Blogrys

Torrent umarlaka

Czytasz starą notkę zaimportowaną z WordPressa. Niektóre elementy układu stron – w szczególności rozmiary i zakotwiczanie ilustracji oraz światło – mogą pozostawiać sporo do życzenia. Gdzieniegdzie wyparowały też multimedia, w szczególności zagnieżdżone wideo z YT.

Czytam Amerykę Kafki. Czytam i nie wierzę własnym oczom -- pod koniec trzeciego rozdziału dochodzi tam do ZWROTU AKCJI! Najprawdziwszego, niespodziewanego ZWROTU AKCJI. U Kafki. Dacie wiarę? Co prawda psychologiczna reakcja bohaterów na ów zwrot akcji jest już typowo kafkowska, a więc onirycznie nierealistyczna, ale mimo wszystko fabuła nabiera dzięki niemu rumieńców.

A propos innej powieści Franza, Procesu (żeby nie było, że swobodnie przeskakuję z tematu na temat w obrębie jednej notki), chciałbym z kilkudniowym opóźnieniem skomentować wyrok sądu szwedzkiego w sprawie The Pirate Bay. Fakty pewnie znacie: Panowie Sunde, Neij, Svartholm i Lundström zostali skazani na rok więzienia oraz wielomilionową grzywnę za, nazywając rzecz krótko i zwięźle, administrowanie największym trackerem protokołu BitTorrent ((albo przynajmniej jednym z największych). Wyrok oczywiście nie jest prawomocny, bo winni będą bez wątpienia odwoływać się do wyższych instancji i jak ktoś gdzieś zauważył, całkiem możliwe, że cała sprawa -- za kilka lat -- zakończy się z hukiem przed Europejskim Trybunałem Sprawiedliwości. Tymczasem jednak sztokholmski sąd pokazał, że prawne orzeczenia związane z piractwem nie muszą wcale ewoluować w kierunku dewizy "róbta co chceta" i że kwartetowi SNSL wcale nie należy się taryfa ulgowa, nawet pomimo protestów masowo wylegających na ulicę oszołomów.

Tak, właśnie tak: "oszołomów". Bo mnie cała sprawa za bardzo nie obchodzi, ale zapytany odpowiedziałbym, że wyrok jest jak najbardziej słuszny.

Uważam, że merytoryczna debata poświęcona filesharingowi jest potrzeba. Uważam, że koncerny produkujące multimedialną rozrywkę, ze szczególnym uwzględnieniem tych muzycznych, powinny w trybie natychmiastowym zmodernizować i usprawnić kanały dystrybucji dla swoich towarów. Uważam, że DRM to wymysł diabła. Uważam, że niezłym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie stosownego abonamentu, dzięki któremu po uiszczeniu miesięcznej opłaty można by legalnie ściągnąć dużą (albo nawet nieograniczoną) ilość muzyki lub legalnie obejrzeć w streamie dużą (albo nawet nieograniczoną) ilość filmów.

Co więcej, niewykluczone, że podobnego zdania byli sędziowie, którzy wydali niekorzystny dla The Pirate Bay wyrok. Rzecz cała sprowadza się do tego, że zadaniem sądu nie było ani przeprowadzenie reformy prawnej, ani formalna ingerencja w internetowe zasady rozprowadzania własności intelektualnej, lecz stwierdzenie, czy Sunde, Neij, Svartholm i Lundström współuczestniczyli w udostępnianiu treści objętych prawami autorskimi. A co do tego, że współuczestniczyli, nie może być wątpliwości. Ich obrońcy twierdzili, że SNSL stworzyli tylko platformę umożliwiającą dzielenie się danymi i nie mogą ponosić odpowiedzialności za to, iż niektórzy użytkownicy wykorzystywali ją do łamania praw autorskich. Jasne. Żeby kupić taką wymówkę, trzeba by uznać, że SNSL byli skończonymi głupkami, którzy nie wiedzieli, co generuje przynajmniej 90% ruchu w ich serwisie; przymknąć oko na obraźliwe listy, którymi Neij i Svartholm odpowiadali na wezwania do usunięcia trackerów naruszających copyrighty i które z dumą publikowali; zignorować butne oświadczenie, że "seriously, NO legal content will be removed. Whatever it is. Do not even write to us about it"; i wreszcie uznać, że nazwanie platformy Zatoką Piratów to tylko subtelny, postmodernistyczny żart.

Winę SNSL przypięczetowuje fakt, że czerpali z piractwa korzyści majątkowe. Innymi słowy, nie tyle organizowali hurtowe jumactwo dla nerdowskiej satysfakcji, ale zamienili je w intratny biznesik sponsorowany notabene przez Lundströma. Dobrze, że skandynawski sąd potrafi ukręcić bata na takich cwaniaczków.






Komentarze

mwisniewski (2009-04-21 22:04:44)

Cóż, sprawa jest jasna. I ciężko nie zgodzić się z wyrokiem sądu.Niestety, nie wierzę, aby opisywany przez Ciebie "abonament" odniósł stosowny skutek. Nielegalne treści zawsze będą rozpływały się w sieci.

Seji (2009-04-22 00:04:35)

Abonament wliczony w oplate za siec mialby sens.A wyrok jest glupi. Takie opresyjne metody dobre byly 50 lat temu. Swiat poszedl do przodu, a prawo nie. Nie da sie ocenzurowac sieci - a jesli sie to komus uda, to stworzy idealne panstwo policyjne.

Borys (2009-04-22 10:04:10)

@Mateusz: Problem nie zostanie zlikwidowany całkowicie, jasne. Chodzi jednak o to, żeby go ograniczyć poprzez uruchomienie atrakcyjnej, legalnej alternatywy dla jumania.@Seji: Ale dlaczego chcesz wliczać abonament w opłatę za sieć automatycznie? Nie wszyscy ściągają muzykę i nie widzę powodu, dla którego ci, którzy nie ściągają, mieliby automatycznie płacić więcej za "standardowy" dostęp do netu."Takie opresyjne metody dobre byly 50 lat temu."Hm, nie chcesz jeszcze raz przemyśleć tego zdania?"Nie da sie ocenzurowac sieci - a jesli sie to komus uda, to stworzy idealne panstwo policyjne."Nikt nie mówi o cenzurze sieci. Chodzi o smagnięcie po łapach nałogowych jumaczy.

LordThomas (2009-04-22 11:04:39)

"A wyrok jest glupi. Takie opresyjne metody dobre byly 50 lat temu. Swiat poszedl do przodu, a prawo nie. Nie da sie ocenzurowac sieci - a jesli sie to komus uda, to stworzy idealne panstwo policyjne."W myśl zasady, że jak nie podoba mi się prawo drogowe to stanę w poprzek jezdni.Po to masz demokracje gdzie każdy może oddać głos (o co tak z nami walczyłeś przy okazji innej dyskusji) żeby wybrać przedstawicieli którzy zrobią odpowiadające Ci prawo. Na przykład takie, że Pirate Bay jest legalny.

Seji (2009-04-22 22:04:18)

Nie chodzi o stawanie w poprzek, ale o niedostosowanie prawa do rzeczywistosci.Sciganie/prewencyjne ograniczanie dostepu do tresci moglo dzialac 50 lat temu - kiedy nie bylo sieci. Dzis takie dzialania sa skazane na niepowodzenie, chyba, ze zaczna zamykac co drugiego internaute.Tworcy ustaw o prawach autorskich nie wpadli na to, ze nagle pojawi sie medium umozliwiajace dzielenie sie wytworami kultury. Kiedys ksiazke mozna bylo co najwyzej przpeisac, potem ewentualnie skserowac. Teraz wystarczy wrzucic na skaner, a potem udostepnic. Nikt na to nie wpadl.The Pirate Bay, Partia Piratow i inne organizacje maja podobne cele: zmiana prawa autorskiego tak, zeby chronilo tworcow, a nie korporacje pokroju ZAiKS, oraz zeby bylo dostosowane do medium natychmiastowej wymiany tresci na duza skale, jakim jest Internet.Aresztowanie nawet 100 000 osob nie zmieni rzeczywostosci. I tak, cenie sobie to, ze Internet jest jeszcze wciaz nieco anonimowy i niekontrolowany. Przy calym moim olewczym podejsicu do monitoringu (niech sobie beda kamery i RF-tagi) ograniczania i sledzenia mnie w internecie nie chce.Zas odnosnie abonamentu - moglby byc dla chetnych, albo jakies inne rozwiazanie, niewazne, byleby bylo. Bedzie lepsze od aresztu.Pisze to wszystko jako osoba, ktora pare rzeczy napisala i wydala tak czy inaczej za pieniadze i ma w planach jeszcze kiedys cos opublikowac. Nie podoba mi sie sposob, w jaki obecnie sa chronione moje prawa jako autora. Trzeba to zmienic, bo technika idzie do przodu, a ustawy sie kurza.EDITDo czego prowadzi chec kontrolowania tresci:http://di.com.pl/news/26427,1,0,Zagrozona_neutralnosc_internetu_-_teraz_w_Europie.htmlA tu glos rozsadku: http://di.com.pl/news/26453,1,0,Parlament_Europejski_znow_za_prawami_internautow.html

Drozdal (2009-04-23 16:04:01)

Niestety tak sie koncza zapedy publicznych trackerow, szczegolnie kiedy ich "wlasciciele" dorabiaja sobie nimi do pensji i jakby tego bylo malo zachowuja sie jak 13 latkowie odpoiwadajac na legalna korespodencje.Czytajac ta podlinkowana strone "legal" dochodze do wniosku, ze roczny pobyt w wiezieniu sie tym dupkom przysluzy. Jak Seji powiedzial - za pozno jest na zatrzymanie calego filesharingowego biznesu, ale jezeli kozystasz z otwartych trackerow jak The Pirate bay, albo wciaz uzywasz emule to sam sie otwierasz na podobne traktowanie jak ta powyzsza czworka.

Seji (2009-04-23 20:04:14)

I jeszcze ciekawostka na temat procesu http://di.com.pl/news/26474,1,0,The_Pirate_Bay_Sedzia_byl_lobbysta.html

arti040 (2009-04-30 19:04:01)

1. Sunde nie musial usuwac torrentow do tresci chronionych prawem, bo sam plik .torrent owej nie zawiera i jest calkowicie legalny w swietle *chyba kazdego normalnego* prawa;2. Wczoraj pojawil sie zmodyfikowany Firefox z wyszukiwarka torrentow. Opera ma wbudowany tracker od dawna. Czy obie firmy nalezy pozwac? Przeciez udostepniaja "odpowiednie" narzedzia i nawet na nich zarabiaja!3. Google nawet cacheuje tresci chronione prawem autorskim. Nie slyszalem o pozwie...Jasne jest, ze cel zalozenia i dzialanosc tbp byla/jest taka, jak kazdy widzi **ale** serwis dziala w ramach prawa i nie rozni sie zasadniczo od innych wyszukiwarek, bo czy to, ze do jego obslugi wymagane jest mniej wiedzy i inteligencji niz do Google ma go stawiac na przegranej pozycji? Jeszcze raz - na serwerach tbp nie bylo ani jednego materialu chronionego prawem autorskim! 100% seedow jest legalne... bo jest! Autorzy tego serwisu przyczyniaja sie do dystrybucji piratow nie w wiekszym stopniu niz Google.Dla mnie ten wyrok to pokazowka i przestroga - "Nie zadzierajcie z RIAA/MPAA/ZAIKS. My mamy wiecej kasy. Duzo wiecej."

