas
(Chłopcy z ferajny; 1990)

To już drugi, po Wściekłym byku, uznany film Martina Scorsesego, który nie przypadł mi do gustu. Opowieść o gansterskim wzlocie i upadku Henry'ego Hilla w ogóle mnie nie wciągnęła, a z biegiem scen coraz większą nienawiścią darzyłem ustawiczną narrację z offu. Ja też się cieszę, że filmy od dawna nie są nieme, niemniej sądzę, że ekranowe historie powinno opowiadać się obrazem i dialogami, nie monologami. Jasne, wiem, że Scorsese kręcił w oparciu o fakty, co ograniczyło mu pole manewru i wymusiło rozwiązania niefortunne z dramaturgicznego punktu widzenia. Ale czy jeśli w moich oczach zmyśleni Ojciec chrzestny i Pewnego razu w Ameryce wygrywają o kilka długości z prawdziwymi Chłopcami z ferajny i Wrogami publicznymi, to wolno stwierdzić, że autentyczni gangsterzy, choć groźni, są po prostu nudni?


*****
Diabolique
(1996)

Dwie kobiety (sukowata Sharon Stone i anielska Isabelle Adjani) łączą siły, by zamordować nadzwyczaj sukinsynowatego faceta będącego mężem jednej z nich i kochankiem drugiej. Do zabójstwa dochodzi na początku filmu, a reszta fabuły związana jest z następstwami mordu i ze śledztwem prowadzonym przez wścibską detektw (jak zwykle znakomita Kathy Bates). Film to remake francuskiego thrillera z 1955 r. Ponieważ trudno powiedzieć, z czego konkretnie wynika jego słabość, należy zwalić winę na reżysera Jeremiaha S. Chechik (którego dwa lata później nominowano do Złotej Maliny za Rewolwer i melonik). Diabolique zupełnie się "nie klei", napięcia brak, finał żenuje. Diabelskości za grosz.


*****
Twisted
(Amnezja; 2004)

Świeżo mianowana pani detektyw prowadzi śledztwo w sprawie morderstw popełnianych na młodych mężczyznach. Co ofiary mają ze sobą wspólnego? Ano to, że każda z panią detektyw kiedyś się przespała. Niewykluczone, że zdradziłem zbyt dużo z fabuły, ale nie mam bynajmniej wyrzutów sumienia, bo film jest chałą. Owszem, ponętna Ashley Judd występuje tutaj w nietypowej dla gatunku roli "puszczalskiej policjantki", ale na aktorce i jej bohaterce kończą się zalety przewidywalnej do bólu Amnezji. Wady natomiast ciągną się od tandetnego prologu do tandetnego epilogu. Właśnie tak: to rzadki przypadek filmu, w którym i scena otwierająca, i końcowa, są przeraźliwie słabe.


*****
Tinker, Tailor, Soldier, Spy
(Szpieg; 2011)

Najnowsza ekranizacja książki Johna le Carrego dotarła do Norwegii z haniebnym opóźnieniem, więc przez wiele miesięcy musiałem pocieszać się zwiastunem. Obejrzałem go niezliczoną ilość razy i zawsze otwierające trailer słowa "Mamy kreta na samej górze brytyjskiego wywiadu" budziły we mnie ciarki. Po seansie... cóż, po seansie ciarki pojawiają się nadal, z tym że teraz już wiem, kto i dlaczego był kretem. A jak bardzo słusznie zauważono w Esensji, kluczem do zrozumienia filmu jest niekoniecznie pytanie o tożsamość szpiega, ale raczej o powód jego zdrady.

Gęsta fabuła trwa przeszło dwie godziny i we współczesnym rozumieniu słowa "akcja" dzieje się tu stosunkowo niewiele. Czas spędzony w kinie minął mi jednak jak z bicza strzelił, bo od strony warsztatowej film jest po prostu perfekcyjny (aktorstwo, muzyka, montaż, imitowanie lat siedemdziesiątych). Żaden element nie zgrzyta także w przemyślnej intrydze, której nie można nawet zarzucić zbytniego skomplikowania, gdyż da się ją ogarnąć za pierwszym obejrzeniem — chociaż bez wątpienia nastepne seanse odsłoniłyby przed widzem rozliczne niuanse. Malutki żal mam tylko do "płaskiej" linii napięcia: Chociaż film od początku do końca trzyma widza na krawędzi fotela, to na zakończenie nie dostajemy żadnego fabularnego fajerwerku. Z drugiej strony, gdybyśmy dostali, to film utraciłby zapewne na wiarygodności.

Wyśmienite, konserskie kino. Wyliczmy więc jeszcze raz: Druciarz... krawiec... żołnierz... SZPIEG.


*****






Komentarze

Arek (2012-02-24 23:02:34)

Tego "Szpiega" to koniecznie zobaczyć muszę, z ostatnio obejrzanych polecam Ci natomiast "Wyjście przez sklep z pamiątkami" - spodoba Ci się :)

muadim_maciej_markisz (2012-03-26 00:03:02)

I jednak 3 gwiazdki przyznałeś - cieszę się.

Anonim (2012-03-26 00:03:16)

Cały film, jego specyficzny, ciężkawy film - ciężkawy styl - oczywiście; miało być. :)) Pozdrawiam. :)

muadim_maciej_markisz (2012-03-26 00:03:44)

Goodfellas;(Chłopcy z ferajny; 1990) - A dla mnie akurat to udany film. Przyznaję iż niezwykle specyficzny i może być nudny. Dla mnie ta nuda, miernota i to spojrzenie z boku, a raczej ukosa (narracja, styl, ujęcia) - to dodaje specyficznego dystansu, a przez to dalej jak dla mnie autentyczności temu filmowi. Gangsterzy - bandziory są autentyczni, zatrważający, przerażający, nie mam poczucia iż oglądam gangsterów spod Burger Kinga, tylko takich, których bać się mam. Cały film, jego specyficzny, ciężkawy film jest unikalny. Dziwny - przyznaję - sięgam po niego bardzo rzadko, choć ze 3 razy już go sobie obejrzałem.

Borys (2012-03-26 08:03:02)

"Spojrzenie z ukosa" to doskonałe określenie na narrację w tym filmie — i w tym przypadku nie jest ono komplementem. :)

muadim_maciej_markisz (2012-03-26 20:03:31)

Ale jednak 3 gwiazdki były. :))