Medytacje nad Śródziemiem
tolkien ::: 2008-11-23 ::: 1770 słów ::: #174
Czytasz starą notkę zaimportowaną z WordPressa. Niektóre elementy układu stron – w szczególności rozmiary i zakotwiczanie ilustracji oraz światło – mogą pozostawiać sporo do życzenia. Gdzieniegdzie wyparowały też multimedia, w szczególności zagnieżdżone wideo z YT.
W Norwegii do pewnego czasu działały dwie sieci księgarni fandomowych (czyli sklepów sprzedających książki i filmy fantastyczne, komiksy, erpegi, planszówki, karcianki, geekowskie podkoszulki i gadżety itd.) -- Avalon i Outland. Avalon miał jednak gburowatą, przynajmniej jak na norweskie standardy, obsługę i kilka lat temu splajtował. Urządzono wielką, pożegnalną wyprzedaż. Kupiłem tam wtedy kilka interesujących rzeczy po nader interesujących cenach. Jedną z nich była wydana w 2001 r. przez oficynę Simon & Schuster antologia esejów Meditations on Middle-Earth. Tytuł mówi sam za siebie... ...
...a może właśnie nie do końca, bo największą słabością tego zbioru jest fakt, że zbyt wielu autorów, zamiast skupić się na Śródziemiu i treści Władcy Pierścieni, opowiada o swoim pierwszym spotkaniu z wiekopomnym dziełem Tolkiena, o tym, jak wpłynęło ono na ich karierę pisarską i w ogóle o swoim osobistym stosunku do Froda i spółki. Od strony stylistycznej jedni radzą sobie tutaj lepiej (Pratchett, Hobb, Duane), inni gorzej (Anderson, Friesner, De Lint), ale wszyscy oni nie mają w gruncie rzeczy niczego ciekawego do powiedzenia. Cóż, niczego innego nie powinienem się był spodziewać, taki już urok antologii esejów pisanych na zamówienie pod konkretny temat. Statystyka podpowiedała jednak, że wśród siedemnastu tekstów natrafię na jakąś perełkę. I owszem. Wyszła spod pióra Michaela Swanwicka i nazywała się The Changeling Returns.
Swanwick w swojej czternastostronicowej pracy zawarł kilka wielce ciekawych, dających do myślenia spostrzeżeń dotyczących Władcy Pierścieni. Myślę, że warto "przedrukować" je na Blogrysie z myślą o innych fanach powieści, bo przecież Meditations on Middle-Earth nie ukazało się i pewnie nigdy się nie ukaże w polskim wydaniu. Nie mam jednak zamiaru pisać tu nowej wersji eseju Swanwicka, więc ograniczę się do wypunktowania jego poszczególnych tez i obserwacji; co więcej, pójdę na łatwiznę i ucieknę się po prostu do przytoczenia obszernych cytatów. Wyróżnienia moje.