Borys (2009-05-01 12:05:55)

@artiAd. 1: Idąc tym tokiem rozumowania, jeśli ustawię się na Piotrkowskiej i będę rozdawał za darmo kopie kluczy do Twojego mieszkania -- razem z dokładnym adresem -- to wszystko będzie OK, tak?Ad. 2 & 3: Chodzi o proporcje. Zatwardziali obrońcy TPB argumentują (mniej więcej) w ten sposób: "Nożami kuchennymi można dokonywać brutalnych zbrodni, zakażmy więc sprzedaży noży kuchennych". Myk polega na tym, że noży kuchenne w 99,999% używa się do krojenia chleba i ciachania mięsa na obiad, natomiast tylko w 0,001% używane są do wymuszeń i zadawania ran. Analogicznie sprawa przedstawia się w przypadku Gugla, Firefoksa i Opery: Te wszystkie "rzeczy" służą przede wszystkim do wyszukiwania i przeglądania legalnie dostępnych informacji. A teraz przypomnij sobie, do czego przede wszystkim służył TPB."**ale** serwis dziala w ramach prawa i nie rozni sie zasadniczo od innych wyszukiwarek"Otóż różni się zasadniczo, patrz wyżej.

arti040 (2009-05-01 14:05:03)

@BorysAd. 1: Nie. Ale jakbys rozdawal kartke z opisem, ze breloczek ma moj znajomy, jedne klucze Janek z Przybyszewskiego a drugie Tomek z Radwanskiej, i trzeba tylko isc i ich o nie poprosic, to nie moglbym ci nic zarzucic. Wolno ci. Zreszta, przyklad torrentow akurat ma slabe przelozenie na sprawy, nazwijmy to "fizyczne".Technologia sama w sobie jest genialna, bo dzieki niej mozna dzielic sie plikami przy rozsadnym rozlozeniu ruchu na laczach. Po to wlasnie powstala. To, ze jest wykorzystywana do dzielenia sie AutoCADem czy innym Office, to jest problem, ktory nalezy rozwiazac ale pamietaj, ze robia to uzytkownicy, nie serwis TBP, i to ich nalezaloby pociagnac do odpowiedzialnosci. Latwiej jednak zastraszyc legalnie dzialajacy serwis. Dlaczego?Bo spoleczenstwo Internetowe sie, kuzwa jego mac, zorientowalo i zadna proba filtrowania pakietow czy odcinania od sieci jeszcze dlugo w Europie/USA nie przejdzie. Jesli tego nie ma, nie ma dowodow a w najlepszym przypadku sa one bardzo slabe, dlatego tez zdecydowano sie uderzyc w zrodlo, ktore jeszcze raz podkreslam - dziala legalnie. Chlopaki wygraja te sprawe - zobaczysz.Ad. 2: No to jeszcze, technika zdartej plyty - plik torrent jest legalny i nie zawiera ani bajta informacji chronionej prawem autorskim. Na serwerach tbp sa pliki torrent. Tylko. Dla mnie tu koncza sie jakiekolwiek podstawy do oskarzenia.

Borys (2009-05-01 15:05:06)

@arti040Ad. 1: Ale wyjaśnij mi, na czym tak właściwie polega różnica. W obu przypadkach umożliwia się w bezpośredni sposób jumanie cudzej własności -- w Scenariuszu Klucza mówimy o zajumaniu telewizora z Twojego mieszkania, w Scenariusza TPB o zajumaniu tworu multimedialnego, w powstanie którego autor włożył czas i wysiłek, i na dystrybucji którego chciałby zarobić.Dobra, ale pójdźmy dalej: Napisałeś program komputerowy, rozprowadzasz go odpłatnie -- załóżmy, że w ramach działalności swojej firmy. Na moim serwerze wisi sobie torrent prowadzący do nielegalnej kopii Twojego programu. Wiesz, że codziennie przy pomocy tego torrentu setki jumaczy kradną Twoją własność. Co więcej, wiesz, że w celu ograniczeniu tego procederu należałoby po prostu zmusić mnie do usunięcia torrenta z serwera. Serio wolałbyś poklepać mnie przyjacielsko po plecach, powiedzieć "spoko, stary, do Ciebie nie mam żadnych pretensji" i niczym Don Quijote uganiać się za setkami seederów, aniżeli po prostu zdusić problem bliżej źródła i kazać mi usunąć torrent? Wiem, że jesteś spoko gość, ale mimo wszystko nie podejrzewam Cię o AŻ TAKĄ wspaniałomyślność."Zreszta, przyklad torrentow akurat ma slabe przelozenie na sprawy, nazwijmy to "fizyczne"."Według mnie ma bardzo dobre przełożenie, bo muzyka, filmy, gry i programy nie biorą się z powietrza, tak samo jak z powietrza nie wzięły się pieniądze, za które kupiłeś swój telewizor. Pokutuje tutaj jakiś dziwny mit, że multimedia wolno jumać, bo proceder jumania polega tutaj na tworzeniu w nieskończoność "nowych" kopii. Ale co z tego? Autor lub reprezentująca go wytwórnia ma pełne prawo nie życzyć sobie, żeby takie zjawisko zachodziło. I kropka."To, ze jest wykorzystywana do dzielenia sie AutoCADem czy innym Office, to jest problem, ktory nalezy rozwiazac ale pamietaj, ze robia to uzytkownicy, nie serwis TBP, i to ich nalezaloby pociagnac do odpowiedzialnosci."Ale wytłumacz mi, dlaczego z takim uporem bronisz TPB? Nie ma chyba wątpliwości, że ich serwis powstał w celu promowania piractwa i łamania copyrighta. Faktycznie, na ich serwerach nie ma żadnych treści chronionych prawem autorskim, ale treści, które tam są, służą już bezpośrednio do łamania tego prawa. TPB działa w szarej strefie i właśnie dlatego tę działalność należy ukrócić.

arti040 (2009-05-01 15:05:39)

@Borys> W obu przypadkach umożliwia się w bezpośredni sposób jumanie cudzej własnościKlucz to nie plik torrent. Ten (torrent) to tylko wskazowka, kto ma klucze i dodatkowo ten ktos musi ci je udostepnic.> Serio wolałbyś poklepać mnie przyjacielsko po plecach, powiedzieć "spoko, > stary, do Ciebie nie mam żadnych pretensji" i niczym Don Quijote uganiać się > za setkami seederów.Nie moge miec pretensji do tego, ze gdzies tam wisi jakis plik, ktory komus pomoze znalezc i pobrac nielegalnie moj program, podobnie, nie moge miec pretensji do Google, ze ktos tam udostepnia owy program a ja moge go przy pomocy G. wyszukac. Tak, jak zauwazyles - scigac powinienem tych, ktory go udostepniaja. Ze latwiej serwis z torrentami? Wiem, ale tratkujmy wszystkich tam samo - Google, Inne serwisy, wyszukiwarki, programy-klienty, w ogole - zamknijmy wszystkie serwisy **piszace** o tej technologii!> Pokutuje tutaj jakiś dziwny mit, że multimedia wolno jumaćNigdzie tak nie napisalem i tak nie twierdze. Nie twierdze tez, ze obecny model dystrybucji jest O.K., bo nie jest ...i to bardzo.> bo proceder jumania polega tutaj na tworzeniu w nieskończoność "nowych" kopiiNo bo na tym akurat polega ;-)> Autor lub reprezentująca go wytwórnia ma pełne prawo nie życzyć > sobie, żeby takie zjawisko zachodziłoNie zyczyc sobie moze ale niestety, nie w tym swiecie i nie przy obecnej technologii. Albo zmienia podejscie albo w ciagu kilku lat, dzieki takim dzialaniom jak owy proces, Internet zostanie ocenzurowany, wszelkie mechanizmy wymiany plikow zdelegalizowane a siec bedzie dostarczana pakietowo (abonament 50,00 PLN = dostep do Onetu, N-K i 20 innych stron... i kropka). A moze o to im chodzi?> Ale wytłumacz mi, dlaczego z takim uporem bronisz TPB?Trzymam sie tylko prawa, ktore jasno stwierdza, ze pliki torrent sa w 100% legalne i nie zawieraja tresci chronionej prawem. Zreszta, nie zostali za to skazani.> ale treści, które tam są, służą już bezpośrednio do łamania tego prawaW sklepach z bronia tez.

DeckardPL (2009-05-01 17:05:21)

@ArtiWachlarz możliwości po który kodeks sięgnąć jest spory - a przykład PB to bardziej zabawa w kreowanie imageu i relacji z mediami, niż rzeczywista wojna. Jaki sens w atakowaniu jednego serwisu, skoro likwidowanie nielegalnych seedów powinno rozpocząć się od znukowania Azji Południowej? Żaden, ale 1. decydenci w korporacjach pokazali swoim udziałowcom, iż "działają", 2. prawnicy zainkasowali swoje gaże od stron/dotujących, 3. chłopcy z PB mają swoje 15 minut.I zapomnijcie o niezależnym od kogokolwiek społeczeństwie informacyjnym ;)

Seji (2009-05-02 11:05:29)

@BorysNie powinno sie walczyc z userami, ale zmienic model dystrybicji. Opakowanie softu w pudelko i postawienie na polce bylo dobrze, zanim powstal Internet. Zas udostepnianie patne online bylo dobre, zanim powstalo p2p (choc przed nim tez nie bylo problemow ze sciaganiem). Tu chodzi o przestarzaly model praw autorskich i dystrybucji, a nie o wsadzenie milionow ludzi do wiezien.Poza tym, dlaczego chetna osoba, gotoa placic za to, zeby ogladac seriale na biezaco wychodzace w kraju odleglym o x km od niej, nie moze za nie zaplacic i sciagnac?

Drozdal (2009-05-02 15:05:14)

@Seji - jak chcesz sobie poogladac legalnie seriale to sciagasz je na itunes (jak najbardziej odplatnie, ale niestety muszisz uzywac iTunes), kupujesz na XBOX video marketplace (Netflix direct sie to bodajrze nazywa), albo ogladasz na Hulu z reklamami.

Seji (2009-05-02 16:05:20)

"Currently, Hulus content is only available in the United States with licensing reasons cited."I co Ty na to?Xboxa nie mam, ipoda tez nie.

Drozdal (2009-05-02 16:05:36)

Na iTunes mozesz kupowac seriale i bez ipoda. A hulu jak widac preferencyjnie traktuje ludzi z NAJLEPSZEGO KRAJU NA SWIECIE (TM)

DeckardPL (2009-05-02 20:05:00)

A ITuna działa w Polandii, bo czytałem w swoim czasie, że coś jest nie tak. O XBoxie i usługach sieciowych w Polsce też już niejeden pis... znaczy bluzgał.Seji, lepiej nie zgadujmy ile zażyczyliby sobie managerowie z seattle czy LA za możliwość obejrzenia wybranego serialu. Plus sprawa druga - telewizja nowej generacji w Polsce ma spory problem z zyskami, więc decydenci zamiast ustalać fajne stawki i tak będą chcieli się nachapać. Pytam, dlaczego do dnia dzisiejszego nie mogę subskrybować wybranych programów?

Drozdal (2009-05-02 21:05:27)

Na Xboxie odcinek nowego serialu w SD kosztuje 160 punktow (2$), stare serie to wydatek 80, czyli 1$, wersja HD chyba 240 - 3$. Na iTunes nie kupuje niczego, uzywam jedynie do subskrybowania podcastow.

