Nieznany wróg
gry ::: 2008-10-19 ::: 580 słów ::: #168
Czytasz starą notkę zaimportowaną z WordPressa. Niektóre elementy układu stron – w szczególności rozmiary i zakotwiczanie ilustracji oraz światło – mogą pozostawiać sporo do życzenia. Gdzieniegdzie wyparowały też multimedia, w szczególności zagnieżdżone wideo z YT.
Przeszedłem (znowu) UFO: Enemy Unknown! Kto w połowie lat dziewięćdziesiątych nie zagrywał się w genialne dzieło nieodżałowanego Microprose'u, ten nie zrozumie, co kryje się za tymi kilkoma prostymi słowami.
Złote lata pecetowej rozrywki przypadły właśnie na ostatnią dekadę dwudziestego wieku. Grafika i dźwięk rozwinęły się wtedy na tyle, że gracz nie musiał dłużej interpretować kwadratów osiem na dziesięć pikseli jako żołnierzy i trzyipółbitowych pisków jako odgłosów wystrzałów. Zarazem technika nie zaszła jeszcze tak daleko, żeby twórcy zaczęli przedkładać "eye-candy" nad pomysł i grywalność. Mniej więcej w okolicach roku 1995 osiągnięto moment wspaniałej równowagi pomiędzy formą a treścią gier komputerowych. Nic dziwnego, że właśnie z tamtego okresu pochodzą niezapomniane klasyki zręcznościowe, przygodowe i strategiczne.
Gdy wznowię wreszcie minicykl Podróż sentymentalna (a wiele wskazuje na to, że nastąpi to dopiero z okazji dwusetnego wpisu), dowiecie się, że w wieku okołodziesięcioletnim zagrywałem się do upadłego dwoma tytułami. O ile jednak monumentalna Civilization była swoistym never-ending story -- bo przechodziło się ją raz za razem, za każdym razem obierając inną strategię -- o tyle UFO: Enemy Unknown stawiało przed graczem jasno zarysowany cel: obronić Ziemię przed najazdem Obcych... a potem zająć się czymś innym.
Ze starymi grami jest tak, że jeżeli grało się w nie "wtedy", to można w nie równie dobrze zagrać "teraz" i nadal będą (prawie) tak samo fajne. Mocarna dawka sentymentu przysłoni wybrakowany interfejs i pikselozę czającą się w kątach ekranu. Natomiast jeżeli spróbujemy zasiąść przed tytułem, który do tej pory znaliśmy tylko ze słyszenia, to jakkolwiek kultowy by swojego czasu nie był, najprawdopodobniej nasz gust nie zdoła podźwignąć ciężaru tych wszystkich lat. Sam tak miałem z wielkim Frontierem. Że też "wtedy" na niego nie trafiłem...
Dlaczego o tym piszę? Aby wyjaśnić, że jeśli "wtedy" nie zetknąłeś się z UFO, nigdy nie zrozumiesz, jak kolosalne pokłady klimatu zawierała -- i nadal zawiera -- ta gra. Nie zrozumiesz, jak to jest skradać się dwójką nieopancerzonych komandosów między jabłoniami w sadzie i nie wiedzieć, skąd padną śmiercionośne strzały Sectoidów; jakie to uczucie, gdy usiłujesz obronić sterroryzowane miasto i w beznadziejnej walce odpierasz ataki jednego Cyberdiscu za drugim; jaka duma cię rozpiera, gdy złapiesz żywcem pierwszego Leadera albo Commandera; jaką satysfakcję odczuwasz, gdy pod koniec wirtualnego miesiąca otrzymujesz dodatkowe dofinansowanie od światowych mocarstw nadzorujących działalność X-Comu, zadowolonych z twych dotychczasowych sukcesów.