I To opowieść, w której wszyscy są w trakcie tracenia tego, co dla nich najdroższe. Elfy, uosobienie magii, odchodzą ze Śródziemia. Galadriela opłakuje kurczenie się Lothlorien. Drzewiec zdradza, że enty tracą swoją świadomość i stają się w coraz większym stopniu drzewami. Stare zwyczaje -- wszystkie zwyczaje -- zanikają. Drzewa są ścinane, strumienie zanieczyszczane. Wynaleziono proch. Nadchodzi uprzemysłowienie. Pokonanie Mrocznego Władcy i zniszczenie jego armii niczego nie zmieni. (...) Odczytanie Saurona jako Hitlera a Pierścienia jako bomby atomowej jest zredukowaniem dzieła do błahostki. Jednak Tolkien walczył w Pierwszej Wojnie Światowej i napisał większą część swojego majstersztyku podczas najczarniejszego okresu Drugiej. Anglia z czasów jego młodości już wtedy nie istniała. (...) Z doświadczenia Tolkien wiedział, że gdy kończy się wiek, można postąpić na jeden z dwóch sposobów. Można próbować go zatrzymać, lub można pozwolić mu odejść. Ci, którzy spróbują przejąć władzę, by odwlec zmiany, zostaną skorumpowani przez rozpacz (przede wszystkim Saruman, Theoden i Denethor, ale także inni). Ci, którzy zgodzą się zapłacić za wszystko, co posiadają, którzy zgodzą się na cierpienie i poświęcenie, którzy będą potrafili zdobyć się z honorem na wielki wysiłek bez oglądania się na siebie, a potem zrezygnować ze swoich wpływów i oddać dobrowolnie to, co pozostanie -- ci posiądą ostatecznie satysfakcję wiedzy, że świat ma przyszłość, którą warto przekazać dzieciom. Ale dla nich nie będzie już w nim miejsca. II "Był on tobie przeznaczony", oznajmia Gandalf Frodowi, najmniej prawdopodobnemu zbawcy. Szereg zbiegów okoliczności doprowadza Pierścień do Froda. (...) Pierścień, jak się nam mówi, aktywnie poszukuje swojego pana, Saurona. Jednak jego podróż oddala go od Mordoru i sprowadza prosto do Shire. (...) Zbiegi okoliczności mnożą się podczas ucieczki Froda z Hobbitonu. Opuszcza swój dom w ostatniej chwili (...) Zostaje uratowany przez elfy (...) [dwukrotnie] przez Toma Bombadila (...) przez Obieżyświata (...) Nad Frodo czuwa jakaś szczególna opatrzność, prowadząc go i ochraniając przez całą drogę do Rivendell. (...) Jednak począwszy od Rivendell, wędrówka co rusz natrafia na przeszkody i jest opóźniana z przyprawiającą o ból głowy regularnością. (...) Lecz sprzeczność jest tylko pozorna. Działa tu pewna siła, która zarówno pomaga jak i utrudnia, która, słowami Gandalfa, pozostaje "poza jakimkolwiek planem twórcy Pierścienia". A w Śródziemiu istnieje tylko jedna taka siła, która nigdy (celowo) nie zostaje nazwana po imieniu. III Raz za razem Frodo nieumyślnie wykorzystuje Pierścień, by poddać próbie tych, których napotyka. Najpierw oferuje Pierścień Gandalfowi, który, przerażony, krzyczy "Nie!" i "Nie kuś mnie!". Potem musi odmówić prośbie swego ukochanego wuja i mentora Bilba, który powodowany niemądrym pragnieniem chciałby Pierścień jeszcze raz potrzymać. Gdy Aragon o wielu imionach zdradza swoje pochodzenie, Frodo wykrzykuje: "Więc należy on do ciebie!". Potem chce go po prostu oddać Galadrieli, która odpowiada mu: "Łagodnie mścisz się za poddanie twojego serca próbie przy naszym pierwszym spotkaniu", a potem, w jednej z najbardziej pamiętnych scen książki, po przyprawieniu hobbita o palpitacje serca, stwierdza: "Zdałam test. Umniejszę się, odejdę na Zachód i pozostanę Galadrielą". Boromir chce wziąć Pierścień siłą, lecz potem rehabilituje się zgodnie ze swoim