Wyspa Niczyja
książki ::: 2011-08-20 ::: 840 słów ::: #299
Czytasz starą notkę zaimportowaną z WordPressa. Niektóre elementy układu stron – w szczególności rozmiary i zakotwiczanie ilustracji oraz światło – mogą pozostawiać sporo do życzenia. Gdzieniegdzie wyparowały też multimedia, w szczególności zagnieżdżone wideo z YT.
— Wznosimy się?
— Przeciwnie! Balon się obniża!
— Gorzej, panie Cyrusie, spadamy!
— Trzeba natychmiast wyrzucić balast!
— To już ostami worek!
— Czy balon się unosi?
— Nie!
— Chyba słyszę plusk fal!
— Pod nami morze!
— Nie więcej jak pięćset stóp pod nami!
W powietrzu rozległ się donośny głos:
— Wyrzucić wszystko, co ma jakąkolwiek wagę! Wszystko bez wyjątku! I... niech Bóg ma nas w swojej opiece!
Nie wszystkie dziewiętnastowieczne powieści zaczynają się od ośmiu akapitów opisu przyrody lub od aforyzmu o szczęśliwych i nieszczęśliwych rodzinach. Niektóre, tak jak Tajemnicza wyspa rzucają czytelnika w wir akcji. Dosłownie w wir.
W dzieciństwie bardzo lubiłem twórczość Verne'a. Imponowała mi zimna krew Fileasza Fogga, fascynowały zagadki wnętrza Ziemi odkrywanego wraz z profesorem Lindebrockiem, ale tak naprawdę tylko Tajemnicza wyspa pochłonęła mnie bez reszty. Byłem już wtedy po lekturze Robinsona Cruzoe, zatem pomysł francuskiego pisarza okazał się strzałem w dziesiątkę: Nie jeden rozbitek, ale pięciu. I żaden z nich nie musi kosić zboża własnymi zębami, bo przecież... najpierw można skonstruować piec hutniczy, potem wytopić żelazo, następnie wyprodukować kosy, a na koniec zbudować młyn. Czyż nie powinniśmy uznać Cyrusa Smitha, człowieka, który z banana i muszli buduje odlewnię, za industrialny archetyp MacGyvera?
Po piętnastu latach przerwy postanowiłem odświeżyć Verne'a. Na pierwszy ogień poszło więc jego opus magnum. L'Île mystérieuse, czytana dzisiaj, okazała się, zgodnie z oczekiwaniami, mniej porywająca niż za młodu. Zaskoczyły mnie jednak — i dostarczyły przewrotnego ubawu — trzy wielkie anachronizmy, które jakby nie było kształtują powieść od strony psychologicznej oraz przygodowej.
Po pierwsze, kobiety. A raczej ich brak. Jak wiadomo, na Wyspie Lincolna trafiło pięciu mężczyzn w sile wieku. Nie wiadomo mi nic o popędzie emocjonalno-seksualnym genialnych inżynierów, ale z lekcji biologii i antropologii wszyscy wiemy, że dziennikarze-obieżyświaty, marynarze, dorastający młodzieńcy i Murzyni to jednostki nad wyraz jurne. Tymczasem w ciągu czteryech lat spędzonych na wyspie bohaterowie w ogóle nie myślą o kobietach — nie licząc ojczyzny. Młodego Harberta usprawiedliwia co prawda fakt, że na ilustracjach Férata wygląda jak wzorowy onanista, ale pozostałym podobnego alibi już brakuje. Żaden z rozbitków-kolonistów nie zostawił zresztą w dalekim świecie żony, narzeczonej ani kochanki. I W 80 dni dookoła świata, i Podróż do wnętrza Ziemi były wiarygodniejsze pod tym względem, choć oczywiście i na nie padł głęboki cień pruderii epoki.