Przyznam, że "wtedy" nie przeszedłem UFO. Jako szczyl byłem za cienki taktycznie na tę grę, wykazywałem za mało cierpliwości, zbyt często ignorowałem działalność Obcych na swoim terenie. Wyczerpujące rady zawarte w dwóch artykułach w "Gamblerze" -- zatytułowanych oczywiście "Nieznany wróg" i "Poznany wróg" -- były bardzo pomocne, ale nie wystarczyły. Z Enemy Unknown zmierzyłem się dopiero jako maturzysta, całe pięć i pół roku po Inwazji (akcja gry rozpoczyna się w styczniu 1999 r.). Któregoś czerwcowego popołudnia stanąłem wreszcie oko w oko z marsjańskim Mózgiem i pociągnąłem za spust po raz ostatni. Rozpoczętą dawno temu krucjata doprowadziłem wreszcie do końca.
Niedawno postanowiłem wrócić do UFO raz jeszcze. Z przyjemnością stwierdziłem, że gra przysparza równie dużo funu co dawniej. Tym razem zawiesiłem sobie poprzeczkę nieco wyżej i przeszedłem grę nie używając psioniki. Świat został uratowany raz jeszcze. Znowu możecie spać spokojnie, bez obaw, że w środku nocy wejdzie wam przez okno do pokoju człowiek-wąż z sondą analną. Lecz pamiętajcie, że zagrożenie w każdej chwili nadal może wynurzyć się z sedesu, więc kładźcie coś ciężkiego na klapie przed położeniem się do łóżka. A ja tymczasem zabieram się za sequel, Terror from the Deep.
I jakoś tak cieszę się, że w moim przypadku Civ i UFO, a nie Sims i WoW.
Komentarze
LordThomas (2008-10-19 16:10:48)
Ha! Przemilczales kwestie, ze zaczales grac jak ja zaczalem grac :) Nie wspominajac o tym, ze tez przeszedlem gre bez psioniki i to przed Toba :PZobaczymy kto pierwszy powstrzyma zagrozenie z sedesu. Czas start :)A powaznie to nie wiem czy sie zbiore na skonczenie TFTD. Juz w UFO walki taktyczne przy zestrzelonym spodku zaczely mnie meczyc (staralem sie przechwytywac je nad woda zeby nie bylo problemu ale to konczy sie niedoborem Elerium). A w TFTD jest jeszcze gorzej. Powinni dodac opcje auto-combat przy takich misjach. I tak najfajniejsze sa przeciez terror sites. Przy setnym ufo lazenie po planszy przez polgodziny w poszukiwaniu szaraka jest juz zbyt meczace.
Borys (2008-10-19 17:10:48)
Ano zacząłem. Ale jest trudno. Podczas pierwszej misji na dzień dobry dostałem paroma granatami i w przeciągu trzech tur sześciu z ośmiu moich "marynarzy" było martwych. Obcy mają w TFTD wprost zabójczą celność i reakcje. Wychodzę zza rogu, widzę stwora, a on do mnie od razu wali i kaplica.Próbowałem grać na środkowym poziomie trudności, ale obniżę sobie poprzeczkę o jeden ząbek.Z Twoim zastrzeżeniem się zgadzam -- auto-combat powinien być, kropka. Ale... Na początku gry bitwy przy zestrzelonych UFO, nawet tych małych, są wyzwaniem i nie nudzą. A potem, gdy masz już dopakowanych ludzi, taka walka zajmuje dosłownie dziesięć minut -- szybkie przeczesanie terenu, zlokalizowanie ohydztwa i harpun w szary łeb. :)Co do niedoboru Elerium -- w TFTD jest o nie łatwiej (czy raczej o Zrbite, czy jak to się tutaj nazywa).
Borejko (2008-10-20 06:10:06)
Zdaje się że na linuxa widziałem jaąs nową/ starą wersję UFO
Anonymous (2008-10-20 08:10:22)
Na Linuksa (i Windowsa) są:1. UFO 2000 - wyłącznie do gry po sieci, grafika identyczna ze starą + sporo nowej.2. UFO: AI - remake w 3D, bardzo grywalny, szczególnie polecam grę z włączonym widokiem izometrycznym (wtedy jest wygodniej, jest jak w starym UFO wtedy), sporo niedopracowanych elementów, bo to ciągle jest tworzone.
Magnes (2008-10-20 08:10:39)
To wyżej pisałem ja. ;)