Uwierzyć, aby zrozumieć
x-files ::: 2011-04-16 ::: 940 słów ::: #278
Czytasz starą notkę zaimportowaną z WordPressa. Niektóre elementy układu stron – w szczególności rozmiary i zakotwiczanie ilustracji oraz światło – mogą pozostawiać sporo do życzenia. Gdzieniegdzie wyparowały też multimedia, w szczególności zagnieżdżone wideo z YT.
— Jak daleko Mulder mógłby się posunąć?
— Posunąć w jakim celu?
— Po prawdę, swoją prawdę. Jak bardzo chciał udowodnić to co chciał udowodnić?
— To było jego całym życiem.
To se ne wrati. Nigdy już nie będzie równie fajnego serialu jak MacGyver opowiadającego o samotnym wilku przekładającym intelekt nad broń palną. Nigdy już nie uda się połączyć telenowelowej dramy z Zagadką przez wielkie "Z" równie efektownie jak uczyniono to w Zagubionych. I nigdy już nie obejrzymy serialu o paranormalnych tajemnicach równie fascynującego jak Z Archiwum X. ...
Pierwszym pięciu sezonom śledztw prowadzonych przez Muldera i Scully poświęciłem pięć osobnych notek.. W niedalekiej przyszłości zamierzam na łamach blogu dokonać przeglądu najlepszych odcinków serialu. Teraz przyszła jednak pora na napisanie kilku słów o ostatnich czterech sezonach.
Są tacy, którzy uważają, że The X-Files powinno skończyć się na piątym sezonie; że wszystkie dobre pomysły zostały już wtedy zrealizowane i że scenarzyści się wypalili; że począwszy od szóstego sezonu serial począł zjadać własny ogon, a pojawienie się Doggetta dwa lata później było przeskoczeniem rekina potwierdzającym śmierć formuły. W zupełności się z takimi poglądami nie zgadzam, choćby dlatego, że w latach 1998-2002 bardzo dobrych odcinków powstało jeszcze kilkanaście, i że właśnie dla nich warto było oglądać TXF dalej. Ale nie tylko dlatego.
Szósty i siódmy sezon trzymają wysoki poziom. W szóstym dostajemy dwa wybitne odcinki niemitologiczne (Drive i Field Trip), twórcy puszczają oko do widza bawiąc się podróżami w przeszłość (Triangle) i pętlami czasowymi (Monday), otrzymujemy doskonały podwójny epizod humorystyczny (Dreamland i Dreamland II), Mulder i Scully na potrzeby jednego z dochodzeń udają małżeństwo (Arcadia), zakończony zostaje wątek Syndykatu i Spendera (Two Fathers oraz One Son). W szóstym sezonie serial nadal jest u szczytu witalności. Nie brakuje świeżych koncepcji, a scenarzyści nie boją się doprawiać epizodów szczyptami brawury wiedząc, że przez minionych pięć lat pozyskali ogromny kapitał zaufania u widzów.
W siódmym sezonie dobra passa trwa dalej, lecz tylko do pewnego momentu. Przełomowymi odcinkami stają się genialne Sein und Zeit i Closure, w których sprawa zaginionej siostry Muldera doczekuje się satysfakcjonującego zamknięcia i wzruszającego epilogu. Przedtem dostajemy jeszcze przynajmniej cztery solidne odcinki niemitologiczne (Hungry, Rush, The Goldberg Variation i The Amazing Maleeni), które nierzadko trawestują utarte eksfaljowe schematy. Niestety, po wspomnianym dyptyku coś gwałtownie pęka. Stylizowany na dokument X-Cops ogląda się jeszcze dobrze, ale potem czekają nas odcinki albo słabe (Theef, Brand X), albo będące niewypałami (all things, Hollywood A.D., Fight Club), albo wprost żenujące (First Person Shooter). Wraz z uprowadzeniem Muldera w finale siódmego sezonu przyszłość serialu staje pod znakiem zapytania. Wszyscy już wiedzą, że The X-Files od jesieni 2000 podążać będzie nowym szlakiem, ale... właściwie dokąd?
Debiutujący w pierwszym odcinku ósmego sezonu agent John Doggett podzielił fanów. Jedni uważali, że wszelkie próby zastąpienia Duchovny'ego innym aktorem są z góry skazane na niepowodzenie, bo przecież Z Archiwum X stało Mulderem od momentu pierwszego wejścia Scully do piwnicznego biura. Inni — że trzeba dać szansę Robertowi Patrickowi, bo Doggett to po prostu Doggett, nie żaden Mulder 2.0. Pamiętny T-1000 staje na wysokości zadania. Dogget Patricka okazuje się postacią tak odmienną od Muldera Duchovny'ego, że porównywanie obu agentów mija się z celem. Liczy się przede wszystkim to, że Patrick stworzył wyrazistą, charyzmatyczną kreację.
