Ko*iksy, cz. 1
komiks ::: 2008-12-06 ::: 1060 słów ::: #178
Czytasz starą notkę zaimportowaną z WordPressa. Niektóre elementy układu stron – w szczególności rozmiary i zakotwiczanie ilustracji oraz światło – mogą pozostawiać sporo do życzenia. Gdzieniegdzie wyparowały też multimedia, w szczególności zagnieżdżone wideo z YT.
Nie lubię komiksów. Tak w ogóle, tak po prostu. Ani tych humorystycznych, ani tych dramatycznych, określanych nierzadko mianem "powieści graficznych". Uważam, że jest to miałki rodzaj literatury (jeżeli w ogóle komiksy wolno do literatury zaliczyć), miałki na wszystkich możliwych poziomach: i fabularnym, i psychologicznym, i dialogowym. Komiksowe medium zresztą od początku wydaje się stać na przegranej pozycji. Ile narracyjnej głębi da się wydobyć z kombinacji kolorowych obrazków z krótkimi wypowiedziami wrzucanymi w dymki? Podczas gdy pisarze mają możliwość operowania całym bogactwem języka literackiego ze wszystkimi jego niuansami, podczas gdy reżyserzy mogą posługiwać się obrazem w sposób płynny i korzystać ze zróżnicowanego repertuaru zabiegów wizualnych, twórcy komiksów stoją gdzieś pomiędzy tymi dwoma światami, nie mogąc tak naprawdę dosięgnąć ani jednego, ani drugiego.
Gdy byłem mały, oczywiście czytałem komiksy -- "Kaczory Donaldy", "Asteriksy", "Tytusy", "Kajka i Kokosze". Potem z nich wyrosłem. Z komiksami "poważnymi", przeznaczonymi dla dorosłych zetknąłem się kilka razy... i to mi wystarczyło. Ze szczątkowych informacji i pojedynczych przesłanek potrafiłem wyrobić sobie negatywne zdanie na ich temat. Zdanie, nazwijmy rzecz po imieniu, trafne. Jako że ze swoją opinią nigdy się nie kryłem i otwarcie głosiłem bezwzględną wyższość literatury tradycyjnej nad komiksami, szybko trafiłem na oponenta w postaci Mateusza, znanego w mazowieckich kręgach apologety i kolekcjonera "dymkowych" opowieści. Mateusz z uporem godnym lepszej sprawy przy każdej okazji zapytywał mnie: "Skąd możesz wiedzieć, że nie lubisz, skoro nie czytałeś tych najlepszych?". Na rzucenie rękawicy nie musiałem długo czekać.
Mateusz zaproponował mi oto, bym zapoznał się z trzema tytułami stanowiącymi ukoronowanie dokonań trzech różnych podgatunków: komiksu psychologiczno-obyczajowego, komiksu biograficzno-historycznego oraz komiksu superbohatersko-sensacyjnego. Przyjąłem wyzwanie, spodziewając się wyłącznie pozyskania dodatkowych argumentów przemawiających za bylejakością "powieści graficznych". ...
Przede wszystkim chciałem być uczciwy. Do lektury Black Hole zasiadłem więc z "tabulą rasą", starając się zapomnieć o wszelkich uprzedzeniach. Początkowo zapowiadało się zaskakująco dobrze. Już od pierwszych stronic dałem się wciągnąć klimatowi tworzonemu umiejętnie przez Charlesa Burnsa przy pomocy czarno-białych, skontrastowanych ilustracji. Atmosfera Czarnej dziury przywoływała na myśl filmy Shyamalana -- i z mojej strony jest to akurat komplement, bo ja dzieła M. Nighta cenię wysoko.