twardym kodeksem wojownika i umiera w obronie Drużyny. Brat Boromira, Faramir, zapalczywie stwierdza, że nawet nie podniósłby Pierścienia znalazłszy go na drodze, a potem, co bardziej szlachetne, udowadnia prawdę swych słów. Denethor, który nie zbliża się nigdy do Pierścienia na tyle blisko, by móc go porwać, snuje fantazje, co by z nim zrobił. W Mordorze celem pokusy staje się najpierw Gollum, potem Sam, a wreszcie sam Frodo. Frodo podróżuje przez Śródziemie niczym zesłany przez Boga sprawdzian prawości. IV Jakim dziwnym protagonistą okazuje się Frodo! (...) Opowieść o dojrzewaniu ma szacowną, doskonale znaną strukturę i początkowo Frodo wydaje się ją wypełniać. Zaczyna jako radosny, odważny, rezolutny i bardziej niż naiwny hobbit. Gdy dowiaduje się o swojej powinności, staje na wysokości zadania i akceptuje ją, choć ze strachem w sercu. Ale potem, gdy podróżuje coraz głębiej ku jądru ciemności, do Mordoru, tej wiecznej mrocznej nocy duszy, staje się coraz bardziej pasywny i coraz cichszy. (...) Sam i Gollum to ciekawe postacie. Nie są jednak całkowicie zrozumiałe, dopóki nie uświadomimy sobie, że stanowią oba aspekty Froda. Rozważany jako osobna jednostka, Sam jest po prostu zbyt dobry, byśmy mogli w niego uwierzyć. Nigdy się nie miga, nigdy się nie obraża, nigdy nie myśli o sobie, chyba że chodzi o zganienie samego siebie, iż nie spisał się jak należało. Każde jego działanie jest motywowane miłością. Sam stanowi (lub staje się) eksternalizacją wszystkiego co najlepsze we Frodzie. Dopełnia ścieżkę dojrzewania wymaganą przez bildungsroman. Samwise Gamgee, dziecko, które uciekło z domu z nadzieją ujrzenia olifanta, powraca do Shire jako silny mężczyzna z wykształconą moralnością niezbędną do zajęcia miejsca w społeczeństwie i założenia rodziny. Tam gdzie Sam jest Dobrym Chłopcem, Gollum jest tym Złym. To nie zwykły przypadek, że Gollum jest upadłym hobbitem i że nieustannie nienawidzi się z Samem. Gollum posiada determinację, pomysłowość i wytrwałość Powiernika, ale używa tych przymiotów w niewłaściwym celu. Jest tym, czym stałby się Frodo, gdyby poddał się Pierścieniowi. Ale ponieważ tak naprawdę stanowi część Froda, nie jest całkowicie zły, lecz tylko w takim stopniu, w jakim zły może być bohater. (...) Podczas gdy jego dwaj towarzysze reprezentują bliźniacze wątki dojrzewania i porażki, Frodo podąża trzecią ścieżką, która w gruncie rzeczy, choć Tolkien bardzo starał się to zamaskować, jest ścieżką mistyczną. Rozpoczyna się od zranienia Froda przez Nazgula w lesie pod Wichrowym Czubem (to rana Króla Rybaka i powód, przez który Frodo nie zostawi po sobie potomstwa), uszlachetnia go przeciwnościami losu i osiąga swoją kulminację w Górze Przeznaczenia, gdzie Frodo zakłada Jedyny Pierścień i próbuje wziąć jego moc w swoje władanie. (...) Frodo nie zdaje próby. (...) Ponieważ zostaje osądzony za całe swoje życie aniżeli za słabość jednej chwili, potępienie, które na siebie próbuje ściągnąć, jest mu oszczędzone. Frodowi zostaje darowane nie zwycięstwo, lecz miłosierdzie. [/ALIGN] * * * Esej Swanwicka, choć najciekawszy, nie jest jedynym ciekawym w zbiorze. Na uwagę zasługuje też analityczna praca Ursuli K. Le Guin pod wiele mówiącym tytułem "Rhytmic Pattern in The Lord of the Rings". Le Guin zwraca uwagę na... cóż, na rytmiczne wzorce przenikające całą powieść, i to na dwóch poziomach -- sylab, słów i zdań oraz wydarzeń fabularnych. Tolkien był nie tylko prozaikiem, ale