Borys (2009-05-02 21:05:43)

1. Mnie też nie podoba się obowiązujący model dystrybucji. Nie uważam jednak, że brak satysfakcjonującego mnie modelu uprawnia mnie do łamania praw autorskich. A jeżeli już je łamiemy, to miejmy trochę odwagi cywilnej i nie usprawiedliwiajmy tego procederu jęczeniem "a bo złe korporacje pozbawiają mnie dostępu do popkultury".2. Czy za faktem, że to tej pory nie wprowadzono żadnego alternatywnego modelu dystrybucji, stoi zła wola wielkich wytwórni, czy może raczej jakieś trudności natury prawno-praktycznej? Wielkie wytwórnie dążą do zmaksymalizowania zysków. Gdyby alternatywny model dystrybucji miałby pomóc w jego osiągnięciu, to już by się pojawił. Może tak naprawdę różne "abonamenty na masowe ściąganie" się nie kalkulują?3. Bardzo wiele wytworów popkultury MOŻNA zdobyć w legalny sposób, czy to za pośrednictwem netu (ja np. kupuję tak muzykę), czy to za pośrednictwem Amazonu (seriale i filmy). Owszem, niektóre rzeczy nie są dostępne natychmiast, chyba że mieszka się w USA (Hulu itd.). W takim wypadku proponuję trochę cierpliwości. To ogólnie przydatna w życiu cecha.4. Całe zamieszanie wokółtorrentowe nie wynikło dlatego, że ktoś od czasu do czasu ściągał lub rozprowadzał jakiś film lub płytę od dawna nie będącą w oficjalnym obiegu. W tym sensie P2P rzeczywiście jest bardzo przydatne i dystrybucja abandonwareu powinna być zalegalizowana. Niestety, tę jakże fajną ideę popsuły stada jumaczy, którzy hurtowo zasysają ogromne ilości muzyki, filmów, softu, gier, jak leci, nie mając nawet czasu się z tym wszystkim zapoznać. Jeżeli działania RIAA i pokrewnych organizacji mają uderzyć w działalność właśnie takich indywiduów, to ja jestem za.5. Dlaczego właściwie wszyscy zakładają, że internet po wsze czasy powinien być wolny i anarchistyczny? To chyba jasne, że pakietowanie, akcyzowanie i licencjonowanie z czasem obejmie także i ten twór, i że będzie to naturalna kolej rzeczy. Taki los spotkał papierosy, alkohol, radio i telewizję, dlaczego niby w przypadku internetu miałoby to wyglądać inaczej?

Seji (2009-05-02 23:05:52)

Ad 1. Nikt nie mowi o zlych korporacjach, ale o zlym prawie.Ad 2. Poczytaj, skad sie wziely regiony DVD i dlaczego np. Australia zabronila authoringu z podzialem na regiony. Powinno dac Ci do myslenia.Ad 3. Ciepliwosc? Czyli ludzie maja czekac 5 lat, az dostana jeden sezon z 7, do tego z lektorem i w nedznym tlumaczeni?Tak, ja kupuje seriale, o czym wiesz.Ad 5. Informacja powinna byc wolna. Internet to medium przekazu informacji, jak kiedys wszelkiego rodzaju publiczne trybuny. Od 15 lat siec sluzy spoleczenstwu, nie garsce wybranych do nabijania kasy. Nawet jesli zostanie ocenzurowany i jego neutralnosc zniknie, pojawi sie cos nowego. Ludzie potrzebuja wolnej przestrzeni do komunikacji.BTW znow rpzejawiasz ciagoty rodem z ubieglego wieku.

Borys (2009-05-02 23:05:56)

@Seji:Ad. 1: Nikt jeszcze nie wymyślił takiego prawa, żeby wszyscy byli hepi. Przykro mi.Ad. 2: "There are many purposes that region coding can achieve, but a primary one is price discrimination. Price discrimination is the economic principle of demanding a higher price from buyers in wealthier areas." Czyli maksymalizacja zysków, o której pisałem. Żyjemy w ustroju kapitalistycznym. Raz jeszcze, przykro mi, jeśli Cię to boli.Ad. 3: Nie przesadzaj. Nie pięć lat, a rok. No, chyba że czekasz na wersję zlokalizowaną. Wujek Dobra Rada radzi, żeby nauczyć się języka. Ale Ty akurat angielski znasz, więc nie powinieneś używać tego argumentu. Chyba że zależy Ci na najnowszym sezonie "Komisarza Reksa". :DAd. 5: Informacja powinna być wolna. A na świecie powinna być sprawiedliwość. I wszyscy powinni być równi. Tylko że tak niestety nie jest. A co do "wolności informacji", to prawdę już od dłuższego czasu kreują media, vide "globalne zagrożenie pandemią świńskiej grypy". Nie potrzeba do tego żadnej cenzury internetu.BTW moje "ciągoty rodem z ubiegłego wieku" da się określić jednym słowem: "realizm".

Radek Szymczyszyn (2009-05-06 00:05:21)



Może jestem jeszcze za młody i przez to zbyt naiwny, ale w rozpowszechnieniu internetu i możliwości digitalizacji każdej informacji widzę pewien przełomowy krok, porównywalny IMO z wynalazkiem prasy drukarskiej.Historycznie patrząc książki (na tym się skupię, ale stosuje się to równie dobrze do innych utworów) mogły zostać przepisane ręcznie. W starożytności czy średniowieczu ten kto był w stanie zapłacić skrybie mógł zapewnić sobie kopię dowolnej dostępnej dlań pozycji. Słono go to kosztowało, jednak nie istniały jakiekolwiek ograniczenia prawne czy idee ochrony własności intelektualnej.Począwszy od XV w. rozpowszechniło się wykorzystanie prasy drukarskiej, co de facto bardzo zbliżyło koszt pojedynczej pozycji do "darmowości". Ten moment niewątpliwie można uznać ze przełomowy.Problemem pozostał fakt, że koszty spadały dopiero przy produkcji odpowiednio dużej liczby egzemplarzy, a to zmuszało wydawcę do poniesienia pewnych inwestycji (uruchomienie prasy - przygotowanie czcionek, skład, etc.).Prawo autorskie w pewnym sensie daje gwarancję, że ten pierwotny wkład się przynajmniej zwróci (gdyż nikt nie może po publikacji po prostu przedrukować na gorszym papierze tej samej zawartości, licząc, że ludzie wybiorą tę samą treść w gorszej formie) - służy w istocie wydawcom, nie twórcom (ci tworzyli nawet wtedy, gdy ono nie istniało).Tutaj należy przypomnieć ekonomiczny problem rzadkości, który występuje zawsze, gdy zapotrzebowanie na dane dobro jest większe niż możliwości jego zaspokojenia. M.in. ze względu na ten problem powstały koncepcje wymiany dóbr, czy to barterowej, czy pośredniej z wykorzystaniem pieniądza. Występują jednak też tzw. dobra wolne, które nie są rzadkie - tj. ich ilość jest nieograniczona. Nikt z tego względu nie sprzedaje powietrza, bo jak znaleźć naiwniaka, który zechciałby za nie zapłacić?Do sedna: digitalizacja danych de facto znosi problem rzadkości. Kwestię wynagrodzenia twórców odstawiam na bok, ale jeśli dany twór już powstanie (i jest cyfryzowalny, rzecz jasna), to staje się dostępny w *nieograniczonej* ilości - jak można zatem próbować sprzedawać "powietrze"?Forsowanie na siłę koncepcji "własności intelektualnej" jest próbą utrzymania status quo w sytuacji stosunkowo nagłej i drastycznej zmiany w procesie dystrybucji informacji. Za próbą tą stoją nie twórcy, lecz wydawcy/dystrybutorzy.Fakty potwierdzają, że np. muzycy zarabiają głównie na koncertach, nie sprzedaży.Dziewięćdziesięcioletni okres ochronny (od momentu śmierci autora!) publikacji jest też "delikatnie" przydługawy, jeśli przyjąć, że przyświecającą mu ideą jest zachęcanie do podejmowania wysiłku tworzenia.Wspomnieć należy też, że niektóre koncepcje własności intelektualnej posuwają się do takich absurdów, że np. ograniczają wolność dysponowania zwykłą, zupełnie fizyczną własnością innych osób - ale to już zupełnie inny temat... (vide http://www.miasik.net/archive/2007/01/copyrightowych-absurdow-ciag-dalszy/ i odnośniki w treści oraz problem blokad modyfikacji oprogramowania pracującego na mobilnych urządzeniach).Na koniec chciałbym polecić:http://ksiazki.wp.pl/felietony/id,37930,felieton.html - felieton Jacka Dukaja, polskiego pisarza utrzymującego się ze swojej twórczościhttp://www.miasik.net/ - blog traktujący o tematyce wolnego dostępu do informacji i własności intelektualnejhttp://www.nature.com/nature/debates/e-access/Articles/stallman.html - Richard Stallman o prawie autorskim w kontekście publikacji naukowychGratuluję wytrwałym, którzy dobrnęli aż dotąd ;)Pozdrawiam,Radek Szymczyszyn

Seji (2009-05-06 07:05:48)

I co Ty na to, Borysie? Tworca gier popiera wolny obieg informacji. :>

arti040 (2009-05-06 14:05:58)

"Dlaczego właściwie wszyscy zakładają, że internet po wsze czasy powinien być wolny i anarchistyczny? To chyba jasne, że pakietowanie, akcyzowanie i licencjonowanie z czasem obejmie także i ten twór, i że będzie to naturalna kolej rzeczy. Taki los spotkał papierosy, alkohol, radio i telewizję, dlaczego niby w przypadku internetu miałoby to wyglądać inaczej?"Zgadzam sie. Wiem, ze do tego dojdzie. Oznacza to rowniez koniec wolnosci ale coz... 90% ludnosci zachodniego swiata to cholota, ktorej nie interesuje nic poza wlasnym czubkiem nosa, wyplata pierwszego i tego, co powiedza sasiedzi na ichnie nowe auto.Smutna przyszlosc nas czeka. Naszej dzieci z usmiechem na ustach, zachipowane jak pieski beda biegac do szkoly, gdzie wpajac im sie bedzie wizje wolnej, szczesliwej, demokratycznej krainy, w ktorej przyszlo im zyc. Z Internetem w pakietach i starannie dobrana lista stron www - taka, ktora nie bedzie burzyc harmonii tego wspanialego nowego, uporzadkowanego swiata.