Black Hole opowiada o perypetiach nastolatków zagrożonych przez dziwną, przenoszoną drogą płciową chorobę zwaną Francą ("Bug"), której objawami są groteskowe zniekształcenia ciała -- a to komuś wyrośnie ogon, a to ktoś od czasu do czasu musi zmienić skórę, a to komuś pojawią się na podgardle małe usta. Deformacje są niekiedy mniej, a niekiedy bardziej widoczne. Niektóre z ofiar postanawiają odizolować się od reszty społeczeństwa i zakładają w lesie coś w rodzaju niewielkiej komuny, ale z czasem jej członkowie zaczynają w niewyjaśnionych okolicznościach znikać... Wszystkie te wydarzenia obserwujemy przez pryzmat uczuciowych rozterek dwóch głównych bohaterów. A Keith i Chris są zdrowi -- przynajmniej zdrowymi ich poznajemy.
Czarna dziura posiada dwie zasadnicze wady. Po pierwsze, niewiele się tam dzieje. Akcja nabiera rumieńców dopiero w końcowych partiach utworu i szybko ucina się na niesatysfakcjonującym, rozmytym zakończeniu. Druga wada jest znacznie poważniejsza: Black Hole to łopatologiczna alegoria problemów związanych z dojrzewaniem płciowym i wkraczaniem w dorosłe życie. Na żadnym innym poziomie tej opowieści odczytać się nie da, bo skutecznie uniemożliwiają to czytelnikowi falliczne i waginalne symbole pojawiające się dosłownie co kilka stron (skojarzeniowa fantazja Burnsa niekiedy zadziwia). Całość nie ociera się bynajmniej o pоrnografię, autor nie przekracza granic dobrego smaku, ale co nam po tym, skoro jedyna konkluzja wynikająca z tego wszystkiego brzmi doprawdy banalnie: "trudno jest być dorastającym nastolatkiem".
Stworzenie Black Hole zajęło Burnsowi dziesięć lat. A więc zaledwie dwie piąte lawdoga na rok -- nie najlepszy to wynik. Podobno do ekranizacji przymierza się David Fincher. Niewykluczone więc, że o Czarnej dziurze jeszcze usłyszymy i że adaptacja okaże się znacznie lepsza od pierwowzoru.
Maus to istna masakra. Dosłownie i w przenośni. Dosłownie, bo komiks Arta Spiegelmana opowiada o Holokauście, a ściślej: o losach Władka, ojca autora, któremu, pomimo trafienia do Auschiwtz, udało się Holokaust przetrwać. W przenośni, bo Maus jest komiksem fatalnym. Jeżeli do tej pory wydawało wam się, że Lista Schindlera i Pianista są tak dobre, ponieważ oparto je na kanwie wstrząsającego wydarzenia historycznego, to Maus udowadnia ponad wszelką wątpliwość, że potrzeba czegoś więcej.
Wydarzenia rozgrywają się na dwóch różnych płaszczyznach czasoprzestrzennych: na przełomie lat 60. i 70. w Nowym Jorku, gdzie Art wyciąga od mało wylewnego ojca szczegóły dotyczące jego tragicznej przeszłości, oraz w czasie Drugiej Wojny Światowej na terenie okupowanej Polski, gdzie Władek wraz z rodziną i przyjaciółmi walczy o przeżycie. Rzecz jasna, to drugi z wątków odgrywa najważniejszą rolę w utworze, chociaż znaczenia tego pierwszego nie należy bagatelizować, bowiem autor usiłuje pokazać, jak i dlaczego wojna zmieniła ojca na gorsze.
Tyle o treści, lecimy z wadami. Primo, Maus nie angażuje. Losy Władka ukazano w sposób chronologicznie liniowy, jednak bardzo poszarpany, i czytelnik ma wrażenie obcowania z serią krótkich, nierozwiniętych opowiadań aniżeli z wartkim strumieniem fabularnym. Secundo, od strony graficznej Maus jest po prostu paskudny. Nie kupuję argumentu, że brzydka, odpychająca kreska miała oddać dramat narodu żydowskiego, bo zarówno wątek "współczesny" jak i przedwojenne losy Władka zilustrowane są dokładnie tak samo. Tertio, przemianę głównego bohatera z zaradnego i sympatycznego mężczyzny w sile wieku w skąpego, zgorzkniałego i marudnego staruszka ukazano w sposób nieumiejętny i nieprzekonujący. Nie przeczę, że wojna właśnie tak wpłynęła na prawdziwego Władka Spiegelmanna, ale autor nie poradził sobie zupełnie z odpowiedzią na pytanie, dlaczego tak się stało.
