Przeczytane w 2009, cz. 1
książki ::: 2010-01-11 ::: 620 słów ::: #248
Czytasz starą notkę zaimportowaną z WordPressa. Niektóre elementy układu stron – w szczególności rozmiary i zakotwiczanie ilustracji oraz światło – mogą pozostawiać sporo do życzenia. Gdzieniegdzie wyparowały też multimedia, w szczególności zagnieżdżone wideo z YT.
Relatywnie rzecz biorąc, miniony rok nie był dla mnie specjalnie udany pod względem czytelniczym. Po pierwsze, przeczytałem mniej niż zwykle. Co prawda nadal więcej niż statystyczny Polak i statystyczny Norweg razem wzięci i pomnożeni przez statystycznego Amerykanina, bo bez mała 40 książek, ale zazwyczaj przez moje łapki i oczka przewija się 45-50 tytułów rocznie. Miejmy nadzieję, że to jednorazowy wypadek przy pracy a nie początek tendencji zniżkowej spod znaku "dorosłości pożerającej wolny czas". Jednakowoż z żalem muszę też zawiadomić, że w 2009 r. nie trafiła mi się żadna lektura wybitna lub przynajmniej mocno zapadająca w pamięć (a zazwyczaj w przeciągu dwunastu miesięcy jakaś się trafia). Wręcz przeciwnie -- spotkały mnie trzy spore zawody beletrystyczne. Ale po kolei. ...
W minionym roku flirtowałem sporo z fizyką i filozofią. (Ze względu na swój kierunek studiów -- a teraz już zawód -- z fizyką mam oczywiście do czynienia na co dzień, ale tutaj mowa o lekturach "nadprogramowych" bądź przynajmniej "uzupełniających"). Jeśli chodzi o te pierwsze, mogę z czystym sumieniem polecić Kosmologię kwantową i Początek jest wszędzie spod pióra Najfajniejszego Polskiego Księdza oraz Trzy ewolucje Bernarda Korzeniewskiego. Pomimo groźnie brzmiących tytułów wszystkie trzy pozycje są popularnonaukowe, choć, przyznajmy, ponadprzeciętnie wymagające (a Trzy ewolucje zbliżają się już niebezpiecznie blisko do traktatu naukowego). Spoza rodzimego podwórka polecam natomiast wyśmienite Explorations in Mathematical Physics Dona Koksa (sic!) opowiadające o wpływie notacji matematycznej na teorie fizyczne i vice versa (there will be formulas! ale całość jest raczej gawędziarska niż techniczna) oraz An Introduction to the Philosophy of Physics Marca Lange, które uświadamia czytelnikowi, z jak, mogłoby się wydawać, banalnymi problemami metafizycznymi musi użerać się współczesna fizyka. Niels Bohr's Philosophy of Physics autorstwa Dugolda Murdocha to już z kolei wyższa szkoła jazdy, ale zarazem must-read dla wszystkich, którzy chcieliby wgryźć się w kontrintuicyjne koncepcje mechaniki kwantowej na poziomie akademickim. O Quantum Optics: An Introduction i Lectures on Groups and Vector Spaces for Physicists nie warto chyba nawet wspominać, bynajmniej nie ze względu na jakość, lecz na, hm, niewspółmierność profilu książek i profilu bloga.
Jeśli z kolei chodzi o filozofię niefizyczną, miałem możliwość oglądać ją z kilku różnych stron. Ciekawie zaprezentowało się pogranicze filozofii i... dzieł popkultury, odkrywane w Watchmen and Philosophy oraz Science Ficton and Philosophy (jeżeli książki te są reprezentatywne dla Blackwellowskiej serii, to palce lizać). Niemniej ciekawie wypadło mimowolne porównanie paru dzieł Platona (Eutyfrona i Menona z późniejszym o osiemset lat krótkim traktatem św. Augustyna o języku (O nauczycielu) -- niby i tu dialog, i tam dialog, ale Platoński ironiczny luzik jest jednak powoli zastępowany przez groźnochrześcijańskie potrząsanie palcem. Przeczytałem także klasyka filozofii racjonalnej, a więc Medytacje o pierwszej filozofii Kartezjusza. Wbrew pozorom fajne, bo René miał, podobnie jak Hume (a w przeciwieństwie do Kanta) bardzo elegancki styl. Trud włożony w lekturę wynagrodzi nam poznanie superpewnych dowodów na istnienie Boga (yeah, right!) oraz na niezależność umysłu od ciała (cogito my ass!). Okej, ironizuję, ale oba naprawdę warto znać (a jeżeli wpadnie Wam w ręce wydanie Medytacji... z Zarzutami i odpowiedziami będziecie mieli okazję prześledzić uroczy prawie-flejm pomiędzy Kartezjuszem a Hobbesem). Jednak zdecydowanie najwięcej dało mi do myślenia króciutkie Co to wszystko znaczy? Thomasa Nagela. Tytuł najwyraźniej zobowiązał autora.
Z wyżyn intelektualnych stoczmy się teraz na dno. Jeśli chodzi o komiksy, to z zupełnie zrozumiałych powodów nie przeczytałem ich w minionym roku zbyt wiele. Powtórzyłem sobie Strażników (tym razem w wersji oryginalnej) oraz przeczytałem w księgarni (wymiętosiłem i otłuściłem kapkę, ale przecież nie będę tego kupował) dwa dzieła Jasona: Skasowałem Adolfa Hitlera (podróż do przeszłości w alternatywnej rzeczywistości płatnych zabójców) oraz niewydanych jeszcze w Polsce Żywych i martwych (stylizowana na niemy film inwazja zombiaków z historią miłosną w tle, tudzież odwrotnie). Oba bardzo dobre, bo nieco metaforyczne. Zaiste, czytanie komiksów przypomina łowienie małych perełek w szambie.
Komentarze
scobin (2010-01-12 01:01:26)
Czytam, czekam, by więcej przeczytać. :-)
Seji (2010-01-13 20:01:31)
"Najfajniejszego Polskiego Księdza" - on ma Templetona. Dawkins juz Cie nie lubi, Borysie.
Borys (2010-01-13 21:01:19)
Ba! Heller swojego czasu nawet zdisował Dawkinsa na antenie BBC, i za to ma u mnie kudosy. :)