Borys (2009-05-06 22:05:03)

@Radek:Dzięki za merytoryczny komentarz i za linki. Moje odpowiedzi:1. Porównanie z prasą drukarską w kontekście dyskusji o prawach autorskich jest o tyle chybione, że te ostatnie pojawiły się dopiero 300-400 lat po wynalezieniu tej pierwszej. Rozumowanie:"prasa drukarska spowodowała copyrightową rewolucję" => "Internet powinien spowodować kolejną copyrightową rewolucję"jest o tyle chybione, że jego założenie jest błędne. Wynalezienie prasy drukarskiej było zapewne warunkiem koniecznym dla narodzenia się koncepcji praw autorskich, ale nie wystarczającym.2. "Występują jednak też tzw. dobra wolne, które nie są rzadkie - tj. ich ilość jest nieograniczona. Nikt z tego względu nie sprzedaje powietrza, bo jak znaleźć naiwniaka, który zechciałby za nie zapłacić?"Mam nadzieję, że nie porównujesz wytworów kultury do powietrza i że to był tylko nieudany chwyt erystyczny.3a. "Kwestię wynagrodzenia twórców odstawiam na bok"To bardzo źle, że odstawiasz, bo sedno całej sprawy tkwi właśnie tutaj -- twórcy są takimi samymi ludźmi jak Ty i ja. Oni też muszą z czegoś żyć, a jeśli produkty ich myśli cieszą się popularnością, to dlaczego nie mają na tym zarabiać? 3b. "Forsowanie na siłę koncepcji "własności intelektualnej" jest próbą utrzymania status quo w sytuacji stosunkowo nagłej i drastycznej zmiany w procesie dystrybucji informacji."A teraz zastanówmy się, jaki cel ma próba utrzymania statusu quo. Co się stanie, jeśli zostanie zarządzony dekret, na mocy którego wszelki copyright przestanie obowiązywać?4. "Fakty potwierdzają, że np. muzycy zarabiają głównie na koncertach, nie sprzedaży."Więc jeżeli jakiś muzyk powie wprost i publicznie: "Hej, wiecie co, możecie olać moją wytwórnię i ściągać do woli moją muzę, macie na to moje oficjalne przyzwolenie, ja i tak zarabiam głównie na koncertach", to faktycznie, myślę, że można nie mieć oporów przed zasysaniem jego albumów z torrenta. Inna sprawa, że wtedy wytwórnia powinna zerwać z takim delikwentem kontrakt, a wtedy jego dalsze losy mogą potoczyć się na różne sposoby.5. "Dziewięćdziesięcioletni okres ochronny (od momentu śmierci autora!) publikacji jest też "delikatnie" przydługawy, jeśli przyjąć, że przyświecającą mu ideą jest zachęcanie do podejmowania wysiłku tworzenia."Jeżeli autor ma potomków, którzy nadal otrzymują tantiemy, to okres ochronny powinien być jeszcze dłuższy. Jeżeli zarobisz dużo pieniędzy, kupisz za nie ładny dom położony w atrakcyjnym miejscu i przekażesz ten dom swoim dzieciom w spadku, to chciałbyś, żeby na wysokości pokolenia ich dzieci, czyli Twoich wnuków, nieruchomość została na mocy prawa zamieniona na squat? Bo "okres ochronny spadku" minął?@arti"Smutna przyszlosc nas czeka. Naszej dzieci z usmiechem na ustach, zachipowane jak pieski beda biegac do szkoly, gdzie wpajac im sie bedzie wizje wolnej, szczesliwej, demokratycznej krainy, w ktorej przyszlo im zyc. Z Internetem w pakietach i starannie dobrana lista stron www - taka, ktora nie bedzie burzyc harmonii tego wspanialego nowego, uporzadkowanego swiata."E tam. Smęcisz. :) Internet trafi pod obcas, a na jego miejscu pojawi się coś nowego. Świat się rozwija. Naprawdę chciałbyś, żeby nasze wnuki korzystały dalej z HTML-a, Web 2.0 i GG? :)

Borys (2009-05-06 22:05:14)

Wieszczysz zagładę bronią termojądrową czy biologiczną?PS. No no, po wpisaniu "publiczne trackery torrent" Blogrys wyskakuje w Guglu na piątym miejscu. :)

arti040 (2009-05-06 22:05:26)

@BorysHTML nie jest taki zly. Sprawdza sie juz (rowniez jego porzednicy) ponad 30 lat ;-) Posmece jeszcze troche - nasze wnuki beda bawic sie slomianymi lalkami i patykami... jak nasi dziadkowie. O ile przezyja.

Radek Szymczyszyn (2009-05-07 01:05:33)



@Borys:"Mam nadzieję, że nie porównujesz wytworów kultury do powietrza i że to był tylko nieudany chwyt erystyczny."1. Poniekąd tak.2. Nie, daleki jestem od tak "niecnych zagrań" ;)Jeśli mowa o utworach, które można zapisać w postaci cyfrowej (czyli NIE performanceach, happeningach, rzeźbach, etc.) to w dzisiejszym świecie ich powielanie - czy ktoś tego chce czy nie - jest kwestią kopiowania ciągów zer i jedynek.Nie da się tego procederu wyeliminować, a prawne próby tego, w moim odczuciu, są równie sensowne jak, powiedzmy, legislacyjny nakaz powrotu cywilizacji do poziomu kultur łowiecko-zbierackich sprzed rewolucji neolitycznej - ergo, "przeskoczyliśmy" na pewien pułap i nikt już tego nie cofnie, a na pewno nie prawnicy.Szczerze mówiąc wierzę też, że tak na prawdę to jest zmiana na lepsze. De facto każdy ze swobodnej wymiany plików przez p2p korzysta, choć nie każdy w ten sam sposób. Nieuchronna zmiana modelu biznesowego związanego z kreowaniem treści podlegających wymianie jest tylko naturalnym następstwem wykorzystania potencjału p2p. Podobnie, jak fakt wprowadzenia taśmy montażowej w fabryce Forda pozbawił część ludzi możliwości zarobku, jednak ostatecznie przyczynił się do rozwoju motoryzacji, tak internet dziś wpływa na branżę muzyczną/filmową i wymianę dóbr kultury. Niejeden wydawca, dystrybutor i prawnik będzie musiał się przekwalifikować, ale twórców nam na pewno nie będzie nadto.

Borys (2009-05-07 09:05:16)

@Radek:Wszystko, co piszesz, brzmi bardzo ładnie, ale niestety cały czas cały czas unikasz sedna sprawy. A sedno sprawy przedstawia się tak, że jeżeli zapanuje era "powszechnej darmochy", to wielu twórców zrezygnuje z tworzenia i zajmie się czymś bardziej "rzemieślniczym" i zarazem dochodowym, np. krawiectwem. A wtedy podaż książek, filmów, muzyki i softu gwałtownie zmaluje. To jest właśnie cena wolnościowych ideałów głoszonych przez zwolenników jumania i ja uważam, że taki układ się nie kalkuluje.Sugeruje się często, żeby po prostu wyeliminować pośredników -- wytwórnie muzyczne, wydawnictwa książkowe, dystrybutorów filmowych itd. -- i żeby twórcy rozprowadzali swoje dzieła bezpośrednio, przy pomocy netu. Tym sposobem odbiorca będzie płacił zdecydowanie mniej (co zniechęci go -- rzekomo -- do piractwa, chociaż ja nie do końca w to wierzę), a twórcy nadal będą zarabiali tylko samo. Stracą tylko pośrednicy, którzy, Twoimi słowami, musieliby się wtedy przekwalifikować. Super. Tylko widzisz, myk polega na tym, że ja:-- wolę kupić ładnie wydaną płytę z muzyką i móc postawić ją na półce, aniżeli ściągać legalnie empetrójki i albo słuchać ich na kompie, albo wypalać je na esperanzie i chować do pudełka z czarno-białą okładką wydrukowaną metodą chałupiniczą-- wolę iść do kina niż oglądać nowy film w legalnym strumieniu na laptopie-- wolę kupić książkę (lub pożyczyć ją z biblioteki) niż czytać na ekranie, albo drukować kartki i wrzucać je do segregatora-- wolę mieć możliwość (w razie potrzeby) kupienia specjalistycznego oprogramowania, aniżeli być skazanym wyłącznie na OpenSource z jego wszystkimi niedoróbkami (chociaż, rzecz jasna, w "domowych" zastosowaniach OpenSource sprawdza się wystarczająco dobrze)Tak w ogóle to pokutuje taki śmieszny mit, że legalna muzyka, legalne filmy i legalne książki są drogie. Nie są, pod warunkiem, że:-- nie jest się (autentycznie) ubogim-- nie konsumuje sie ich w ilościach hurtowych ("muszę oglądać wszystkie nowości filmowe z danego miesiąca")Jeżeli nie spełnia się pierwszego warunku, proponuję poczytanie o piramidzie Masłowa i przypomnienie sobie, że, alas, kapitalistyczny świat posiada pewne brutalne cechy. Jeżeli nie spełnia się drugiego warunku, zalecam troszkę wstrzemięźliwości.

LordThomas (2009-05-07 20:05:04)

"Czy znow zapomniales, ile wynosi minimalna praca w Polsce? A na Ukrainie?"To znaczy, ze jak biednego nie stac na samochod to jest okej jak go ukradnie?

Seji (2009-05-07 20:05:28)

@Borys-- nie jest się (autentycznie) ubogim"Czy znow zapomniales, ile wynosi minimalna praca w Polsce? A na Ukrainie?A co do wygody, to sa tacy, co wola stream od kina. I co, zabrac im usluge?

Seji (2009-05-07 20:05:39)

@LordAni slowa nie napisalem o tym, ze ktos ma krasc.Smieszy mnie po prostu tekst, ze jak nie jestes autentycznie biedny, to mozesz sobie kupic ksiazke/plyte. Zapraszam wiec Borysa do Polski, zalatwie mu prace w Biedronce, a za pensje kazde wynajac lokum i przezyc do pierwszego. Po pol roku pogadamy, ile plyt kupil.Bycie ubogim nijak ma sie do sciagania z sieci. Ma sie za to do cen dyktowanych przez koncerny, kiedy koszt tloczenia plyty CD to kilka groszy.

Borys (2009-05-07 20:05:49)

Seji, ja wiem, jak Ty bardzo kochasz ojczyznę, i za każdym razem, gdy pochylasz się nad losem Najbiedniejszych Rodaków i za każdym razem, gdy w dyskusjach nt. piractwa lub polityki przywołujesz argument "minimalnej płacy", to mnie normalnie łzy wzruszenia stają w oczach i po jagodach spływają. Aż sobie całą klawiaturę zasmarkałem. Ale cieszę się jednocześnie, że urozmaicasz swoją argumentację i piszesz teraz nie tylko o Polsce, ale też i o Ukrainie. Proponuję uderzyć w regiony Afryki Równikowej, tam to dopiero jest bieda... Tam to by dopiero przydały się te szerokopasmowe łącza i abonamenty na ściąganie dowolnej ilości muzyki.

Borys (2009-05-07 21:05:42)

@SejiMogę tylko potwierdzić to, co napisał Lord. Dla mnie praca za minimalną płacą, życie od pierwszego do pierwszego, w zadłużeniu, gdy nie ma się pieniędzy na nowe buty, jak w starych zrobi się dziura -- to właśnie autentyczne ubóstwo. Podkreśliłem "autentyczność", żeby nie było, że mówimy o ludziach, którzy zarabiają, powiedzmy, 3-4k PLN na rękę i są niezadowoleni, bo ktoś-tam ktoś-tam zarabia przecież dużo lepiej.

