Blogrys

Trochę kultury?

Czytasz starą notkę zaimportowaną z WordPressa. Niektóre elementy układu stron – w szczególności rozmiary i zakotwiczanie ilustracji oraz światło – mogą pozostawiać sporo do życzenia. Gdzieniegdzie wyparowały też multimedia, w szczególności zagnieżdżone wideo z YT.

Kluczem do wydajnej intelektualnej pracy są cogodzinne pięciominutowe przerwy. Trzeba pozwolić odpocząć umysłowi od intensywnie zgłębianego zagadnienia i zająć go przez chwilę czymś innym, czymś, co pozwoli mu się odprężyć, lecz zarazem utrzyma go w stanie umiarkowanej koncentracji. Lord i ja wiemy o tym ucinając sobie króciutkie pogawędki na chacie w trakcie godzin pracy. Oczywiście, nigdy przenigdy nie rozmawiamy o pierdołach. Niezmiennym tematem naszych intelektualnych mikrokonwersacji jest kondycja stanu ludzkiego: Lubimy wspólnie dumać nad możliwościami jej poprawy. Ostatnio, zainspirowani problematyką interpretacji twórczości Herberta, pochyliliśmy się nad kulturą i kwestią finansowania tejże z budżetu państwa. Oto główne spostrzeżenia składające się na wyciąg z tamtej dyskusji. Rzecz jasna, poszczególne punkty nie mają żadną miarą definitywnego charakteru (pięć minut przerwy minęło szybko i musieliśmy wracać do pracy!); są aporetyczne i częściowo nieuczesane. Zapraszamy do polemiki pod szyldem „Czy należy finansować kulturę?“.

1. Czy w ogóle da się usprawiedliwić finansowanie kultury z podatków? Prawdopodobnie tak, gdyż da się wskazać wiele pożytków płynących z kultury dla społeczeństwa; przede wszystkim taką jego konsolidację, która jest korzystna z ekonomicznego i politycznego punktu widzenia. Rzecz w tym, że usprawiedliwienie finansowania kultury implikuje usprawiedliwienie finansowania religii! Bo nawet jeśli religia „sama w sobie“ nie potrafi konsolidować społeczeństwa (teza skrajnie wątpliwa), to posiada przecież rozliczne aspekty kulturowe. Skoro więc zdecydowaliśmy się na finansowanie Miłosza, powinniśmy finansować też Kościół. I to i to niesie ze sobą subiektywne wartości humanistyczne. Czemu jeden subiektywizm miałby być lepszy od drugiego?

2. Lord zwrócił uwagę, że finansowanie kultury z budżetu państwa jest zjawiskiem stosunkowo nowym. Wcześniej, przez wiele tysiącleci, istniała rozbudowana instytucja mecenatu, która doskonale radziła sobie z promowaniem kultury wysokiej. W tym momencie pojawia się więc kluczowe pytanie: Czy finansowanie budżetowe lepiej rozwija kulturę niż mecenat? Czy ktoś to zmierzył?

3a. Czy każdej złotówki idącej z publicznej kasy na stypendia dla artystów nie należałoby przeznaczyć na naukę (ścisłą)? Niech artyści utrzymują się sami, a jeśli nie potrafią sprzedać swoich dzieł, niech zmienią zawód. Oczywiście, twarde prawa rynku równie dobrze można zastosować wobec naukowców — jeśli nie potrafią utrzymać się z patentów i publikacji (popularyzatorskich bądź podręcznikowych), niech giną. Różnica polega jednak na tym, że z nauki i technologii płyną konkretne i wymierne korzyści przekładające się na poprawę poziomu życia wszystkich obywateli. Z wierszy Herberta — nie.