Scenarzyści bardzo dobrze rozegrali też relację między Scully i Doggettem wiarygodnie ukazując, jak nowy partner z biegiem czasu zaskarbia sobie zaufanie i przyjaźń rudowłosej agentki. Powiew świeżości wprowadziła swoista zamiana ról — Dana utraciła funkcję niedowierzającej sceptyczki na rzecz Johna, trafiając niespodziewanie na tę stronę barykady, gdzie przez siedem poprzednich lat nieugięcie stał Mulder. Scully i Dogget potrzebowali tylko kilku odcinków na dotarcie się, a potem ich perypetie oglądało się już z czystą przyjemnością. Szczerze powiedziawszy, powrót Muldera w połowie ósmego sezonu bardziej zaszkodził niż pomógł serialowi. Wiadomo było bowiem, że jest to powrót na chwilę, że Duchovny zaraz zniknie ponownie, a ekran nie dawał rady pomieścić całej trójki.
Z Archiwum X właśnie wtedy nieodwracalnie utraciło rytm i werwę.
Dziewiąty sezon stanowi już bez wątpienia porażkę. W zamyśle miał on stać się pomostem między "starym" Z Archiwum X — z Mulderem i Scully — a "nowym", z Doggettem i Reyes. Zarzucono jednak pomysł kręcenia dalszego ciągu i emisję serialu zakończono w 2002 r. Jeżeli dziewiąty sezon jest przedsmakiem tego, co mogło nas czekać w latach następnych, dobrze się stało, że kolejne odcinki nigdy nie powstały. Na miejsce zepchniętej na drugi plan Scully wprowadzono bowiem agentkę Monicę Reyes, lecz grająca ją Annabeth Gish na wysokości zadania już niestety nie stanęła. Między Reyes a Doggettem nie ma za grosz chemii, a serial zbyt często ociera się o telenowelę. Widać jak na dłoni, że pomysły na nowe odcinki się skończyły. Co gorsza, skończyła się również realizatorska werwa, bo nawet nieliczne epizody z potencjałem (Jump The Shark, William) należy zaliczyć do nieudanych. Serial traci też na froncie wizualnym — przepadła gdzieś filmowość dawnych odcinków, zastąpiła ją rażąca telewizyjność. Dno zostaje osiągnięte w "wielkim" finale, którego osnową jest łopatologiczny wykład pt. "O co w tym wszystkim chodziło".
Nie o taką prawdę walczyliśmy.
Całe szczęście, że broni się ostatnia scena. Napisy końcowe oglądamy więc mimo wszystko nie z niesmakiem, ale ze wzruszeniem.
Z Archiwum X było w dechę, jak stąd do Roswell.
— Zawsze mówiłeś, że chcesz uwierzyć. Ale uwierzyć w co, Mulder? Jeżeli to jest prawda, której szukałeś, w co jeszcze można uwierzyć?
— Chcę uwierzyć, że nie utraciliśmy naszych zmarłych. Że przemawiają do nas będąc częścią czegoś większego niż my sami, większego niż jakakolwiek obca armia. I jeśli ty i ja jesteśmy teraz bezsilni, chcę uwierzyć, że jeśli wsłuchamy się w to, co mówią, może nam zostać dana siła, by nas ocalić.
— Więc wierzymy w to samo.
— ...Może jest jeszcze nadzieja.
Komentarze
Seji (2011-04-16 23:04:44)
:)Jedyne, co lopatologicznie wylozono w ostatnim odcinku, to tekst na monitorze w bazie.Dla mnie XF sie obronily. Agent Dogbert ;) poradzil sobie niezle. Fajnie by bylo dostac jeszcze jeden film, ktory zamknalby calosc raz na zawsze, bez niedopowiedzen.
Borys (2011-04-18 10:04:32)
A guzik, tekst na monitorze w bazie był pokazany tylko przez chwilę i na dodatek było to "lustrzane" odbicie. Przyznaj się, pauzowałeś i mozolnie czytałeś? :)Dogbert...? :)
Seji (2011-04-18 13:04:17)
Pauza, screenshot, odbicie lustrzane, czytanie. :)