LordThomas (2009-05-07 21:05:54)

Z tego co zrozumiałem kontrujesz wypowiedz Borysa tym, że taka bida jest w narodzie i ludzie nie mogą sobie pozwolić na kupowanie płyt. W związku z tym ściąganie płyt przy użyciu torrentow jest, mniej lub bardziej, okej. To ja Ci mówię że jak kogoś nie stać na coś to znaczy ze tego czegoś mieć nie będzie i nie jest to powód do łamania prawa.Co do biedronki: I? Borys pisze że jak sie nie jest autentycznie biednym to mozna sobie cos tam kupic. Ty kontrujesz stwierdzeniem, że za place minimalna może kogoś nie byc stać. To ja powiem tak: kto jest autentycznie biedny jeśli nie ktoś kto zarabia place minimalna?Oczywiście najlepiej by było jakby nie było tak biednych ludzi. Ale prawo autorskie to nie jest najlepsze miejsce na walkę z ubóstwem. Jak już przy tym jesteśmy to te znienawidzone koncerny dają prace tym wszystkim ludziom pracującym przy wytłaczaniu płyt żeby nie byli autentycznie biedni. Oczywiście sprzątaczom na hali dają mniej niż inżynierom którzy skonstruowali maszyny tłoczące ale to chyba nic dziwnego ani złego (chyba, że znów kłóci się z Twoim poczuciem człowieczeństwa).A ceny są takie żeby koncerny na tym zarabiały, to przecież nie są organizacje charytatywne. Ile chcą zarabiać? Ile się tylko da, jedyne co ich ogranicza to spadek popytu jak ludzie przestaną kupować za drogie płyty. To chyba też nic dziwnego że firma dąży do maksymalizacji zysku.Ale mam pomysł: jak ci wszyscy ludzie mówiący w kółko o Nowym Modelu Dystrybucji (TM) wezmą się w końcu do roboty (zamiast mówić innym jak mają prowadzić swój interes) i wprowadzą swoje oświecone pomysły w życie to będą miliarderami, a dodatkowo ludzie będą mieli dostęp do taniej muzyki, filmów i innych. Albo nie. Bo piraci będą od nich jumali tak jak teraz jumają od koncernów. Stawiam na tą drugą opcje. Zobaczymy.

butch (2009-05-12 05:05:07)



@LordThomas>Ale mam pomysł: jak ci wszyscy ludzie mówiący w kółko o Nowym Modelu >Dystrybucji (TM) wezmą się w końcu do roboty (zamiast mówić innym jak mają >prowadzić swój interes) i wprowadzą swoje oświecone pomysły w życie to będą >miliarderami, a dodatkowo ludzie będą mieli dostęp do taniej muzyki, filmów >i innych. To już się stało. Alternatywne sposoby dystrybucji tych dóbr już istnieją, choćby iTunes, Last.FM, nowy Naspter i podobne serwisy czy najprostsze, sprzedaż muzyki przez artystów z ich własnych sajtów. Nawet na komorkę można sobie kupić od operatora pojedyncze kawałki. Ceny plików/abonamentów spadają, bo serwisów jest coraz więcej i konkurencja zaczyna działać. Na dodatek te alternatywne sposoby dystrybucji wspierają właśnie ci "inni", czyli koncerny, bo przecież oni są właścicielami praw majątkowych do nagrań.Jesteś chłopie dobre kilka lat w plecy ;)W każdym razie, konsumenci nie mają z tym problemu, problem mają wielkie korporacje, które jak każde rozrośnięte i skostniałe twory nie chcą zmian, koszenie kapuchy starym sposobem bardziej im pasuje bo nic nie trzeba robić, więc nowe sposoby dystrybucji wprowadzane są z oporami (ale jednak). Czasy się zmieniają.

butch (2009-05-12 05:05:40)



@BorysW sumie to zgadzam się z argumentami Radka, ale ty chyba nie do końca je jarzysz. Na dodatek pewnych rzeczy nie wiesz, albo przyjmujesz za pewnik coś, co ci się wydaje. Napiszę więc trochę prościej i od innej strony ;)>Więc jeżeli jakiś muzyk powie wprost i publicznie: "Hej, wiecie co, >możecie olać moją wytwórnię i ściągać do woli moją muzę, macie na to moje >oficjalne przyzwolenie, ja i tak zarabiam głównie na koncertach", to >faktycznie, myślę, że można nie mieć oporów przed zasysaniem jego albumów >z torrenta. Inna sprawa, że wtedy wytwórnia powinna zerwać z takim >delikwentem kontrakt, a wtedy jego dalsze losy mogą potoczyć się na różne >sposoby.Nine Inch Nails niedawno zrobili coś takiego. I ktoś tam wcześniej również, z większych gwiazd (do znalezienia w starych newsach o NIN). Myślisz, że nikt z nimi już nie podpisze umowy, bo działali przeciw korporacjom? Wydawca zajmuje się tylko sprzedażą, sam to najwyżej może wyprodukować kupę jak Britnej, Doda czy Just5, na 2 sezony. Poza tym są prawdziwi twórcy formatu np. Milesa Davisa, Depeche Mode, The Beatles czy Pantery (w zależności od gustów). Oni stali się sławni, bo zrobili coś więcej niż gówniane gwiazdki wytrzepywane z rekawa przez koncernowych marketingowców, na dodatek robili to dla siebie, nie dla kasy, a ludziom ich nagrania podobały się dużo bardziej, dzięki czemu zdobyli fanów na dziesięciolecia. Płyty Davisa czy The Beatles sprzedają się do dzisiaj, a kto pamięta o Britnej. Dlatego uważam (i nie tylko ja), że skoro to artysta tworzy, a wydawca dostaje coś, na czym może sobie zarobić, to nie powinno być tak, że 80% zysków ze sprzedaży nośników kasują główni udziałowcy koncernów wydawniczych, żerujących na twórcach. I tutaj jest nadzieja w nowych sposobach dystrybucji, może twórcy dostaną z powrotem większą część tego co im się należy.>A wtedy podaż książek, filmów, muzyki i softu gwałtownie zmaluje. To jest >właśnie cena wolnościowych ideałów głoszonych przez zwolenników jumania i >ja uważam, że taki układ się nie kalkuluje.Sorry, ale gadasz bzdury, bo zwyczajnie nie orientujesz się w rynku multimediów. Znam akurat "game industry" od kuchni, i w tej gałęzi przemysłu informatycznego zaczął się wysyp nowych produkcji dzięki udostępnieniu twórcom mniejszych gier nowych, bardziej opłacalnych kanałów dystrybucji (jak Steam, XboxLive i inne tego typu). Duże gry (czyli kosztowne w produkcji hity) również sprzedawane tą drogą, sa z kolei tańsze niż pudełka, czasem znacznie tańsze. Tym sposobem zwiększa się sprzedaż, poprzez przyciąganie ludzi którzy inaczej wcale by nie kupili. Poza tym nie wiem skąd ci przyszło do głowy, że produkcja czegokolwiek zmaleje? Bazujesz na jakichś konkretnych danych, opracowaniach na ten temat? Przecież to się jeszcze nie wydarzyło, więc nie wiadomo co będzie. Albo jesteś prorokiem (to wtedy sorry, ale nie gadam z ludźmi którzy podają się za proroków), albo uważasz, że twoje "chciejstwo" dla innych ma być oczywistością. -- wolę kupić ładnie wydaną płytę z muzyką i móc postawić ją na półce, aniżeli ściągać legalnie empetrójki i albo słuchać ich na kompie, albo wypalać je na esperanzie i chować do pudełka z czarno-białą okładką wydrukowaną metodą chałupinicząA ja wolałbym ściagnąć legalne mp3 albo jakis format lossless, za 20% ceny płyty i żeby ta kasa poszła w większym stopniu do autorów a nie wydawców i zaiksów-sriksów. I tak słucham na kompie albo playerze, a widok pudełka cd z napisem Sony czy Warner leżącego na półce ani trochę mnie nie podnieca. -- wolę iść do kina niż oglądać nowy film w legalnym strumieniu na laptopieA ja ścierwa jak np. "Spiderman" czy "Dzień Niepodległości" które musiałem ścierpieć w kinie, czy nadchodzący cud "2012" i co tam jeszcze bzdurnego się pokaże, wolał bym oglądać za 3 zł ze strima, jeśli już sytuacja czy nuda mnie zmusi. No i co? -- wolę kupić książkę (lub pożyczyć ją z biblioteki) niż czytać na ekranie, albo drukować kartki i wrzucać je do segregatoraA ja często podróżując wolę mieć 10 książek na palmtopie, niż wozić ze sobą tony papieru. Robię tak od lat i sobie chwalę. Większość tych książek kupuję i szkoda mi tylko trochę drzew które poszły na ten papier i miejsca które on zajmuje, a gdyby były dostępne ebooki, to na dodatek nie musiał bym szperać u piratów w poszukiwaniu wersji cyfrowej.-- wolę mieć możliwość (w razie potrzeby) kupienia specjalistycznego oprogramowania, aniżeli być skazanym wyłącznie na OpenSource z jego wszystkimi niedoróbkami (chociaż, rzecz jasna, w "domowych" zastosowaniach OpenSource sprawdza się wystarczająco dobrze)Tu trochę dałeś przykład z innej parafii, dlaczego z innej zaraz wyjaśnię. Ale znowu się nie orientujesz :) Producenci specjalistycznego softu (poza MS) nie zarabiają na użytkownikach domowych, tylko na firmach i zamówieniach publicznych. A firmy kupują, bo i tak wrzucają soft w koszta. Na dodatek, niektóre firmy produkujące specjalistyczny soft (np. graficzny), choć tego oficjalnie nie przyznają, nie ścigają za bardzo nielegalnych użytkowników, bo wolą popularyzować swój produkt wśród nowych użytkowników nawet w taki sposób. Koleś który uczy się na pirackim sofcie, którego dla zabawy nigdy by nie kupił, idąc za parę lat do pracy, czy zakładając działalność i tak będzie musiał przejść na oryginał. Ale to akurat podaję jako ciekawostkę, sprawa narzędzi z wątkiem muzyki i innych elektronicznych "dóbr konsumpcyjnych" oraz sposobów ich dystrybucji nie ma MZ nic wspólnego. Nikt z "kręgów pirackich" od producentów narzędzi nie żądał zmiany cen czy modelu sprzedaży (tu zresztą od lat można troszkę taniej kupić "downloadable ver.") a przynajmniej się z tym nie spotkałem. Wrócę jednak do tego "co wolisz". Chodzi właśnie o to, że to TY wolisz. Co to w ogóle za argument? Inni mają to gdzieś i wolą elektroniczne wersje, jest ich cała rzesza, między innymi ja. Nawet nie chodzi mi o to, żeby odbierać ci te płytki, a koncerny (jako posredników) likwidować, ja zwyczajnie chcę mieć wybór.Podsumowując. Piractwo jest łatwiejszym sposobem pozyskiwania tych dóbr w postaci elektronicznej, która pasuje dużej liczbie użytkowników, a koncerny przespały moment kiedy nadeszły zmiany, nie zaproponowały alternatywy, z powodu chytrości czy ślepoty i skostnienia zarządów, nieistotne. Z tego powodu ludzie przyzwyczaili się do "darmowości" nielegalnych wersji. Koncerny chcąc odzyskać tych klientów, zwyczajnie będą musiały to zaakceptować i przystosować się do nowych czasów. Zresztą ten proces już się rozpoczął, po prostu nie powiedzą otwarcie tego, że musieli się ugiąć. A piratów dla zachowania twarzy będą sobie ścigać, choć doskonale wiedzą, że to nic nie da. Obrona czy potępianie tychże piratów jest bardzo mało istotne na tle całej sprawy.Takie jest moje słuszne zdanie, a kto przeciw ten oszołom (żeby było po twojemu ;)Aha, w artykule poza piętnowaniem straszliwych zbrodniarzy, piszesz kilka dość logicznych rzeczy, nie rozumiem dlaczego potem w komentarzach piszesz coś przeciwnego, chyba się trochę zakręciłeś (konkretnie chodzi mi o czwarty akapit).