I quatro wreszcie: W komiksie w ogóle nie występują... ludzie. Właśnie przez to (przynajmniej po części) Maus zyskał tak duży rozgłos. Wszyscy Żydzi są u Spiegelmana przedstawieni jako myszy (stąd tytuł), wszyscy Niemcy jako koty, Amerykanie jako psy, Francuzi jako żaby, a Polacy -- Polacy jako świnie. Swojego czasu Maus wzbudził przez to moc kontrowersji w nadwiślańskim kraju. Podobno Spiegelmann nie miał nic złego na myśli i jestem skłonny nawet mu uwierzyć, ale nie rozumiem, po co w ogóle zdecydował się na cały ten zoomorfizujący zabieg. Jakikolwiek zamiar by go nie motywował, to po prostu go nie osiągnął.
Wiedzcie, że ze swoim zdaniem idę bardzo pod prąd, bowiem Mausa uznaje się jako utwór wyjątkowy i wybitny. Cóż, ja w każdym razie jestem szczery w swojej ocenie i ani nie poddaję się masowym zachwytom, ani nie ulegam wymogom politycznej poprawności.
Surowe, ale sprawiedliwe -- tak tylko można nazwać moje opinie o Black Hole i Mausie, komiksach, które miały inaczej ustosunkować mnie do całego gatunku... ale nie ustosunkowały, gdyż najwyraźniej od początku miałem co do niego słuszność. Pozostała jeszcze jedna szansa, jeszcze jeden tytuł, rzekomo absolutne mistrzostwo sztuki komiksowej. Jemu jednak poświęcę osobny wpis.
Komentarze
mwisniewski (2008-12-06 20:12:29)
Kwestię "ukoronowań dokonań trzech różnych podgatunków" pominę, a i mój komentarz zbyt długi nie będzie. Starałem się dotrzeć do Borysa na kilka sposobów i... cóż, tego dowiemy się zapewne z kolejnej komiksowej notki. Jak nie drzwiami, to oknem. "Surowe, ale sprawiedliwe -- tak tylko można nazwać moje opinie o Black Hole i Mausie..." Od dzisiaj masz monopol na prawdę. :)Wyjaśnij mi jeszcze: czy książki również są dla Ciebie jakimś "gatunkiem"?
Borys (2008-12-06 21:12:02)
Ale uważasz, że nadużyłem określenia "ukoronowanie" czy "podgatunek"? Jeśli to drugie -- patrz niżej. Jeśli to pierwsze -- wskaż mi zatem komiks historyczny lepszy Twoim zdaniem od "Mausa" i komiks psychologiczno-obyczajowy lepszy od "Czarnej dziury". Z chęcią się zapoznam... :) Pamiętaj tylko, że jedna jaskółka wiosny nie czyni. :) Ale pytasz ironicznie? Mnie po prostu chodziło o wprowadzenie małej hierarchii na potrzeby tej notki, ale decydowały względy czysto językowe. Jeżeli założymy, że i "zwyczajne" książki, i komiksy są częścią literatury, to można mówić o dwóch oddzielnych gatunkach.Staszko (2008-12-06 23:12:23)
Trudno mi się wypowiedzieć w kwestiach adremiczno-merytorycznych, ponieważ komiksów nie czytam w ogóle. Kiedyś -- tak dawno, że najstarsi antropolodzy nie pamiętają -- przeczytałem kilka(-naście) Thorgali i jednego Szninkla (nie licząc polskiej klasyki: Tytusa czy Kajka i Kokosza). Mam do nich duży sentyment, czy jednak dziś uznałbym je za dzieła ważne i piękne? Nie wiem. Są rzeczy, do których się nie wraca, ponieważ powrót mógłby je zniszczyć.Notkę jednak przeczytałem z zainteresowaniem, niewątpliwie spowodowanym po części przez jej wyrazistość. (Znakomity skądinąd pomysł z ocenianiem w skali lawdogów!). Jak mówię: nie zabieram (nikomu) głosu w dyskusji. Pamiętam jednak, że sporo dobrego słyszałem o "Sandmanie" (sam wszakże nie miałem go nigdy w rękach). Czy próbowałeś się zapoznać z którymś numerem?