3b. W tym momencie nasze opinie okazały się rozbieżne. Ja uważam, że kultura również niesie ze sobą bardzo wymierne korzyści, jednak zazwyczaj trudno je dostrzec w skali lat — tutaj trzeba dekad lub nawet stuleci. Ot, na przykład krzewienie ducha patriotycznego w narodzie poprzez poezję może przyczynić się do wygrania wojny pół wieku później. Poza tym myśl humanistyczna od zarania dziejów kładła, wespół z filozofią, podwaliny pod nowoczesną naukę. (Ale pamiętajmy oczywiście o tym, że podwaliny te zostały położone pomimo nieistnienia publicznego finansowania kultury. Tutaj wracamy zatem do pytania z punktu 2 o skuteczności mecenatu). Tymczasem Lord uważa, że korzyści płynące z kultury są zbyt hipotetyczne, zbyt dalekosiężne i zbyt subiektywne, by przeznaczać na nie publiczne pieniądze — w przeciwieństwie do korzyści z nauki.

4. Dyskusję zakończyła konkretna propozycja przedstawiona przez Lorda: Każdy obywatel powinien sam decydować, na co przeznaczy część swojego podatku, czy na naukę, czy na kulturę. COŚ musiałby wybrać, nie mógłby po prostu zatrzymać pieniędzy w swojej kieszeni — to konkurencja, nie dobrowolność, sprzyja kapitalizmowi. Tym sposobem pojawiłby się element zdrowej rynkowej realizacji między nauką a kulturą, a świadomość obywatelska dotycząca obu tych dziedzin siłą rzeczy by wzrosła. Oczywiście, należałoby wprowadzić pewne odgórne ograniczenia — podatnikowi nie wolno byłoby finansować ani pseudonauk pokroju astrologii, ani popkultury a’la ogłupiające talk-showy. Rzecz jasna, granica w wielu miejscach byłaby płynna, trudna do ustalenia. No i co ze sportem?

____________________
Lektura na zaś: „Ekonomia kultury. Przewodnik Krytyki Politycznej“. Zdjęcie (wierzchołka) Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie wykonał Giuseppe Milo.






Komentarze

LordThomas (2011-06-29 11:06:04)

I co? Żadnego flejma?Weź Borys może napisz o Google+ to ktoś się zainteresuje.

LadyAnna :P (2011-06-30 12:06:24)

Myśl, która mi przychodzi do głowy czytając cały artykuł: po kiego grzyba finansować coś co dziś zwiemy kulturą, jeśli każdy "kulturalny" człowiek i tak bardziej doceni coś, co zostało stworzone jakiś czas temu?Poza tym większość ludzi jest tak pochłonięta konsumpcyjną stroną życia, że nawet by pewnie tego nie docenili albo (co gorsza) nalegaliby na finansowanie właśnie programów typu talk-show. Jak znamy naszych kochanych polityków - pewnie by ulegli presji publicznej i cały ten pomysł zmieniłby się w karykaturę pierwowzoru.Ośmielę się nawet stwierdzić, że głos ludu mógłby być za finansowaniem nauki, jeśli tylko dobrze przedstawić sprawę. W końcu to informatycy dbają o działanie facebooka czy youtubea, inni inżynierowie tworzą mosty, drogi, nowe modele telefonów komórkowych...

LadyAnna :P (2011-06-30 13:06:16)

Pomysł finansowania kultury głąbie :P Mówię tylko, że finansowanie nauki ma większe szanse powodzenia.W ogóle jak śmiesz naśmiewać się z moich wypowiedzi? Zapomnij o małym "co nieco" :P

LordThomas (2011-06-30 13:06:28)

Yyy... no dobra, masz racje, a ja się mylę :P

LordThomas (2011-06-30 13:06:39)

Originally posted by anonymous:

... i cały ten pomysł zmieniłby się w karykaturę pierwowzoru.Ośmielę się nawet stwierdzić, że głos ludu mógłby być za finansowaniem nauki ...
Pomysł by nie wypalił, a NAWET mógłby doprowadzić do finasowania nauki? Faktycznie słabo :P

LadyAnna :P (2011-06-30 14:06:46)

Ogłaszam wszem i wobec zwycięstwo cycków nad intelektem! :D

Borys (2011-06-30 15:06:39)