Po drugie, wspomniany Murzyn. A raczej jego dyskretny wyzysk. Jak wiadomo, w dziewiętnastym wieku nasi czarnoskórzy bracia nie mieli lekko. Na szczęście dla Neba jego czterej biali kompani są, jak na Jankesów przystało, nadzwyczaj postępowi w kwestiach rasowych i pomimo korzystnych warunków klimatycznych żaden z nich nie wpada na pomysł założenia plantacji bawełny. Jednakże Neb szybko zostaje zredukowany do ról kucharza, lokaja i sprzątaczki. W sensie obywatelskim traktuje się go niby równorzędnie, ale czuć, że najmniejszy przejaw emancypacji doprowadziłby do zawiązania na Wyspie Lincolna śródoceanicznej sekcji Klanu. Pojawiają się też nadzwyczaj wyraźne sugestie, że czarnoskórego bohatera mogłaby zastąpić wyszkolona małpa. Oj, Nebie, Nebie, sam jesteś sobie winien, po co było ciągle zwracać się do inżyniera per "Mój panie"?
Po trzecie, ekologia. A raczej kompletne ignorowanie środowiskowej problematyki. Jak wiadomo, Tajemnicza wyspa o dziewięćdziesiąt lat wyprzedziła publikację Cichej wiosny. Nie mamy więc prawa wymagać od Verne'a najmniejszych oznak ekologicznej świadomości, co wszak nie znaczy, że podtytuł powieści nie mógłby brzmieć Wstęp do gospodarki rabunkowej. Włos jeży się bowiem na głowie, gdy czytamy, co ekipa Cyrusa wyprawia na "swojej" wyspie, a w szczególności jak wygląda jej stosunek do miejscowej fauny. O, jakie piękne egzotyczne ptaki! Szybko, zajebmy je kamieniami, gdzie są jakieś kamienie, na kolację będzie pieczyste. Po plaży dostojnym krokiem maszeruje sobie wielki żółw? Przewróćmy go na grzbiet i pobiegnijmy po topory, informując przy okazji Neba, żeby przyszykował wielki garnek na dwadzieścia litrów rosołu żółwiowego. Odległy zakątek wyspy zamieszkują Bogu ducha winne dzikie koty? Ho ho, niedługo więc ściany naszej jaskini ozdobią ich piękne futra, a my dajemy sobie dżentelmeńskie słowo honoru, że nie spoczniemy, dopóki nie wybijemy tych cętkowanych potworów co do nogi. Gdy Harbert, notabene chodząca encyklopedia botaniki i zoologii, próbuje urządzić miniwykład na temat różnych gatunków kangurów, jego opiekun Pencroff przerywa mu ze śmiechem i oznajmia, że dla niego istnieją tylko dwa rodzaje torbaczy — te na wolności i te z rusztu. Sami domyślcie się, jaka transformacja filogenetyczna czekała wkrótce kangury z Wyspy Lincolna.
* * *
Dziwię się bardzo, że Tajemnicza wyspa nie doczekała się jak dotąd porządnej, czyli wysokobudżetowej i wiernej, ekranizacji. To przecież wymarzony materiał na mniej więcej trzygodzinny scenariusz filmu przygodowego, scenariusz co prawda jednowątkowy i epizodyczny, ale za to obfitujący w gotowe zwroty akcji, z Tajemnicą czającą się w tle i ze spektakularnym finałem. Opowieść o retrorozbitkach na nie do końca zwyczajnej wyspie powinna w epoce post-LOST-owej zarobić krocie.
Druga potencjalna inspiracja to komputerowy symulator a'la Dwarf Fortress. Zastąpmy tylko krasnoludy rozbitkami a tunele kominami, dostosujmy mechanikę i sami odtwarzajmy dzieje przedsiębiorczych i nieustraszonych kolonistów. Tylko, litości, nie w ASCII.
Tajemnicza Wyspa z pewnością nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Panie Smith, czy nie ma pan już dość półki?
____________________
Za nagłówek posłużył fragment ilustracji Julesa Férata. Tutaj jest ich dużo więcej.
Komentarze
Seji (2011-08-21 09:08:20)
Sa jakies przymiarki do serialu TV.Co do kobiet - Borysie, dzentelmenom w tych czasach nie wypadalo. ;)