LordThomas (2009-05-12 12:05:01)

Śmiem twierdzić, że się mylisz. Czemu? A przeczytaj notkę Borysa, która zaczęła tą dyskusje. TPB to nie był serwis po którym hulał wiatr. Przecież to był sławny serwis z którego korzystało bardzo dużo osób. Co to oznacza? Że jumanie idzie w najlepsze. Że te wszystkie nowe modele dystrybucji nie są żadnym panaceum na jumanie jak co niektórzy próbują twierdzić. Czy działają? Tak. Czy da się przy ich pomocy zarobić? Tak. Czy serwisy typu TPB działają z powodu Starego Sposobu Dystrybucji (TM) i jak się pojawi Nowy Sposób Dystrybucji (TM) to się jumanie skończy? Nie. Co chyba niebezpośrednio sam pokazałeś...

LordThomas (2009-05-12 12:05:11)

To na co odpowiadam jest skierowane do Borysa ale nie mogłem się powstrzymać."A piratów dla zachowania twarzy będą sobie ścigać, choć doskonale wiedzą, że to nic nie da. Obrona czy potępianie tychże piratów jest bardzo mało istotne na tle całej sprawy."Że co?! Potępienie przestępców jest bardzo mało istotne? Potępienie przestępców jest podstawą! Szanowanie prawa powinno czymś naturalnym, czymś poza wszelkimi wątpliwościami. Ludzie którzy łamią prawo MUSZĄ być potępieni. Proponujesz wybiórcze stosowanie prawa? I jakiej "całej sprawy"? Sprawą nad którą tu dyskutujemy jest wyrok na twórcach TPB. Obrona lub potępienie tychże ludzi jest chyba sednem tej dyskusji. Co niektórzy zdryfowali tą dyskusje w kierunku starych i nowych modeli dystrybucji tak jakby ich istnienie (lub jego brak) był usprawiedliwieniem dla łamania prawa. Nie jest. Uważasz inaczej?Tu powinienem napisać, że jak uważasz inaczej to jesteś przestępcą i z tobą nie rozmawiam. Tak żeby zejść do poziomu Twojego "proroka".

Borys (2009-05-12 13:05:23)

@ButchW sumie to nadal nie zgadzam się z Twoimi argumentami i na dodatek uważam, że masz kłopoty z czytaniem ze zrozumieniem. Zacznijmy od tego, że mieszasz ze sobą dwa modele i przez to Twoja argumentacja jest momentami pokrętna. Rozróżnijmy więc:MODEL 1 (M1): Jumanie "dla potrzeb konsumenckich" jest prawne zalegalizowane. Można ściągać i rozpowszechniać bez ograniczeń, nie można tylko na tym zarabiać (np. podając się fałszywie za autora danego dzieła).MODEL 2 (M2): Nowy Sposób Dystrybucji (TM), w którym znikają pośrednicy (wytwórnie, dystrybutorzy itd.), a autorzy sprzedają swoje dzieła odbiorcom bezpośrednio, za pośrednictwem netu i w wersjach elektronicznych.I teraz tak, moje tezy:TEZA 1: M1 doprowadzi do drastycznego obniżenia poziomu kultury, bo (już teraz tylko potencjalnym) twórcom nie będzie się po prostu opłacało tworzyć, więc poszukają sobie jakiegoś zajęcia niekoniecznie twórczego, ale za to przynoszącego dochód.TEZA 2: M2 może doprowadzić do sytuacji, w której filmy, książki i muzyka będą dostępne tylko w wersji elektronicznej, a o kinach, księgarniach i płytach CD trzeba będzie zapomnieć. To "może" w poprzednim zdaniu bierze się stąd, że osiągnięcie balansu pomiędzy M2 a Starym Sposobem Dystrybucji (TM) byłoby oczywiście idealnym rozwiązanie (złote środki, jak wiadomo, zazwyczaj są idealnymi rozwiązaniami). Ale JEŻELI będziemy musieli wybrać: albo Stary Sposób Dystrybucji (TM), albo M2, to ja, z przyczyn czysto subiektywnych (bo chyba nie myślałeś, że jakichś innych), wolę to drugie rozwiązanie.A teraz zejdźmy na poziom szczegółów:"Nine Inch Nails niedawno zrobili coś takiego. I ktoś tam wcześniej również, z większych gwiazd (do znalezienia w starych newsach o NIN)."Tak, właśnie, "większych gwiazd". Bo jakoś tak dziwnie się składa, że M2 wypróbowują albo twórcy niszowi, którzy na kontrakty z wytwórniami nie mają większych szans, albo "wielkie gwiazdy", które już się dorobiły i mogą, w celu polepszenia swoich PR albo po prostu "z braku laku", eksperymentować ze sposobami dystrybucji. A teraz pokaż mi zespół, który od początku swojej kariery stawiał na M2, a teraz jest na fali wznoszącej i (nie rezygnując z M2!) pomnaża swój majątek."Poza tym są prawdziwi twórcy formatu np. Milesa Davisa, Depeche Mode, The Beatles czy Pantery (w zależności od gustów). Oni stali się sławni, bo zrobili coś więcej niż gówniane gwiazdki wytrzepywane z rekawa przez koncernowych marketingowców, na dodatek robili to dla siebie, nie dla kasy"LOL. Znaczy, twierdzisz, że Milesowi Davisowi, Depeche Mode, The Beatles i Panterze nigdy nie zależało na pieniądzach? Gdzie to wyczytałeś? Może z nimi rozmawiałeś?Wiele rzeczy można robić "dla siebie", ale to nie znaczy, że przy okazji nie chce się na tym zarabiać."Sorry, ale gadasz bzdury, bo zwyczajnie nie orientujesz się w rynku multimediów. Znam akurat "game industry" od kuchni, i w tej gałęzi przemysłu informatycznego zaczął się wysyp nowych produkcji dzięki udostępnieniu twórcom mniejszych gier nowych, bardziej opłacalnych kanałów dystrybucji (jak Steam, XboxLive i inne tego typu). Duże gry (czyli kosztowne w produkcji hity) również sprzedawane tą drogą, sa z kolei tańsze niż pudełka, czasem znacznie tańsze. Tym sposobem zwiększa się sprzedaż, poprzez przyciąganie ludzi którzy inaczej wcale by nie kupili."Tutaj właśnie uwidaczniają się Twoje problemy związane z czytaniem ze zrozumieniem, bo ja pisałem (w tej części komentarza, na którą odpowiadałeś) o skutkach wprowadzenia M1, a Ty z sobie tylko znanych powodów przeniosłeś dyskusję na teren M2."Poza tym nie wiem skąd ci przyszło do głowy, że produkcja czegokolwiek zmaleje? Bazujesz na jakichś konkretnych danych, opracowaniach na ten temat?"Mówimy tutaj o Tezie 1 powyżej, tak? Czy może nadal mieszasz M1 z M2? Bo jeżeli o Tezie 1, to jest ona oczywista, przynajmniej dla kogoś, kto musi parać się pracą zarobkową, żeby mieć pieniądze na ryż i inne przyjemności."A ja wolałbym ściagnąć legalne mp3 albo jakis format lossless"No to masz swoje iTunes. Czegoś Ci więcej potrzeba do szczęścia?"A ja ścierwa jak np. "Spiderman" czy "Dzień Niepodległości" które musiałem ścierpieć w kinie, czy nadchodzący cud "2012" i co tam jeszcze bzdurnego się pokaże, wolał bym oglądać za 3 zł ze strima, jeśli już sytuacja czy nuda mnie zmusi. No i co?"No i to, że jak wiesz z góry, że coś jest chałą, to nie musisz tego wcale oglądać. A żeby sprawdzić, czy coś jest chałą, czy nie jest, można poczytać recenzje (ale tutaj potrzebne jest czytanie ze zrozumieniem...), sprawdzić wcześniejszy dorobek reżysera, zapytać znajomych, którzy już widzieli itd. Owszem, od czasu do czasu się natniesz. Pomidory kupione w markecie też czasem okazują się mało słodkie. Life is brutal."A ja często podróżując wolę mieć 10 książek na palmtopie, niż wozić ze sobą tony papieru. Robię tak od lat i sobie chwalę."Najwyraźniej jeździsz w bardzo długie i bardzo częste podróże. Wiesz, że mało kto tak ma?"Producenci specjalistycznego softu (poza MS) nie zarabiają na użytkownikach domowych, tylko na firmach i zamówieniach publicznych."Bzdury, gdyby nie zarabiali, to wszystkie Matlaby i Photoshopy byłyby dostępne za darmo dla osób prywatnych, a kosztowałyby tylko licencje sprzedawane firmom."Na dodatek, niektóre firmy produkujące specjalistyczny soft (np. graficzny), choć tego oficjalnie nie przyznają, nie ścigają za bardzo nielegalnych użytkowników, bo wolą popularyzować swój produkt wśród nowych użytkowników nawet w taki sposób."Co to znaczy "nie ścigają za bardzo"? Jakieś konkretniejsze dane, czy po prostu wymyśliłeś sobie, że tak to sprytnie ujmiesz?"Wrócę jednak do tego "co wolisz". Chodzi właśnie o to, że to TY wolisz." Hm, wiesz, to jakby normalne, że w dyskusji ktoś opowiada się za tym, co jemu bardziej odpowiada."Aha, w artykule poza piętnowaniem straszliwych zbrodniarzy, piszesz kilka dość logicznych rzeczy, nie rozumiem dlaczego potem w komentarzach piszesz coś przeciwnego, chyba się trochę zakręciłeś (konkretnie chodzi mi o czwarty akapit)."Por. Teza 2. Faktycznie, mogłem ją doprecyzować w notce. Jeżeli M2 nie spowoduje wyeliminowania SSD(TM), to nie mam nic przeciwko, ale jeżeli ma wyeliminować, to ja jestem jego przeciwnikiem.

butch (2009-05-12 14:05:32)



@BorysPrzeczytałem twoją odpowiedź, kilka uwag w sumie słusznych. Skrobnę coś wieczorem, m.in. na temat tego nie ścigania.

butch (2009-05-12 14:05:44)



@LordThomas> Śmiem ... niebezpośrednio sam pokazałeś...Rynek muzyki w tej formie dopiero się rozkręca, spadną ceny, zmniejszy się proceder (bo amatorzy kradzionych jabłek będą zawsze, nawet jak by były "prawie darmo" na straganie, nie popieram, nie usprawiedliwiam, tak po prostu jest na świecie). > Że co?! Potępienie przestępców jest bardzo mało istotne? Potępienie przestępców jest podstawą! ... Nie jest. Uważasz inaczej?Dyskusja rzeczywiście zdryfowała nieco, ale mnie bardziej zainteresowało to co było w komentarzach i wątek zmian na rynku które piractwo uruchomiło.Co do prawa, nie uważam inaczej, prawa należy przestrzegać. Po prostu uważam, że w tym wypadku ściganie przestępców nie przywróci już starego porządku. Nie chodzi mi o ich bronienie, że to jacyś bojownicy o wolność i podobne pierdoły.Jeszcze jedna historyjka z naszego podwórka. W latach 90 w Polsce i nie tylko, gry i soft były bardzo drogie. Kwitło więc piractwo na giełdach. Policja robiła naloty, kroiła towar, zamykała piratów. Niewiele to jednak dawało, bo mafia korumpowała policje i opracowała sposoby jak ominąć kontrole itd. Zarobki w Polsce były 4-10x niższe niż na zachodzie i ludzie po prostu nie zastanawiali się nad tym, że po upadku komunizmu powinni zacząć za wszystko płacić. Wydawcy zaczęli więc ostro myśleć, co zrobić, żeby sprzedaż wzrosła do rozsądnych poziomów i eureka! Obniżyli ceny ze światowych o połowę i gry zaczęły się sprzedawać! Często ceny, zwłaszcza krajowych produkcji, były jeszcze niższe, a sprzedaż wzrastała wprost proporcjonalnie. Wydawcy byli zadowoleni, że w końcu zarabiają, użytkownicy też, że w końcu mogą sobie pozwolić i nie muszą kombinować. Takie były realia rynku i udało się jakoś problem rozwiązać, choć oczywiście nie został rozwiązany całkowicie. Ostatecznie piractwu giełdowemu kres przyniósł internet i wolny dostęp do nielegalnych danych. Dla niektórych wciąż jest za drogo i będą kradli, dopóki nie znajdą korzystnej dla siebie oferty. Marchewka zawsze działa lepiej niż rózga, przykładów w historii nie brakuje.