@LadyAnna:Poza tym większość ludzi jest tak pochłonięta konsumpcyjną stroną życia, że nawet by pewnie tego nie docenili albo (co gorsza) nalegaliby na finansowanie właśnie programów typu talk-show.Pomysł Lorda został w analogiczny sposób zmasakrowany przez mojego byłego kolegę z pokoju w pracy, obecnie Doktora od Kwantowego Efektu Halla, który powiedział, że gdyby zezwolić na takie "swobodne" finansowanie kultury, to na każdym rogu wyrósłby stadion piłkarski. Właśnie dlatego konieczne byłoby wprowadzanie jakichś ograniczeń. Tylko że takie ograniczenia to problematyczna i arbitralna rzecz. Ogłaszam wszem i wobec zwycięstwo cycków nad intelektem!Pamiętaj, że wielu informatyków ciągle dzielnie walczy!

LordThomas (2011-06-30 15:06:55)

No i poziom bloga leci w dol :P Zaraz Borys bedzie bany rozdawal.

Misiolak (2011-07-01 11:07:03)

Tu też mam trollować?Czy warto inwestować w naukę? Tak. Czy warto inwestować w kulturę? Tak. Z punktu widzenia państwa obie dziedziny są istotne, choć działają różnie.Kultura powinna być jak najbardziej otwarta i szeroko dostępna, bo tworzy/wzmacnia markę np. "wszystko, co amerykańskie, jest dobre". Z kolei nauka powinna być możliwie zamknięta, by innym sprzedawać swoją wiedzę możliwie drogo. I tu odzywa się kulturalne wsparcie, dzięki któremu państwo może sprzedać drożej :)Ad. 1) Jak wszystko, to wszystko :PAd. 2) Mecenat nadal istnieje w formie rozproszonej - odbiorcy końcowi płacą artyście. Ba! Dzięki technice artysta może nawet sam sobie mecenasować. BTW: dzisiejsza kultura wysoka to niegdysiejsza kultura popularna.Ad. 3) Rozrywka - natychmiastowy i niepodważalny wpływ kultury na jakość życia obywateli. Nie ma to jak relaksik przy książce, muzyce, filmie, widowisku sportowym itd. po ciężkiej pracy na dobrobyt państwa. BTW: nauka też nie jest wolna od uznaniowości.Ad. 4) Globalnie wygra ten, kto ma lepszy PR. Problemy: - binarny system nauka/kultura nie wyklucza uznaniowości, bo głosuję na kulturę myśląc o Jamalu a wsparcie dostaje malowidło smoleńskie. Podobnie z nauką - daję na walkę z rakiem, idzie na traktory;- wybór konkretnych artystów/naukowców prowadzi zaś do nadmiernego rozproszenia środków.Wybór dziedzin nauki/kultury wydaje się złotym środkiem, ale nadal mocno kulawym.IMO pytanie nie powinno brzmieć "Czy należy finansować?" tylko "Jak najlepiej rozdysponować środki?".PS. Sport - wykonawcy finansowani z puli kulturalnej, zaplecze techniczne z naukowej. :)

WesolyArek (2011-07-09 09:07:46)

Ciekawy wpis, dzięki. Bliżej mi do zrównywania roli kultury i nauki tj. do Twojego punktu widzenia, Borysie. Jesteśmy zanurzeni w kulturze i w żadnym razie nie jest to hipotetyczność.W ogóle, przy okazji umierania naukowców lub artystów z głodu trzeba sobie zadać pytanie o dziedziny życia, które są często niedostatecznie efektywne z punktu widzenia ekonomii, lecz muszą funkcjonować dla społeczeństwa. Przykład pierwszy z brzegu - komunikacja miejska. Z trójki komunikacja miejska - kultura - nauka jest ona najbardziej wymierna, daje najszybszy efekt, ale zarazem każdy z tych elementów - choć przecież tak różny - ma swój udział w dobrobycie społeczeństwa.Więc tak, finansować ;-)

MuadiM (2011-07-15 17:07:46)