Seji (2008-12-07 00:12:10)
Lawdog, moge napisac Borysowi po porstu, ze sie nie zna, czy tez powinienem dodac, ze jest glupi i ma wszy? ;)I skoro komiks to nie literatura, to ksiazki z obrazkami takze literatura nie sa. Sprytne.
mwisniewski (2008-12-07 12:12:43)
@SejiPójdź za głosem serca! ;)
Borys (2008-12-07 13:12:48)
Staszek: Ja też sporo dobrego słyszałem o "Sandmanie" i parę lat temu przeczytałem pierwszy tom. Daję nie więcej niż pięć lawdogów, nic szczególnego.Seji: Jeżeli w książce cała fabuła opowiedziana jest za pomocą obrazków, mamy do czynienia z literaturą dziecięcą. Chcesz więc powiedzieć, że komiksy są dla dzieci? Spoko, zgadzam się.
Borys (2008-12-07 14:12:09)
Seji: Ale po co mam Ci cokolwiek udowadniać? W wolnych chwilach możesz zaczytywać się nawet "Dziećmi z Bullerbyn". Fajna rzecz, bardzo ją lubiłem, jak byłem mały.
mwisniewski (2008-12-07 14:12:28)
@BorysMasz rację, są też komiksy dla dzieci.
Seji (2008-12-07 14:12:45)
Udowodnij, ze Sin City jest dla dzieci.
mwisniewski (2008-12-07 15:12:56)
To było niskie. :)
Seji (2008-12-07 19:12:44)
Borys zmienia sie w Jacka Kurskiego.
Borys (2008-12-07 20:12:41)
Moje opinie dot. "Black Hole" i "Mausa" -- z uzasadnieniem -- znajdziecie powyżej. Jeżeli chcecie podyskutować, polecam dokładnie przeczytanie notki (koniecznie ze zrozumieniem -- metoda Sejiego, czyli "czytam trzy losowo wybrane zdania całości", nie wchodzi w grę), ustosunkowanie się do moich poglądów i przedstawienie własnych kontrargumentów. Jeżeli natomiast sądzicie, że "Black Hole" i "Maus" nie są wcale dobrymi komiksami, to spoko -- czekam na informacje o jakichś lepszych.
Arek (2008-12-07 23:12:03)
Świetna notka.
Misiolak (2008-12-08 00:12:54)
Denna notka. Trudno dyskutować z: "wyrobiłem sobie negatywną opinię i teraz się w niej utwierdzę". Nieustannie zdumiewa mnie podobnie martyrologiczna postawa. Nie lub, nie czytaj - wyjdzie na zdrowie.
Mrrrrrok graniczący z immerrrrsją... ...to oczywiście "Niebieskie pigułki".Arek (2008-12-08 11:12:05)
@Misiołak - Ale możesz dyskutować z przedostatnim akapitem recki "Black Hole" oraz trzecim i czwartym akapitem recenzji "Maus". Rozumiem, że Borys deklaruje swoją niechęć do komiksów, ale podaje argumenty. Czemu nie próbować ich zbić?
Borys (2008-12-08 11:12:23)
@Misiołak: Upraszczasz. Nie "wyrobiłem sobie negatywną opinię i teraz się w niej utwierdzę", tylko:1. Moja opinia nt. komiksów była (i jest) negatywna.2. Spróbowałem ją zweryfikować zasiadając do lektury dwóch komiksów wskazanych mi przez Mateusza jako bardzo dobre.3. Czytałem bez uprzedzeń.4. Rzeczone komiksy uważam za kiepskie -- dlaczego, dokładnie wyjaśniłem (i oceniałem je po prostu jako utwory fabularne, z dokładnie tych samych powodów mógłbym skrytykować książkę lub film).5. Jako że miało to być komiksy "bardzo dobre" -- podtrzymuję swoją opinię nt. komiksów w ogóle.