LordThomas (2009-05-12 15:05:27)

O. I to chciałem usłyszeć. W dyskusji dało się właśnie zauważyć podejście "bojownika o nowy model dystrybucji". Z tego, że utwór X jest udostępniony na iTunes, za to utwór Y jest do kupienia tylko w sklepie niektórzy wnioskują, że jest moralnie usprawiedliwiona kradzież elektroniczna utworu Y. Koncern jest sam sobie winien, no bo jest zacofany, nie wychodzi ludziom na przeciw itp. Otóż nie. Jak nie pasuje to można nie kupować od tego koncernu. Ale nie jest w żaden sposób usprawiedliwione łamanie prawa. I powinno być ścigane z cała surowością. Rozumiem, że tu się zgadzamy. Ja w tej dyskusji nic więcej nie chciałem przekazać, ciesze się więc że choć raz na tym blogu udało się osiągnąć porozumienie :)A już tak poza dyskusją jeśli chodzi o Twój przykład bazarów. Powiem szczerze, że nie jestem przekonany że było to (utłuczenie bazarów) wynikiem tylko i wyłącznie obniżenia cen. Wydaje mi się, że wzrost skuteczności egzekwowania prawa w Polsce mógł również mieć wpływ. Dlaczego tak sądzę? Otóż zaraz po przemianach demokratycznych nasz kraj był pełen różnej przestępczości zorganizowanej, były mafie pruszkowskie, wołomińskie, łódzkie ośmiornice i cała reszta. Ta przestępczość została wytłuczona w większości przypadków. Ale chyba nie przez pojawienie się tańszych gier, dostępu do internetu czy nowego modelu dystrybucji utworów objętych prawem autorskim. Została wytłuczona dzięki większej skuteczności w egzekwowaniu prawa, czy też szerzej, dzięki przemianie polski w państwo gdzie prawo się szanuje, a jego łamanie jest ścigane. Skoro ogólnie odpowiednie służby okazały się skuteczne to czemu ich wpływ na walkę z bazarami miałby być zupełnie niezauważalny? Nie tak dawno temu głośne były przypadki nalotów policji na akademiki. Jak dla mnie jest to wyraźny znak, że policja walczy na poważnie i stare czasu gdy policjantowi wręczało się flachę, a on zadowolony zostawiał sprawę w spokoju, bezpowrotnie mineły (na szczęście).

butch (2009-05-14 00:05:27)



@LordThomasNie tak do końca się zgadzamy, ale nevermind ;)"A już tak poza dyskusją jeśli chodzi o Twój przykład bazarów. Powiem szczerze, że nie jestem przekonany że było to (utłuczenie bazarów) wynikiem tylko i wyłącznie obniżenia cen. Wydaje mi się, że wzrost skuteczności egzekwowania prawa w Polsce mógł również mieć wpływ. Dlaczego tak sądzę? Otóż zaraz po przemianach demokratycznych nasz kraj był pełen różnej przestępczości zorganizowanej, były mafie pruszkowskie, wołomińskie, łódzkie ośmiornice i cała reszta. Ta przestępczość została wytłuczona w większości przypadków. Ale chyba nie przez pojawienie się tańszych gier, dostępu do internetu czy nowego modelu dystrybucji utworów objętych prawem autorskim." Święta naiwności! Do głowy by mi nie przyszło, że mafia pruszkowska i reszta, została wykończona przez obniżki cen gier :) I nie napisałem nawet nic zbliżonego. Obniżki cen oryginalnych gier, wpłynęły na to, że wzrosła sprzedaż oryginałów. Dokładnie to napisałem i głównie o to w tej historyjce mi chodziło. A wprowadzenie szerokopasmowego internetu wykończyło giełdowych cwaniaczków, którzy sciągali gry z warezów i sprzedawali nagrywane dyskietki a pozniej cdrki (nie wiem jak długo masz komputer i czy w ogole pamiętasz tamte realia, ale nie tak dawno temu internet był w Polsce bardzo drogi, o ile było się w ogóle w zasięgu operatora. Ludziom opłacało się kupić u pirata bardziej niż samemu ściągać). Ci giełdowi sprzedawcy byli popularnie nazywani mafią, bo wyglądali jak typowe karki, a poza tym naloty policji na giełdy rzadko kiedy przynosiły efekty, jakoś sprzedawcy zbierali się najczęściej przed. Pozniej naloty w ogóle straciły sens, bo na stoiskach trzymali tylko katalog, jak chciałeś coś kupić typek przynosił cd z samochodu czy skąd tam, w razie czego, policja capnęła by jednego i trochę towaru. Stare dzieje.. A jeśli chodzi ci o bazary na których Ruscy sprzedają tłoczone cd i dvd, to oni jakoś trzymają się do dziś, choć konspira jest większa, więcej niż policja zaszkodziła im rozbiórka stadionu.

butch (2009-05-14 00:05:30)



erratka ;)"Moim zdaniem ten stan jest już jednak do opanowania metodami siłowymi" powinno być "Moim zdaniem ten stan jest już jednak NIE do opanowania metodami siłowymi"

butch (2009-05-14 00:05:56)