Czy warto inwestować w kulturę? Pewnie że warto. Jako obywatel gotów jestem ponosić w związku z tym nawet spore koszta. Może nawet duże koszty. :D Tak myślę. :D Przeciętny Kowalski, gdy usłyszy o kulturze, odpowie: "Ja jestem za tą całą kulturą [jest w tym momencie bardzo kulturalny], popieram, dawajta kasiorę na kulturę." Jednak gdy ktoś, coś uzmysłowi mu, że poniesie realne koszty z tym związane jako podatnik; niechybnie spuści z tonu. Czym innym jest gotowość deklaracyjna obywateli, a niestety czym innym realna, szara rzeczywistość. Osobiście pisząc jak najbardziej serio - jestem "za kulturą"; jestem za wspieraniem, finansowaniem kultury. Nie tylko dla wartości, również uważam, że wspomniane różne korzyści są jak najbardziej realne. Z drugiej zaś strony w jaką "branżową dziedzinę życia" nie warto inwestować z jakichś tam powodów? Warto inwestować dużo pieniędzy w wojsko, policję, sądownictwo, szkolnictwo, marynarkę wojenną i straż morską, nawet w "Stowarzyszenie Umarłych Poetów" lub obronę cywilną. Generalnie prawie wszystko, w co się zainwestuje przyniesie / "odwdzięczy się"; dając jakieś określone korzyści. Pytanie: Co może sprawić, że przeciętnemu Kowalskiemu bliższe będzie inwestowanie w kulturę i kultura sama w sobie, aniżeli straż miejska, publiczne przedszkola albo nie wiadomo co robiąca "państwowa inspekcja przestrzeni niezagospodarowanych i poszukiwania odchyleń norm budowlanych"? Odnośnie wspomnianego powstawania wielu, olbrzymich stadionów - Może kiedyś się przydadzą jako lądowniki dla statków "obcych". :D Oczywiście inwestowanie w kulturę to pojęcie skomplikowane, ocierające się wręcz o nieuchwytność, ulotność; dla niektórych nawet absurd. Organizując bezpłatną wystawę obrazów [lokal udostępnia miasto młodemu artyście darmowo] albo rzeźb już znanego, ale wschodzącego, młodego artysty zapewniamy mu jego promocję. Promocję wizerunku danego artysty, miejsca, regionu, państwa. Nie tylko możemy liczyć na sprzedaż obrazu / rzeźby / instalacji, itp. Możemy liczyć na mniej zauważalne zyski, jak wpływy do budżetu miasta / państwa z portfeli przyciągniętych turystów zagranicznych - ci muszą po drodze zjeść hamburgera, obejrzeć Humanbombera, zjeść gdzieś obiad, wypić colę, kupić zapalniczkę, papierosy, zapłacić za pobyt w hotelu / motelu. Jest szansa, że po drodze kupią pocztówki z danego miasta i upominki w małym sklepiku. Ewentualnie upominki i ciekawe, oryginalne wyroby za stoisk na starówce, gdzie akurat nie umkną im stosy zaskakujących ich przedmiotów w ramach trwającego święta dni twojego miasta. :D Jest szansa, że tacy turyści wybiorą "naszą" miejscowość / region na spędzenie przyszłorocznego urlopu wakacyjnego. Dobrymi przykładami udanego wsparcia kultury i tworzenia pozytywnego wizerunku miasta są festiwale, święta, konkursy, pokazy, występy w Rzeszowie, Zamościu, Włodawie, które potrafią przyciągnąć turystę z całej Polski, a także turystę zagranicznego i wyprzedzają w tym bardzo często olbrzymi wobec nich zakompleksiony, zaniedbany i wiecznie płaczący Lublin [największe miasto w całym rejonie poł.-wsch. Polski]. Jeśli statystyczny Kowalski ma pomyśleć o publikacjach Herberta, zastanowić się czy chce / nie chce płacić abonamentu radiowo-telewizyjnego; musi widzieć kulturę dookoła, przynajmniej w jakiejś mierze. Ten szczebel regionalny kultury, lokalny, miejscowy; posunięcia władz miejskich, samorządowych muszą współgrać z określoną polityką władz państwowych - przynajmniej w jakiejś mierze. Przeciętny Kowalski musi to czuć i widzieć; albo na co dzień, albo raz na jakiś czas, albo choć od święta.