także poetą i widać to wyraźnie podczas czytania Władcy Pierścieni, ale pod warunkiem, że mamy w ręku oryginał. W wielu miejscach odnajdziemy wyraźne metrum wybijane przez naprzemiennie miękkie i twarde sylaby. Najlepszym tego przykładem jest Tom Bombadil, który w zasadzie mówi wierszem, tyle tylko, że zamaskowano to brakiem podziału na osobne wersy. Zastanawiałem się przez długi czas, dlaczego anglojęzyczne wydanie The Lord of the Rings tak dobrze się czyta w sensie stylistycznym. Niewykluczone, że już znam odpowiedź... Le Guin w tropieniu rytmicznych wzorców idzie dalej i zauważa, że w całej powieści mamy do czynienia, po pierwsze, z powtarzaniem pewnych drobnych elementów i wydarzeń, a po drugie, z licznymi kontrastami, na których oparto rozwój fabuły. Autorka pod tym kątem poddaje szczegółowej analizie ósmy rozdział pierwszej księgi, "Mgła na Kurhanach". Na przykład czterokrotnie bohaterowie widzą tam pojedynczą sylwetkę na tle nieba (Złotej Jagody, głazu, upiora i Toma), a trzy razy pada pytanie "Gdzie jesteś?", choć za każdym razie w nieco innych okolicznościach. Jeśli natomiast chodzi o kontrasty, da się ich w tamtym rozdziale wyróżnić aż kilkanaście, m.in. "ciemność / światło dnia", "poczucie zagrożenia / bezpieczeństwa", "strach / odwaga", "samotność / obecność towarzyszy". Te zmiany nie są prostymi binarnymi przeskokami, pisze Le Guin. Pozytywy prowadzą do lub są wywoływane przez negatywy, i odwrotnie. Każdy yang zawiera swój yin, każdy yin zawiera swój yang. Oczywiście, wszystkie powieści buduje się w mniejszym lub większym stopniu na podobnych kontrastach, ale u Tolkiena są one wyjątkowo wyraźne, wyjątkowo świadome, choć zarazem wcale nie przesadzone. * * * Ostatnim wartym wspomnienia esejem jest "How Tolkien Means" spod pióra Orsona Scotta Carda. Dla autora Gry Endera powieść angielskiego profesora stanowi tylko punkt wyjścia dla bardziej ogólnych rozważań nad różnicami dzielącymi literaturę "ambitną" od "eskapistycznej" (czyli, po prostu, fantastycznej). Wiadomo, że miłośnicy tej pierwszej -- tak zwani poważni krytycy i czytelnicy-intelektualiści -- spoglądają krzywo na tą drugą. Według nich, jeżeli autor książki zamiast "mieć coś do powiedzenia" przenosi czytelnika do wyimaginowanej rzeczywistości, to w najlepszym razie zasługuje na pobłażanie, a nierzadko na pogardę. Card wysuwa celny kontrargument: Jeżeli literatura "ambitna" zasługuje na uwagę przede wszystkim ze względu na swe przesłanie, to... nie trzeba jej czytać. Wystarczy, że zrobią to specjaliści, którzy rozłożą dany tytuł na czynniki pierwsze i przedstawią w fachowych opracowaniach "co autor miał na myśli", a wszyscy pozostali zapoznają się z konkluzjami tychże opracowań. W przypadku literatury "eskapistycznej" tak się już oczywiście nie da, bo cały myk polega przecież na tym, by owej "ucieczki od rzeczywistości" doświadczyć osobiście. * * * Medytacje nad Śródziemiem przybliżyły w czasie moment, gdy po raz kolejny zabiorę się za lekturę Władcy Pierścieni, tym razem próbując odszukać tam to, co Swanwick i Le Guin znaleźli przede mną. A mając w pamięci słowa Carda nie będę odczuwał wyrzutów sumienia, że po raz kolejny podróżuję z Frodem przez jego świat miast zająć się czymś "poważnym".
Komentarze
mwisniewski (2008-11-23 21:11:52)
Zająłbyś się czymś poważnym. Chociaż, nie. Wreszcie zacząłeś czytać dobrą literaturę. Wiesz, o co chodzi. :)
Arek (2008-11-24 11:11:50)
Dobra notka :-)