Borejko (2008-12-08 20:12:02)
Odnośnie Mausa bo tylko tego czytałem- zgodzę się z Tobą że sporo popularności zdobył dzięki tematyce, natomiast kreska wydaje mi się ze właśnie podkreśla "dramat narodu żydowskiego".No ale cóż o gustach sie nie dyskutuje, a poza tym jakimś specem od obrazkół nie jestem.
Misiolak (2008-12-10 01:12:31)
Punkt 1 i 5 stoją w sprzeczności z punktem 3.Punkt 2 - nie kwestionuje Lawdogowych polecanek, ale do Borysa niekonicznie muszą przemawiać Lawdogowe debeściaki; "W poszukiwaniu straconego czasu" też podobno jest bardzo dobre, a dla mnie to droga przez mękę. Punkt 4 - "podyskutujmy"."Czarnej dziury" nie czytałem, bo nie pociągają mnie "falliczno-waginalne symbole". Wolę uczciwego pоrnola. Może przeczytam przy okazji."Mausa" uważam zaś za komiks dobry. Po pierwsze, to opowieść starego człowiek poskładana ze strzępów przez tego młodego, nie ma rewolucji, ale i nie ma tragedii. Po drugie, według mnie rysunek dobrze uzupełnia narrację, ale kreska to rzecz gustu. Po trzecie, zgrzytu nie zauważyłem, to przedewszystkim opowieść Włodka spisana przez Arta, kto opisuje siebie w ciemnych barwach? A i leciwa pamięć bywa zawodna. Po czwarte, "Folwark zwierzęcy" pewnie też jest zły, bo to nie ludzie ino zwierzęta. Świńska kwestia raczej mnie nie rusza, owszem knurek nie za dobrze się kojarzy, ale skoro kultem otaczamy schabowego (jak Francuzi żabie udka), to chyba należy nam się prosiak.Czekam, co powiesz o "Strażnikach".
Staszko (2008-12-18 13:12:02)
Boryyysie, ale nie odpowiedziałeś na pytanie o "Sin City". Dla dzieci czy nie dla dzieci? (ja nie czytałem komiksu, widziałem tylko film). Nie uskrajniajmy tez ponad miarę. :)
Borys (2008-12-18 16:12:20)
@Misiołak: Punkt 1 i 5 nie stoją w sprzeczności z punktem 3. Po prostu trochę inaczej rozumiemy słowo "uprzedzenia" w tym konkretnym kontekście. Zasiadałem do lektury nie z nastawieniem "ale to będzie głupie", ale z "może będzie faktycznie fajne i wreszcie zmienię zdanie". Nie było, nie zmieniłem.A co "Mausa": "Po pierwsze" i "po drugie" -- rzecz gustu. "Po trzecie" -- no sorry, ale chyba dawno to czytałeś, bo nie ma wątpliwości, że "współczesny" Władek jest przedstawiony jako niezbyt miły staruszek. "Po czwarte" -- zwróć uwagę, że w "Folwarku zwierzęcym" cała fabuła została zredukowana do płaszczyzny tytułowego folwarku. Natomiast akcja "Mausa" nie rozgrywa się w świecie kotów i myszy, lecz w "realu", tyle tylko, że Żydzi występują jako myszy, Niemcy jako koty itd. DOPISEK: U Orwella mamy więc alegorię pełną gębą, u Spiegelmana tylko nie prowadzący do niczego zoomorfizm.I przyznam, że nie patrzyłem wcześniej na kwestię "uświnienia" Polaków przez pryzmat schaboszczaka. Ciekawa interpretacja. ;)@Staszek: Dla dzieci, dla dzieci, jasne, że dla dzieci.
Misiolak (2008-12-22 23:12:55)
Borysie, najpierw piszesz, że nie lubisz komiksów i masz uprzedzenia. Po chwili okazuje się, że w twoim słowniku "nie lubię" i "uprzedzenia" mają zupełnie inną definicję. Póżniej idziesz w zaparte i okazuje się, że komiksy z dużą dozą przemocy i pоrno też są dla dzieci. Może przedstawisz jakieś konkretne stanowisko, zamiast siedzenia okrakiem na płocie i cenzurowania postów. Nie masz argumentów, więc się wkurzasz, że Seji jedzie po bandzie?