@borysNa początek najważniejsze. W odpowiedzi na moje posty, nie odwołuj się do pojęć, tez, i definicji modeli, które wcześniej w dyskusji nie występowały. To by solidniej wyglądało. Z kolei w moim poście, było trochę skrótów myślowych i niedopowiedzeń bo pora była późna i spieszyłem się, teraz jest dokładniej.Nie mieszam żadnych modeli, bo precyzyjnie sformułowałeś je po opublikowaniu mojego postu. Nie wiem skąd wpadłeś na to, że w którymkolwiek miejscu, bronię tego, co definiujesz jako M1. Cały czas staram się udowodnić, że M2 to moim zdaniem jedyny skuteczny sposób walki z M1. M1 powszechnie wcale nie jest prawnie usankcjonowany i nie wyobrażam sobie, żeby to było w ogóle możliwe, raczej widać przeciwne tendencje. W Polsce NIE WOLNO rozpowszechniać zastrzeżonych treści, możemy je tylko pobierać. W niektórych krajach nawet ściąganie nie jest legalne. Ponadto w moim mniemaniu także Radek, do którego posta pośrednio się odnosiłem, nigdzie nie opowiada się za prawnym usankcjonowaniem M1.Skoro chcesz koniecznie operować na modelach, to za M1, uważam stan faktyczny, czyli piractwo rozkręcone na ogromną skalę, co umożliwił skok technologiczny, pozwalający na niesłychaną łatwość wymiany wszelkich danych. Moim zdaniem ten stan jest już jednak do opanowania metodami siłowymi. Aresztowanie paru Szwedów nic nie da, bo zastąpią ich inni (i uprzedzam, że nie uważam, że można zaprzestać ścigania przestępców, jak to wcześniej zostało pochopnie odebrane przez niektórych). Zmiana prawa zakazująca korzystanie z p2p też nic nie da, bo już w tej chwili są rozwiązania technologiczne, które mogą stanowić alternatywę dla aktualnie używanych p2p (w sensie, ze bronią przed kilkoma prawdopodobnymi wariantami przepisów ograniczających piractwo). Użytkownicy którzy nabrali złych przyzwyczajeń będą przeciwstawiać się pierwszemu i wspierać drugie. Poza tym, jak sam zauważyłeś dla niektórych (piratów) to jest kasa, a będzie jeszcze większa (w tej chwili ilość użytkowników internetu szacuje sie na 0,8-1,5 mld, a przecież w krajach zacofanych a jednocześnie najludniejszych, to nadal wszystko bazuje na kafejach itp. sposobach dostępu), więc oni też będą walczyć z odebraniem im łatwej forsy.Dlatego uważam, że ograniczyć M1 może jedynie to, co określasz jako M2. Napisałem to w podsumowaniu poprzedniego posta słowami:"...ludzie przyzwyczaili się do "darmowości" nielegalnych wersji. Koncerny chcąc odzyskać tych klientów, zwyczajnie będą musiały to zaakceptować i przystosować się do nowych czasów. Zresztą ten proces już się rozpoczął..." Czyli wprowadzić M2, który ma wg. mnie szanse powodzenia i probuję to udowodnić w poprzednim poście.A Radek wyraził swoje zdanie bardziej ogólnie: "Nieuchronna ZMIANA MODELU BIZNESOWEGO związanego z kreowaniem treści podlegających wymianie jest tylko naturalnym następstwem wykorzystania potencjału p2p." - wytłuszczenie moje.Gdzie tu mowa o puszczeniu wszystkiego za darmoszkę? A dalej:"Podobnie, jak fakt wprowadzenia taśmy montażowej w fabryce Forda pozbawił część ludzi możliwości zarobku, jednak ostatecznie przyczynił się do rozwoju motoryzacji, tak internet dziś wpływa na branżę muzyczną/filmową i wymianę dóbr kultury".Ostatecznie Ford nie zniknął (choć moze z całkiem innych powodów zniknie niebawem), a samochody na końcu taśmy nie przestały się pojawiać. Ludzie którzy zniknęli z fabryk z powodu wprowadzenia taśmy, to raczej odpowiednik korporacyjnych biurokratów i innych darmozjadów (którzy być może wylecą z aktualnego łańcucha pośredników, a może pozostaną), a nie Twórców.Co do twoich obaw o zniknięcie z rynku fizycznych książek, płyt, czy zamknięcie kin, to moim zdaniem są całkowicie nieuzasadnione, jeśli ktoś będzie chciał za to zapłacić, to ktoś inny zechce na tym zarobić. Przecież i dziś są produkowane szczególne dobra w bardzo limitowanych ilościach dla bardzo nielicznych i wymagających grup. Ile to będzie kosztowało, to jest już inna sprawa, ale przecież nie każdy musi mieć wszystko ;)A co do szczegółów:"LOL. Znaczy, twierdzisz, że Milesowi Davisowi, Depeche Mode, The Beatles i Panterze nigdy nie zależało na pieniądzach? Gdzie to wyczytałeś? Może z nimi rozmawiałeś?"Patrzcie państwo, nigdy bym nie podejrzewał, że pomyśleli choć przez chwilę o pieniądzach. Tylko się zastanawiałem skąd ich płyty wzięły się w sklepach. Napisałem tak, żeby ich odroznić od koncernowych produktów z castingu, odtwarzających mdły chłam skierowany do odbiorcy takiego, co to mu jednym uchem wlatuje, a drugim wylatuje. Ci wielcy robili to co chcieli i im się osobiście podobało (a w najgorszym wypadku od tego zaczynali), robili po prostu "Coś" i myślę, że robili by to nawet gdyby mieli pecha jak np. van Gogh i akurat się im nie sprzedawało. A jak jest fajne i im się sprzedaje, to tylko się cieszyć."Wiele rzeczy można robić "dla siebie", ale to nie znaczy, że przy okazji nie chce się na tym zarabiać."Oczywiście, czy gdzieś pisałem, że jeśli chodzi o twórczość "z wyższej półki", to artsta ma robić za darmo? Co za banialuki. Przecież dalej napisałem tak:"Płyty Davisa czy The Beatles sprzedają się do dzisiaj, a kto pamięta o Britnej. Dlatego uważam (i nie tylko ja), że skoro to artysta tworzy, a wydawca dostaje coś, na czym może sobie zarobić, to nie powinno być tak, że 80% zysków ze sprzedaży nośników kasują główni udziałowcy koncernów wydawniczych, żerujących na twórcach."Czyli coś całkiem przeciwnego, niż to co próbujesz wstawiać, że powiedziałem. Albo czytasz po pierwszym zdaniu z każdego mojego akapitu (aż się prosisz o przytyk o czytaniu ze zrozumieniem ;), albo chcesz zmanipulować moje wypowiedzi. Artyści twierdzą, że dostają ochłapy, są dostępne kalkulacje jak to wygląda procentowo i uważam, że podział zysków powinien wyglądać inaczej."Tutaj właśnie uwidaczniają się Twoje problemy związane z czytaniem ze zrozumieniem, bo ja pisałem (w tej części komentarza, na którą odpowiadałeś) o skutkach wprowadzenia M1, a Ty z sobie tylko znanych powodów przeniosłeś dyskusję na teren M2."Patrz wyżej, nic nie przenosiłem, bo nie było M1 i M2."Mówimy tutaj o Tezie 1 powyżej, tak? Czy może nadal mieszasz M1 z M2?"J.w."przynajmniej dla kogoś, kto musi parać się pracą zarobkową, żeby mieć pieniądze na ryż i inne przyjemności"Wyobraź sobie, ze mam to na co dzień."No to masz swoje iTunes. Czegoś Ci więcej potrzeba do szczęścia?"Ja mam, inni widać uważają, że wciąż jest drogo."No i to, że jak wiesz z góry, że coś jest chałą, to nie musisz tego wcale oglądać. A żeby sprawdzić, czy coś jest chałą, czy nie jest, można poczytać recenzje (ale tutaj potrzebne jest czytanie ze zrozumieniem...), sprawdzić wcześniejszy dorobek reżysera, zapytać znajomych, którzy już widzieli itd."Czytam recenzje, rozmawiam ze znajomymi i chociaż na holywoodzkie arcydzieła do kina nie chodzę od dobrych lat(Spiderman to był a dobra nauczka), to czasem mógł bym zweryfikować opinie innych i coś obejrzeć w wolnej chwili. Niby są wypożyczalnie dvd (i jakoś klientów kinom nie odbierają), ale dla mnie jest to niewygodne i prawie nie korzystam, a coś takiego w wersji wirtualnej (to też by kinom nie szkodziło, wypożyczalniem prędzej) mogło by mnie skusić, żeby wydać parę złotych. Pierwsze jaskółki już się pojawiły, choćby na stronach TVP, ale w tej chwili wybór (ogólnie, nie u nich) jest bardzo skromny."Najwyraźniej jeździsz w bardzo długie i bardzo częste podróże. Wiesz, że mało kto tak ma?"Nie aż tak długie i nie wiem czy mało kto tak ma, w każdym razie patrząc na pierwsze z brzegu serwisy rozpowszechniające ebooki, to zainteresowanie takim formatem jest bardzo duże."Co to znaczy "nie ścigają za bardzo"? Jakieś konkretniejsze dane, czy po prostu wymyśliłeś sobie, że tak to sprytnie ujmiesz?" Ano, tak wieść gminna w branży niesie. To przekonanie wzięło się chyba z tego, że użytkownicy na forach i portalach branżowych (ci jeszcze nie profesjonalni) nie specjalnie szczypią się z mówieniem o tym czego używają, a ponieważ dane osobowe też są tam dostępne, to łatwo by ich było wyłuskać działom Anti-Piracy z odpowiednich firm. Tym czasem nic takiego się nie dzieje, za to za rzekome ściąganie filmów i muzyki ścigane są Bogu ducha winne babcie, które nie mają nawet komputera (no dobra, nie nagminnie ;). Ot, ciekawostka."Hm, wiesz, to jakby normalne, że w dyskusji ktoś opowiada się za tym, co jemu bardziej odpowiada."Oczywiście, ale użytkownicy treści w postaci cyfrowej chyba nie znikną z tego powodu, że tak mocno podkreślisz co Ty wolisz, więc co to za argument? Widać chyba, że OBA warianty, tradycyjny i nowy mają rzesze zwolenników, a preferowany przez Ciebie jest popularniejszy? Chciałem na to zwrócić uwagę punktując na twój sposób, ale obróciło się to przeciwko mnie, bo poszedłeś w coraz większe rozdrabnianie się.I to by było na tyle. Jaśniej swojego stanowiska chyba już nie przedstawię, nie jestem też pewien czy jestem w stanie przekonać Cię do swojego punktu widzenia, dlatego dalsza dyskusja będzie już tylko licytowaniem się. Pozdrawiam zatem i zobaczymy co przyszłość przyniesie.

Borys (2009-05-15 09:05:33)

@Butch"Na początek najważniejsze. W odpowiedzi na moje posty, nie odwołuj się do pojęć, tez, i definicji modeli, które wcześniej w dyskusji nie występowały."Występowały. Zerknij na mój komentarz z 7 maja (8:32), ten, na który odpowiadałeś. Pierwszy akapit odnosi się jednoznacznie do M1&T1, drugi i trzeci -- do M2&T2. Po prostu nie wyłuszczałem swoich poglądów łopatologicznie, bo zakładałem, że nikt nie będzie wyrywał poszczególnych zdań z kontekstu, co Ty zrobiłeś ze zdaniem "To jest właśnie cena wolnościowych ideałów głoszonych przez zwolenników jumania i ja uważam, że taki układ się nie kalkuluje"."Nie wiem skąd wpadłeś na to, że w którymkolwiek miejscu, bronię tego, co definiujesz jako M1."Cieszę się więc, że w żadnym miejscu nie bronisz M1."Skoro chcesz koniecznie operować na modelach, to za M1, uważam stan faktyczny, czyli piractwo rozkręcone na ogromną skalę, co umożliwił skok technologiczny, pozwalający na niesłychaną łatwość wymiany wszelkich danych."Nie rozumiem. Uważasz, że M1 jest stanem faktycznym? No ale piractwo NIE jest przecież zalegalizowane i właśnie takiej koncepcji stanowczo się sprzeciwiam (Ty również?)."Moim zdaniem ten stan jest już jednak do opanowania metodami siłowymi. Aresztowanie paru Szwedów nic nie da, bo zastąpią ich inni (i uprzedzam, że nie uważam, że można zaprzestać ścigania przestępców, jak to wcześniej zostało pochopnie odebrane przez niektórych)."Egzekwowanie prawa ma za zadanie zmniejszyć (ograniczyć) przestępczość, całkowite wyeliminowanie jest niemożliwe. Idąc dalej tropem Twojego rozumowania można by napisać: "Zjawisko kradzieży sklepowej jest nie do opanowania metodami siłowymi, aresztowanie złodziejaszków nic nie da, bo zastapią ich inni, a większość kradzieży i tak nie będzie wykrywane". "Dlatego uważam, że ograniczyć M1 może jedynie to, co określasz jako M2."Zapewniam Cię, że powstrzymać (tj. zredukować) piractwo można też poprzez surowsze egzekwowanie prawa autorskiego i nie przymykanie oczu na to, że jakiś bonzo osiedlowej sieci codziennie przerzuca kilka gigabajtów zajumanych multimediów."Przecież i dziś są produkowane szczególne dobra w bardzo limitowanych ilościach dla bardzo nielicznych i wymagających grup. Ile to będzie kosztowało, to jest już inna sprawa, ale przecież nie każdy musi mieć wszystko ;)"Przecież Ty już teraz zachowujesz się, jakby ksiązka wydrukowana na papierze, film puszczony w kinie albo płyta wytłoczona na fizycznym nośniku była towarem luksusowym."Napisałem tak, żeby ich odroznić od koncernowych produktów z castingu, odtwarzających mdły chłam skierowany do odbiorcy takiego, co to mu jednym uchem wlatuje, a drugim wylatuje."Ech... Czy Tobie naprawdę się wydaje, że jak coś jest kultowe, to było kultowe od samego początku?"Ci wielcy robili to co chcieli i im się osobiście podobało (a w najgorszym wypadku od tego zaczynali), robili po prostu "Coś" i myślę, że robili by to nawet gdyby mieli pecha jak np. van Gogh i akurat się im nie sprzedawało."To teraz odpowiedz mi na pytanie: Czy znasz CHOĆ JEDNEGO popkulturowego artystę, który:1) albo uzyskał status kultowego i nigdy się nie dorobił, bo całą swóją twórczość rozdawał za darmo i lał sikiem koszącym na kontrakty oferowane przez wytwórnie i dystrybutorów?2) albo najpierw uzyskał status kultowego, a dopiero potem się dorobił, bo stwierdził, że mimo wszystko pieniądze by mu się przydały?Jeżeli nie znasz, to cała gadka o Milesie Davisie nie ma żadnego znaczenia w tej dyskusji, bo okaże się, że "ponadczasowa kultowość" zawsze idzie w parze z komercyjną dystrybucją i grubym szmalem."Płyty Davisa czy The Beatles sprzedają się do dzisiaj, a kto pamięta o Britnej."Obawiam się, że nadal bardzo dużo ludzi."Artyści twierdzą, że dostają ochłapy, są dostępne kalkulacje jak to wygląda procentowo i uważam, że podział zysków powinien wyglądać inaczej."Mhm. Tyle tylko, że gdyby ten podział MÓGŁ wyglądać inaczej, a nie tylko POWINIEN, to już dawno jacyś spryciarze założyliby wytwórnię, która oferowałaby tak atrakcyjne kontrakty dla artystów i tak atrakcyjne ceny dla kupujących, że posłałaby w piach bankructwa wszystkie Warnery."Ja mam, inni widać uważają, że wciąż jest drogo."Bo dla nich zawsze jest za drogo. Najlepiej, żeby było zupełnie za darmo (M1)."Nie aż tak długie i nie wiem czy mało kto tak ma, w każdym razie patrząc na pierwsze z brzegu serwisy rozpowszechniające ebooki, to zainteresowanie takim formatem jest bardzo duże."Jestem bardzo ciekaw, jak wygląda współczynnik "ebooki przeczytane" / "ebooki ściągnięte" (nie mówię o Tobie, tylko w ogóle). Obawiam się, że bardzo, bardzo, bardzo mizernie i działa tutaj zasada "chomikowania"."Oczywiście, ale użytkownicy treści w postaci cyfrowej chyba nie znikną z tego powodu, że tak mocno podkreślisz co Ty wolisz, więc co to za argument?"Zorientowałeś się, że jesteś na moim blogu? To nie jest list otwarty do Marszałka Sejmu ws. piractwa. :)