Borys (2008-12-23 00:12:31)
Dobrze, jeżeli więc nie zgadzasz się na moje rozumienie słowa "uprzedzenia", to powiem po prostu, że go nadużyłem. Trzeba było napisać: "Do lektury Black Hole zasiadłem więc z "tabulą rasą", starając się zapomnieć o swoim sceptycyzmie". Mój błąd. Ale mówisz teraz o "Sin City"? Pierwszy akapit powyższej notki. Moje "ocenzurowanie" Sejiego nie ma nic wspólnego z tematem, ale z tym, że rzeczony Seji już drugi raz zamienia dyskusję w pyskówkę poprzez dryfowanie, dygresje, ignorowanie silniejszych kontrargumentów i wbijanie szpileczek w te najsłabsze. Nie chciało mi się już z nim dłużej gadać na tym poziomie (choć, przyznaję, nie powinienem był się dać sprowokować), więc zrobiłem EOT.Misiolak (2008-12-23 08:12:39)
Oczywiście pomijając fakt, że u kogoś wcześniej uprzedzonego trudno o wtórny obiektywizm.Borysie, ostatnio widzę, że głupoty wypisujesz. Komiks jest nośnikiem informacji, podobnie jak klasyczna książka czy film. Jaką treścią zapełni się przestrzeń między jego okładkami zależy od autora. Sztuka tworzenia komiksu polega na umiejętnej kompozycji obrazu i tekst (a tu bardzo wiele zależy od klasy artysty), zaś to, co najważniejsze w komiksie dzieje się między kadrami. Podobnie w standardowej książce najważniejsze kryje się między słowami.Pisanie o ułomnym dziecku filmu i literatury dobitnie świadczy, że tego medium nie czaisz kompletnie. Zatem poraz wtóry - daruj sobie, nie lubisz komiksu, nie czytaj, bo teorie, które tu próbujesz budować, są po prostu śmieszne.PS. W podobnym duchu - nadal nie dowiedziałem się od ciebie na czym polega LARP w konwencji manga, zwłaszcza w zestawieniu z thrillerem czy sensacją. Manga nie może być thrillerem? Znowu mieszasz zbiory z podzbiorami.
mwisniewski (2008-12-23 11:12:33)
Misiu, w przypadku Borysa i jego podejścia do komiksu świątęczną misję "prostowania" można sobie darować. :)
Borys (2008-12-23 16:12:51)
@Misiołak
Proszę i radzę, radzę i proszę, nie idź w ślady Sejiego i nie łap mnie za pojedyncze słowa. Napisałem już powyżej, że zamiast "uprzedzony" powinno być "sceptyczny". Powiedziałbym, że przede wszystkim nośnikiem fabuły. To dość ważne rozróżnienie, bo porównuję komiks z literaturą czy filmem właśnie dlatego, że we wszystkich trzech przypadkach mamy do czynienia z fabułą. Chociaż oczywiście fabuła jest rodzajem informacji. Kiepski kontrargument godzien tzw. "poważnych krytyków literackich". Jeśli coś się komuś nie podoba, tzn. że tego nie czai, tak? Wyrażam swój pogląd. Mógłbym zacisnąć oczy i zacząć krzyczeć "Nie kce, nie kce, nie kce!". Zamiast tego próbuję ów pogląd jakoś uzasadnić. Sfery gustu oczywiście tym sposobem nie opuszczę, ale przynajmniej staram się przedstawić swój punkt widzenia. Ty swojego nie przedstawiłeś i nie napisałeś np. co takiego znajdujesz w komiksach, czego nie ma w literaturze i filmie. Chodziło mi o konwencję kostiumową.Borys (2009-01-10 19:01:56)
Pyskówka pomiędzy Sejim a mną została usunięta ze względów higienicznych